coryllus coryllus
3864
BLOG

Dysfunkcyjne party

coryllus coryllus Kultura Obserwuj notkę 80

Dysfunkcyjna orgia

 

Muszę ten tytuł napisać tutaj, bo w nagłówku nie mogę, cenzura działa. Zamieniłem więc słowo orgia na słowo party, mam nadzieję, że wszyscy zrozumieją.

 

Każdy mniej więcej wie co to jest dysfunkcyjne małżeństwo. Chodzi o to, że ludzie, którzy wzięli ślub zamiast żyć tak zwaną pełnią, obojętnie co by to w każdym indywidualnym przypadku nie znaczyło, dręczą się okropnie. Nie mogą przy tym z jakichś przyczyn opuścić swoich stanowisk. U świecie nam współczesnym jest to zjawisko częste a spoiwem małżeństw dysfunkcyjnych jest zwykle kredyt bankowy.

A co to jest dysfunkcyjna orgia? To jest taki stan, kiedy grupa ludzi, która znalazła się w jednym miejscu, w stanie permanentnego podniecenia i oczekuje, że wszyscy obecni myślą tylko o jednym. Bardzo szybko okazuje się jednak, że spełnienie nie nadchodzi, pojawia się za to stres, poczucie bezsensu oraz podejrzenia, że kierownicy imprezy, którzy znikają co jakiś czas za tajemniczą kotarą, mają tam nie tylko koniak i cygara, ale także o wiele ładniejsze dziewczyny, po dwie na jednego. Jeśli nie domyśliliście się jeszcze jaki stan i jaką formację opisuję w tak malowniczy sposób, to zdradzę Wam to od razu – chodzi o uniwersytet.

Mamy za sobą trzy dni ciężkich doświadczeń, a ja do tego jeszcze wymieniłem kilkanaście listów z różnymi osobami, które mają bądź to krytyczny, bądź entuzjastyczny stosunek do tej instytucji. Zacznę od listu pewnego czytelnika, który nie zdążył kupić książki O'Connora. Napisał on, że w Polsce wielkie biblioteki bronią książek przed czytelnikami, a wydawnictwa muzealne i uniwersyteckie bronią się przed zakupami czytelników. Wynika to wprost z zafałszowania misji, czyli z oszukanych nadziei tych wszystkich biednych ludków, którzy na uniwersytet przychodzą z powodu, który się kiedyś określało zwrotem – miłość do nauki. Tak naprawdę uniwersytet to dziś plątanina powiązań rodzinnych oraz orgiastycznych, poszukująca sposobów na finansowanie w zasadzie nie wiadomo czego. Tak zwany dorobek bowiem wydawany jest w ilościach komicznych i nie jest adresowany do nikogo. Żeby całkowicie unieważnić misję wymyśla się nowe metody badawcze, takie jak gender, który jest prostym satanizmem i oszustwem, wziętym jakby żywcem z serialu Lyncha „Twean piks”.

Siedziałem wczoraj wieczorem i zamiast pisać książkę, przeglądałem co tam jest do kupienia w wydawnictwach uczelnianych. Znalazłem kilka rzeczy ciekawych i być może je zamówię. No, ale uczelnie stawiają na wydawanie prac habilitacyjnych, a nie na przykład na komentowanie źródeł. Więc za dużo książek wartościowych tam nie ma. Co innego taki Wilanów, który bazuje na pracach zespołów badawczych, ale musi te swoje produkcje profilować i to jest z naszego punktu widzenia najciekawsze.

Wracajmy jednak do praktyki opisanej przez tego czytelnika. Dlaczego oni tak czynią? Bo znajdują się już w strefie fikcyjnej. Najtęższe głowy spośród tego środowiska zdają sobie sprawę, że długo to już nie pociągnie, ale nie przewidują jaki będzie koniec. Nikt nie przewiduje, bo nie ma odpowiedniego wytrycha, który by tę zagadkę pozwolił rozwiązać. No, a on wydaje się dość łatwy do przewidzenia. W kolonii, gdzie znowu trzeba będzie zainstalować przemysł tekstylny – by żyło się lepiej i każdy miał wreszcie pracę – uniwersytet nie jest potrzebny. Powiecie, że żartuję, no chyba nie. Jeśli moje dziecko, które uczy się w gimnazjum nie znajduje w podręczniku do języka polskiego wyjaśnienia słowa fraszka, to chyba coś jest nie tak? To znaczy, że nawet ten dawny, zafałszowany przekaz jest już do wyrzucenia, a teraz ważny jest inny. Potem dzieci nie rozumiejące co to jest fraszka idą studiować na wydziałach humanistycznych, a wykładowcy, których tam spotykają udają, że nic się nie dzieje. Może czasem między sobą wymienią jakieś cierpkie uwagi, ale generalnie wszyscy trzymają ruki pa szwam i mordy w kubłach, bo dobrze jest jak jest. My rzecz jasna nie będziemy tego zmieniać, bo nie mamy takich możliwości, to po pierwsze, a po drugie, po co. My tutaj musimy jedynie wymyślić taki sposób sprzedaży tej ich produkcji, którą oni muszą wyciskać z siebie w pocie czoła, bo na razie otwarte zanegowanie misji nie wchodzi w grę, taki powiadam sposób, który będzie nas wszystkich satysfakcjonował cenowo. Nie da się bowiem zamazać wszystkiego genderem i jest parę specjalności, które chcąc nie chcąc stają się demaskatorskie. Na pierwszym planie są oczywiście ci historycy, którzy zajmują się dziejami Wielkiej Brytanii. Nie ma wyjścia, jeśli chcą cokolwiek uzyskać w swojej dziedzinie muszą pisać jak jest. To jaki komentarz do tego dodadzą, nie ma dla nas tutaj znaczenia. Kolejna działka to ci historycy, którzy zajmują się Czechami i relacjami republiki z Polską. Oni też chcąc nie chcąc muszą pisać prawdę. Jest jeszcze parę dziedzin ważnych, oraz kilka publikacji źródłowych, które trzeba będzie kupić. Poza tym, jak wiecie będziemy wydawać trochę książek starych i zapomnianych. Wszystko to czynić będziemy w przeświadczeniu, że koniec naszego świata jest bliski i może się tak zdarzyć, że wszyscy razem spotkamy się gdzie w jakiejś potężnej szwalni, w której zarządzający białym bydłem muslim będzie prał opornych po łbach specjalnie do tego celu wykonaną, drewnianą pałką. W nagrodę zaś za dobrze wykonaną pracę wybrańcy będą mogli w niedzielę pojechać na wycieczkę do Muzeum Żydów Polskich, gdzie wysłuchają wykładu o tym, jak to Żydzi zbudowali cywilizację w polskim lesie.

Wymieniałem wczoraj także różne uwagi z pewnym pracownikiem ważnej polskiej uczelni, tej wiecie co jest na 500 miejscu w rankingach. E tam, wymieniałem uwagi, ja mu wprost zaproponowałem, że wydam jego książki, w dużym, niespotykanym na żadnym uniwersytecie nakładzie. I wiecie co mi powiedział? Że te książki na pewno się nie sprzedadzą. W Wilanowie też tak myśleli wydając O'Connora, że się nie sprzeda. Jestem jedynym chyba wydawcą w Polsce, który łazi za autorami i prosi ich, żeby ci coś u niego opublikowali. Oczywiście nie publikuję wszystkiego, ale to co mnie i moich czytelników interesuje. No, ale fakt jest faktem, proszę o zainteresowanie swoją ofertą. Spotykam się z reakcjami dziwnymi. Sami wiecie jakimi – przyszedł nachał i czegoś chce, a tu przecież trzeba studentów kształcić. I tłumaczyć im, że nie mogą przepisywać prac semestralnych z wikipedii. To jest beznadziejne i nie rokuje na przyszłość wcale. No, ale jak powiadam nie nasza to sprawa. My z tego walącego się gmachu chcemy tylko wyciągnąć parę cegieł i zwiać, reszta niech się zapada pod własnym ciężarem.

Oni, nawet silnie zmotywowani, nawet po otrzymaniu polecenia drogą służbową, nie mogą nam odmówić sprzedaży książek, bo wtedy my możemy wezwać te wszystkie konsumenckie instytucje i zrobić raban w mediach. Pozory muszą być zachowane i nie ma mowy, by w jakimkolwiek sklepiku muzealnym na prośbę klienta o tę czy inną książkę jakaś pani zza lady odpowiedziała – nie przedom...Mowy nie ma. No więc czekajmy jaki będzie wynik moich starań o uzyskanie różnych ciekawych tytułów, jeśli niezadowalający to pójdziemy wszyscy pod wskazany adres i wykupimy ich po cenie detalicznej. Jak leci. Potem zaś będziemy obserwować jak się zachowają ci, co dzielą pieniądze na te przemądre publikacje, a dzielą je z głębokim przekonaniem, że rzeczy te nie mają prawa się sprzedać.

Wczoraj usłyszałem wręcz, że książka, którą wziąłbym w każdej ilości za gotówkę, od razu, została po wielu latach zalegania w magazynie przemielona, bo nie było na nią chętnych. I to jest coś czego nie rozumiem. To jest odwrócenie ważnych, ale pozostających poza horyzontem umysłowym pracowników naukowych zasad. Ja je tu wyjaśnię na moim ulubionym przykładzie tekstylnym. Oto pojawił się wreszcie w naszych tutaj rozważaniach car Piotr I. Jak myślicie jaki był istotny sens reform cara Piotra, sens oglądany z punktu widzenia jego sponsorów. No przecież nie wzmocnienie władzy i nie rozwój oraz ekspansja Rosji. To były mrzonki cara, zwane czasem przez historyków celami długofalowymi. Holendrów i Anglików sprawy te nie interesowały za mocno, a być może wcale. Oni mieli inny problem – trzeba było opróżnić magazyny tekstylne. Żeby to zrobić należało wywołać i utrzymać stosowną koniunkturę na dużym obszarze. Tego zaś nie da się przeprowadzić bez dużych nakładów, bo jak każdy wie, sprzedaż kosztuje. Masowa zaś sprzedaż kosztuje dużo. Żeby obniżyć koszta sprzedaży należy mieć po swoje stronie władcę, który wyda rozkaz – golić brody, zrucać szuby, zakładać pantalony i fraczki. Jak się który będzie ociągał - kula w łeb, jak się który spóźni pomieszka sobie nad Jenisejem. I tyle. Reszta robi się sama. Badacze tych zagadnień usiłują często dociekać jak to się działo, że nagle na jakimś obszarze zmieniała się całkiem moda, tak damska, jak i męska. I jeszcze się to chyba nikomu nie udało.

Dlaczego uniwersytet jest zaprzeczeniem tej metody? Oto autor, który jest jednocześnie autorytetem i ma w ręku narzędzia przymusu, może i powinien zagwarantować sprzedaż uczelnianych publikacji na wysokim poziomie. Przy założeniu, że książki sprzedawane tam zawierają treści powszechnie ważne, a pomiędzy wykładowcami, którzy są autorami i autorytetami odbywają się autentyczne polemiki, nakłady publikacji powinny wzrastać z roku na rok, a uczelnie powinny zajmować w rankingach miejsca wyższe niż pięćsetne. Jeśli się tak nie dzieje, to znaczy, że ktoś kłamie. Albo sam uniwersytet, albo ministerstwo, które go finansuje. Co, mam nadzieję, było do okazania. O tym kto za te kłamstwa płaci, można dowiedzieć się z ciągle uważanego w środowiskach akademickich za kultowy filmu Marka Piwowskiego pod tytułem „Rejs” - ja płacę, pan płaci, pani płaci....

 

Na dziś to tyle.

 

Teraz ogłoszenie. To ważne ogłoszenie i chciałbym, żeby wszyscy je dobrze zrozumieli. Targi, które odbędą się w dniach 4-5 czerwca w Bytomiu nie są miejscem lansu dla polityków. Politycy mogą tam oczywiście wejść, ale muszą wcześniej kupić bilet, bo impreza jest biletowana. Powinni też zostawić w domu immunitet, bo to nie jest impreza dla nich, ale dla czytelników i wydawców. Jeśli jakiś polityk pojawi się tam i zacznie się popisywać wezwiemy do niego policję, a w skrajnych przypadkach karetkę z kaftanem bezpieczeńśtwa. I wszystko nagramy. Odmówiliśmy już kilku z nich i odmówimy wszystkim, którzy będą się domagać wpuszczenia na targi na jakichś specjalnych warunkach. Nie ma mowy! Jedynymi obecnymi tam politykami będą przedstawiciele władz miasta Bytomia, które jest współorganizatorem targów. To wszystko. Lepiej będzie jeżeli politycy zrozumieją tę deklarację właściwie i się do niej zastosują.


 

Zbliżają się targi książki w Bytomiu, zapisywać się już nie można, lista jest zamknięta. Mam jednak coś do zakomunikowania. Oto w trakcie targów publiczność będzie wybierać najbardziej popularnego autora. Będą kupony rabatowe i będzie można głosować na tego autora. Bardzo proszę o nie oddawanie głosów na mnie, albowiem włączyłem się w organizację tej imprezy i nieładnie byłby, żeby organizator startował w zawodach, które przygotowywał.

Nagrodą dla najpopularniejszego autora będzie emaliowana rozeta z brązu, z odpowiednią dedykacją. O wiele gustowniejsza niż ta cała Nike. Nie mówiąc już o złotej rybie z gipsu, co ją sobie „nasi” wręczają.


 

Ważna informacja! Tragi objęte są patronatem medialnym TVP Katowice, na imprezie akredytowane będą ekipy nagraniowe, którym akredytacje wystawił organizator. Nikt kto nie ma akredytacji nie będzie mógł nagrywać i robić wywiadów z gośćmi targów. Piszę to teraz, jasno i wyraźnie, żeby nie było potem niedomówień.


Ja zaś zapraszam na stronę www.coryllus.pl, do sklepu FOTO MAG, do księgarni Tarabuk i do księgarni Przy Agorze oraz do antykwariatu Gryf przy ul. Dąbrowskiego.


 

Na koniec jeszcze krótka pogadanka o targach książki w Bytomiu. Przepraszam wszystkich, za to machanie rękami, ale inaczej nie potrafię i do telewizji się jak widać nie nadaję.


 

http://rozetta.pl/slow-o-targach/


 

http://rozetta.pl/zaproszenie-na-targi/

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura