coryllus coryllus
4105
BLOG

Czy Polacy mają duszę?

coryllus coryllus Kultura Obserwuj notkę 67

Miałem dziś pisać o prawdopodobnych według mnie korektach granic w Europie Środkowej, ale nie mogę. Miałem wczoraj okropny dzień. Postanowiłem więc, że napiszę o przygodach mojej teściowej w 105 wojskowym szpitalu w Żarach i poproszę Was o pomoc, bo znalazłem się nagle, wczoraj właśnie, z samego rana, w matriksie. W dodatku bez możliwości zrobienia czegokolwiek. Całe szczęście jeden z czytelników tego bloga, który jest tam na miejscu, będzie próbował mi pomóc, bez specjalnych nadziei na sukces, ale dopóki on nie wykorzysta swoich możliwości, nie mogę robić afery. Zrobię ją jutro i jutro zacznę dzwonić do mediów, a także napiszę skargę do NFZ. Nie znam, może na szczęście, bliżej żadnego lekarza i nie mam się do kogo zwrócić o pomoc, ale może Wy będziecie wiedzieć co zrobić. No dobra, ale to jutro. Pomyślałem więc, że dziś trzeba napisać coś przekornego.

Nasz kolega Sauelios zacytował wczoraj Platona, który ponoć napisał, że aby zmienić duszę narodu, trzeba zmienić jego muzykę. I ja sobie pomyślałem, że my chyba nie mamy duszy, jeśli wziąć pod uwagę to czego Polacy słuchają w radio, a jeśli idzie o muzykę rodzimą to jesteśmy wręcz na dnie piekła.

Duszę Polaków zmieniano wielokrotnie, ale można to oczywiście połączyć ze zmianami w duszy całej populacji, która jest co sezon katowana jakimiś nowymi szlagierami. Ja tego robić nie chcę, myślę, że nasza sytuacja jest jednak dość specyficzna. Ona się po części wiąże z tym, o czym czasem pisze tutaj toyah, to znaczy z faktem, że format, który w całym świecie nosi tytuł – Brytyjczycy, Argentyńczycy, Rosjanie, Islandczycy i Eskimosi mają talent – u nas nazywa się po prostu „Mam talent”. Tak jakbyśmy byli jakimiś nołnejmami, jak mawia moje dziecko. Bez nazwy, duszy i przyszłości. Nie wiem czy ktoś zadał sobie kiedyś trud by stworzyć płytę, taki wiecie album, połączony z jakimś drukowanym wydawnictwem, który zawierałby utwory, dające się określić zbiorowo jako kultura muzyczna Polaków. Nie ma czegoś takiego, prawda?

Niech nikt się tu nie oburza i nie przypomina mi Szopena oraz Słowackiego, bo ja się trochę na muzyce znam i wiem, że w tam zwanym powszechnym obiegu nie ma nic co choć trochę pasowałoby do tego określenia. Kultura muzyczna Polaków to jest wycie na stadionach, Jan Borysewicz, przeróbki i naśladownictwa utworów muzycznych ukradzionych wykonawcom brytyjskim, oraz jakieś żałosne próby tworzenia własnego stylu w ramach trendów przychodzących nie wiadomo skąd. Gdzieś tam w podziemiach kościołów, gdzieś w jakichś zakamarkach, coś tam ludzie ćwiczą i sobie śpiewają, ale tego nie widać i nie ma szans, by odzyskane po latach dla obozu patriotycznego Polskie Radio cokolwiek z tego wyemitowało. Za duże pieniądze wchodzą w grę i w radio miejsce jest tylko na Maanam oraz całą resztę wykreowanych za Jaruzelskiego „twórców”, czasem jeszcze na Kukiza. Ja to wiem z całą pewnością, bo mam już radio w samochodzie i wiem co tam lata. To jest Groza.

Bieda ta wynika wprost ze szczerej, prostackiej wiary, że jak taki jeden z drugim szarpidrut z Bristolu może zrobić karierę nie mając talentu i wiary w siebie, to nasi też mogą. Nie mogą, a takie pojmowanie spraw, jest właśnie tego dowodem. Pisałem tu wczoraj o Eusapii Palladino, która była wierzchołkiem góry lodowej, czubkiem poważnego projektu medialnego z czasów kiedy o mediach z prawdziwego zdarzenia jeszcze nikt nie słyszał. Biednym zaś akademikom z Paryża i entuzjastom z Warszawy zdawało się, że mają do czynienia z samą naturalnością i fenomenem niezwykłym. Nie widzieli zaplecza, machiny promocyjnej i organizacyjnej tego przedsięwzięcia, którą utrzymywali płacąc za bilety na występ Eusapii. To samo jest z wykonawcami muzyki zwanej rozrywkową. To, że jakiś gamoń z przedmieścia w porwanych dżinsach robi karierę nie jest dowodem na jego talent niezwykły, ale na skuteczność machiny promocyjnej. W miarę jak machina się doskonali, a ona jest już nieskończenie doskonała, takie rzeczy jak talent przestają być potrzebne, człowiek staje się produktem. Ja dobrze pamiętam taki film, w którym pokazywano początki zespołu U2 i tego całego Bono, pretensjonalnego durnia i komunistę. To była taka żałość, że pokazanie tego dziś w ogóle nie wchodzi w rachubę. Bono przestałby być zapraszany do Kongresu. Bono to produkt, a my z tym produktem próbujemy konkurować lansując albo artystów utalentowanych, którzy łamią sobie kariery i życie, bo niczego nie rozumieją, albo próbujemy uprawiać kult cargo czyli wysyłamy Michała Szpaka na konkurs Eurowizji. Nikt tu nie rozumie, że miejsce na całym Bożym świecie jest tylko dla jednej machiny promocyjnej, wszystkie inne mogą być dla niej co najwyżej tłem, uzupełnieniem i potwierdzeniem jej własnej doskonałości.

To co piszę nie zmieni oczywiście niczego i nie przekona fanów muzyki rozrywkowej, że kupując płytę nie dokonują oni żadnego wyboru, ale są jak krowy na łące, które mogą jeść albo trawę z rowu, albo trawę pobocza drogi. I to jest ich jedyny wybór.

Ktoś powie, że jest jednak jakaś tradycja muzyczna, jeśli nie u nas to w innych krajach. Dziś w zasadzie wszystkie tradycje muzyczne są wplecione w to co produkują Brytyjczycy. Nie ma od tego odwrotu, bo nikt nie dysponuje rynkiem. Muzyka poprzez to, że nie jest hermetyczna, ale dostępna dla każdego, kto ma choć minimalnie wyrobiony gust stała się polem najszybszej ekspansji kulturowej. Ta zaś dokonuje się przy szczerym zadowoleniu tubylców, którzy za paciorki i wódkę pozbywają się...no właśnie...czego? Wychodzi na to, że duszy.

Toyah, który będzie miął tu z całą pewnością więcej do powiedzenia niż ja puszcza czasem na swoim blogu taką piosenkę:

 

https://www.youtube.com/watch?v=EskBsvN5tDU

 

Myślę, że ona jest naturalną i zrozumiałą ilustracją tego o czym tu napisałem. Czy jest jakaś droga odwrotu? Nie ma i pisaliśmy o tym wielokrotnie. Czasem artyści utalentowani i wykształceni sięgają do tradycji ludowej, lokalnej i usiłują robić coś niezwykłego. Mam tu na myśli opisywane wielokrotnie eksperymenty muzyczne Kapeli ze wsi Warszawa. Tak się jednak składa, że kiedy jakaś formacja osiąga minimalny nawet sukces, ktoś podsuwa im myśl, żeby może coś przeciwko Kościołowi zagrali albo zaśpiewali. I oni to robią. Z nadzieją na co? Na sukces zapewne, bo ten ktoś, jak sądzę, przedstawił im się jako fachowiec od rynku i promocji. I co? Osiągają sukces? Nie, nie osiągają, zostają zamknięci w jakiejś niszy, a z czasem ludzie o nich zapominają. Polski wykonawca próbujący zmierzyć się z machiną promocyjną stworzoną na Wyspie może co najwyżej wpaść w jakąś groteskową niszę i tyle. Czy wobec tego mamy chęć i siłę by stworzyć i obronić własny rynek muzyczny. Jasne, że nie, bo każdy żyje złudzeniem zarobienia łatwych pieniędzy na podkradaniu pomysłów i naśladownictwach. Tak więc wszystko zostanie po staremu.

 

Na dziś kończę, bo muszę się jakoś wyciszyć po wczorajszym dniu, ale słuchał niczego nie będę. Postaram się napisać dwa rozdziały nowej Baśni, bo na razie mam tylko sześć.

 

Niniejszym ogłaszam też, że nie można już składać zgłoszeń na targi książki w Bytomiu odbywające się w dniach 4-5 czerwca 2016 roku, bo limit miejsc został wyczerpany.

 

Przypominam, że 28 kwietnia mam wieczór autorski w Opolu, w bibliotece miejskiej. Będą opowiadał o rynku książki

 

Ja zaś zapraszam na stronę www.coryllus.pl, do sklepu FOTO MAG, do księgarni Tarabuk i do księgarni Przy Agorze oraz do antykwariatu Gryf przy ul. Dąbrowskiego.


 

Na koniec jeszcze krótka pogadanka o targach książki w Bytomiu. Przepraszam wszystkich, za to machanie rękami, ale inaczej nie potrafię i do telewizji się jak widać nie nadaję.


 

http://rozetta.pl/slow-o-targach/


 

http://rozetta.pl/zaproszenie-na-targi/

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura