coryllus coryllus
2432
BLOG

Czy Zawieyski znał Sat Okha?

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 50

Myślę od wczoraj o tym w jak straszliwej sytuacji jest Kościół, który poza realizacją misji nie ma już właściwie siły na nic. Z misją jak wiecie też nie jest najlepiej, bo jeśli nie decyduje o niej osobisty charyzmat i poświęcenie księży, to zamienia się ona w rutynę. Ja mam ostatnio doświadczenia budzące nadzieję jeśli idzie o misję Kościoła, bo nasz proboszcz, człowiek sympatyczny, ale trzymający się pewnych ogranych standardów, postanowił sam realizować rekolekcje i to do tego w wymiarze niestandardowym. Siedzimy więc na mszy po półtorej godziny i słuchamy co on tam gada na temat dzienniczka siostry Faustyny. I to jest ciekawe, inspirujące i dobre.

Myślę sobie też o naszym znajomym księdzu Andrzeju, który tu się czasem wpisuje, jak ma czas i o tym, że dostał właśnie parafię, a ma jeszcze do tego dwie gazety na głowie, które prowadzi właściwie sam. To są diecezjalne gazety, nie można ich kupić wszędzie, ale spełniają widać swoją funkcję, bo ciągle wychodzą. No i my sprzedajemy jedną z nich – kwartalnik „Okno wiary” - w naszym sklepie. Dobre jest to moim zdaniem, że ksiądz Andrzej zrezygnował całkowicie tego co przywykło się u nas nazywać dziennikarskim profesjonalizmem, a co zamienia się na naszych oczach w niespotykaną do tej pory nędze. Gazety księdza Andrzeja robione są według innej metody, a ja mogę się tylko cieszyć, że za wzór „Okna wiary” posłużyła mu nasza „Szkoła nawigatorów”. Generalnie ksiądz Andrzej nie gada za dużo, ale stara się coś produkować. Ważne jest bowiem pytanie, czy Kościół w ogóle potrzebuje mediów, a jeśli tak to jakich? Wszyscy wiemy, że „Gość niedzielny” osiągnął sukces sprzedażowy i czytelnicy chętnie po niego sięgają. Wszyscy wiemy, że kiedyś było to pismo mocno niszowe i raczej nieczytane. No, ale teraz trzeba sobie postawić jeszcze jedno ważne pytanie: czy Kościół w swojej działalności duszpasterskiej na obszarze mediów i reklamy powinien naśladować pisma świeckie i ich manierę? Myślę, że to jest najłatwiejsza droga i póki nie wypracuje się innej niech ci, którzy mają na to siłę i środki kroczą nią. Dobrze jednak, że jest ksiądz Andrzej, który nie ogląda się na nic, tylko robi po swojemu. Uważam, że sukces będzie będzie przy nim, a nie przy „Gościu niedzielnym”, piśmie tak profesjonalnym, że niebawem może się ono stać lepsze niż tygodnik Karnowskich.

Problem Kościoła z mediami i publicystyką poruszającą tematykę świecką polega na tym, że nie wiadomo jak dopierać frontmenów tej polityki. To niby jest proste i jasne, trzeba, by ktoś złożył stosowne deklaracje i był katolikiem. No, ale przykład Jerzego Zawieyskiego pokazuje nam, że jednak nie jest to proste. Od wczoraj zastanawiam się co też takiego Kościół zyskał poprzez obecność Zawieyskiego wśród pisarzy i działaczy katolickich. Mam wrażenie, że nic ponadto, że różni niezdecydowani, pomyśleli sobie przez chwilę, że może z tymi katabasami nie jest jednak tak źle, skoro takie Zawieyski do nich przystał. Innych korzyści nie widzę.

Zawieyski był życiowym, mentalnym i literackim grafomanem, wszystkie jego decyzje i postawy podporządkowane były jednemu – ukryciu prawdy o sobie. Zbudował taką piramidę fikcji nad swoją głową, że jednym, który może się z nim równać był chyba tylko Stanisław Supłatowicz. Ta postawa w zasadzie powinna nas wyczulić, na rozmaitych podobnych mu publicystów, którzy kokietują swoją rzekomo złożoną osobowością porównując swoje rozterki całkowicie fikcyjne i dotyczące najbardziej prostej fizjologii, do dylematów Pascala.

Zawieyski jak się wczoraj udało ustalić nieocenionemu Georgiusowi, w roku 1937 napisał sztukę wystawianą u Osterwy, a zatytułowaną „Dyktator On”. Przedstawienie miało rozmach i sporo kosztowało, przepadło jednak, bo było grafomańskie. Jasne jednak jest, że sztuka ta nie dotyczyła Stalina, bo Zawieyski był autorem lewicującym, a w 1937 roku chyba nawet jeszcze nie ochrzczonym. Była to sztuka o Hitlerze i zapewne gestapo, które rządziło w Polsce przez pięć lat doskonale widziało o tych realizacjach Zawieyskiego. Dlaczego go nie aresztowano? To jest moim zdaniem ważne pytanie, podobnie ważne jak to dotyczące Igora Newerly – jak facet bez nogi mógł przeżyć cztery konclagry? Możemy dziś oczywiście powinszować obydwu panom, ale nie ukoi to naszej niezdrowej ciekawości. Jak to możliwe, że ludzie młodsi, zdolniejsi i o wiele szlachetniejsi szli jak te kamienie przez Boga rzucane na szaniec, a tamtym się udawało? Jeśli to wyjaśnimy może uda nam się ocalić kilka istnień w przyszłości.

Po wojnie Zawieyski przeszedł krótką ale bardzo dynamiczną drogę – od prześladowanego pisarza do członka rady państwa. To jest niezwykłe. Potem, jako członek tej rady państwa, czyli jeden z kilku wszechmocnych gangsterów wygłosił w sejmie przemówienie przeciwko swoim kolegom. Przemówienie, które stało się legendą i uczyniło z Zawieyskiego bohatera. Jak wiemy pan Jerzy nie był bohaterem, dlatego ciekaw jestem kto mu kazał to przemówienie wygłosić i czym go zmotywował. Ponoć obrona koła poselskiego „Znaku” była jego moralnym obowiązkiem. Zapewne tak, ale po informacjach, które zawarte są w książce Joanny Siedleckiej musimy jednak podejść z pewną rezerwą do tych zapewnień. Moralność bowiem w życiu Jerzego Zawieyskiego była tym samym, co pióropusz w życiu Stanisława Supłatowicza, czyli swoistym znakiem firmowym. Indianin musi mieć pióropusz, wszyscy o tym wiedzą, bo oglądali westerny, a katolicki publicysta musi mieć moralność i dużo o niej gadać, a czasem coś tam zaryzykować w jej imię. Inaczej nie jest katolickim publicystą. Co w takim razie Kościół może zrobić z takimi Zawieyskimi, poza wysłuchaniem ich spowiedzi? Myślę, że nic, że może jedynie starać się ich jakoś obłaskawić. Innego wyjścia nie ma, bo jak ktoś szczególnie agresywny postanowi zostać katolickim publicystą, to nie ma na niego siły, nie da się takiemu wytłumaczyć, że może jednak nie, że są inne drogi, że pokuta to nie tylko leżenie krzyżem i odmowa wypicia toastu w gronie przyjaciół. Kościół jest bezradny wobec takich jak Zawieyski, jest również bezradny wobec takich jak Terlikowski, oni zaś, jeśli już raz zostaną wpuszczeni w środowiska bliskie Kościołowi nigdy z nich nie wyjdą. Nawet jeśli dokonana zostanie seria demaskacji dotyczących ich osoby.

Dlatego trzeba wspierać tych księży, którzy gdzieś tam po parafiach i małych diecezjach czynią rozpaczliwe wysiłki, by Kościół nie kojarzył się ludziom z różnymi katolickimi publicystami, którzy sobie tylko znanymi sposobami stają się nagle kolegami biskupów i prymasów. Trzeba tych księży wspierać ze wszystkich sił, bo tam – w tych ich działaniach – jest prawda. Reszta to pic na wodę i fotomontaż, tak samo przekonujący jak deklaracje moralne Zawieyskiego i powieści obyczajowe Terlikowskiego. I z jednych i z drugich można zrobić co najwyżej podściółkę w klatce gdzie mieszka morska świnka. I tyle, nic więcej....

 

Przypominam wszystkim zainteresowanym zyskami wydawcom, że w dniach 4-5 czerwca odbywać się będą w Bytomskim Centrum Kultury targi książki, dla których pretekstem jest 1050 chrztu Polski. Uczestnicy nie płacą za stoisko, zgłaszać zaś swój udział w imprezie mogą pod adresem info@rozetta.pl

 

Ja zaś zapraszam na stronę www.coryllus.pl, do sklepu FOTO MAG, do księgarni Tarabuk i do księgarni Przy Agorze.

W najbliższy czwartek zaś będę gościem ojców Karmelitów we Wrocławiu, Ołbińska 1, początek pogadanki o 17.00

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka