coryllus coryllus
3192
BLOG

15.10 do Rygi czyli niepodległość polska, włoska i turecka

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 51

Mam w ręku książkę Jana Dąbskiego zatytułowaną „Pokój ryski, wspomnienia, pertraktacje, tajne układy z Joffem, listy”. Treść i okładka tej książki dalekie są od tego ku czemu skłaniają się nasze serca. W środku bowiem mamy potwierdzenia naszych czarnych podejrzeń, oraz wynurzenia działacza ludowego Dąbskiego, oraz jego kolegi złodzieja Kiernika, dotyczące ich wytężonej i ryzykownej pracy dla Polski, w obronie jej granic. Jeśli się zastanowić dlaczego to ludowców, a nie socjalistów Polska wysłała do Rygi człowiek może dojść do jednego tylko wniosku – bo tamci zaczęliby pić z komunistami i byłoby jeszcze gorzej. Ci zaś się bolszewików bali i bardzo im imponował samochód Joffego, który z piskiem opon i trąbieniem zajeżdżał pod hotel, w którym toczyły się pertraktacje.

Na okładce widzimy z jednej strony triumfującego ułana, który wypuszcza wprost z ramienia jeszcze bardziej triumfującego białego orła. Ułan zaś siedzi na czymś, co z wyglądu przypomina konia, ale gdyby koń próbował przyjąć taką pozycję połamałby sobie nogi i powykręcał stawy. Podobnie jest z treścią tej książki, Dąbski wykręca się i tłumaczy, podkreśla swoje zasługi i demonizuje okoliczności, a wszystko po to, by ukryć prawdę. Książka ta może być ciekawym przerywnikiem pomiędzy lekturą wspomnień Edwarda Woyniłłowicza a tym co napisał Hipolit Korwin Milewski. Jego wspomnienia wydamy już niebawem. Jeśli do całego opisu dołożymy jeszcze informację, że delegacja polska popłynęła do Rygi na angielskim kontrtorpedowcu i przypomnimy sobie, że na ten okręt wiózł delegatów osobiście Mieczysław Jałowiecki, który pozostawił nam tragiczny i smutny opis zachowania się tych ludzi, latających w przeddzień wyjazdu po gdańskich sklepach dla zakupienia pończoch jedwabnych swoim dziewczynom, to będziemy mniej więcej mieli pełny obraz dramatu. Inaczej też spojrzymy na opisy Dąbskiego i jego zaklęcia, a także na dedykację zawartą w tej książce – cieniom mojej zmarłej żony....

Treść wspomnień Dąbskiego koresponduje żywo z tym co jest zawarte w najnowszym numerze „Szkoły nawigatorów”, czyli postawy socjalistów w momencie kryzysu wywołanego śmiercią prezydenta Narutowicza, a także fragmentu pewnych nie publikowanych nigdy wspomnień, których część umieszczę na blogu w piątek dopiero, albowiem jest to element pewnej przemyślanej strategii. Dlatego ci, którzy SN 11 dostaną do swoich rąk przed piątkiem zobowiązani są, przeczytawszy zawarte tam rewelacje, zamilknąć na kilka dni i nie wznosić tutaj okrzyków – O, ku...a, O matko...A niech to...oraz innych, podobnych, do czego ani chybi i tak dojdzie. Wiem, bo czytałem owe fragmenty głośno we Wrocławiu i widziałem co się malowało na twarzach ludzi siedzących naprzeciwko.

Teraz chciałem poruszyć raz jeszcze szalenie ważną kwestię ocen politycznych oraz kwestię przekłamania historii, powodującego reakcje takie, jakich byliśmy ostatnio świadkami w przypadku eski. To jest wielce zasmucające, że osoba doświadczona i to ciężko, nie jest w stanie podjąć umysłowego wysiłku i zmobilizować swoich emocji na tyle, żeby zrozumieć ten prosty w zasadzie mechanizm. Zacznę od początku – do lat siedemdziesiątych XIX wieku organizacje niepodległościowe powstające w Polsce i Rosji podporządkowane są polityce bałkańskiej mocarstw, głównie Wielkiej Brytanii. Służą one do defasonowania polityki rosyjskiej, a magnesem przyciągającym ludzi do tych organizacji jest obietnica wojny powszechnej i niepodległości. Jasne jest, że nikt z ludzi zamożnych, ani nawet nikt ze sklepikarzy żadnej wojny nie chce, organizacje takie muszą opierać się na biedocie, Żydach i wykolejeńcach. Ich marne sukcesy w początkowej fazie istnienia nikogo nie zrażają, bo gołym okiem widać, że samodzierżawie nie ma siły, żeby się utrzymać. Może tylko próbować kolaborować z rewolucją, która w dodatku nie jest samodzielna. Ma więc car kłopot następujący – polityka oficjalna mocarstw + polityka bojówek finansowanych przez mocarstwa, zwane czasem dla niepoznaki masonerią. Jaki jest żywotny interes Polaków w czasie tych działań? Utrzymać jak najwięcej w swoim ręku. Czy rewolucjoniści to rozumieją? Oczywiście, że nie, bo są na pensji. Wszyscy ci działacze, terroryści, kolporterzy ulotek, obsługa powielaczy i cała reszta to ludzie pobierający miesięczne wynagrodzenie. Jak więc mogą cokolwiek rozumieć z posiadania? Oni są poza kręgiem wtajemniczeń prawdziwych, ale wiedzą, że Polska może odrodzić się tylko poprzez jumę, dlatego więc słuchają pilnie co im tam pryncypałowie do głów kładą. No i wierzą w to wszystko jak ostatni durnie. Piłsudski wyjeżdża pewnego dnia do Londynu, żeby tam podjąć pracę w gazecie „Przedświt”. Tak po prostu – kupuje bilet i jedzie, bo dostał robotę. Nikt go nie pyta o znajomość języka, umiejętności autorskie czy redaktorskie, nic to nikogo nie interesuje. Wiadomo tylko, że tam będzie miał zajęcie, a z tego potem musi być Polska. I warto tu przypomnieć fragment wiersza Juliusza Słowackiego, ten co go czasem cytuje Grzegorz Braun...

 

Szli krzycząc: „Polska! Polska!” – wtem jednego razu

Chcąc krzyczeć zapomnieli na ustach wyrazu;

Pewni jednak, że Pan Bóg do synów się przyzna,

Szli dalej krzycząc: „Boże! Ojczyzna! Ojczyzna!”.

Wtem Bóg z Mojżeszowego pokazał się krzaka,

Spojrzał na te krzyczące i zapytał: „Jaka?”

 

No właśnie – jaka? Przyjrzyjmy się teraz trzem rodzajom niepodległości – włoskiej, tureckiej i polskiej. Czy one się różnią? Turecka jest najlepsza, bo mimo decyzji o zagładzie podjętej przez mocarstwa Turcy obronili się dwa razy i nie upadli. Potem musieli zreformować państwo, co w przełożeniu na język praktyki tak nam bliski, oznacza, że Turków nakłoniono do przebrania się w europejskie stroje, czyli do dużych zakupów nowych tekstyliów. Państwo ocalało....Polska w XVIII nie obroniła się, bo też i nie miała zamiaru, albowiem wszystkim krajowym mocom wydawało się, że obroną będą reformy, czyli upodobnienie się, powierzchowne i popełnione bez zrozumienia do państw zachodnich. Turcy w tym czasie walczyli na śmierć i życie z Rosją i dzięki tej uporczywej walce ocaleli. Włosi o swoje zjednoczenie w ogóle nie musieli walczyć, zrobili to za nich najemnicy Garibaldiego, osłaniani przez brytyjskie kanonierki. Mieli do tego bardzo skuteczną, antypapistowską motywację oraz wrośniętą w serca wrogość do Niemiec i Francji. Gdyby ktoś im kazał ginąć tak jak kazano ginąć Polakom, popukaliby się w czoła.

Mamy więc niepodległość turecką – ocaloną i wywalczoną przez władzę lokalną, która musiała w pewnym momencie pójść na ustępstwa i otworzyć swój rynek. Mamy niepodległość włoską, która została sfingowana w całości przez obcych, a jej celem było pozyskanie taniej i fachowej siły roboczej na dalekich kontynentach. I mamy wreszcie niepodległość polską, która tym się charakteryzuje, że jest całkowicie niesamodzielna, a do tego jeszcze nie rozumie czego się od niej oczekuje. No i te oczekiwania bierze za własne koncepcje. I to się w polskich warunkach nazywało socjalizmem. Celem polskiej niepodległości było zdewastowanie gospodarki wielkoobszarowej na wschodzie. Najlepiej poprzez przekazanie całego wschodu bolszewikom, a jeśliby się to nie udało to poprzez reformę rolną i podział wpływów z czerwonymi. Władza lokalna zaś rozumiała z tego tyle, że zabieg ten zjednoczy naród. Tak się nie stało, bo złodzieje po włamie zawsze rozchodzą się każdy do swoich zajęć. I taki doświadczony rewolucjonista jak Piłsudski powinien to rozumieć.

Przypominam, że w traktacie wersalskim Galicja Wschodnia została Polsce przekazana jako terytorium okupowane, bez prawa do poboru rekruta i bez prawa do zasiadania posłów z Galicji w sejmie. Oznacza to, że mocarstwa podejrzewały Polaków iż jednak chcą coś tam na tym wschodzie ocalić. Przekazanie zaś Galicji Ukrainie załatwiało sprawę dużych areałów raz na zawsze. No i teraz jeśli fakt ów bezsporny połączymy z federacyjną koncepcją Piłsudskiego, tyleż razy w pieśniach wysławianą, co i te mickiewiczowskie lisice krasnolice, co są godłem panieństwa, bo czerw ich nie zjada....to zrobi się nam trochę dziwnie.

Ja rozumiem, że omawiane tu kwestie nie dotrą do mózgów entuzjastów, a jeśli dotrą to wywołają jedynie wściekłość i agresję. No, ale to jest trochę niezrozumiałe...warto bowiem rozmawiać, jak twierdzi Jan Pospieszalski... rozmawiajmy więc – od dziś „Pokój ryski” a od wczoraj nowy numer Szkoły nawigatorów są już w sprzedaży.

 

Zapraszam www.coryllus.pl

 

Powtórzę jeszcze raz swój wczorajszy wieczorny wpis – oto pierwsze nagrania z Bytomia

 

Oto przed Państwem wykład który w czasie targów książki w Bytomiu wygłosił przeor klasztoru cystersów w Wąchocku Ojciec Wincenty Wiesław Polek. Dotyczy on kasaty zakonu cystersów na ziemiach Królestwa Polskiego, w poczatkach XIX wieku oraz dewastacji przemysłu stalowego zarządzanego przez ojców cystersów, co dokonało się rękami naszych narodowych bohaterów - Stanisława Staszica i Stanisława Kostki Potockiego. Miłego odbioru. Pod drugim linkiem są pytania z sali. 


 

https://www.youtube.com/watch?v=GLVOlqgspyg&feature=em-upload_owner

https://www.youtube.com/watch?v=UAUQxSEPJ_k&feature=em-upload_owner


 

Mam nadzieję, że wykład ten ukaże się w kolejnym, dodatkowym numerze Szkoły Nawigatorów. Niebawem przed nami pierwszy taki numer, dostępny poza prenumeratą, poświęcony Żydom i gospodarce. Kolejny zaś dotyczył będzie obecności Kościoła w przemyśle i finansach i tam znajdzie się, jak mniemam powyższy wykład. 


 

Zapraszam na stronę www.coryllus.pl. gdzie można już kupić kolejny, polski numer Szkoły nawigatorów


 

Prócz tego zachęcam do obejrzenia wywiadów z laureatami nagród oraz transmisji z wręczenia bytomskich rozetek. 


 

https://www.youtube.com/watch?v=eQspcgDeRJI

https://www.youtube.com/watch?v=fmP_w6hZvQ4
coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka