coryllus coryllus
3475
BLOG

O narracjach skutecznych i propagandowych

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 38

Zacznę z szerokim zamachem...trochę nie a propos, ale przyda nam się to później. Obejrzałem ostatnio holenderski film zatytułowany „Nowa Ziemia”. Jest to opowieść o wyprawie na północ przedsięwziętej przez Wilema Barentsa, holenderskiego nawigatora, który miał zamiar dotrzeć do Chin szlakiem północnym. Film ten, tak jak inne filmy tego typu, odwraca naszą uwagę od spraw istotnych, a kieruje ją ku duperelom. To znaczy nie ma tam nic o obecności Anglików na północnych morzach, co nie mogło ujść ani uwadze Barentsa, ani uwadze inwestorów wyprawy, za to cała narracja poświęcona jest miłości głównego bohatera do córki głównego pastora tej całej Holandii oraz jego perypetiom wśród marynarzy. Film ten składa się z samych, wytartych już po tysiąckroć kalek. Mamy więc dobrodusznego olbrzyma, z którym bohater jest początkowo skłócony, a potem zaprzyjaźnia się na śmierć i życie. Mamy zdeprawowanego zbrodniarza, który znajduje się poza zasięgiem prawa, nawet na statku. Mamy też konflikt pomiędzy kapitanem a nawigatorem, obaj jednak są ludźmi wzbudzającymi sympatię i szacunek. Główny bohater zaś to okrętowy pisarczyk, a jego zadanie polega na skrupulatnym notowaniu wszystkiego co dzieje się na pokładzie i poza nim. W czasie rejsu bohater marzy oczywiście o tej, pozostawionej w Holandii dziewczynie, która go kocha. I nie ma tam słowa o tym, że ma on brata, a ten zostanie w niewiele lat później udekorowany orderem przez króla Anglii i Szkocji Jakuba I.

Nie opowiadam o tym filmie przypadkowo, ale dziś nie będzie o Anglikach, będzie o naśladowaniu narracji. Oto mamy tę opowieść o zimowaniu Holendrów na Nowej Ziemi, której nazwę wymawiają oni po rosyjsku. I jest to gawęda boleśnie zestandaryzowana, a to oznacza, że spełnia ona po prostu wymagania dystrybutora. Gdyby była inna system dystrybucji filmów nie wciągnąłby jej, ale wypluł i zostawił gdzieś na obrzeżach przemysłu filmowego, gdzieś gdzie sterczą wbite w ziemie tabliczki z napisem „kino niszowe”. No, ale Holendrom zależy, żeby promować własne treści i własnych bohaterów, więc grzecznie poddają się wymaganiom dystrybutora, kręcą tego gniota i cieszą się potem jak dzieci, że choć sukcesu nie było, to udało im się wejść do systemu i zaistnieć. O takim samym sukcesie marzą nasi politycy historyczni. Że nakręci się film o Polsce, gdzie będzie – jak mawiał Marek Hłasko – miłość, zdrada, takie tam gó..na, a potem system dystrybucji to wciągnie. I będziemy mogli ogłosić sukces, a pewnie będą i tacy co zapłaczą w wyznaczonych do płakania momentach. Otóż nic takiego się nie stanie w kinie polskim, no chyba, ze główny bohater odkryje w czasie różnych perypetii swoje żydowskie korzenie. W innych wypadkach system nie połknie naszej narracji, choćbyśmy nie wiem jak płakali. No, ale to nie jest dziś istotne. Chodzi mi o to, że takie standardowe opowieści są traktowane serio przez autorów stawiających na indywidualność, mam na myśli autorów książek. Co jakiś czas, nie będę wymieniał nazwisk, bo i tak są Wam one nieznane, pojawiają się „pisarze”, którzy sądząc iż są oryginalni, powielają schemat zaprezentowany w opisanym filmie i różnych lansowanych przez system książkach. I to jest coś niesamowitego z jednego względu. Ludzie ci, są pracownikami reklamy. Kiedy słyszę o facecie, co był wziętym copywriterem w sieciowej agencji, robił kampanie i miał sukcesy, a potem napisał książkę, wiem co on tam napisał, bez zaglądania do książki. On tam rozbudował, bądź streścił, to już zależy od tego na jaką formę się zdecydował schemat opisanego filmu. I nie ma doprawdy znaczenia, gdzie rozgrywa się akcja dzieła. W Rosji przed rewolucją, na południu Francji w czasach herezji, czy na Karaibach.

Najdziwniejsze zaś jest to, że ludzie reklamy, pisząc te swoje książki, nie myślą o ich promocji. Żyją takim złudzeniem, że ich sława sięga Nowej Ziemi przynajmniej, jeśli nie samego bieguna i wystarczy tylko coś ogłosić, a wcześniej napisać to w tej wyświechtanej konwencji, żeby był sukces. Mój znajomy mawiał o takiej postawie – wielkie, nieodgadnione ludzkiego ja...Gość przez całe dorosłe życie kłamie, że makaron jest z jajek, a dżem złożony z pozamiatanych z podłogi suchych skórek po śliwkach to same delicje, robi w trąbę duże targety, a jak przychodzi do napisania książki, to mu się zdaje, że jego ten mechanizm nie dotyczy. On jest sprytniejszy i mądrzejszy od innych. Pycha jest czymś doprawdy niewyobrażalnym.

Z takich zachowań nie zrodzi się sukces i dlatego my musimy czynić inaczej. Musimy przede wszystkim stworzyć własny system dystrybucji, żeby móc serwować w nim inne treści niż te proponowane przez system. To jest warunek podstawowy i my ten system dystrybucji na małą skalę mamy. Czy skala się kiedyś powiększy? Nie wiem, ale mam nadzieję. Cały czas, świadomie i nieświadomie nad tym pracujemy. Dlatego nie waham się przed łamaniem różnych standardów, przy produkcji kwartalnika i książek, dlatego sięgam po publikacje, które mogą się niektórym wydawać zbyt specjalistyczne i hermetyczne. Czynię to po to by zmienić rozbudować nasz system dystrybucji i zaimpregnować go tak, by nie wciągał do środka treści słabych i zestandaryzowanych przez różnych magików.

Mechanizm ten ma różne elementy, a ja dziś wymienię najważniejsze z nich, tak na wszelki wypadek, gdyby ktoś zapomniał. Jeśli idzie o treść naszych publikacji, obracamy się bez przerwy wokół kwestii własności indywidualnej, tradycji Kościoła i jego nauki, oraz edukacji, której podstawą muszą być silne organizacje sieciowe, takie jak niegdysiejszy zakon jezuitów.

Bohaterowie kreowani przez nasz system to nie zakochani w jakichś siksach pisarczykowie udający lojalność wobec Stanów Niderlandzkich, a w rzeczywistości wykonujący robotę dla króla Jakuba, ale poważni ludzie, którzy mieli do rozwiązania poważne problemy, ludzie tacy jak Edward Woyniłłowicz, którego część II wspomnień dziś zaczynamy sprzedawać. Dlatego najważniejszym elementem naszej polityki wydawniczej przez najbliższe miesiące będzie przypominanie takich właśnie ludzi.

Ponieważ nasz system musi, chcąc nie chcąc się rozbudowywać, musimy brać wielki zamach i nie obawiać się ryzyka. Stąd, prócz publikacji i treści zadowalających czytelnika doświadczonego i odwracającego się ze wstrętem od opisanego na początku schematu, mamy także coś innego. Mamy komiksy, które adresowane są do ludzi dojrzałych, ale nieprzygotowanych na pochłanianie treści naprawdę trudnych i wstrząsających, które wymagają przebudowania całego dotychczasowego myślenia politycznego. Mamy już na koncie sporo produktów graficznych, a teraz dochodzi do tego jeszcze jeden – album zatytułowany „Zamah”, którego główną osią jest historia polemizująca ze sławnym komiksem Karela Saudka, opublikowanym dawno temu w magazynie „Relax”, który nosił tytuł podobny, ale inaczej zapisany - „Zamach”.

Mamy wreszcie nasz periody, kwartalnik pod tytułem „Szkoła nawigatorów”, gdzie prócz tekstów autorskich znajdują i znajdować się będą teksty archiwalne. Póki co drukowaliśmy tam fragmenty dzieł zapomnianych lub nie publikowanych nigdy w Polsce, ale dostępnych w innych językach. W czerwcu po raz pierwszy opublikujemy fragmenty nigdy wcześniej nie ogłoszonych pism księdza Mariana Tokarzewskiego.

Czy to znaczy, że nie będzie już „Baśni jak niedźwiedź”. Będzie, rzecz jasna, a do tego będzie w oprawie luksusowej, tyle, że prace nad Baśnią znacznie zwolniły, z różnych pozamerytorycznych względów, o których wiecie i roztrząsać ich tu nie ma potrzeby. Baśń będzie, nie martwcie się.

Tak jak to ustaliliśmy kiedyś przy lekturze III tomu „Baśni jak niedźwiedź”, żeby handlowiec osiągnął sukces, musi być obecny na jakimś odległym i niedostępnym dla innych handlowców rynku, gdzie będzie działał na warunkach bezwzględnie preferencyjnych. To czy zajmował się będzie eksportem czy importem nie ma znaczenia. I ja taki rynek znalazłem, a właściwie przyszedł on do mnie sam. Nawiązałem kontakty ze środowiskami przeciwnymi secesji Katalonii. I w związku z tym przygotowujemy serię wydawnictw promujących jedność Korony Hiszpańskiej. Idzie to wolno, ale wobec rozrośnięcia się naszego rynku i naszego systemu dystrybucji, wszystko idzie nieco wolniej i bardzo Was proszę, byście mieli dla tego procesu zrozumienie.

Nie zrezygnowałem z prób wypromowania nowych autorów. Mam nadzieję, że Tomek, który na razie odpoczywa zacznie wkrótce rysować obrazki do książki dla dzieci, którą napisała nasza koleżanka Hania.

Jola, która na jesieni napisze nową książkę w serii z białą sową, na razie przygotowuje specjalny numer Szkoły nawigatorów, który dostępny będzie poza prenumeratą. Czynię tak, by zebrać z rynku dodatkowe pieniądze, o czym Was wszystkich lojalnie informuję. Jeśli do końca roku nie zreorganizujemy pracy naszego przedsiębiorstwa, przepadniemy. Dlatego wymyśliłem dodatkowe numery Nawigatora, które nie będą objęte prenumeratą. One powstawać będą niejako poza mną, bo każdy z nich przygotowywany będzie przez innego redaktora. Za pierwszy wzięła się właśnie Jola i ona będzie redaktorem prowadzącym. Treścią zaś numeru specjalnego będzie udział Żydów w gospodarce Europy Środkowej (i nie tylko). Drugi numer specjalny zaś poświęcimy albo dewastacji gospodarki przez bolszewików, albo udziałowi Kościoła w przedsięwzięciach gospodarczych. Jeszcze się nie zdecydowałem co będzie pierwsze.

Na jesieni Maciek pewnie skończy swoją książkę o Islamie. A gdzieś w międzyczasie pojawi się Baśń jak niedźwiedź zatytułowana „Socjalizm i śmierć”.

To tyle jeśli idzie o plany i sposoby opowiadania. Napisałem to wszystko, byśmy mieli transparentną sytuację i byśmy wszyscy zrozumieli, że treść jest ściśle związana z dystrybucją. Teraz zaś popatrzcie jakie fantastyczne zdjęcie wynalazł kolega Jarosław na okładkę II tomu wspomnień Edwarda Woyniłłowicza. Ściana, armatnia lufa i puste krzesło po właścicielu, z pięknym rokokowym oparciem.

 

Na dziś to tyle. Zapraszam od czwartku na Stadion Narodowy. Siedzimy w strefie biznesu na maleńkim stoisku oznaczonym numerem 45 BC.

Aha, jeszcze trailer komiksu i zapowiedź planszowa

 

https://youtu.be/3Br-t2lPbDI

 

https://issuu.com/tomaszbereznicki/docs/zamah_net

 

 

Teraz trochę prywaty. Tak jak w zeszłym roku potrzebujemy dla szkoły, w której uczy moja żona, trochę gadżetów na różne czerwcowe uroczystości. Jeśli ktoś mógłby nam pomóc, będę bardzo wdzięczny.

W dniach 19-22 maja zapraszam na Stadion narodowy. Będzie mnóstwo niespodzianek, aż drżę cały na myśl o nich, bo z całą pewnością się ich nie spodziewacie. Toyah też będzie, przyjedzie w sobotę i w niedzielę.


 

Teraz ogłoszenie. To ważne ogłoszenie i chciałbym, żeby wszyscy je dobrze zrozumieli. Targi, które odbędą się w dniach 4-5 czerwca w Bytomiu nie są miejscem lansu dla polityków. Politycy mogą tam oczywiście wejść, ale muszą wcześniej kupić bilet, bo impreza jest biletowana. Powinni też zostawić w domu immunitet, bo to nie jest impreza dla nich, ale dla czytelników i wydawców. Jeśli jakiś polityk pojawi się tam i zacznie się popisywać wezwiemy do niego policję, a w skrajnych przypadkach karetkę z kaftanem bezpieczeńśtwa. I wszystko nagramy. Odmówiliśmy już kilku z nich i odmówimy wszystkim, którzy będą się domagać wpuszczenia na targi na jakichś specjalnych warunkach. Nie ma mowy! Jedynymi obecnymi tam politykami będą przedstawiciele władz miasta Bytomia, które jest współorganizatorem targów. To wszystko. Lepiej będzie jeżeli politycy zrozumieją tę deklarację właściwie i się do niej zastosują.


 

Zbliżają się targi książki w Bytomiu, zapisywać się już nie można, lista jest zamknięta. Mam jednak coś do zakomunikowania. Oto w trakcie targów publiczność będzie wybierać najbardziej popularnego autora. Będą kupony rabatowe i będzie można głosować na tego autora. Bardzo proszę o nie oddawanie głosów na mnie, albowiem włączyłem się w organizację tej imprezy i nieładnie byłby, żeby organizator startował w zawodach, które przygotowywał.

Nagrodą dla najpopularniejszego autora będzie emaliowana rozeta z brązu, z odpowiednią dedykacją. O wiele gustowniejsza niż ta cała Nike. Nie mówiąc już o złotej rybie z gipsu, co ją sobie „nasi” wręczają.


 

Ważna informacja! Tragi objęte są patronatem medialnym TVP Katowice, na imprezie akredytowane będą ekipy nagraniowe, którym akredytacje wystawił organizator. Nikt kto nie ma akredytacji nie będzie mógł nagrywać i robić wywiadów z gośćmi targów. Piszę to teraz, jasno i wyraźnie, żeby nie było potem niedomówień.


Ja zaś zapraszam na stronę www.coryllus.pl, do sklepu FOTO MAG, do księgarni Tarabuk i do księgarni Przy Agorze oraz do antykwariatu Gryf przy ul. Dąbrowskiego.


 

Na koniec jeszcze krótka pogadanka o targach książki w Bytomiu. Przepraszam wszystkich, za to machanie rękami, ale inaczej nie potrafię i do telewizji się jak widać nie nadaję.


 

http://rozetta.pl/slow-o-targach/


 

http://rozetta.pl/zaproszenie-na-targi/

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka