coryllus coryllus
5331
BLOG

Lisy z Doliny Kościeliskiej

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 90

Nie wydaliśmy tego jeszcze, ale dzień ten zbliża się wielkimi krokami. Mam na myśli wspomnienia Hipolita Korwin-Milewskiego. Koniecznie chcę to opublikować ponieważ autor rozbiera na elementy pierwsze wszystkie patriotyczne histerie, jakie znamy także dziś, ale również takie, o jakich nam, maluczkim nawet się nie śniło. Ponieważ pan Hipolit jest osobą niezwykle dyskretną jeśli idzie o kobiety, pozostaje przy opisach zewnętrznych cech tej histerii i nic nie mówi o finałach oraz konsekwencjach. Takimi sprawami zajmował się w czasach późniejszych znany socjalistyczny grafoman nazwiskiem Żeromski. Jeśli zaś idzie o mężczyzn to litości w zapiskach Milewskiego nie ma żadnej. I to jest naprawdę cudowne. O co chodzi przede wszystkim? Oczywiście o mundury. O przymierzanie, glansowanie, poprawianie i paradowanie w mundurach, im bardziej fantazyjnych tym lepiej. W drugiej kolejności, chodzi o to, by opowiadać o tym jakich czynów bohaterskich się dokona, kiedy już przyjdzie do walki prawdziwej z Moskalem, takiej na śmierć i życie. Opisywani przez Milewskiego bohaterowie, w zasadzie od razu zdradzają wszystkie szczegóły swojej służby w oddziałach powstańczych, po to tylko, by zwrócić na siebie uwagę. Dla ludzi niezorientowanych w takich sprawach zaskoczeniem być może, że po Powstaniu (Styczniowym) ci sami ludzie, którzy tak bohatersko dokazywali, natychmiast – o ile nie zostali zabici lub wywiezieni – wstępują do armii carskiej, tam dostają nowe ciuchy, nowe czapki, nowe buty i nie mówią już do młodego, nastoletniego Hipolita per panie rotmistrzu, chcąc mu się przypodobać, ale ze starannym naciskiem na otczestwo zwracają się doń słowami – Hipolicie Oskarowiczu. Cóż w tych opisach jest najważniejsze? Moim zdaniem tekstylia. Bez tekstyliów ludzie ci, tak przez Milewskiego prawdziwie opisani, nie istnieją. No i jeszcze możliwość publicznego prezentowania siebie samych i swoich urojonych możliwości. Tutaj zaznaczmy coś wyraźnie. Otóż Milewski opisuje histeryków patriotycznych. Histeryków, którym śni się, jak ratują Polskę, która w ich wyobraźni jest młodą, sympatyczną dziewczyną, a potem jeszcze wydaje się tym durniom, że ta Polska im się odwdzięcza w znany nam i łatwy do wyobrażenia sposób. To są projekcje typów wysyłających dzieci na śmierć i rojących o desantach francuskich pod Połągą. Jeszcze raz więc – histeria ta ma charakter patriotyczny. A co zrobić z histerykiem, który nie uprawia histerii patriotycznej, ale histerię polityczną, którą można także nazwać histerią sojuszy? Ja jeszcze tego nie wiem, ale będę się nad tym intensywnie zastanawiał. Oto przedwczoraj ktoś wrzucił na mój blog takie nagranie:

 

https://www.youtube.com/watch?v=x_3YgdZ7DyY#sthash.JSVt9pVU.dpuf

 

Nie trzeba doprawdy oglądać dwóch godzin tych bredni, żeby zorientować się kim jest główny bohater. Wystarczy sam początek. I tylko szkoda, że Pan Lech Jęczmyk pokazuje się w jego towarzystwie. No, ale Pan Jęczmyk ma swoje nawyki, a my tutaj mamy swoje. Nie musimy o nich nawet rozmawiać. Mamy tu wszystko, efektowne przebranie i gawędę, w której ten przebrany za nie wiadomo kogo pan domaga się, byśmy nagle się przymierzyli do zmiany sojuszy. Tak jakby to od nas zależało. To kwestia pierwsza. Druga zaś jest taka – ci co ich opisuje Milewski, po cichu liczyli na to, że nie zginą i jakoś przeczekają burzę, a co sobie pojeżdżą na koniu i postrzelają, co dziewek napsują na folwarkach to ich. Na co liczy ten? Trudno doprawdy dociec. Może na to, o czym opowiada pan prowadzący, na jeszcze większą ilość odsłon na YT. Mam więc propozycję, niech sobie ów jegomość wytatuuje na pośladku, najlepiej mlekiem, portret Piłsudskiego, albo Dmowskiego, w zależności kogo lubi bardziej i po każdym nagraniu prezentuje owo dzieło publiczności. Będzie miał jeszcze więcej odsłon, a pan Rafał Mossakowski, będzie mógł o tym oznajmiać publiczności z jeszcze większym triumfem. Krzywa zaś patriotyzmu poszybuje w górę niczym prom kosmiczny Columbia.

Jeżeli się komuś zdaje, że to jest tak zwany naturszczyk, człowiek w swoim szaleństwie prawdziwy, który, niczym sławna baba Wanga z Bułgarii, już w 1942 przepowiadająca wybuch II wojny światowej, to chyba oszalał. Ten pan, podobnie jak robiąca karierę w YT przez lata całe pani Basia (Krysia, Jadzia, nie pamiętam), taka co strasznie klęła na wizji i grała w rzekomo offowych filmach produkowanych przez niewiadomego pochodzenia służby, jest filmowym statystą. Być może nawet aktorem niespełnionym, ale statystą w filmach bywał na pewno. I oto człowiek ów, oznajmia nam, a na dowód ma swój mundur i furażerkę, że takiego patrioty jak on to święta ziemia nie nosiła od czasów kiedy Murawiow aresztował starego Milewskiego, za jego ugodową postawę, a tych odzianych w konfederatki gamoni wypuścił na wolność. I oto on – Aleksander Jabłonowski – z wyżyn swojego autorytetu teatralnego halabardnika, mówi nam, że się zawiódł na polityce amerykańskiej. I wygłasza te rzeczy publicznie, zyskując od razu miliony subskrybentów. Teraz już tylko pozostaje czekać, aż poprowadzi nas ów boży wachmistrz, wcielenie patriotyzmu kultywowanego przez wieki, do zwycięskiej szarży na jankesów. W takich razach pada zawsze pytanie wątpiących – a kto nam pomoże? Rosjanie rzecz jasna, musimy się tylko ukorzyć, przeprosić i odnowić słowiańskie braterstwo krwi. To proste.

Cała rzecz, co widać na załączonym obrazku podpięta jest pod Grzegorza Brauna i jego Pobudkę. Mili państwo, jeśli Grzegorz Braun nie ma świadomości tego co się dzieje, oświadczam uroczyście, że go uświadomię w czasie najbliższych targów w Bytomiu i zrobię wszystko co będę mógł, żeby tego typa przegnał. Jeśli on nie zrozumie moich argumentów, to trudno. Proszę mnie nie zapraszać w takim razie na spotkania Pobudki i na żadne inne wieczorki. Nie mam bowiem zamiaru stać, nawet w znacznej odległości od tego pana. Jak to – zawołają oburzeni – toż jankesi nas do wojny ciągną, a halabardnik w furażerce dobrze gada. Mili państwo, jeśli Grzegorz Braun jeździ do USA gdzie mieszkają jego rodzice, jeśli za każdym razem dostaję wizę, a do tego szuka poparcia u amerykańskiej Polonii, która mu tego poparcia nie udziela, potem zaś wyciąga się nie wiadomo skąd taką postać i w zasadzie natychmiast się ją do Brauna przykleja, to nie wiem co tu jeszcze trzeba dodawać, żeby rzecz była jasna.

Pan ów jest, jak widzimy, niesłychanie wyrobiony dramatycznie, ale to jest aktor, a nie kołcz, jak poseł Jaskuła z Częstochowy. I my poznajemy to po tym z jaką dbałością traktuje szczegół, jak pokazuje gesty tych ludzi, co głaskali wściekłego, jankeskiego lisa, w Dolinie Kościeliskiej, nie bacząc na własne bezpieczeństwo. I zobaczcie jak bezradni są ludzie wobec takiego oszusta, jak gładko łykają to, co im podsuwa, jak bez zastanowienia chcą mu wierzyć, byle tylko nie iść na tę wojnę z Rosją, co ją Macierewicz chce rozpętać za pieniądze amerykańskie.

Jeszcze raz powtórzę – to nie jest histeryk patriotyczny – to jest histeryk polityczny, którego przyrodzone deficyty związane z niespełnieniem zawodowym zostały wykorzystane przeciwko nam. Kto ma uszy niechaj słucha...

Kolejna sprawa. Oto jakiś czas temu, wrzucono na mój blog link do takiego nagrania:

 

https://www.youtube.com/watch?v=Zb9yEU7ocas

 

Ten pan także nie istnieje bez tekstylnego gadżetu, w jego przypadku jednak, nie mundur, ale kapelusz gra kluczową rolę. I jak widzicie także nie idzie ów człeczyna na żadne kompromisy. Tamten od razu wali w kluczowe sojusze polityczne, nie waha się ani chwili, ten zaś nie ma zamiaru zajmować się niczym tańszym niż Konfucjusz „bo to jest bardzo ważna postać”. Cóż więc my biedne żuczki możemy wobec takich mocarzy i z czym wyskakujemy? Z jakimś Hipolitem Korwin- Milewskim? A któż go czytał? Kto wie kim on był i ile odsłon na YT można zyskać opowiadając o nim? No i najważniejsze – czy takimi zainteresowaniami i taką dziwną kokieterią można zdobyć uznanie Rafała Mossakowskiego i Grzegorza Brauna? Z całą pewnością nie. Dlatego mam prośbę do pana Mossakowskiego, by tu więcej nie dzwonił i nie proponował mi spotkań, bo ja nie mam zamiaru występować ani po, ani tym bardziej przed osobami takimi jak Aleksander Jabłonowski. Mam nadzieję, że Grzegorz Braun zauważy z jak niesamowitą prędkością zmierza ku idei poszukiwania Reptilian na planecie Ziemia.

Pan Pitoń wchodzi zaś, jak widzimy, w fazę chińską, a na jego fejsbukowym profilu przeczytać możemy, że mieszka on w Kościelisku, zapewne niedaleko tego miejsca gdzie ci biedni ludzie, co ich widział Jabłonowski spotkali wściekłego, amerykańskiego lisa, który ich śliną z sierści przez skórę zaraził. Oczywiście rozumiem, że ci panowie dobrze się bawią, że to im daje spełnienie, a dla każdego z nich jest ono swoiste. Pan wachmistrz zbiera dodatkowe grosze do pensji statysty, a pan Sebastian, który zdaje się jest architektem, po prostu umiera z nudów i szuka wrażeń. Nie rozumiem tylko co oni mają robić na moim blogu, gdzie nikt się w nic nie przebiera, handel tekstyliami został omówiony nie raz w sposób jedynie i powszechnie ważny, a ja czyli prowadzący nie zajmuję się gadaniem o Konfucjuszu, ale wydawaniem i pisaniem potrzebnych książek. Tak więc precz...obydwaj. I niech nikt mi nie próbuje z żadnymi takimi numerami wyskakiwać na moim blogu.

Jeśli myślicie, że to koniec, jesteście w błędzie. Oto przed targami w Bytomiu poproszono mnie, by zajął się dystrybucją pewnej książki. Ponieważ polecająca książkę osoba była wiarygodna zgodziłem się, ale nie bez oporów. Przytomnie jednak kazałem przysłać sobie 20 egz. tej publikacji do domu, a nie od razu na targi. No i ta książka przyszła. Okazuje się, że nie jest to żadna książka, ale zbiór felietonów niejakiego Andrzeja Kępińskiego, zmarłego niedawno. Nigdy o tym człowieku nie słyszałem, ale tytuł jego dzieła jest bardzo wymowny – Lekcja patriotyzmu. W poszukiwaniu Rzeczpospolitej. W środku zaś znajduje się garść truizmów na tematy dotyczące historii i polityki, dokładnie w takim samym stylu w jakim prezentują swoje przemyślenia wachmistrz Jabłonowski i szalony kapelusznik Pitoń. Ubożuchne te teksty poprzekładane są nieprzytomną ilością zdjęć uczestników Rajdu Katyńskiego, z samym komandorem Węgrzynem na czele. Nie powiem zdziwiłem się. Rok temu o tej porze jeden z uczestników tego Rajdu rozwalił moje spotkanie w Sokółce, a dziś to samo środowisko, kiedy umarł ich kompan, zgłasza się do mnie, żebym może sprzedał trochę jego książek. Mili państwo, ja oczywiście tę książkę wyłożę na swoim straganie, bo tak obiecałem autorce, ale rozumiem, że zjawią się po nią wszyscy wzruszeni śmiercią Kępińskiego, a mieszkający na Śląsku uczestnicy tego Rajdu, a także wszyscy członkowie Pobudki Grzegorza Brauna i każdy kupi sobie po egzemplarzu, prawda? Zmarłemu należy się pamięć, a i też trochę szacunku dla jego pracy by się przydało. To, że ja ją oceniam akurat nisko, nie powinno mieć dla Was żadnego znaczenia, jak mniemam. Skoro można było jednym rozkazem zlikwidować mój wieczór autorski, to chyba można także jednym rozkazem wyprzedać cały nakład tej pięknie i z wielkim pietyzmem wydanej książki. No chyba, że się mylę i cały ten Rajd Katyński nie wart jest nawet tych łachów, które ma na sobie wachmistrz Jabłonowski. Autorka ma kłopot z dystrybucją jak mi oznajmiła, a Wy Panowie co? Będziecie się temu spokojnie przyglądać?

Zajrzałem na koniec tej publikacji i znalazłem tam notkę biograficzną autora. Zdziwiłem się jeszcze bardziej. Oto okazuje się, że ś.p. Andrzej Kępiński współpracował z neopogańskim wydawnictwem Zadruga, a także z niejakim Juliuszem Nowiną-Sokolnickim, który był „jedynym, prawdziwym prezydentem Rzeczpospolitej na wychodźctwie”, z tego co zdążyłem się zorientować mianował się tym prezydentem sam, przy niewielkiej tylko pomocy Scotlandyardu, któremu wystawił jakiegoś peerelowskiego rezydenta. No i był także założycielem kapituły Orderu św. Stanisława, wręczanego na prawo i lewo różnym prawdziwym patriotom.

Nie chcę używać tutaj słów powszechnie uznanych za obelżywe, ale wydawało mi się, że są jednak jakieś granice. Okazuje się, że nie ma. Czekam na dalsze niespodzianki. Targi w Bytomiu już za tydzień. Aha, jeśli ktoś chciałby się dowiedzieć skąd w tytule wzięły się lisy, nie powinien mieć żadnych wątpliwości – one się wzięły z Pisma. To lisy pustoszące winnicę Pańską. Dawno, dawno temu mówiono tak o heretykach...

 

Na tym kończę. Zapraszam na stronę www.coryllus.pl gdzie można już kupić drugą, nigdy nie publikowaną część Wspomnień Edwarda Woyniłłowicza. Prócz tego zaś również książkę o broni białej, autorstwa naszego targowego sąsiada – Janusza Jarosławskiego. Książka, prócz typowo kolekcjonerskich informacji, fotografii bardzo wysokiej jakości zawiera też fragmenty tekstów źródłowych, dotyczących – uwaga – wyglądu brytyjskiego żołnierza w XIX wieku, oraz sporych rozmiarów esej opowiadający o walkach Polaków z Brytyjczykami w czasie wojen napoleońskich. Tytuł tej publikacji brzmi – „Szable lekkiej kawalerii” - a tak się złożyło, że szable lekkiej kawalerii w zbiorach Janusza Jarosławskiego, to w sporej części szable brytyjskie.


 

Aha, jeszcze trailer komiksu i zapowiedź planszowa

 

https://youtu.be/3Br-t2lPbDI

 

https://issuu.com/tomaszbereznicki/docs/zamah_net


 

Na koniec informacja o przedsprzedaży biletów na targi bytomskie


 

Rusza przedsprzedaż biletów.
Bilety wstępu na targi w cenie 7 zł oraz odrębne, całodniowe bilety 
wstępu na wykłady i prelekcje w cenie 15 zł dostępne w kasie BCK przed 
imprezą. Ilość biletów na prelekcje jest ograniczona. Rezerwacje 
telefoniczne pod numerem telefonu: 32 389 31 09 w. 101 (Telefon 
odbierany jest w miarę dostępności kasjera. W przypadku problemów z 
połączeniem zachęcamy do rezerwowania biletów poprzez stronę internetową 
lub w sekretariacie pod numerem 32 389 31 09 w. 100) lub email: 
info@becek.pl
Kasa czynna od poniedziałku do piątku od 9:00 do 19:00 oraz zawsze na 
godzinę przed imprezą. Można płacić kartą.


 

Ja zaś zapraszam na stronę www.coryllus.pl, do sklepu FOTO MAG, do księgarni Tarabuk i do księgarni Przy Agorze oraz do antykwariatu Gryf przy ul. Dąbrowskiego.

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka