coryllus coryllus
2851
BLOG

Filozofia handlu książką

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 41

Wymyśliłem dziś rzecz genialną i natychmiast podzieliłem się nią z valserem, który jak wiecie jest „spirytusem movensem” bytomskich targów książki. Wszyscy kochamy prozę Henryka Sienkiewicza, a postacie wykreowane przez mistrza budzą w nas wzruszenie i powodują, że ciepło narasta pod naszymi sercami. Wśród wielu niezapomnianych kreacji Henryka jest jedna szczególna, którą bardzo cenię. Jest to Kali, czarny posługacz Stasia Tarkowskiego z powieści w „Pustyni i w puszczy”. Kali jest dobry, sympatyczny, oddany i ma swoją filozofię. I my tę filozofię w całości adaptujemy na potrzeby handlu książką, nie tylko w Bytomiu, ale w ogóle. I tak parafrazując nieśmiertelną frazę Kalego piszę dziś – jeśli coś przeszkadza nam sprzedawać książki i zmniejsza nasze obroty jest złe. Jeśli coś pomaga nam zwiększać obroty i sprzedawać książki jest dobre. O tym jak wyglądają obroty i po czym się poznaje, że handel idzie dobrze i rokuje na przyszłość, wiem ja i dlatego ja, nawet jeśli zakres moich kompetencji będzie mocno ograniczony, będę decydował o tym co jest dobre, a co złe w handlu książką w tej naszej małej skali. I jeśli uznam, że czyjeś wystąpienia lub zachowanie powodują spadek obrotów lub wywołują niechęć klientów, a nie będę mógł wygasić tego we własnym zakresie, poruszę wszystkie dostępne sprężyny, by do takiego wygaszenia doprowadzić. Dotyczy to zarówno sprzedaży internetowej, jak i sprzedaży w realu. Piszę to w związku z komentarzami pod wczorajszym tekstem, a także komentarzami przedwczorajszymi. Piszę to także w związku z tym, że rozmaici ludzie mają głębokie, ale całkowicie fałszywe przekonania dotyczące dystrybucji detalicznej i preferencji czytelników. Udowodnił to wczoraj Toyah wrzucając tu zdjęcia półki z książkami ustawionej w dyskoncie spożywczym „Stokrotka” w Katowicach. To jest znak hańby, ta półka, hańby i upadku. Idiota jakiś wymyślił, że skoro dęte i oszukane treści nie sprzedają się w księgarniach to trzeba je wrzucić do spożywczaka, może zejdą. To jest ta strategia długofalowa, o której często słyszymy. I mowy nie ma, żeby to się zmieniło, bo wiara ludzi z mediów i uniwersytetu, wiara że potrafią pisać rzeczy interesujące jest jak gruźlica w XIX wieku – nie do zwalczenia. Wiara dystrybutora, że czytelnik to dureń jest tak samo zaraźliwa i pisałem tu o tej przypadłości nie raz. I nie chcę tu doprawdy niczego sugerować, ale upadek sieci Empik rozpoczął się dokładnie w tym momencie, kiedy przejął ją ten dziwny pan z Izraela, który później zmarł tak nieszczęśliwie i młodo, mam nadzieję, że nie na gruźlicę. Jeśli za dystrybucją książki w Polsce stoją jego koledzy, wnosić należy, że rodzimi autorzy nigdy nie wyskoczą wyżej niż półka w Stokrotce, bo dystrybutorzy nimi gardzą i uważają, że na nic lepszego nie zasługują. O tym zaś by inwestowali oni cokolwiek w sprzedaż nie może być mowy i to jest chyba dla każdego jasne. Jeśli spojrzycie na tę półkę zauważycie, że dystrybutorowi jest wsio ryba, czy autor jest prawicowy, lewicowy czy wręcz tęczowy jak Michał Witkowski. To są sprawy drugorzędne. Ktoś przejął sieć dystrybucji książek i musi coś dystrybuować, bo chce zarobić. Być może został oszukany, być może miał ów człowiek jakieś nadzieje, ale rzeczywistość je zweryfikowała i wtedy zatrudnił jakiegoś machera spośród miejscowych. Ten zaś rzekł – rebe, to wszystko durnie, nie ma sobie co nimi głowy zawracać, pchajmy to wszystko do Stokrotki, Biedronki i Lidla, może zejdzie. Terminy płatności mamy długie, cenę dumpingową, możemy powalczyć, ile byśmy nie zarobili zawsze będzie to zysk, a na nic lepszego liczyć tutaj i tak nie można. Dystrybutor pokiwał na to głową ze zrozumieniem i wydał stosowne dyspozycje. I tak krzyczący tytuł „Żydokomuna” znalazł się obok książki o pedałach, ta zaś obok dzieła Reszki i Majewskiego opisujących życie prezydenta Kaczyńskiego w Belwederze.

Ktoś zapyta, a co jeśli ci wybitni autorzy się nie sprzedadzą? I nakłady wrócą do dystrybutora? Tak oczywiście będzie i ja nie muszę zaglądać nawet do dyskontów, żeby to stwierdzić. Dystrybutor sprzeda te książki na skupie makulatury i będzie zadowolony, że tanim kosztem wymiksował się z tej historii. No, ale zostanie mu system, z którym coś trzeba będzie zrobić. Nie zamknie przecież rynku...Zawoła znów swojego zausznika, a ten mu powie: rebe, to wszystko durnie, nie ma się co nimi przejmować? W tej Stokrotce siedzi taka ekspedientka, siedzi i marzy o niebieskich migdałach, ona z pewnością może napisać książkę o wampirach, albo o czymś innym. Wydrukujemy to, zapłacimy jej pięć stówek i wszyscy będą zadowoleni...rebe uśmiecha się na dźwięk słów pięć stówek i wydaje odpowiednie dyspozycje. Jeśli chcecie dowiedzieć się co stanie się z rynkiem książki po klęsce tej pani ze Stokrotki, to zaraz wam opowiem. Pojawią się na nim książki pijaków, kobiet z brodami, Michała Szpaka, piłkarzy trzecioligowych i Ryszarda Bugaja. Wszystko zaś po to, by nie zamykać sieci dystrybucji, która musi działać, bez względu na to czy jest popyt czy nie ma. Dlaczego oni nie wykreują popytu? Bo to wymaga inwestycji, a nie przyjechali tu po to, by bez sensu wyrzucać pieniądze, ale po to, by je zarabiać. No i jeszcze jedna kwestia – rynek książki to rynek propagandy, a ta uderza wprost w serce. Najłatwiej więc byłoby uczynić coś, co poruszyłoby emocje Polaków, to znaczy znaleźć nowego Sienkiewicza i nowego Kalego. Tyle, że dyspozycje płynące z centrali dystrybucji idei są inne i za nic na świecie nie można tego zrobić – poczciwy, ale głupi Murzyn, źli Arabowie co biją dzieci i biały szesnastolatek, który jest dominującym samcem alfa. To nie może dziś funkcjonować i dlatego dystrybutorzy książek w Polsce przeżywają takie dramaty, jak te opisane wyżej. Jedyne co się nadaje do sprzedaży dzisiaj to biedna Nell, bo jakoś tam da się ją pod pedofilię podciągnąć.

Nieprawda, ktoś powie – jest jeszcze literatura patriotyczna, niezależna i prawicowa – aha, rzeczywiście jest. Mam tu jedną z takich książek, pisałem o niej wczoraj. I liczę na to, że panowie z Rajdu Katyńskiego, wykupią cały nakład, wszak stać ich na to, a autorem tejże publikacji jest przecież jeden z ich kolegów, którzy odszedł niedawno do Pana. Jeśli nie wykupią, nasza wiedza o dystrybucji literatury, prawicowej, patriotycznej i niezależnej zostanie w ten prosty sposób potwierdzona.

Literatura prawicowa, niezależna i patriotyczna tym się różni od tej produkowanej przez pracowników mediów i akademii, sprzedawanej później w Stokrotce, że autorzy dystrybuują ją sami. Skutek jest różny, ale częściej pozytywny niż negatywny. Problem w tym, że autorzy ci za nic na świecie nie opuszczą swojej niszy. Więcej – oni ją będą spłycać, bo wzorem dla nich jest ten wyżej opisany dystrybutor. Jeśli coś się sprzedaje słabiej – myślą – nie należy inwestować w jakość i jej doskonalić, ale należy tę jakość spłaszczyć i uprościć. Jest zapewne tak – myśli patriotyczny autor – że czytelnik nie rozumie głębi moich przemyśleć i potrzebuje treści prostszych. Kiedy ów zabieg nie skutkuje, autor prawicowy i niezależny próbuje wplatać do swej twórczości wątki pornograficzne. A kiedy i to przynosi klęskę już tylko rzuca ku...ami na spotkaniach autorskich i demonstruje swoją pogardę dla świata. Sprzedaż „na Żyda” już nie skutkuje, została właśnie unieważniona przez Zychowicza, który też chce mieć sukces. Pan Zychowicz odebrał w ten sposób chleb różnym kontrowersyjnym autorom na prawicy, którzy, by poprawić swoją sytuację mogę jedynie eskalować. Fakt zaś, że Zychowicz jest lansowany przez WP i gazownię, powinien nas utwierdzić w przekonaniu, że rebe doszedł już do ściany i zaczął inwestować w antysemityzm. Nie wyjdzie mu to na zdrowie, bo temat zgrany i jedynie centralna, wspomagana mediami głównego nurtu dystrybucja może na chwilę poprawić sprzedaż.

Co z nami zapytacie tradycyjnie już na sam koniec. A nic. My nadal robimy swoje, cen nie obniżamy, pań ze Stokrotki nie zatrudniamy, nie ratujemy się ani pornografią, ani złym Żydem rewolucjonistą, co gwałcił cne katolickie dziewki. Ot takie mam dla Was propozycje na dzisiejszy dzień – rzecz pierwsza:

 

Wielka imigracja. Szkoci w Krakowie i Małopolsce w XVI i w pierwszej połowie XVII wieku

Rzecz ciekawa, bo autor, podobnie jak wszyscy inni autorzy piszący o Szkotach, a także jak piszący o nich polscy autorzy z epoki, widzi jedynie ich działalność handlową. To niemało bynajmniej, a że praca ma charakter naukowy, to i pretensji za wielkich do autora mieć nie możemy. Już na samym wstępie dowiadujemy się, że 10 procent importu Gdańska stanowiły na początku XVII wieku towary szkockie. To może być dla wielu osób lubiących pooglądać sobie szkockie krajobrazy spory szok. Jakie towary z tego pustkowia można było wywieźć do takiej aglomeracji jak Gdańsk? Tego musicie się niestety dowiedzieć z książki. Ja nie będę zdradzał szczegółów. Powiem tylko, że w pewnym momencie zagrożenie szkockie dla handlu polskiego w miastach stało się tak duże, że Szkotów poczęto traktować poważniej niż Żydów. Praca ta zawiera mnóstwo szczegółowych danych, liczb i tabel, a także nazwisk kupców szkockich mieszkających w poszczególnych miastach Małopolski. Mam tego jedynie 4 egzemplarze.

 

Rzecz druga:

 

Nie ma mowy, byśmy uciekli od kwestii polityki Jana III Sobieskiego i wydarzeń z jego czasów. Po tym co zobaczyliśmy w pracy Bernarda O'Connora, musimy rzecz ciągnąć dalej. Oto pamiętniki Filipa Dupont, francuskiego agenta przy królu, a wcześniej przy hetmanie, który był obecny w czasie wszystkich najważniejszych wydarzeń i bitew od roku 1671 do 1683. Nie był to jedyny francuski agent czynny przy królu, ale ten miał najmocniejsza pozycję, a świadczyć o tym może fakt, że to jego wysłano do Warszawy z wiadomością o wiedeńskiej wiktorii. Kiedy zaglądam do tych pamiętników żałuję tylko jednego, że muzeum w Wilanowie nie wyda nigdy wspomnień francuskich agentów czynnych u boku sułtana i wielkiego wezyra Kara Mustafy. Bo co do tego, że tacy byli nie możemy mieć żadnych wątpliwości. Mam jedynie 10 egzemplarzy tej książki, nie chcieli mi sprzedać więcej, a jeszcze do tego nie dali mi rabatu, dlatego jest ona droga. Tak więc kupujecie na własną odpowiedzialność.

 

Aha, jeszcze link do strony telewizji Katowice, gdzie zapowiadane są nasze targi

 

http://katowice.tvp.pl/25507484/targi-ksiazki-w-bytomiu

 

Na tym kończę. Zapraszam na stronę www.coryllus.pl gdzie można już kupić drugą, nigdy nie publikowaną część Wspomnień Edwarda Woyniłłowicza. Prócz tego zaś również książkę o broni białej, autorstwa naszego targowego sąsiada – Janusza Jarosławskiego. Książka, prócz typowo kolekcjonerskich informacji, fotografii bardzo wysokiej jakości zawiera też fragmenty tekstów źródłowych, dotyczących – uwaga – wyglądu brytyjskiego żołnierza w XIX wieku, oraz sporych rozmiarów esej opowiadający o walkach Polaków z Brytyjczykami w czasie wojen napoleońskich. Tytuł tej publikacji brzmi – „Szable lekkiej kawalerii” - a tak się złożyło, że szable lekkiej kawalerii w zbiorach Janusza Jarosławskiego, to w sporej części szable brytyjskie.


 

Aha, jeszcze trailer komiksu i zapowiedź planszowa

 

https://youtu.be/3Br-t2lPbDI

 

https://issuu.com/tomaszbereznicki/docs/zamah_net


 

Na koniec informacja o przedsprzedaży biletów na targi bytomskie


 

Rusza przedsprzedaż biletów.
Bilety wstępu na targi w cenie 7 zł oraz odrębne, całodniowe bilety 
wstępu na wykłady i prelekcje w cenie 15 zł dostępne w kasie BCK przed 
imprezą. Ilość biletów na prelekcje jest ograniczona. Rezerwacje 
telefoniczne pod numerem telefonu: 32 389 31 09 w. 101 (Telefon 
odbierany jest w miarę dostępności kasjera. W przypadku problemów z 
połączeniem zachęcamy do rezerwowania biletów poprzez stronę internetową 
lub w sekretariacie pod numerem 32 389 31 09 w. 100) lub email: 
info@becek.pl
Kasa czynna od poniedziałku do piątku od 9:00 do 19:00 oraz zawsze na 
godzinę przed imprezą. Można płacić kartą.


 

Ja zaś zapraszam na stronę www.coryllus.pl, do sklepu FOTO MAG, do księgarni Tarabuk i do księgarni Przy Agorze oraz do antykwariatu Gryf przy ul. Dąbrowskiego.

 

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka