coryllus coryllus
2662
BLOG

SatOkh i Kukliński byli razem w NSZ

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 34

Miałem ten tekst nazwać inaczej, ale się trochę zbrzydziłem tamtego tytułu. Nie więc zostanie taki, choć nie zawiera w sobie wszystkich wątków, które chcę dziś poruszyć. Rozmawiałem wczoraj z moim kolegą o wszystkich interesujących nas sprawach i powiedziałem, że zostaliśmy sprowadzeni do poziomu psa, na co mój kolega powiedział, że raczej dżdżownicy, bo ta nie gryzie, a na przynętę nadaje się w sam raz. I to pewnie jest prawda. Oto my – dżdżownice w pryzmie kompostu – liczące, że ktoś potraktuje poważnie nasze postulaty i chęci.

Idźmy jednak po kolei. Jakiś czas temu pojawiły się w sieci informacje o tym, że pułkownik Kukliński kamuflował swoją działalność szpiegowską romansami z koleżankami z pracy. Były zdjęcia, opisy różnych aferek i huczków, a całość firmował Sławomir Cenckiewicz. Już zapomnieliśmy o tym, ale przypomniał nam Antoni Macierewicz. Przypomniał nam w sposób dziwny, oczekując, że wszyscy wzniesiemy okrzyk hurrrra! Tak jakby nie wiedział, że 90 procent populacji wychowało się na amerykańskich filmach o szpiegach, w których widać, że najbardziej krytycznym i dekonspirującym momentem działalności wywiadowczej jest znajomość z obcą i atrakcyjną kobietą. Jedynie pan Bond radzi sobie z tymi istotami, z cywilnych zaś osób Arsene Lupin, reszta gamoni skazana jest na klęskę. Tutaj zaś mamy próbę przeskoczenia popularnej narracji pchanej do głów wszystkimi kanałami, narracji, która nie dość, że jest atrakcyjna to jeszcze prawdopodobna. I na to wychodzą nasi i mówią – Kukliński był sprytniejszy, on się umawiał na działce pod Mińskiem z Kryśką, w tym czasie jego żona siedziała w domu, a Kiszczak wierzył, że z tymi dziewczynami to tak naprawdę, bo jedna z nich mu donosiła jaki to z Ryśka kogucik. Żeby nie było, figura ta jest jednym z elementów nowej polityki historycznej. I cóż tu rzec? Można chyba jeszcze tylko dołożyć te bajdy o tym, że państwo polskie ma 3 tysiące lat, było kiedyś cesarstwem i sięgało do Armoryki po Nowogród, albo nawet po Morze Białe.

Przedwczoraj napisałem o Stanisławie Supłatowiczu, ponieważ zaczęła go na nowo lansować gazownia, a do tego jeszcze słynna badaczka tajemnic – pani Lamparska – napisała o nim artykuł. Sądziłem, że wyczerpaliśmy wszystkie związane z tą postacią emocje, ale nie. Oto na stronie fejsbukowej pisma „Glaukopis”, zachwalanego przez Grzegorza Brauna, ukazała się informacja, że Sat Okh, czyli Stanisław Supłatowicz nie służył w AK, ale w NSZ. Autor tego wpisu, z wyraźną wyższością poprawia błędy rzeczowe autora GW, który napisał Supłatowiczowi laurkę. Żaden z nich jednak nie wyjaśnia jak to się stało, że żołnierz NSZ, który wysadzał mosty (na jakiej rzece?) płynąc pod wodą z rurką u ustach i nasączoną łojem torbą na plecach, napisał w latach pięćdziesiątych książkę do spółki z jakąś rosyjską pisarką. Informacja ta niestety zniknęła z wikipedii, ale przedwczoraj jeszcze tam była. Fakt ów znajduje się poza zainteresowaniami redaktorów Galukopisu, którzy martwią się tylko o to, by Sat Okh nie został zawłaszczony przez gazownię, by pozostał na „naszej” stronie. Razem z tą torbą śliską od łoju, w której trzymał trotyl płynąc pod wodą ku filarom mostu (na jakiej rzece?). To także jest elementem nowej polityki historycznej. Całe szczęście, że Zychowicz zamilkł nareszcie i nie pisze już o zbiorowych gwałtach na dziewczynach z AK. Choć któż to może wiedzieć, co szykuje nasz ulubiony autor.

Wczoraj na pudle w salonie24 wisiał tekst Wojciecha Sumlińskiego, który coraz bardziej zaczyna przypominać tego burmistrza miasta Błonie, co go przyłapali na seksie z przybraną wnuczką, młodszą odeń o lat 30. Pan burmistrz, kiedy materiał ukazujący jego wyczyny znalazł się w sieci i w prasie wyszedł grzecznie przed kamerę i powiedział: bardzo dziękuję, że państwo na mnie głosowali, bardzo, bardzo dziękuje....Na co pan dziennikarz: ale panie, tu widać jak pan z tą małolatą, ten teges, nie wstyd panu? A co burmistrz: bardzo dziękuję, że państwo na mnie głosowali, bardzo, bardzo dziękuję...No to reporter znowu: to jest panie skandal! Czy pan tego nie rozumie?! To jest policzek wymierzony demokracji, dobrym obyczajom, elementarnej uczciwości...Na co burmistrz: bardzo dziękuję, że państwo na mnie głosowali, bardzo, bardzo dziękuję. I tak przez dwadzieścia minut. Z Sumlińskim jest identycznie, tyle, że im bardziej on wszystkim dziękuje, tym mniej odwagi pozostaje w sercach tych, co mają prawo pozwać go za plagiat, czyli za kradzież, co tu gadać, bądźmy szczerzy chociaż wobec siebie. Ktoś wrzucił tu wczoraj link do tekstu Roberta Ginalskiego tłumacza książek, z których zrzynał Sumliński. Pan Ginalski jest oczywiście oburzony, nie szczędzi słów krytyki, ale już widać, że do sądu nie pójdzie. Szydzi z Sumlińskiego, że ten straszył sądem Newsweek, ale sam do sądu nie pójdzie. Będzie swój strach maskował tym, że podobna bezczelność nie mieści się w głowie, ale nie o to przecież chodzi. Sumliński zlekceważy te wszystkie szykany i rzekome groźby i będzie spokojnie jeździł po kraju z pogadankami. Co zresztą zapowiedział we wczorajszym tekście. I będzie bardzo, bardzo dziękował, za solidarność jaką okazali mu czytelnicy w tych trudnych dla niego chwilach. O Ginalskim zaś wszyscy wkrótce zapomną.

Taka jest na dzień dzisiejszy oferta publicystyczno-rozrywkowa jeśli idzie o „naszą” stronę.

Mnie z tego wszystkiego najbardziej bawi nie Sumliński wcale i jego „bardzo, bardzo dziękuję” skopiowane z występu burmistrza Błonia, ale pismo Glaukopis, które za wszelką cenę chce by gazownia nie kradła nam, dobrym Polakom, wdzięcznych i prawdziwych bohaterów, wokół których można owijać różne narracje.

Jeszcze raz więc z uporem powtórzę: na jakiej rzece Supłatowicz wysadził ten most? To ważne, albowiem do wyboru w okolicach, w których rzekomo działał jest tylko jedna rzeka – Pilica. Wysadzenie mostu na Pilicy ma z całą pewnością swoją legendę i dokumentację. Jeśli bowiem wysadzono most to niemiecki pociąg z bronią i żołnierzami po nim nie przejechał i ślad po tej aferze gdzieś musi być. No i most trzeba było odbudować. Kiedy to zrobiono i czyimi rękami? No i najważniejsze – dlaczego przy tym moście nie ma jeszcze pomnika Supłatowicza w stroju indiańskim?

Jeśli zaś idzie o rurkę, przez którą Sat Okh oddychał płynąc pod wodą, to jedni twierdzą, że była to trzcina, a inni, pan z muzeum indiańskiego na przykład, że kora ściągnięta z wierzbowej gałązki wiosną. Jeśli ktoś lubi eksperymentować niech się zanurzy pod wodę z trzciną w ustach i spróbuje oddychać płynąc. Jeśli zaś idzie o tę korę, to ja robiłem gwizdki z wierzbowych gałązek, szło mi słabo, ale kilka zrobiłem. Taka kora daje się obić i ściągnąć z patyka, w kwietniu jedynie, w maju już nie zejdzie. No i co? W chłodną kwietniową noc 17 letni Staszek rozbierał się do goła i płynął z tą rurką i torbą z trotylem pod wodą, żeby wysadzić most? Niesamowite, ho, ho, tak, tak....

 

Zapraszam wszystkich na stronę www.coryllus.pl. Do skelpu FOTO MAG, do księgarni Tarabuk i do księgarni Przy Agorze, a także do antykwariatu Gryf przy ul. Dąbrowskiego w Warszawie. No i dziś na 18.30 do Legionowa na pogadankę o polityce historycznej naszego państwa. Spotkanie odbędzie się w ratuszu, w sali na piętrze.

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka