coryllus coryllus
3702
BLOG

Kędryna jak Wieniawa czyli ufortyfikowany fortepian

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 48

Na naszym blogu wybuchła wczoraj mała awanturka, której efekt jest taki, że pożegnała się z nami eska, a orjan napisał, iż na Kresach po odzyskaniu niepodległości w 1918 roku ludzie obawiali się powrotu pańszczyzny. To jest coś tak kuriozalnego, że ja nie mogę jeszcze teraz odzyskać równowagi. Nie wiem jak można było napisać coś takiego, kiedy z każdego pamiętnika, każdego artykułu prasowego wyziera socjalistyczno-chłopski terror. Jeszcze wrócimy do tego w którymś tekście, bo to są niemożliwe rzeczy, żeby człowiek doświadczony, oczytany i znający się na prawie wypisywał takie opinie.

Zanim zacznę pisać o Kędrynie, postawię pewną diagnozę. Oto ludzie dotknięci obłędem, bynajmniej nie łagodnym, lubią porównywać PiS z piłsudczykami. Ja rozumiem, że oni są po prostu głupi i chodzi im o to jedynie, by zaklinając rzeczywistość utożsamić PiS z sukcesem. Jasne bowiem jest dla zwolenników takiej konstrukcji, że Piłsudski odniósł sukces, PiS zaś jest wprost spadkobiercą tego sukcesu. To są projekcje fałszywe i dziecinne. Prawo i Sprawiedliwość nie ma nic wspólnego z PPS, ani z legionami, że o metodzie sprawowania władzy przez Józefa P. nie wspomnę. To są byty polityczne tak różne, że trzeba mieć nieźle nabełtane we łbie, żeby się tej koncepcji trzymać. Jest to też niebezpieczne, bo jeśli ktoś nie rozumie jak było naprawdę, a odnosi się jedynie do swoich wyobrażeń i wariacji emocjonalnych na temat faktów, szykuje sobie los niewesoły. No, ale zawrócić go z tej drogi nie można, bo dla tego rodzaju ludzi emocje są jedyną rzeczywistością. PiS nie stosuje terroru, nie montuje piętrowych prowokacji, nie wysyła na ulicę bojówek, nie strzela do nikogo. Jarosław Kaczyński nie przeklina, nie dymisjonuje rządów, nie otacza się podejrzanymi ludźmi i nie ma nieślubnych dzieci. Mimo tych wszystkich różnic, ludzie nadal twierdzą, że PiS to partia piłsudczykowska. Bierze się to także stąd, że starcy i inwalidzi, tacy jak Targalski lubią sobie pomarzyć o tym, że jak Wieniawa wjeżdżają do Adrii na koniu.

Korzystając więc z tego obłędu porównałem dziś Kędrynę, zaufanego człowieka prezydenta Dudy, do Bolesława Wieniawy Długoszowskiego. To jest porównanie całkiem nieadekwatne, wręcz idiotyczne, ale właśnie o to chodziło. Złapałem wiatr natchnienia w żagle (ach, te poetyczne nastroje), kiedy przeczytałem w Rzeczpospolitej tekst na temat tego całego Kędryny, w którym znajduje się wypowiedź moja i toyaha. Do mnie autor napisał osobiście i ja mu tej wypowiedzi udzieliłem, a kawałek z Toyaha chyba ściągnął bez pytania. W tym tekście chodzi wprost o zalegendowanie Kędryny, tak to trzeba nazwać. Wysuwam więc propozycję następującą, nie idźcie na łatwiznę chłopaki, nie wypisujcie dyrdymałów o tym, jaki to on jest piekielnie inteligentny, jakie ma świeże spojrzenie na różne sprawy, bo to już było przy okazji lansowania Suchockiej i Rokity, mniej więcej dwadzieścia lat temu. Pamiętamy tę metodę i rozpoznajemy ją z daleka. Musicie być bardziej wyraziści. Powinniście wprost napisać, że Kędryna to taki Wieniawa przy Andrzeju Dudzie. Dopiero wtedy ludzie podniosą głowy znad swoich krosien i zaczną słuchać was z uwagą. Gawędy o tym, że on jest oryginalny, bo przychodził do szkoły w kożuchu i pilotce nikogo nie wzruszą, bo jak znam przynajmniej sześciu takich samych oryginałów. Pilotka i kożuch to wręcz znak rozpoznawczy pewnego rodzaju ludzi epatujących niezwykłością. Są tak, kurczę, niezwykli, że swoim widokiem wywołują ziewanie. To samo jest z Kędryną opisanym przez dziennikarza Rzeczpospolitej. No i jeszcze ta 35 letnia przyjaźń na śmierć i życie, od której prezydent nie może się wyzwolić, tak jest obezwładniająca.

Nie ona jest jednak najbardziej frapującym fragmentem egzystencji Marcina Kędryny. Są tam sprawy ciekawsze. Oto pisze nam autor wprost, że szanowna mama naszego bohatera jest stroicielem fortepianów. Tak się jednak złożyło, że pod wpływem syna zainteresowała się fortyfikacjami z II wojny światowej i wraz z Robertem Jurgą napisała aż 16 książek o tych fortyfikacjach. 16 książek?????!!!!!!!! To jest proszę Państwa więcej niż niezwykłe. To jest lepsze niż kożuch i pilotka razem wzięte, a nawet lepsze niż przycisk do papieru zrobiony z kawałka szyny kolejowej, a takiego właśnie przycisku używał Marcin Kędryna kiedy był uczniem. Kiedy wpisujemy w wyszukiwarkę nazwisko – Anna Kędryna, okazuje się, że pani ta, jest jedną z największych specjalistek od MRU – Międzyrzeckiego Rejonu Umocnionego.

Szczerze rzecz ująwszy nie wiem co powiedzieć. Może to jednak matkę, nie syna, powinien zatrudnić u siebie Andrzej Duda, bo jest ona stokroć bardziej oryginalna niż jej potomek, ograniczający się do płaskich kawałów i dziwacznych strojów.

Okazało się też, że ojciec Kędryny nie jest zwykłym milicjantem, ale trenerem siatkówki w Wiśle Kraków. Do dziś się tym zajmuje, choć jest na emeryturze. Jeśli zaś idzie o karierę syna, to przebiegała ona tak, jak przebiega kariera wszystkich jełopów mających wpływowych rodziców. Ponieważ nie nadawał się do niczego, a jego aktywność ograniczała się do zbierania cegieł i złomu, które to rzeczy przerabiał potem na przyciski do papieru, zatrudnili go w dziale foto tygodnika OZON założonego przez znanego na początku wieku konserwatystę i prawicowca Janusza Palikota. Praca w takim dziale jest łatwa i w zasadzie nie wymaga żadnego przygotowania. Człowiek musi znaleźć zdjęcie, które się spodoba redaktorowi prowadzącemu. No i tyle. No, ale potem okazało się, że pan Marcin to nie jest jednak taki zwykły fotoedytor i zaczęła się jego błyskotliwa kariera, podparta kilkoma legendami. A to, że wymyślił symbol „zakaz pedałowania”, a to że jest tak inteligentny jak Grzegorz Górny, a może nawet bardziej. Najlepsze zaś jest to, że chwalą go za sposób opowiadania, że tak ładnie potrafi przechodzić od jednego zagadnienia do drugiego i to jest niezwykłe. Ja myślę, że to jest po prostu rozkojarzenie, jeśli nie choroba afektywna dwubiegunowa, ale mogę się mylić. Znam ponadto mnóstwo osób, które nie dość, że z wdziękiem przechodzą w rozmowie z jednego tematu na drugi, to jeszcze dodają do tego niezwykłą mimikę i choreografię, a całość zamykają tak niesamowitą pointą, że stosując kryteria, którymi opisano Kędrynę, ludzie ci powinni od dawna być zausznikami prezydentów USA. Nie są nimi jednak. Stoją gdzieś pod wiejskimi sklepami i doją wisienkę, albo jeżdżą bez sensu po wsi na rowerze. Takie jest życie. No, ale Marcinowi się udało.

Co w tym tekście robią nasze wypowiedzi? Służą za listek figowy. Zostaliśmy nazwani „najbardziej prawicowymi blogerami” czy jakoś podobnie, a do tego jeszcze autor zasugerował, że blogosfera wkurzyła się na Kędrynę bo sprofanował Dorotę Kanię, w tekście „Pani Kani nie wierzę ani, ani”. Dowcip w tym tytule perli się normalnie jak szampan w krysztale....

Toyah złożył już stosowne oświadczenie, teraz kolej na mnie. Otóż mam w nosie co Kędryna myśli o Dorocie Kani i co o niej pisze. Mam w nosie to co pisze sama Dorota Kania i jej koledzy. Nie o to chodzi. I mam nadzieję, że to jest zrozumiałe dla każdego kto przeczytał uważnie ten tekst.

 

Na stronie www.coryllus.pl dostępny jest nowy numer Szkoły nawigatorów.  

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka