coryllus coryllus
5564
BLOG

Rycerz z samopałem

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 119

Najpierw krótki wstęp i ostrzeżenie. Każdy kto pod tym tekstem będzie umieszczał komentarze dotyczące wspólnej wyprawy polsko-rosyjskiej na Ukrainę, końcówki jedwabnego szlaku, filmu Smarzowskiego o Wołyniu, każdy kto będzie umieszczał tu jakieś filmy z YT ze słabymi aranżacjami piosenek ukraińskich lub wręcz z ich pastiszami i pisał o czterech milionach zawiezionych przez Andrzeja Dudę do Kijowa wyleci bez jednego słowa.

 

Teraz pora na piosenkę:

 

https://www.youtube.com/watch?v=a5JnM2fxhWM&index=3&list=RDLnSwyG-36xs

 

Mamy tu grupę wykształconych i zaznajomionych z lokalną tradycją muzyków, którzy są z pewnością wspomagani przez państwo. Ich zadaniem jest wzruszanie publiczności oraz przekonywanie wszystkich, że kultura którą reprezentują jest atrakcyjna, ciekawa, momentami wybitna. Na Ukrainie grup takich jest z całą pewnością więcej, ale pan Taras Kompaniczenko zwraca moją uwagę szczególnym zaangażowaniem i konsekwencją w pracy, której większość z nas nie rozumie, albo po prostu rozumieć nie chce. Zanim przejdę do rzeczy, chciałbym zaznaczyć, że w Polsce artyści, podobni do tych, których widać w tym nagraniu, nie mieli by żadnych szans na rynku, a więcej nikt by nie rozumiał po co oni istnieją. Jedynym momentem, który dawałby szansę polskim muzykom propagującym taką tradycję, byłoby zaangażowanie do zespołu narzeczonej albo córki jakiegoś znanego polityka lub działacza. Bo ja wiem kogo? Może Artura Zawiszy? W innych przypadkach praca muzyków działających na tej, jakże niewdzięcznej niwie, spotkałaby się z pogardą. Dlaczego? Bo nikt, a najmniej ci, którzy w Polsce zarządzają kulturą, nie rozumie naszej tradycji. Wiem to z całą pewnością, bo wydałem dwa bardzo dobre tomy wspomnień wybitnych Polaków, którymi nikt nie był zainteresowany, pomimo powierzchownych i płytkich deklaracji. Ani muzyczna tradycja dworska, ani ludowa nie ma u nas żadnych szans. Ta pierwsza zostanie przerobiona na jakieś pastisze, tak jak kiedyś Niemen przerobił Dumę rycerską (bardzo proszę, by nie umieszczać tu tych aranżacji, celem wykazania iż Polacy nie gęsi, bo nie o to chodzi), a ta druga zostanie wepchnięta w niszę pogańską i satanistyczną. I na tym się cała rzecz skończy. Ministerstwo kultury zaś po staremu będzie dotować filmy Smarzowskiego.

Pieśń, którą tu słyszymy jest istotna dla mieszkańców Ukrainy, tych oczywiście, którzy zainteresowani są historią i kulturą, z kilku powodów. Dla nas zaś powinna być istotna również, a myślę, że zainteresowanie to powinno być dużo większe niż na Ukrainie. Nie jest jednak, ponieważ w Polsce nikt z publicystów parających się historią nie ma najmniejszego zamiaru wykraczać poza nakreślone przez „nie wiadomo kogo” ramy zainteresowań, a przez to nie mamy zielonego pojęcia o tych fragmentach dziejów, które w te ramy nie zostały wpisane.

Pieśń pochodzi z początku XVIII wieku i napisana została przez pułkownika hadziackiego Hrechorego Hrabiankę. Opowiada o znaku wojska zaporoskiego, wyobrażającym tak zwanego rycerza z samopałem, czyli pieszego kozaka w charakterystycznym stroju, z szablą i muszkietem na ramieniu. Znak ten został uwieczniony przez Hrabiankę w jego największym dziele czyli kronice opisującej historię Ukrainy od czasów wojny Chmielnickiego z Polakami do roku 1710. Dzieło to należy do najważniejszych w kulturze i historii Ukrainy. Z czego się składa? To jest, jak twierdzi angielska wiki, kompilacja polskich i szwedzkich kronik dotyczących wojen kozackich w XVII wieku. Fragmenty tych kronik, nie zostały jednak przez Hrabiankę prosto zerżnięte i poukładane na nowo, według innego klucza, jakby to na jego miejscu zrobili Zychowicz albo Gadowski, ale ułożone w całkiem nową i na nowo interpretowaną historię całkiem nowego narodu. Naród ten istnieje w roku 1710 ignorując okoliczności, które wszystkie jak jedna w ogóle mu nie sprzyjają. Jego reprezentantami, to nic, że samozwańczymi, są kozacy z Zaporoża. Ich ziemia należy wtedy nominalnie do Cesarstwa Rosyjskiego, ale kozacy, mimo że krajem rządzi nie byle kto, bo sam Piotr Wielki, niewiele sobie z tego robią.

Jak już kiedyś ustaliliśmy kroniki krajów nie posiadających doktryny pisane są przez propagandystów dworów obcych. W Polsce są to głównie propagandyści wiedeńscy, tacy jak Bielski i to się nie zmienia do początku XX wieku, kiedy to historię Polski zaczyna pisać Szymon Askenazy, a po nim, po II wojnie światowej historycy marksistowscy i Łysiak. Pozostaje teraz ustalić kto był sponsorem dzieła Hrechorego Hrabianki. Zanim podejmiemy próbę wyjaśnienia tej sprawy warto wspomnieć, że Hrabianka i jego rodzina to była szlachta spod Lublina.

W roku 1723, Hrabianka wziął udział w ważnej dla kozaków misji do Petersburga, pojechali wtedy Zaporożcy do cara, żeby prosić go o pozostawienie spraw na Ukrainie w stanie takim, w jakim były dotychczas, o nie zmienianie prawa i sposobu zarządzania wojskiem kozackim. Co jak się domyślacie carowi się nie spodobało.

Można w tym miejscu spytać, skąd u nich taka odwaga, żeby po wojnie ze Szwecją, po wojnie z Mazepą, po tym wszystkim co było wiadome na temat Piotra, jechać tam z deputacją i ryzykować życie? To jest już późny Piotr, już wszyscy wiedzą, że wepchnął rozżarzony pogrzebacz w tyłek własnego syna, wszyscy pamiętają jak odrąbywał głowy strzelcom, a na Ukrainie każdy wie jak carscy wojacy rozprawili się ze stolicą Iwana Mazepy w Baturynie. Nikt nie powinien mieć złudzeń co do losu takiej deputacji. No, ale oni jadą, pewnie i bez lęku. Przewodzi im hetman lewobrzeżnej Ukrainy, Pawło Polubotok. Człowiek, który w czasie wojny z Mazepą trzymał się z boku i nie opowiadał się po żadnej ze stron, czego współcześni historycy Ukrainy starają się nie interpretować. My jednak spróbujmy, bo to jest z naszego punktu widzenia szalenie istotne. Pawło Polubotok był człowiekiem, który cara Piotra z całą pewnością zastanawiał. Miał o nim samodzierżca powiedzieć, że trzeba nań uważać, bo może być z tego Polubotoka drugi Mazepa. Skąd takie przypuszczenie? Mazepa to był ktoś niesłychanie ustosunkowany na dworach obcych, człowiek współpracujący z królem Szwecji, z Turkami, a pewnie także z Paryżem. No, a ten Polubotok, o którym w Polsce nikt nie słyszał? Z kim niby on miał współpracować?

Zaraz wyjaśnię, ale najpierw popatrzmy jak przebiegają negocjację kozaków z carem. Otóż słabo, a kończą się, co nie było trudne do przewidzenia, aresztowaniem delegatów. Tego co się stało po aresztowaniu hetmana zaporoskiego i jego ludzi odgadnąć z całą pewnością nie potraficie. Oto Polubotok zmarł w niejasnych okolicznościach w grudniu 1724 roku, a po nim, ledwie miesiąc później, w nieznanych okolicznościach umarł car Piotr. Było to w styczniu kolejnego roku. Hetman miał w monecie śmierci 62 lata, a car ledwie 53, o rok więcej niż Jan Kochanowski w chwili swojej śmierci, równie tajemniczej.

Z relacjami pomiędzy Pawłem Połubotokiem, a Piotrem wiążę się coś, co wiki nazywa „legendą”. My jednak tak tego nie nazwiemy, przez szacunek dla własnej inteligencji. Oto w roku 1729 syn hetmana Pawła, Jakub, wywozi skarb swojego ojca, ponoć składający się ze sztab złota i lokuje go w londyńskim banku Kompanii Wschodnioindyjskiej. Ponoć Połubotok wydał dyspozycję, żeby skarb ów przekazano kozakom w chwili kiedy Ukraina będzie niepodległa. O odzyskanie hetmańskiego złota upominali się już wszyscy, nawet towarzysz Stalin, ale jak wiemy, wszystko co znajduje się w rękach Brytyjczyków z całą pewnością tam pozostanie. Przypomnę tu pewien żart, którego autorem jest ponoć pan Kruger, prezydent Transwalu czy też Oranje, nie pamiętam. Miał on powiedzieć, że jeśli Brytyjczyk coś przejmie, pozostaje go tylko zastrzelić, bo jest jak małpa z bananem – nie da się mu się nic wyrwać z ręki.

To nie jest rzecz jasna legenda, tylko prawda, ale z różnych względów opisywana dziś na Ukrainie, tak jak w Polsce opisuje się złoty pociąg albo bursztynową komnatę. Teraz pora na wnioski.

Jeśli ktoś umieszcza swój depozyt w Banku Kompanii Wschodnioindyjskiej, to znaczy, że reprezentował lub reprezentuje nadal, interesy tej Kompanii na terenie przez siebie zarządzanym. Myślę, że fakt ów jest bezsporny, bo gdyby było inaczej, car nie stawiałby hetmana przed sądem i nie oskarżał go o jakieś komiczne malwersacje tylko od razu kazałby go wpić na rozżarzony pogrzebacz i po kłopocie. Nikt też z całą zaś pewnością nie wypuściłby z rąk całej reszty delegacji, z Hrechorym Hrabianką na czele. Ci jednak zostali po śmierci cara uwolnieni, a Zaporoże jak gdyby nigdy nic funkcjonowało nadal, aż do czasów Katarzyny II, która wyrobiła sobie mocniejsze niż Piotr I gwarancje. Naddnieprze w początku XVIII wieku, to teren przez który przebiegają szlaki handlowe do Persji, będącej celem polityki kompanii brytyjskich od końca XVI wieku. I ktoś tych szlaków musi pilnować, ktoś zaufany, bo droga morska pełna jest niebezpieczeństw i grasują na niej holenderscy piraci, reprezentujący te same banki, które wynajęły do roboty cara Piotra zwanego wielkim.

No, ale co my mamy z tym wspólnego? Bardzo wiele. W roku 1723, kiedy Piotr aresztował kozacką delegację, Polska i Litwa istnieją już tylko hipotetycznie. Są po prostu rosyjskim protektoratem. Car zaś w sprawach Polski i Litwy nie pertraktuje z Polakami i Litwinami, ale z Niemcami. I z tymiż Niemcami układa się co do stosunków jakie w Polsce będą panowały. Co innego kozacy, ci zasługują na osobne i podmiotowe potraktowanie, bo nie wiadomo ile tam tego złota jeszcze na Siczy leży i kto jest jego rzeczywistym właścicielem. Polska i Litwa, to w roku 1723 teren do zagospodarowania, z czego ani Polacy, ani Litwini nie zdają sobie sprawy, to figura, którą ktoś odłączył od zasilania i leży już tylko w kącie w swoim kolorowym stroju, z którego jacyś obcy ludzie odrywają i zabierają sobie co tam im jest potrzebne. A to kronikę Bielskiego, a to Kromera, a to coś innego....

Co do tego, że polityka mocarstw na Ukrainie jest bardzo subtelna ze względu na okoliczności zgadzamy się wszyscy. I wszyscy zgadzamy się, że od czasów Chmielnickiego, a może wcześniejszych, czynni tam są agenci Londynu, Paryża i Stambułu. Ci drudzy działąją wspólnie i wydają się mieć, jeśli zliczyć lata ich aktywności i odjąć Chmielnickiego, przewagę. Jest to jednak złudzenie, wywołane wojną Iwana Mazepy. To Londyn ma tam bezwzględną przewagę, Londyn, a raczej Kompanie tam zarejestrowane. Priorytetem ich polityki jest zaś przede wszystkim wyłączenie Ukrainy z Rzeczpospolitej, bo kraj ten w połączeniu z Polską nie jest kompaniom potrzebny, albowiem zaczyna wtedy ów twór realizować własną politykę, co łatwo zauważymy sięgając do początków znaku kozactwa zaporoskiego, czyli do rycerza z samopałem, który został ustanowiony wraz z reformą wojska przeprowadzoną przez Stefana Batorego. Ukraina musi być od Polski odłączona, to najważniejsze, koszta nie grają roli. Potem zaś musi być podporządkowana Rosji i w Rosji tej stanowić ciągłą i chroniczną przyczynę konfliktów. Tak było dawniej, do czasu kiedy zlikwidowano Sicz Zaporoską. Pytanie, dlaczego ją zlikwidowano? Według mnie była już niepotrzebna Kompanii Wschodnioindyjskiej. Robert Clive pokonał hinduskich nababów w bitwie pod Plassey.

 

Na koniec link do pogadanki w radio Wnet. Mamy małą kamerę, dlatego tak to wygląda. No, ale profesjonalizm jest bóstwem fałszywym jak to już ustaliliśmy, więc nie ma się co przejmować


 

http://www.radiownet.pl/#/publikacje/akademia-wnet-wyklad-coryllusa


 

Zbliżają się targi książki w Bytomiu, zapisywać się już nie można, lista jest zamknięta. Mam jednak coś do zakomunikowania. Oto w trakcie targów publiczność będzie wybierać najbardziej popularnego autora. Będą kupony rabatowe i będzie można głosować na tego autora. Otóż życzyłbym sobie, żeby tym autorem został Leszek Żebrowski. Nie żebym Was do czegoś namawiał, albo wręcz narzucał jakieś decyzje. To wykluczone. Nigdy w życiu bym się nie ośmielił.

Ja tylko delikatnie sugeruję jakie są moje preferencje. Nagrodą dla najpopularniejszego autora będzie emaliowana rozeta z brązu, z odpowiednią dedykacją. O wiele gustowniejsza niż ta cała Nike. Nie mówiąc już o złotej rybie z gipsu, co ją sobie „nasi” wręczają.


 

W czwartek – 28 kwietnia – wieczór autorski w Opolu, w bibliotece miejskiej, poświęcony rynkowi książki. Będę miał ze sobą nowości. Początek o 17.00.


 

Ja zaś zapraszam na stronę www.coryllus.pl, do sklepu FOTO MAG, do księgarni Tarabuk i do księgarni Przy Agorze oraz do antykwariatu Gryf przy ul. Dąbrowskiego.


 

Na koniec jeszcze krótka pogadanka o targach książki w Bytomiu. Przepraszam wszystkich, za to machanie rękami, ale inaczej nie potrafię i do telewizji się jak widać nie nadaję.


 

http://rozetta.pl/slow-o-targach/


 

http://rozetta.pl/zaproszenie-na-targi/

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka