coryllus coryllus
5075
BLOG

O listach Zyty Gilowskiej

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 56

Uczciwie przyznam, że widziałem tylko dwie i to filmowe interpretacje sztuki Szekspira zatytułowanej „Henryk V”. Dobrze wiecie, o które filmy chodzi i nie ma sensu ich opisywać. Najważniejszym momentem w tych obrazach jest dojrzewanie króla do władzy. Z młodzieńca lekkomyślnego i gwałtownego, staje się Henryk królem stanowczym i zwycięskim, a ceną tej przemiany jest życie jego kompanów od kielicha. Oni nie rozumieją, ku czemu zmierza młody Lancaster i nawet na polu bitwy usiłują się zachowywać tak, jak jak w czasie wielogodzinnych pijaństw. Wszyscy wiemy jak to się kończy – jeden zostaje wypędzony, jeden powieszony. Tyle pamiętam, ale los innych pewnie też nie był do pozazdroszczenia.

Jak wiemy „Henryk V” to jedna z najważniejszych i najintensywniej eksploatowanych sztuk Szekspira, a to z tego względu, że jest tam dużo o władzy właśnie, o triumfie i o pokoju, który Korona przynosi na kontynent. Jest także ów utwór prostym instruktażem dla ludzi sprawujących władzę, instruktażem, który im mówi jak mają się zachować, żeby przetrwać i zwyciężyć. I to jest szalenie ważne, bo od zmiany wewnętrznych stosunków pomiędzy szefem a kliką zależy przetrwanie szefa oraz powodzenie jego misji.

I wiecie co Wam teraz powiem. Nigdy nie zgadniecie. Adam Hofman został prezesem Polskiego Związku Piłki Ręcznej i będzie pełnił swoją funkcję społecznie. Zastanawiam się co zrobiłby Henryk V, gdyby dowiedział się, że jeden z jego oficerów chwalił się po pijanemu długością swojego ptaka. Myślę, że mogłoby być ciekawie. No, ale teraz też jest ciekawie, bo jeden rzut oka na Hoffmana wystarczy, by dowiedzieć się, że są tysiące sposobów na to, by ze swojej społecznej funkcji czerpać niewąskie zyski.

Omawiany tu przez nas wielokrotnie pracownik kancelarii prezydenta nazwiskiem Kędryna jest kolejnym przykładem tego, jak nie powinien się zachowywać władca w chwili kiedy idzie po sukces. Bo ja rozumiem, że idziemy po sukces, a w czasie tej wędrówki niektórzy trochę kradną, a inni popisują się znajomością z trzecim garniturem urzędników prezydenta i to wszystko uchodzi im na sucho.

Jak wiecie od jakiegoś czasu nasz kolega Toyah publikuje na swoim blogu listy ś.p Zyty Gilowskiej. One, wszystkie jak jeden, są absolutnie wstrząsające, a dowodem na ich niezwykłą wagę jest to, że jeszcze nikt ich nie wyszydził. Była próba kradzieży i lansu, ale za szyderstwo nie zabrał się jeszcze nikt. Może i tego doczekamy, ale póki co wszyscy milczą i patrzą – zupełnie jak w piosence, którą śpiewał Pietrzak. Jak wiecie również, mieliśmy taki plan, by te listy opublikować w Szkole nawigatorów, ale ja się na to nie zdecydowałem po odpowiedzi jakiej udzieliła nam rodzina zmarłej. Trochę żałuję, ale jak mawiają – co nagle to po diable – gdybyśmy listy Zyty Gilowskiej opublikowali teraz prawdopodobnie nikt by ich nie zauważył.

Jaki wniosek płynie dla mnie z tych listów? Ano taki, że kiedy zaczyna się droga do sukcesu, a kiedy się ona zaczyna każdy dobrze widzi, trzeba od nowa ustawić relacje pomiędzy szefem a kliką. Czy to zostało zrobione w partii, na którą głosowaliśmy? Z tego co czytamy w listach Zyty Gilowskiej, nie. Oczywiście, panowie Kamiński, Wildstein i obaj Mazurkowie, nie mają sobie zapewne nic do zarzucenia, albowiem są przekonani, że ich zasługi dla zwycięstwa są tak wielkie iż nic nie jest w stanie ich zamazać. Ja zaś myślę, że to nie są żadne zasługi, ale początek katastrofy. Wobec faktów, które zostały w tych listach ujawnione, wobec tego, że jakiś pismak, brat felietonisty, pozwalał sobie na pouczanie, podniesionym w dodatku głosem, ministra finansów, to co widzimy dzisiaj, nie może być interpretowane inaczej. Utwierdza mnie w tym przekonaniu zachowanie ich wszystkich na twiterze. Jest on – porównując realia nasze do realiów sztuki Szekspira – karczmą z wyszynkiem, gdzie żołnierze samochwały opowiadają, ho, ho, ilu to wrogów pokonali, ile dziewek do nich mrugało, jak szli przez wieś, ile kufli wypili i jak wesoło się bawili. No, ale zbliża się bitwa...czy oni o tym wiedzą? Raczej nie. Dostaję regularnie zaproszenia do Klubu Ronina, które wysyła mi Józef Orzeł, nie mam rzecz jasna czasu, żeby tam jeździć, ale czytam co tam się dzieje. Oni nie myślą o tym, że idzie bitwa. Im się zdaje, że właśnie przystąpili do konsumpcji swojego ciężko wywalczonego zwycięstwa.

Wszyscy ci ludzie zachowują się zgodnie z jakąś, łatwo dającą się odczytać i przewidywalną konwencją. Coś odgrywają jednym słowem i nawet im przez myśl nie przejdzie, że czynią to słabo. W dodatku role te są tak wycieniowane, że wręcz widać wnętrzności i swoje mózgowe aktorów. Taki Gociek na przykład musi być zapowiedziany jako przenikliwy i błyskotliwy felietonista. Trzeba to powiedzieć, bo inaczej, słuchając Goćka nikt się tego nie domyśli. Gadowski jak wszyscy wiemy, że doświadczonym najemnikiem, co to z niejednego pieca jadł chleb i – nie jest to wcale wykluczone – w czasie kiedy wrogowie oblegali go na wzgórzach Golan (czy gdzieś) musiał, z braku wody pić własny mocz przefiltrowany przez skarpetkę. Nie mówi jednak o tym za często. Ziemkiewicz z Kukizem założyli endecję, po to, by epatować zdrowym rozsądkiem i realizmem. I to musi być powiedziane, bo inaczej ktoś mógłby nie zrozumieć. Kukiz, który kuli się i zachowuje tak, jakby miał zaraz gdzieś uciec i Ziemkiewicza przewracający oczami, który umieszcza na twitterze zdjęcie zestawu sado-maso używanego przez jego żonę wieczorami, nie kojarzą się nikomu ze zdrowym rozsądkiem. No, ale ponieważ nikt z nich nie ma żadnego programu politycznego, albowiem jest od polityki trzymany z daleka, muszą sobie ci ludzie poszukać szyldów, by istnieć w sferze publicznej.

Echa tych postaw, opisane w niezwykle delikatny sposób znajdujemy w smutnych listach Zyty Gilowskiej. I ja się teraz pytam – gdzie macie tę swoją demokrację, skoro nawet nikt nie próbuje się odnieść do publikowanych na blogu Toyaha treści? Jak widzicie ten cały dyskurs publiczny gamonie? My wiemy, że chodzi wam tylko o to, żeby jeden z drugim pokazywał się w telewizji i gadał to, co sobie wcześniej ustalili. O nic więcej. No, ale wiemy też, co zostało po wielokroć udowodnione, że sukces i przetrwanie szefa zależy do zmiany stosunków z kliką. To jest jedno z fundamentalnych praw polityki. Jeśli prezydent Duda, premier Szydło i Jarosław Kaczyński tego nie rozumieją, przegrają. I to przegrają przez takich ludzi jak Hofman, jak publicyści prawicowi, a także takich jak Kamiński, który nie potrafi się oprzeć prośbom swoich starych, dobrych przyjaciół. Tu wszystko jest na poważnie, a przez to właśnie, ja tutaj karmię się cichą nadzieją, że kiedy przyjdzie godzina próby ktoś przykuje Ziemkiewicza do łóżka prawdziwymi kajdankami, nie tymi pluszowymi i złoi mu tyłek prawdziwym batem, a wtedy wycie pana Rafała dojdzie nas nasz tutaj.

Na koniec zaś mam konkluzję taką – oni się nie zmienią, dopóki nie zacznie się ich tłuc batem po tyłku, dopóki jeden z drugim nie zadynda na gałęzi, oni się nie zmienią. My za to mamy szansę na zdobycie sławy w prawdziwej walce, bo jak sądzę po tym co opublikował na blogu Toyah, łatwo może się zdarzyć, że ktoś zacznie nas inwigilować, nie twierdzę, że z polecenia samego ministra, ale może tak z zawodowej ciekawości. I co wtedy? Gdzie podzieją się blizny i potłuczenia tych, bezimiennych póki co jeszcze, blogerów inwigilowanych przez siepaczy III RP? Ile będą znaczyć....?

 

Na tym dziś kończę. Przypomnę tylko, że zbliżają się targi w Bytomiu, które rozpoczną się fantastyczną zupełnie prelekcją Ojca Wincentego Wiesława Polska, przeora klasztoru w Wąchocku. Prelekcja będzie o tym jak to działacze niepodległościowo-oświeceniowi – Stanisław Kostka Potocki i Stanisław Staszic wyślizgali cystersów z udziału w przemyśle ciężkim, w Zagłębiu Staropolskim, a następnie przemysł ten położyli na obie łopatki. Początek w sobotę o 11.00

 

Bilety zaś na targi można zamawiać tutaj

 

http://www.becek.pl/program/event_dates,412,bytomskie_targi_polskiej_ksiazki

 

Jeśli zaś idzie o książki, które tu codziennie podrzucam, to dziś mamy rzecz zupełnie niezwykłą. Oto relacja o Polsce Gasparad de Tende. Nie wiem czy pamiętacie jak przy okazji historii życia i męczeństwa św. Andrzeja Boboli zastanawialiśmy się, jak to było z tym jansenizmem królowej Ludwiki Marii i kto mógł być łącznikiem pomiędzy dworem w Warszawie a opactwem Port Royal i całym tym heretyckim bractwem. Już nie musimy się zastanawiać, był to właśnie Gaspard de Tende, który kontrolował finanse dworu Ludwiki Marii i, jak to pięknie ujął, autor wstępu, sympatyzował, podobnie jak królowa, z jansenistami. Szkoda, że nie mamy żadnych zapisków agentów francuskich z lat wcześniejszych, może dowiedzielibyśmy się jak wyglądały negocjacje Chmielnickiego z Mazarinim na temat udziału kozaków w wojnie z hugenotami i kto je prowadził. No, ale nic, musimy się zadowolić tym co jest. Mamy tego trochę więcej, a i cena jest przystępniejsza.

 

Zapraszam na stronę www.coryllus i tam gdzie zwykle. Jutro napiszę gdzie, bo teraz muszę odpocząć, jestem trochę chory. 

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka