coryllus coryllus
3456
BLOG

Zadziwiający pan Sobieski

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 50

Jestem we Wrocławiu, ale wziąłem laptop. Jakie to szczęście prawda? Spróbuję więc króciutko coś napisać, bo mam zaraz poważne obowiązki do wykonania, a ojciec Antoni za nic nie chce mnie z nich zwolnić.

Mam pod ręką ciekawą i wielce pouczającą książeczkę „Nienawiść wyznaniowa tłumów w czasach Zygmunta III”. Napisał ją zasłużony krakowski historyk, pochodzący z Rzeszowa Wacław Sobieski. Jest to rzecz pod wieloma względami absolutnie wstrząsająca (matko, ależ ja się powtarzam, wszystko czego się nie dotknę jest wstrząsające). No, ale sami popatrzecie na metodę badawczą tego wychowawcy tytanów, człowieka podążającego za prawdą, nieposkromionego wroga proganady historycznej i każdej innej. Pisze ów Sobieski, że za Zygmunta III nasiliła się nietolerancja tłumów. Podkreślam tłumów...co on uważa za tłum? Oto jednego roku, nie chce mi się sprawdzać którego, żacy poznańscy wychowankowie jezuitów napadli na świątynie protestancką w tym mieście. Ilu ich było? Aż trzystu...jak na XVII wieczny Poznań to sporo. Po czym można było poznać, że to wychowankowie jezuitów? Nie za bardzo wiadomo, bo wszyscy byli zamaskowani. No, ale źródła taką informację podają i wybitny badacz Wacław Sobieski ją nam powtarza. Licząca trzysta osób, zamaskowana bojówka, niszczy luterski zbór, a źródło historyczne Sobieskiego, czyli takaż luterska propagitka oskarża o to jezuitów. I tak się proszę Państwa tworzy historię prawdziwą bez mitów. Tak się prowadzi rzetelne badania. Bo – jak to bez przerwy powtarzałem w Świdnicy – jeśli nie ma źródeł, nie ma historii. Usłyszałem ten bon mot z ust pewnego profesora, a kiedy próbowałem zawrócić ten strumyk kijem w czasie pogadankiw Dzierżoniowie, jedna pani zapytała czy ja jestem zwolennikiem pisania historii bez źródeł. Trochę się zdziwiłem. Opowiedziałem o tych katalogach niewydanych rękopisów i zacząłem domagać się, by je opracować jak najszybciej i wydać. Pani się uspokoiła. No, ale kiedy nie ma źródeł to nie ma historii. To prawda, ale czy w okolicznościach odwrotnych – kiedy są źródła jest historia? Jak widać, a mogę się mylić, bo oceniam tylko jedną pracę, jednego, choć wybitnego historyka, także jej nie ma. Jest propaganda.

Idźmy jednak dalej. Kolejnego razu, w Krakowie, żacy z akademii napadli na inny zbór luterski z zamiarem spustoszenia go. Tak mocno się starali spustoszyć ten zbór, że po ich stronie padło aż 20 trupów, a po stronie ceklarzy, czyli miejskich pachołków zaopatrzonych w półhaki, ani kawałka nieboszczyka nie było widać. Bardzo zasmucił się nad losem biednej luterskiej świątyni badacz Sobieski, ale słowa o pogrzebie tych dwudziestu nie napisał.

Z drobnych incydentów wymienić należy także wstrętnego Skargę, który demonstracyjnie szedł ulicą Wilna ubrany w czarny habit i przez to zmusił pewnego prostestanta do wymierzenia sobie policzka. Następnie zaś nie wyciągnął z tego faktu konsekwencji, ale publicznie wybaczył zniewagę, przez co nie udało się ceklarzom wileńskim ubić ani jednego żaka.

Mamy też pewnego Włocha, który podpuszczony przez ministrów ze zboru poleciał sprofanować ołtarz w święto Bożego Ciała i wykrzykiwał różne nieprzystojne rzeczy przeciwko Przenajświętszej Panience. Ściągnięto go z tego ołtarza i zawleczono do lochu, a następnie sąd miejski, podkreślam – miejski – skazał go na śmierć. Wyrok wykonano, a następnie o śmierć tego biedaka oskarżono jezuitów.

Wacław Sobieski przechodzi sam siebie kiedy pisze o tym czego domagali się kalwini i luteranie związani węzłem konfederacji warszawskiej. Otóż taki Stanisław Stadnicki na przykład perorował, że wolność będzie wtedy kiedy każdy szlachcic będzie mógł narzucić chłopom i mieszczanom w swoich dobrach swoje własne wyznanie. Sobieski wspomina o tym mimochodem, a my czytając to ze smutkiem myślimy o głębokim humanitarnym podejściu do życia, reprezentowanym przez Kalego, bohatera powieści „W pustyni w w puszczy”. To i kilka innych wyskoków pana Stadnickiego, gorącego wyznawcy wiary kalwińskiej, rzuca inne zgoła światło na jego sobiepaństwo i warcholstwo tak często podkreślane przez historyków. Chciał, w mojej rzecz jasna, subiektywnej ocenie, którą niektóre koleżanki, nazywają często pseudohistorycznymi teoriami, otworzyć drogę to powstania rozmaitych agnetur w dobrach prywatnych, co wiązałoby się – dla tych najbardziej zdecydowanych – z pobieraniem subsydiów z dworów obcych. Cóż by bowiem, po przeforsowaniu takiego prawa, szkodziło Stadnickiemu przekonwertować na anglikanizm i zostać głównym biskupem powszechnego, anglikańskiego kościoła w Polszcze? Nic. Jeszcze by dostał na to dotację, to jest chciałem rzec, wziąłby z tego tytułu brzydką łapówkę od dworaków Jakuba I. No, ale historyk Sobieski nie rozwija tego tematu. My jednak wiemy, wystarczy bowiem porównać książkę Sobieskiego z książką Jakuba Basisty, jak działało w tym samym czasie prawo na Wyspie, jakie mogły być intencje protestantów domagających się od polskiego króla wolności. Były to intencje czarne i podstępne, a książka Sobieskiego, człowieka wprost wrogiego Kościołowi, utwierdza nas w tym silnie. Tym silniej im więcej aktów nietolerancji tłumu opisuje autor.

Dlaczego Wacław Sobieski był wrogiem Kościoła? Ponoć jego tata sprzeniewierzył jakąś gotówkę kościelną, ale niech mnie tropiciel poprawi, bo wczoraj z nim o tym gadałem i mogłem coś pokręcić. Byłem zmęczony.

Wacław Sobieski, był ponadto działaczem niepodległościowym, członkiem różnych ważnych organizacji, ale w pewnym momencie przekonwertował z socjalizmu na endecyzm i został endekiem wrogim Kościołowi. I to jest proszę Państwa obłęd szczególnego rodzaju, który wart jest osobnej notki, by nie powiedzieć osobnego atlasu omawiającego poszczególne przypadki tej przypadłości.

I teraz ważna rzecz – to Wacław Sobieski rozpoczął opisywanie bitwy warszawskiej tak, by pomniejszyć rolę Piłsudskiego i powiększyć rolę Sikorskiego i Weyganda. Ja tu nie będę rozniecał dyskusji na te temat, bo wiem, że wielu jest ludzi, którzy za jedną i drugą wersję oddaliby życie. Powiem tylko, że postawa Wacława Sobieskiego i jego zadziwiająca chęć przysłużenia się Polsce, tak jak ją sobie wyobraża mały Wacuś, unieważnia w zasadzie wszystkie rozsnuwane przezeń teorie. Oczywiscie piłsudczycy rzucili się nań zaraz, a taki Pruszyński Ksawery domagał się nawet osadzenia Sobieskiego w Berezie.

Jakby tego było mało wyhodował jeszcze Sobieski następców, a wśród nich rozpoznajemy znanego nam już z czasów dyskusji na temat II tomu Baśni Henryka Barycza – historyka niepokornego, który napisał biografię swego mistrza pod tytułem „Historyk gniewny i niepokorny”. Jak widzimy źródła memu „niepokorny”, tak dziś nadużywanego są jasne. Niepokorny to taki, co kłamie w imię racji, które uważa za wyższe. Dziś najjaskrawszym tej postawy przykładem jest Targalski. Krew z krwi i kość z kości. Tenże Barycz wsławił się napisaniem biografii Jana Kochanowskiego, która nosi tytuł „Z zaścianka na Parnas”....piszę to i nie wierzę w to co piszę....z zaścianka na Parnas....Mistrzostwo świata po prostu.

Wychowankiem Sobieskiego był także Oskar Halecki autor pracy na temat unii florenckiej, podnoszący zalety tej unii i biadolący nad nieszczęśliwym jej końcem.

Muszę przerwać w tym miejscu, bo się za bardzo denerwuję. Dziś wieczorem o 19.00 przy Ołbińskiej 1 mam wieczór autorski poświęcont Księdzu Marianowi Tokarzewskiemu i Edwardowi Woyniłłowiczowi. Zapraszam. Jutro pogadanka w Brzegu dolnym na temat obecności złota w Kościele.

 

Zapraszam na stronę www.coryllus.pl. Do księgarni Przy Agorze, do sklepu FOTO MAG i do księgarni Tarabuk

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka