coryllus coryllus
3918
BLOG

Jak nie dotrzymałem słowa

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 113

Wczoraj zarzucono mi, że nie dotrzymałem słowa. Mimo uporczywych prób wyjaśnienia sytuacji, mimo niesprzyjających okoliczności, w których się znalazłem, mimo mojej dobrej woli. Oto w zeszłym tygodniu zaproponowano mi spotkanie autorskie w Chorzowie, w jakimś lokalu przy Stadionie Śląskim. Miało się ono odbyć 2 czerwca, tuż przed targami w Bytomiu. Ja się zgodziłem, bo i tak miałem jechać na targi do Bytomia w piątek. Po drodze jak wiecie były jeszcze targi w Warszawie, na Stadionie Narodowym, a na nich prezentacja II części Wspomnień Edwarda Woyniłłowicza, które zostały tam wysłane z drukarni kurierem. Prezentowaliśmy też nowy komiks Tomka. Obydwa tytuły ładnie się sprzedawały, a to co zostało poszło do kopert i jak to mawiają na wsi „opędziło” część zamówień ze sklepu internetowego. Reszta zamówień czeka, a ja tłumaczę w mailach zaniepokojonym czytelnikom, że na razie nie będzie wysyłki, bo w drukarni nie zdążą poskładać całego nakładu przed Bożym Ciałem, a o wysyłce go tutaj tym bardziej nie ma mowy. Tak więc wysyłka rozpocznie się dopiero w przyszłym tygodniu. Czasem tak bywa, zwłaszcza przed dużymi targami, kiedy drukarnie są obłożone zamówieniami i próbują jakoś zadowolić klientów, którzy chcieliby handlować nowościami. Jak wiecie działam tu właściwie sam, bez żadnego zaplecza, czasem pomaga mi Bartek, ale on jest akurat chory. Wczoraj wieczorem dopiero uświadomiłem sobie, że przecież nie mogę pojechać 2 czerwca na to spotkanie do Chorzowa, bo nie wiem kiedy przyjedzie cały nakład. Bez nowych zaś tytułów nie mogę pojechać ani do Chorzowa, ani do Bytomia. Poinformowałem o tym organizatora, no i się zaczęło. Niestety nie jestem w stanie wyjaśnić ludziom wszystkich okoliczności jakie tu mamy, a też i za bardzo nie chcę. Liczę zawsze na jakieś zrozumienie, no ale czasem się przeliczę. Pan, który wpadł na pomysł, by to spotkanie zorganizować, zarzucił mi, że się migam i powinienem zamówić kuriera po prostu, bo kurierów jest wielu. Otóż nie jest to proste i starałem się to wyjaśnić. Im dokładniej jednak coś się wyjaśnia tym gorzej, bo człowiek naraża się na podejrzenia, że kręci. No, ale czytelnicy są najważniejsi, a więc wyjaśnienia im się należą. Jeszcze raz więc – nakład – 3 tysiące książek i komiksów leży we Wrocławiu. Zjedzie tu w środę albo w czwartek. Musi być natychmiast rozładowany i przewieziony do Milanówka, gdzie jest magazyn. Mogę to zrobić tylko ja sam posługując się swoim dużym samochodem. Potem zaś muszę ten samochód załadować książkami na targi i wyruszyć w drogę na Śląsk. Nie ma mowy, żebym wysyłał część nakładu do Chorzowa czy Bytomia, a resztę tutaj. Albo gorzej – cały nakład do Bytomia, a potem po targach do domu, a wszystko po to, żeby nie odwoływać spotkania w Chorzowie, bo inaczej mnie oskarżą o niedotrzymanie słowa. Nie ma mowy, powiadam, żebym wysłał część nakładu na Śląsk, a część tutaj, bo oni mi go postawią pod gołym niebem na 4 dni, a moja żona tego nie rozładuje i nie przewiezie do magazynu samochodem osobowym. Wszystko zaś po to, by odbyło się spotkanie w Chorzowie pod Kapeluszem, bo w przeciwnym wypadku okaże się, że nie dotrzymuje słowa, a pan organizator będzie mnie terroryzował niemieckimi porzekadłami w rodzaju – Ein Mann, ein Wort i mówił, że w Austrii taka sytuacja nie spotkała go nigdy.

Zwróćcie uwagę ile dobrej woli wykazuję. Próbuję wyjaśnić tę niełatwą sytuację i uspokoić czytelników. Robi się nerwowo, bo zanika gdzieś tak charakterystyczna dla tego bloga i środowiska, które się wokół niego wytworzyło atmosfera. Ja najchętniej w ogóle nie jeździłbym na spotkania autorskie. Może do Opola, może do Świdnicy, ale w inne miejsca niechętnie, zważywszy na coraz większą ilość obowiązków na miejscu, a także na sposób prowadzenia negocjacji dotyczących warunków takich spotkań. Bardzo mi zależy na tym, by nie tracić kontaktu z czytelnikami, ale wkrótce jego utrzymywanie jeśli idzie o te wieczorki stanie się niemożliwe. Już dochodzi do sytuacji, kiedy proponują mi listę tematów, na które ewentualnie mógłbym się wypowiadać „bo na nic innego ludzie nie przyjdą”. Niech nie przychodzą. Nie może być tak, że autor jest terroryzowany jakimiś wymyślonymi nie wiadomo gdzie schematami. Ostatnio Janek Bodakowski wleciał na targi i zapytał mnie czy mu coś powiem o agentach rosyjskich w polskiej polityce. Tak jakby nie zauważył, że ja w ogóle unikam wypowiedzi na temat polskiej polityki.

Sytuacja zaczyna wyglądać źle. Oto jest rynek treści i rynek idei, a autorzy są na nim traktowani instrumentalnie, kiedy zaś próbują wyjaśnić różne okoliczności swoich decyzji, spotykają się z zarzutami jak ja wczoraj. Mili Państwo, to jest tylko życie, a ono niesie różne niespodzianki. We mnie zaś nie ma zgody na to, by co jakiś czas podbiegał do mnie ktoś z mikrofonem i wołał – teraz o ruskich agentach, a za chwilę – teraz o uboju rytualnym, w następnym zaś tygodniu – teraz o intronizacji Chrystusa na króla Polski. To jest bardzo prymitywna socjotechnika, powiązana jak mniemam z laboratoriami cybernetycznymi, które muszą mieć wynik, a ten określony jest przez ilość publicznych dyskusji na zadane tematy. I tak to od rozładunku książek z palet gładko przeszliśmy do manipulacji masami. To chyba dobrze...

Nie podejrzewam grup organizujących moje i inne wieczorki o złą wolę, rozumiem, że każdy chciałby zaprosić kogoś ciekawego, kto opowie jakąś interesującą historię. Nie może być jednak tak, że grupy te, często powiązane z politykami, spychają dyskusję w rejony zarządzane przez macherów od kształtowania opinii. I ja tu nie mówię o organizatorach spotkania w Chorzowie, żeby było jasne, wrzucam rzecz w kontekst ogólniejszy.

Cała siła tego bloga polegała na tym, że pisałem tu i mówiłem o sprawach, których nikt inny nie poruszał. Jak wiecie na spotkania autorskie przychodziło mało osób, najwyżej czterdzieści. Nie martwiło mnie to, bo nie zamierzałem konkurować z mediami, z autorami gazowni, ze Skibą, co też jest pisarzem, ani tym bardziej ze Stanisławem Michalkiewiczem czy Grzegorzem Braunem. Chciałem i chcę nadal robić swoje rzeczy. Nie przejmuję się kiedy ktoś zasypia na moim spotkaniu, albo wychodzi, bo nie mówię o żydach i masonach. Niech śpią i niech wychodzą. Nie ma mowy, żebym zaczął nagle gadać o czymś czego chcą cybernetycy. Nie ma mowy, żebym polemizował z Bartosiakiem czy jakąś inną woskową figurą, wystruganą na poczekaniu w ramach jakiegoś unijnego programu – no way, jak mawiają na południu Czech....Chciałbym, żeby to było dobrze zrozumiane. Jeszcze raz więc wszystko podsumujmy. To w jaki sposób organizują swoje życie i relacje z bliźnimi mieszkańcy Austrii i innych krajów niemieckich nie interesuje mnie w najmniejszym stopniu. Staram się jak mogę, póki co samotnie, radzić z różnymi niesprzyjającymi okolicznościami. Nie będę jeździł na spotkania, na których narzuca mi się temat, chyba że ten temat jest akurat zgodny z tym co prezentuję na blogu. Jeśli już gdzieś jadę muszę mieć minimum komfortu, a ten polega na tym, że dostaję honorarium i zwrot kosztów paliwa, a także miejsce w hotelu, gdzie mogę się zamknąć i zasnąć, bez konieczności prowadzenia dyskusji z kimkolwiek. Dobrze by było gdyby ktoś pomógł mi załadować i rozładować paczki z książkami. Nie mam zamiaru uczestniczyć w jakichś, zarządzanych z niewiadomego miejsca, kontredansach, polegających na tym, że grupka autorów kojarzonych z prawicą jest zapraszana w różne miejsca i tam nadaje o tym, co akurat potrzebne jest by podgrzać atmosferę na dole. I jeszcze raz powtórzę – wczorajsza dyskusja z organizatorami jest tylko pretekstem do napisania tego tekstu, a opisane tu kwestie nie dotyczą ich w większości. Kontekst jest ogólny.

 

Na koniec jeszcze słów kilka o II tomie Wspomnień Edwarda Woyniłłowicza. Oto zanim go wydaliśmy kolega Jarosław codziennie po dwa razy sprawdzał czy ktoś nas nie ubiegł w tym zbożnym dziele. Traktowaliśmy to wydanie bardzo serio i tak samo będziemy traktować wszystkie inne wydania, jakie przyjdzie nam realizować. I oto na portalu Kresy, tak przez wielu lubianym, ukazał się cztery dni po premierze naszej książki, tekst o Woyniłłowiczu spointowany informacją, że nie ma jednak tego II tomu Wspomnień, że nikt go nie wydał i to wielka szkoda.

Jeśli komuś z dziennikarzy albo historyków prowadzących różne popularyzujące wiedzę portale wydaje się, że ja będę do nich wysyłał egzemplarze okazowe, żeby napisali dwa słowa o tej książce, to znaczy, że powinni przyłożyć swoje rozpalone czoła do zimnej szyby. Nie ma mowy. Ich bowiem psim obowiązkiem jest śledzić to co się dzieje na rynku i reagować, nie zaś recenzować książki kumpli, którzy przynieśli im je w zębach i patrząc psim wzrokiem błagają o cztery linijki tekstu. Ponieważ wydanie książki z rękopisu ma swoje konsekwencje prawne, nie interesuje mnie czy oni o tej książce piszą czy nie. Jeśli jednak piszą o Woyniłłowiczu niech się postarają pisać prawdę. Kłamstwo bowiem jest grzechem. Edwarda Woyniłłowicza nie da się ominąć jeśli człowiek zaczepiony jest w pewnych, określonych kontekstach środowiskowych. Tak więc pisząc o nimi pamiętajcie mili wyrobnicy popularyzacji treści historycznych, że II tom jego Wspomnień został wydany i jest dostępny na stronie www.coryllus.pl w cenie 50 zł za egzemplarz.

 

Na tym kończę. Zapraszam na stronę www.coryllus.pl gdzie można już kupić drugą, nigdy nie publikowaną część Wspomnień Edwarda Woyniłłowicza. Prócz tego zaś również książkę o broni białej, autorstwa naszego targowego sąsiada – Janusza Jarosławskiego. Książka, prócz typowo kolekcjonerskich informacji, fotografii bardzo wysokiej jakości zawiera też fragmenty tekstów źródłowych, dotyczących – uwaga – wyglądu brytyjskiego żołnierza w XIX wieku, oraz sporych rozmiarów esej opowiadający o walkach Polaków z Brytyjczykami w czasie wojen napoleońskich. Tytuł tej publikacji brzmi – „Szable lekkiej kawalerii” - a tak się złożyło, że szable lekkiej kawalerii w zbiorach Janusza Jarosławskiego, to w sporej części szable brytyjskie.


 

Aha, jeszcze trailer komiksu i zapowiedź planszowa

 

https://youtu.be/3Br-t2lPbDI

 

https://issuu.com/tomaszbereznicki/docs/zamah_net


 

Na koniec informacja o przedsprzedaży biletów na targi bytomskie


 

Rusza przedsprzedaż biletów.
Bilety wstępu na targi w cenie 7 zł oraz odrębne, całodniowe bilety 
wstępu na wykłady i prelekcje w cenie 15 zł dostępne w kasie BCK przed 
imprezą. Ilość biletów na prelekcje jest ograniczona. Rezerwacje 
telefoniczne pod numerem telefonu: 32 389 31 09 w. 101 (Telefon 
odbierany jest w miarę dostępności kasjera. W przypadku problemów z 
połączeniem zachęcamy do rezerwowania biletów poprzez stronę internetową 
lub w sekretariacie pod numerem 32 389 31 09 w. 100) lub email: 
info@becek.pl
Kasa czynna od poniedziałku do piątku od 9:00 do 19:00 oraz zawsze na 
godzinę przed imprezą. Można płacić kartą.


 

Ja zaś zapraszam na stronę www.coryllus.pl, do sklepu FOTO MAG, do księgarni Tarabuk i do księgarni Przy Agorze oraz do antykwariatu Gryf przy ul. Dąbrowskiego.

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka