coryllus coryllus
4936
BLOG

Syfilis a sprawa polska

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 146

Wielokrotnie omawialiśmy tutaj nędzny i nie rokujący wcale na przyszłość poziom tak zwanej prawicowej publicystyki i stan umysłów tak zwanych „naszych” dziennikarzy. Ponieważ jednak ta nędza dramatycznie się pogłębia musimy co jakiś czas do tego wracać. O co chodzi? O to, że Zychowicz ma psychiczny przymus pisania o zbiorowych gwałtach, Zaremba organizuje sobie benefisy, Ziemkiewicz uważa się za spadkobiercę Dmowskiego, a Górny jeździ po świecie i szuka świętego Graala oraz szat Jezusa. W muzeach szuka, żeby nikt nie miał wątpliwości, że gdzieś tam po ruinach nad Morzem Martwym.

Przez moment wydawało się nam, ja przynajmniej odniosłem takie wrażenie, że bieda ta nie rozprzestrzenia się gdzieś szerzej i nie przeskakuje na innych ludzi. Myliłem się. Oto na naszych oczach wiodą spór redaktor Zaremba oraz przyszły szef IPN Sławomir Cenckiewicz. O co się kłócą? O to czy można przypominać ludowi, że Piłsudski miał syfilis. To jest najważniejszy problem tych największych po prawej stronie tuzów myśli i czynu. W sporze tym z grubsza chodzi o to, by zdezawuować czyn Piłsudskiego i na jego miejsce wstawić Dmowskiego, który reprezentował ponoć aktualnie lepszą i dla nas dziś praktyczniejszą do zastosowania linię polityczną. Tak to odbieram podczytując sobie od czasu do czasu co tam pan Sławomir wymyśla i publikuje w sieci. I jak się tu do tego odnieść? Może trzeba zacząć od tego, że Dmowski też miał syfilis, w dodatku nigdy się nie ożenił, co go poważnie dyskwalifikuje jako polityka, tym bardziej, że jego seksualne ekscesy były szeroko omawiane w kręgach polskiej arystokracji przebywającej w latach I wojny w Paryżu. Pan Roman nigdy nie ukrywał swojej słabości do płci przeciwnej, choć słowo obsesja byłoby w tym miejscu właściwsze. No dobrze, ale to przecież w oczach wielu osób czyni jego postać i misję jeszcze bardziej atrakcyjną. Taki Ziemkiewicz na przykład aż przebiera nóżkami, żeby być jak Dmowski i pisać do swojego kolegi Horubały z Paryża, że fajne miasto, ale dziwki drogie. Tak właśnie napisał swego czasu pan Roman do znanego pisarza socjalisty Stefana Żeromskiego. No, ale my tu rozmawiamy o sprawach poważnych a nie o andropauzie i obsesjach słabych autorów i naśladujących ich czytelników.

To są oczywiście żarty. To czy Piłsudski i Dmowski mieli syfilis jest w kontekście politycznym sprawą trzeciorzędną. Piłsudski miał tę przewagę nad panem Romanem, że zawsze miał przy sobie jakąś oficjalną partnerkę, która kryła jego wyskoki. Pan Roman zaś był wobec prowokacji i pieniędzy wręczanych mu przez rządy obce całkowicie bezbronny, co też i szybko się na nim zemściło.

Co takiego zatem jest istotne w postawie obydwu „ojców niepodległości”? Moim zdaniem ich stosunek do Kościoła. To przede wszystkim. Zaraz potem zaś ich stosunek do własności. I tutaj powinna wejść na scenę eska i powiedzieć – nie chrzańcie koledzy, najważniejsze, że Polska wybuchła. No więc ja nie jestem aż tak pewien czy to było akurat najważniejsze, choć pewnie szczerze bym się z Polski ucieszył. Ponieważ jednak mam za sobą różne poważne lektury myśl moja szybuje ku innym kwestiom, z Polską rzecz jasna związanym, ale nie tak ściśle może jak choroby weneryczne jej przywódców i politycznych liderów.

Stosunek Piłsudskiego do Kościoła był ponoć zdeterminowany jego doświadczeniem rodzinnym. To znaczy pewien ksiądz nie wyspowiadał jego matki w godzinie śmierci i przez to Ziuk nienawidził klechów. Tak dokładnie powiedział i ja to mam na piśmie – jak ja was klechów nienawidzę. Płakał przy tym i uderzał głową w ścianę. Jak ja to oceniam? Źle. Nie wierzę w ani jedno słowo z tego co Piłsudski mówił w czasie tej demonstracji, a jego życie wprost przekonuje mnie, że Kościoła nie lubił ponieważ stawał on na drodze jego emocjonalnym wyborom. Księża przeszkadzali mu zmieniać żony po prostu, a on chciał te zmiany przeprowadzać cyklicznie. To jest łatwe do udowodnienia, ale musicie poczekać na nową socjalistyczną Baśń jak niedźwiedź. Uważam, że Piłsudski co jakiś czas odstawiał różne przedstawienia dla gawiedzi, które były przez histeryczne panie i niedoświadczonych w konspiracji panów brane serio. On zaś manipulował otoczeniem za pomocą tych występów. Pilnował się jednak mocno i ślub z drugą żoną wziął po śmierci pierwszej. I tu mała dygresja, w pamiętnikach socjalistów, pierwsza żona Piłsudskiego, Maria, jest jawnie wyszydzana. To znaczy towarzysze wprost piszą, że skrót, którym zwykło się ją określać – PP – czyli piękna pani, był w roku 1905 już nieaktualny. Nie wyobrażam sobie, żeby w jakimś pamiętniku obszarnika znalazły się tego typu uwagi. No więc wnosić należy, że kwestie damsko męskie były obok polityki, walki o wolność i Polski żywo komentowane w środowisku bohaterów i pewnie ktoś taki jak Ziuk był narażony na różne ciśnienia ze strony kolegów wytykających mu, ze ma starą i brzydką żoną, oraz wyzwolonych pań, które chciały zająć jej miejsce.

Teraz pora na stosunek Piłsudskiego do własności nieruchomej. Był on skandaliczny. Józef P, nie rozumiał własności, nie lubił jej, brzydziły go sprawy związane z gospodarką i ziemią. Oczywiście można to składać na karb jego rodzinnych doświadczeń. Majątek Zułów się spalił, a potem przez nierozsądne decyzje ojca został zadłużony i sprzedany. Tak mówią, ale było chyba trochę inaczej. Majątek Zułów tak jak i inne majątki polskie w Wielkim Księstwie Litewskim przepadł przez podstępną działalność gubernatora Orżewskiego kontynuującego politykę Murawiowa, tyle, że bez wieszania. No dobrze, ale wróćmy do tej matki, którą Ziuk kochał nad życie. Matka umarła bez spowiedzi w wieku lat 42 po licznych porodach. Ponoć nie udzielono jej sakramentów albowiem miała poglądy lewicowe. Tak to tłumaczył sam Piłsudski. Jakim sposobem panna, która wniosła mężowi gołodupcowi w wianie 12 tysięcy ha gruntu mogła mieć poglądy lewicowe? Nikt póki co nie potrafił mi tego przekonująco wyjaśnić? Może to wynikać jedynie z przywiązania i miłości do męża wariata, co robił powstanie na Litwie. Inaczej się tego nie da wyjaśnić. Teraz dygresja na temat powstania. Otóż w czasie przedpowstaniowych demonstracji w Wilnie, po ulicach miasta biegali ludzie przekonujący demonstrantów i różnych „gorących patriotów” typu ojciec Piłsudskiego, że angielskie eskadry już zakotwiczyły u wybrzeży Prus Wschodnich, że kontyngenty francuskie się wyładowują i lada moment pomaszerują na Petersburg. Trzeba tylko teraz docisnąć tego bydlaka cara i będzie wolność i będzie Polska. No i ludzie w to uwierzyli, a dalszy ciąg oczywiście znacie.

Kwestię stosunku pana Romana do Kościoła mamy wyjaśnioną, jest on o tyle lepszy od tego co deklarował Ziuk, że pan Roman usiłował zachowywać się poważnie, czyli politycznie. To znaczy nie mieszał do tego wątków emocjonalnych i osobistych. Prowadził życie swobodne, ale był kawalerem, nikomu niczego nie obiecywał. To oczywiście jest niemoralne, ale żeby tylko takie występki podlegały surowym ocenom....świat byłby z pewnością spokojniejszy.

Pan Roman usiłował traktować Kościół instrumentalnie, to znaczy wierzył, że w przyszłej, wolnej Polsce można go będzie podporządkować państwu, tak jak to we Francji uczynił patron pana Romana Georges Clemenceau. Było to myślenie obłąkane z każdego możliwego punktu widzenia, ale jako człowiek subwencjonowany przez rząd francuski, który rozprawił się z Kościołem niedawno, a potem przez rząd angielski, który to samo uczynił wcześniej, mógł pan Roman nie rozumieć pewnych kwestii.

Przypominam, że papież był wtedy więźniem Watykanu, że kanonizacja Joanny d'Arc odbyła się wielkim kosztem i przy skrajnych upokorzeniach, to znaczy Ojciec Święty musiał pocałować flagę republiki. Wobec takiej sytuacji szansą Polski było, w mojej ocenie, danie szansy papieżowi. Wbrew francuskim subwencjom, wbrew patriotycznym przemówieniom prezydenta Poincare wbrew socjalistom i wbrew wszystkiemu. Wiem, wiem, to było niemożliwe, bo wszyscy wiedzieli, że teraz to już Polska jest taką potęgą, że nikt jej nie podskoczy. Poza tym socjaliści nigdy by się na to nie zgodzili, bo musieli zbudować swój raj na ziemi rozkradając co się da i komu się da.

Teraz własność. Pan Roman nie rozumiał własności dokładnie tak samo jak Piłsudski, ponieważ wyszedł z tego samego socjalistycznego dołka. Poza tym traktował własność taktycznie, jak to zwykle czynią ludzie przez całe życie dostający za darmo pieniądze od różnych sponsorów. Pomysły zaś, by oddawać kresy w imię teorii etnograficznych to była po prostu aberracja. Tak się jednak złożyło, że po wszystkich burzach dziejowych dzisiaj pan Roman zyskuje zwolenników a Piłsudski traci. Z czego to się bierze? Z powierzchownej bardzo wiary, że Dmowski był zwolennikiem przyjaznych relacji z Rosją. Nic na to nie wskazuje, a najmniej jego wystąpienia w Dumie. Dzisiejsi zaś piewcy przekonań pana Romana mówiąc „Rosja” mają na myśli dzisiejszą Rosję, a nie tamtą. W tej dzisiejszej zaś mało kto kojarzy w ogóle nazwisko Dmowski, a nawet jeśliby kojarzył sprawa jego stosunku do Rosji byłaby oceniona jako najwyżej trzeciorzędna.

Uważam, że nasza dzisiejsza sytuacja jest bardzo komfortowa. To znaczy na tyle komfortowa, byśmy mogli pozwolić sobie na wyłączenie emocji i poważną rozmowę i szansach i zaniechaniach. Nie musimy się ekscytować ani husarią, ani PPS-em, ani ułanami, możemy sobie rozpisać zyski i straty jakie ponieśliśmy w wyniku ślepej wiary w koncepcje opisanych tu dwóch panów. I jestem pewien, że strat będzie więcej niż zysków. Ponieważ jednak coś nam z tej Polski zostało i póki co nie zanosi się na to, by nam to coś zaraz zabrali, dyskutujmy nie o syfilisie może, ale o tym co trzeba koniecznie odrzucić, żeby przetrwać. Przede wszystkim trzeba odrzucić idiotyczne koncepcje sojuszy, na których opiera się nasze bezpieczeństwo. Jeśli sami nie zapewnimy sobie bezpieczeństwa nikt nam go nie zapewni. I to jest problem do rozważenia w kontekście ostatnich wypowiedzi ministra Macierewicza oraz Sławomira Cenckiewicza, który obraził się na wojsko polskie szkolone w PRL, twierdząc, że nie możemy kontynuować tak złej tradycji. Oczywiście lepiej – jak Zaremba kontynuować tradycję Piłsudskiego, albo jak sam Cenckiewicz – Dmowskiego, ze wszystkimi komicznymi i tragicznymi konsekwencjami tychże nurtów. Ja nie wiem w jakim czasie nowe władze zamierzają się dorobić nowej, wiernej kadry oficerskiej, ale sądzę, że i tak im się to nie uda. Trocki widząc dramatyczną sytuację armii czerwonej dał szansę carskim oficerom. Pan Sławomir zaś pisze, że czerwone berety generała Rozłubirskiego to zła banda, z którą nie chcemy mieć nic wspólnego, że będziemy teraz odwoływać się do tradycji gen. Sosabowskiego. No to ja chciałem przypomnieć, że nasz dzisiejszy, najważniejszy sojusznik czyli Wielka Brytania zdegradował gen. Sosabowskiego do stanowiska magazyniera. Jawnie przy tym współpracując ze Stalinem. Wszyscy doskonale rozumiemy, że chodzi o wychowanie nowej, wiernej polskiej tradycji armii, ale wiem też, że wojsko, obojętnie czy to z PRL czy to z III RP nienawidzi PiS. Wiem też, że PiS nie może się tych ludzi po prostu pozbyć. Oni dalej będą pracować, dalej będą wykonywać misje i pobierać emerytury. Czy w związku z tym ktoś może mi wytłumaczyć dlaczego przyszły szef IPN nie mając żadnej możliwości, by tę zawodową, jakże silną grupę zutylizować stara się ich z całym impetem przekonać do tego, że powinni współpracować z wrogami Prawa i Sprawiedliwości? Ja chętnie tych wyjaśnień wysłucham. Rozumiem oczywiście, że są te wszystkie organizacje typu Pro Civili i inne, ale jeśli one są tak groźne to może trzeba aresztować ich przywódców? Jeśli zaś nie można tego zrobić, jaki jest sens publicznie ich dezawuować? No dobra, jeśli nie można aresztować, to może choć wymienić z nazwiska. O Dukaczewskim już wszyscy słyszeliśmy, ale on sam przecież nie rządzi całym zapleczem. Może Zaremba i Ziemkiewicz napiszą artykuł o tym, którzy z oficerów dawnego wojska są najgroźniejsi dla Polski dziś i w ten sposób sprawę załatwimy? Nie można tego zrobić? Czemu? To byłoby chyba lepsze niż opowiadanie, że czerwone berety to organizacja przestępcza i trzeba ich wystawić za drzwi albo do jakiegoś lamusa. A może tu wcale nie chodzi o Polskę i jej przyszłość? Może chodzi o to, by stanowiska kierownicze w resortach zostały opróżnione zaraz i by zajęli je ludzie godniejsi zaufania i bardziej oddani sprawie. No kochani, ale jeśli tak, to przecież wypowiedzi Sławomira Cenckiewicza mogą być w tym kontekście rozumiane wyłącznie jako demonstracja słabości. No może jeszcze jako ostrzeżenie. Pytanie tylko czy czerwone berety się tego przestraszą. Obstawiam, że nie, że nikt się tego co mówi Cenckiewicz ani nawet tego co mówi minister Antoni Macierewicz lękał nie będzie. I to jest niestety smutne, bo po raz kolejny widzimy, że żadna z historycznych lekcji nie została należycie odrobiona. Jedyne zaś co „nasi” rozumieją, to ochrona symboli i legend, żeby młodzież wierzyła w Polskę, ułanów, husarię....no i oczywiście PPS, reformę rolną, lepsze jutro dla mas i inne takie dyrdymały.

 

Przypominam wszystkim zainteresowanym zyskami wydawcom, że w dniach 4-5 czerwca odbywać się będą w Bytomskim Centrum Kultury targi książki, dla których okazją jest 1050 rocznica chrztu Polski. Uczestnicy nie płacą za stoisko, zgłaszać zaś swój udział w imprezie mogą pod adresem info@rozetta.pl

 

Ja zaś zapraszam na stronę www.coryllus.pl, do sklepu FOTO MAG, do księgarni Tarabuk i do księgarni Przy Agorze oraz do antykwariatu Gryf przy ul. Dąbrowskiego.

 

Przypominam też, że 7 kwietnia rozpoczynają się pod Zamkiem Królewskim w Warszawie Targi Wydawców Katolickich, gdzie będziemy z Toyahem. Informuję również, że 28 kwietnia będę miał wieczór autorski w Opolu, w bibliotece miejskiej. Tym razem poświęcony on będzie rynkowi książki i dystrybucji różnych ważnych treści. Nareszcie udało mi się przekonać organizatorów do takiego tematu. Zapraszam wszystkich chętnych. 

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka