coryllus coryllus
3178
BLOG

Katomarksizm, konie i ich zęby

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 62

Staram się jak mogę nie interesować się życiem księży. Zarówno tych naszych, w parafii, jak i wszystkich innych. Kiedy z nimi rozmawiam nie zadaję im pytań dotyczących ich życia, nie ciekawi mnie kwestia powołania, ani to w jaki sposób wyobrażają sobie swoją karierę, przyszłość i w ogóle życie. Uważam, że każdy dokonuje swoich wyborów i musi się z nimi jakoś borykać, przesadne zaś zainteresowanie tymi wyborami i próba ich zrozumienia doprowadzić może jedynie do rozczarowań. Wczoraj jednak miałem wielką ochotę zapytać o coś księdza Stryczka. Chęć ta naszła mnie po przeczytaniu notki toyaha dotyczącej wywiadu, jakiego ksiądz udzielił, wywiadu w którym powiedział, że panuje w Polsce katomarksizm, a Jezus nie kazał się dzielić z biednymi. Nie czytałem tego wywiadu, bo jak mówię, staram się nie interesować życiem księży. Pytanie zaś, które mnie męczy od wczoraj, (a raczej seria pytań) dotyczy dystrybucji towarów, którymi ksiądz uszczęśliwia biednych organizując akcję „Szlachetna paczka”. Ciekawi mnie skąd ksiądz bierze te wszystkie dobra, na jakich warunkach je kupuje, to znaczy ile rabatu dostaje do firm produkujących różne potrzebne ludziom rzeczy i ilu jest pomiędzy księdzem a producentami pośredników. Można by jeszcze do tego dołożyć pytanie o jakość tych przedmiotów oraz o to ile czasu leżały one w magazynach zanim ktoś zdecydował się sprzedać je „Szlachetnej paczce”. Jak powiedziałem, nigdy nie postawiłbym tych pytań, gdyby ksiądz Stryczek nie rozpoczął swojej gawędy o katomarksizmie, gdyby nie zaczął doradzać ludziom, że powinni zmienić pracę jeśli im się coś nie podoba, bo życie jest przecież w naszych rękach. Otóż życie księdza Stryczka nie jest w jego rękach o czym on zdaje się zapominać. Jest ono w rękach jego przełożonych, to po pierwsze, a po drugie – i o wiele ważniejsze – jest ono w ręku Pana Boga.

Teraz rzeknę słów kilka na temat życia w stadzie ludzkim u początku XXI wieku, bo o tym zdaje się ksiądz Stryczek nie ma zielonego pojęcia. Życie to nie różni się wiele od życia w stuleciu XII, XV czy XVIII. Może o tyle tylko, że częściej się myjemy i mamy pastę do zębów, przez co nie śmierdzi nam tak okropnie z ust. Chociaż kto to wie, jak było dawniej, kiedy ludzie nie jedli ani tyle cukru co dziś, ani tyle mięsa zaprawionego chemią. No, ale do rzeczy. Człowiek nie ma w zasadzie, poza nielicznymi wyjątkami, możliwości egzystowania poza organizacją. Ksiądz ma to szczęście, że dzięki powołaniu znalazł się w organizacji, która zapewnia podstawowe wygody, a do tego ma jasno określone, jawne zasady. Oczywiście, jak wszędzie, w Kościele też zdarzają się patologie, ale one są otwarcie i surowo piętnowane. Tak więc jeśli ktoś jest z natury dobry, posłuszny i nie ma ukrytych intencji, niezgodnych z misją Kościoła poradzi sobie w tej strukturze znakomicie i nawet jeśli nie osiągnie zbyt wiele będzie szczęśliwy i spełniony. A jak jest w innych organizacjach? Znacznie gorzej. Przede wszystkim zasady nie są jawne. Niech się nikt nie łudzi, że przestrzeganie jawnych kodeksów korporacyjnych stanie się trampoliną do kariery. To głupoty i wszyscy o tym wiemy. Tak może być do pewnego, dość niskiego pułapu, ale potem kariera zostaje wyhamowana. Korporacje są jednak o tyle dobre, że kooptacja do struktur nie następuje poprzez więzi klanowe. To znaczy potrzebują tam frajerów, którzy będą pracować od świtu do nocy za nędzne wynagrodzenie i złudzenie, że mogą awansować. I wielu ludzi na to idzie, bo innego wyjścia nie ma. Poza korporacjami i Kościołem są bowiem już tylko urzędy i sekty. Te pierwsze opanowane są przez rodziny, a te drugie rekrutują zwykle osoby poważnie zaburzone. I teraz ważna rzecz. Z tak zwanych marzeń, które snują sobie biedni ludkowie, kiedy są młodzi, najistotniejsze jest to dotyczące rodziny i tak zwanego spokoju. To znaczy każdy chce mieć domek, mieszkanko, rodzinę i pracę. I to jest właśnie pułapka. Wiadomo, że poza sytuacjami patologicznymi, księża nie mogą mieć rodzin i oni się na to zgadzają. Wiadomo, że utrzymanie rodziny w jakiej takiej równowadze emocjonalnej kiedy się pracuje w korporacji nie jest po prostu możliwe. Zawsze kończy się jakąś mniejszą lub większą katastrofą. Zabezpieczony byt swoich rodzin mogą mieć ci jedynie, którzy znajdują się w pierwotnej strukturze klanowej obstawiającej piony urzędnicze i resortowe. Oni też mogą się spokojnie rozmnażać, pod warunkiem, że zachowują pewne zasady. Najważniejsza z nich zaś brzmi – nie ujawniać reguł kooptacji do struktury, która daje mi chleb. Prócz wymienionych organizacji, funkcjonuje jeszcze na planecie Ziemia cała masa tak zwanych ludzi luźnych. Jedni z nich radzą sobie lepiej, żyjąc złudzeniem, że człowiek sam kształtuje swój byt, inni radzą sobie gorzej i marzą o szlachetnej paczce. Jedno tych ludzi łączy – wierzą oni – na jakiej podstawie nie wiem – że ich potomstwo będzie miało w życiu jakąś szansę. Mnożą się więc w sposób trudny do zaakceptowania przez zarządzających organizacjami cywilnymi i resortowymi. Z ich potomstwa właśnie korporacje będą potem wybierać ludzi potrzebnych do najcięższej pracy. Najsprytniejsi zaś z nich próbować będą korzystnego ożenku z kimś kto funkcjonuje w strukturze klanowej.

Ludzie ci – o ile zdradzają objawy patologiczne – są również elementem układanki socjologicznej, w której najważniejszą rolę odgrywa redystrybucja dóbr. Może ona przyjmować różne formy, od rozdawnictwa pod biurami opieki społecznej po różne akcje pomocowe reklamowane w telewizji. I teraz uwaga – cywilizacja zawsze dysponuje nadmiarem dóbr. Jeśli działalność organizacji nie jest zakłócana wojną czy jakimś kataklizmem, dóbr przybywa z roku na rok w tempie wykładniczym i problemem staje się ich magazynowanie i dystrybucja. Jasne jest, że nie można ludzi zmusić do kupowania, nie można im też wszystkiego rozdać tak po prostu, bo wtedy hierarchie organizacyjne przestaną mieć jakiekolwiek znaczenie, a co za tym idzie władza przesunie się do punktu, który może zaskoczyć wiele osób. Tak więc dystrybucja i jej wyższa forma czyli redystrybucja muszą być dobrze zorganizowane i zaopatrzone w różne preteksty. Jednym z takich pretekstów jest dobroczynność. Na rynku dobroczynności panuje zwierzęca wręcz konkurencja, bo przecież chodzi o to, by pozbyć się towaru z drogich cholernie magazynów, a do tego nie złamać żadnej z tajnych zasad rządzących organizacjami. Stąd dobroczynność musi być rozgrywana za pomocą liderów szczególnego rodzaju. I tu mamy dwa przykłady. Pierwszy to Owsiak, a drugi to ksiądz Stryczek. Jak słusznie zauważył Toyah, Owsiak jest łatwiejszy do zaakceptowania, bo on nie reprezentuje organizacji o takiej tradycji i mocy jak Kościół. Poza tym on się zajmuje dystrybucją rzeczy naprawdę drogich, których sprzedaż w okolicznościach „bez Owsiaka” byłaby po prostu niemożliwa, a z pewnością znacznie utrudniona. Tak więc jeśli ktoś liczy na to, że Jerzy Owsiak zniknie z horyzontu, bo go pozwał do sądu handlarz opon ze Złotoryi, to znaczy, że ma źle w głowie i powinien się nad sobą zastanowić.

Ksiądz Stryczek zaś, nie dość, że dystrybuuje masówkę i drobnicę, to jeszcze wmawia ludziom, że są wolni i mogą robić co chcą. Ludzie proszę księdza nigdy nie byli wolni i nigdy nie robili tego co chcieli, z nielicznymi wyjątkami oczywiście. Stąd między innymi, z poznania tej głębokiej prawdy płynęły nauki Kościoła dotyczące władzy, kredytu i dystrybucji. O tych naukach ksiądz Stryczek zdaje się zapomniał, ponieważ zajął się lansowaniem tak zwanego liberalizmu, czyli doktryny, której celem jest pozbawienie ludzi wszelkich szans w starciu z agresywnymi organizacjami. Głównym elementem tej doktryny jest lansowanie indywidualizmu, który jest owocem słodkim, ale fałszywym, dostępnym jedynie najsilniejszym, albo tym, którzy zostali przez organizacje przeznaczeni do odegrania jakiejś roli poza strukturą. Funkcja zaś liberalizmu jest taka sama, jak funkcja komunizmu czy innych stricte gospodarczych doktryn – obniżenie kosztów pracy, poprzez podstępne odebranie człowiekowi godności oraz zaniżenie jego samooceny. I w tym właśnie procederze uczestniczy, wespół z mediami ksiądz Stryczek z organizacji „Szlachetna paczka”. I ja teraz, jako człowiek podejmujący wielkie ryzyko życia na własny rachunek, oczekuję, że hierarchowie, którym ksiądz Stryczek podlega dadzą mu lekkiego przynajmniej pstryczka w ten jego stryczek. Żeby się trochę opamiętał, rozejrzał dookoła i sprawdził gdzie żyje. No i żeby nie chlapał ozorem po mediach o sprawach, których nie rozumie w najmniejszym stopniu.

Jeśli ktoś nie rozumie tego wywodu napiszę to jednym zdaniem – to co powiedział ksiądz Stryczek o losie we własnych rękach jest elementem odbierania godności i zaniżania samooceny.

 

Przypominam wszystkim zainteresowanym zyskami wydawcom, że w dniach 4-5 czerwca odbywać się będą w Bytomskim Centrum Kultury targi książki, dla których okazją jest 1050 rocznica chrztu Polski. Uczestnicy nie płacą za stoisko, zgłaszać zaś swój udział w imprezie mogą pod adresem info@rozetta.pl

 

Ja zaś zapraszam na stronę www.coryllus.pl, do sklepu FOTO MAG, do księgarni Tarabuk i do księgarni Przy Agorze oraz do antykwariatu Gryf przy ul. Dąbrowskiego.

 

Przypominam też, że 7 kwietnia rozpoczynają się pod Zamkiem Królewskim w Warszawie Targi Wydawców Katolickich, gdzie będziemy z Toyahem. Informuję również, że 28 kwietnia będę miał wieczór autorski w Opolu, w bibliotece miejskiej. Tym razem poświęcony on będzie rynkowi książki i dystrybucji różnych ważnych treści. Nareszcie udało mi się przekonać organizatorów do takiego tematu. Zapraszam wszystkich chętnych. 

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka