coryllus coryllus
3454
BLOG

Indianie, Ukraińcy i Murzyn na balu maskowym

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 51

Od wczoraj nie było prądu z powodu burzy, tak więc tekst jest nieco opóźniony. Nie wiem czy pamiętacie, ale przy okazji naszych dyskusji na temat Stanisława Supłatowicza czyli rzekomego Indianina imieniem Sat Okh, odbyłem telefoniczną rozmowę z człowiekiem, który znał go osobiście i nawet się z nim przyjaźnił. Człowiek ten nie miał od wielu już lat ani cienia złudzeń co do osoby Stanisława Supłatowicza, ani jego legendy. Tym mniej miał tych złudzeń, że sam fascynował się kulturą Indian, wyjechał do Kanady i został adoptowany przez plemię Kri, mieszkające w zachodnich prowincjach tego kraju, jeden z najliczniejszych, czerwonych ludów na kontynencie amerykańskim. Spotkałem się z moim niedawnym rozmówcą osobiście, albowiem prowadzi on letnie muzeum indiańskie w Jantarze, gdzie byłem na wakacjach. Nazywa się Leszek Michalik i zajmuje się również pisaniem książek. Pogadaliśmy dłuższą chwilę o interesujących nas sprawach. Dowiedziałem się między innymi, że Bugajski chciał kręcić film o Supłatowiczu, miał z nim lecieć helikopterem nad lasami Kanady wprost nad Wielkie Jezioro Niewolnicze, do rodzinnych stron Sat Okha. Kiedy główny zainteresowany się o tych planach dowiedział, zrobił wszystko, żeby nie doszły do skutku, sam zaś Bugajski został przez kogoś życzliwego wyprowadzony z błędu i porzucił swoje projekty. Leszek Michalik napisał, jak nadmieniłem, kilka książek, w tym absolutnie unikatową „Encyklopedię plemion Indian Ameryki Północnej”. Cechą charakterystyczną tej książki jest całkowity brak złudzeń autora co do społeczności indiańskich w Ameryce oraz głęboki naturalizm opisu. Leszek Michalik był tam po prostu, wszystko widział i nie ma, jak sądzę, w Polsce człowieka, który mógłby go czymś zaskoczyć, jeśli idzie o tę problematykę. Nie ma w tej encyklopedii tak ukochanego przez różnych pasjonatów indiańskiego romantyzmu, jest za to wiele ciekawych informacji dotyczących współczesności oraz tych czasów, które pozostają poza zasięgiem wzroku i zainteresowań ludzi rozczytujących się w pracach historyków piszących na tematy indiańskie.

Ponieważ tak się składa, że jesteśmy akurat po szczycie NATO i otrzymaliśmy kolejne gwarancje bezpieczeństwa, chciałbym zacytować pochodzące z pracy Leszka Michalika słowa, wystosowane w połowie XVIII wieku przez Kongres USA do Indian z plemienia Oneida. Brzmią one następująco – Prędzej matka zapomni o dziecku niż my o was. Taki niewinny żarcik. W roku 1792 w stanie Nowy Jork pozostało już tylko 650 Indian Oneida, jednego z liczniejszych plemion w regionie, należącego do sławnej Ligi Irokeskiej. Zebrali oni wszystkie swoje aktywa i wyruszyli na zachód szukać szczęścia na tak zwanych terytoriach indiańskich, czyli w dzisiejszej Oklahomie.

W czasie pogawędki z Leszkiem Michalikiem, zaczęliśmy – co dość oczywiste – zważywszy, że mieszkał on w Kanadzie, rozmawiać na tematy ukraińskie. Co jedno ma wspólnego z drugim - Indianie z Ukraińcami? Już tłumaczę. Oto wysłuchałem następującej anegdoty. Dawne, krwawe indiańskie dzieje, należą do przeszłości. Wodzowie kierują dziś kasynami, tajne bractwa walczą o to, by koncerny nie wydarły plemieniu resztek ziemi, pod którą znajdują się cenne kopaliny, kobiety pracują w biurach i sklepach, a wszyscy prawie, a na pewno ci, co nie piją za dużo, jeżdżą wypasionymi terenowymi brykami. No, ale....są rzeczy których się nie zapomina. Oto plemię Kri, jedno z liczniejszych na kontynencie, walczyło, jak wszyscy na Wielkich Równinach, z każdym sąsiadującym ludem. Dziś, kiedy wspominają tamte dzieje mówią – zobacz, tam jest taka wyspa, kiedy przybywali tu Lakotowie, żeby zabrać nasze konie i nasze kobiety, ewakuowaliśmy wszystko na tę wyspę i walczyliśmy z nimi. Kiedy przyjeżdżają dziś, rozmawiamy, palimy, jemy razem. I powiem ci, że to są bardzo przyzwoici ludzie. Inny opowiada tak: Widzisz tu jest taka wyspa, dawno, dawno temu walczyliśmy z Szoszonami, przyjeżdżali tu po nasze konie i nasze kobiety, myśmy wtedy wszystko przewozili na tę wyspę i walczyliśmy z nimi na śmierć i życie. Kiedy przyjeżdżają dziś na święto pow wow, palimy razem, jemy i gadamy. I mówię ci, to są bardzo przyzwoici ludzie ci Szoszoni. Trzeci zaś mówi tak: Widzisz, tam jest taka wyspa, widać ją w oddali. Dawno, dawno temu przyjeżdżali tu Indianie Blackfeet, Czarne Stopy, przyjeżdżali po nasze konie i nasze kobiety. I myśmy to wszystko przewozili szybko na tę wyspę i walczyliśmy z nimi pieszo i na koniach. I wiesz co ci powiem? Kiedy te sku...syny przyjeżdżają tu dziś, to wprost nie mogę na nich patrzeć i od razu przypominają mi się tamte czasy, choć przecież nie było mnie wtedy na świecie. Nawet nie masz pojęcia jak ja tych sk...nów Czarnych Stóp nienawidzę.

Dodam jeszcze, że pewien mój kolega mieszkał jakiś czas w rezerwacie Czarnych Stóp w Browning w Montanie i opowiadał, że tak sympatycznych i fajnych ludzi, dawno nie spotkał. Z wieloma się zaprzyjaźnił, pokazywał mi zdjęcia uśmiechniętych Indian i opowiadał różne ciekawe historie z ich życia.

Leszek Michalik twierdzi, że w Kanadzie panuje powszechna zgoda pomiędzy Polakami a Ukraińcami. Ci pierwsi robią głównie biznes, a ci drudzy idą w politykę, oczywiście można się zastanawiać na ile Korona i rząd w Ottawie wpływają na te wybory. Oni się jednak nie zastanawiają, bo chcą po prostu żyć. My się za to zastanawiamy, bo mamy po temu różne powody. Oto jest kolejny lipiec, a w sieci i w poczytnych periodykach wraca temat Rzezi Wołyńskiej. Jest on obrabiany w sposób, z mojego punktu wiedzenia, nieznośny. Mamy bowiem z jednej strony różne aranżacje uderzające w najniższe emocje, jak te dziwne komiksy zatytułowane „Smert' Lachom” z drugiej zaś mamy festiwal wybaczania podszyty wyższością cywilizacyjną. Ukraińcy są trochę dzicy, bo mają za sobą ciężką historię i trzeba to zrozumieć. To są głupoty. Mordy na Wołyniu nie były efektem jakiejś dzikości wrodzonej tego czy innego plemienia, ale efektem planu. Plan ten został zrealizowany metodycznie, przy zastosowaniu terroru wobec współplemieńców, którzy się przed jego realizacją bronili. No dobrze, powie ktoś, dlaczego nie można tego powiedzieć wprost i wyjaśnić sprawy? Nie można, bo tradycja niepodległościowa na Ukrainie łączy postacie odpowiedzialne za zbrodnie z tą właśnie niepodległością. Zmienić się tego nie da. Jeśli zaś ktoś próbuje, poprzez różne dziwne eksperymenty polityczno-socjologiczne, wychodzi z tego bełkot. Taki jak wyszedł z ust prezydenta Poroszenki, kiedy powiedział, że Ukraina będzie realizować ideały rewolucji francuskiej.

Czy ja mam jakiś pomysł na normalizację stosunków polsko-ukraińskich. Nie mam. Jedyne co mi przychodzi do głowy to utrzymanie formuły, która obowiązuje w relacjach pomiędzy Indianami Kri i Indianami Blackfeet. Im więcej bowiem dobrych chęci z jednej i z drugiej strony, im większe parcie na pojednanie, tym sytuacja staje się bardziej zagmatwana. Wynika to wprost z tego, że żadne wydarzenie ze wspólnej polsko-ukraińskiej historii nie zostało opisane tak jak należy. To znaczy bez emocji i z należytą pieczołowitością. Mam oto przed sobą monstrualną księgę zatytułowaną „350 lecie Unii hadziackiej. 1658- 2008”. Zawiera ona teksty polskich i ukraińskich historyków, którzy starają się ze wszystkich sił wprowadzić siebie nawzajem i przy okazji czytelnika w dobry i optymistyczny nastrój. Księga zawiera nieprzeliczone ilości cennych informacji, ale napisana jest tak jak wszystkie akademickie książki, czyli z tezą, a może wręcz z nakazem. Przy takiej konstrukcji rzecz jasna na pierwszy plan wysuwa się poszukiwanie winnego. Zgadnijcie kto jest winny tego, że Unia hadziacka upadła? Zgadliście, papież przede wszystkim, a zaraz po nim szlachta. Ponoć spora część duchowieństwa katolickiego była za tym, żeby zlikwidować unię brzeską i dopuścić prawosławnych do urzędów, jak pamiętamy szykowano nawet cara na króla Polski i wielkiego księcia Litwy. To też się wszystkim podobało. Tylko przez tego cholernego nuncjusza, który upierał się, by utrzymać unitów i odzyskać ich majątki wszystko się posypało. Jakoś nikt nie zadaje pytania, dlaczego kozacy, ludzie, którym religia była z gruntu obojętna, tak twardo stawiali kwestię likwidacji Unii Brzeskiej i od tego uzależniali swoje poparcie dla Rzeczpospolitej przeciwko carowi. Temu samemu carowi, którego część duchowieństwa katolickiego chciała widzieć jako króla Polski. Kogo oni w istocie reprezentowali? Wygląda więc na to, że były dwa prawosławia, jedno lepsze od drugiego. Kozackie, które podporządkowane było patriarsze w Konstantynopolu o moskiewskie, które podporządkowane było carowi.

Najciekawsze jednak moim zdaniem są kwestie dotyczące rejestru kozackiego. Oto Rzeczpospolita, nie utrzymująca stałej armii, musi bulić na stały kozacki kontyngent, który jest daleko więcej niż niezdyscyplinowany. Z lojalnością są ciągłe kłopoty, a po przegranej Pawluka pod Kumejkami, autor tekstu tym wystąpieniu lamentuje, że rejestr kozaków zmniejszono drastycznie, bo aż do 6 tysięcy. To ilu ich było wcześniej i ile jeden z drugim dostawał pensji, skoro po przegranej bitwie ukarano ich tak strasznie?

Przyczyny braku porozumienia pomiędzy Polakami a Ukraińcami leżą daleko w przeszłości. Polscy historycy zaś piszą bez przerwy to samo, gdyby Rzeczpospolita zgodziła się utrzymywać Sicz w całości, powstałoby superpaństwo, które złoiłoby skórę Moskwie. Gdyby zlikwidowano Unię Brzeską i podporządkowano królowi Kościół, byłby tu raj na ziemi. Itp., itd....Ja chciałbym zwrócić uwagę na jedną rzecz. Oto Ukraina jest dziś wolnym państwem, krajem, który po wielu przygodach osiągnął sukces polityczny. Jest bieda, patologia i różne problemy, ale jest też bez wątpienia sukces. Dlaczego my się bez przerwy musimy przejmować Ukrainą i Ukraińcami? Wszystko co Polska mogła zrobić dla Ukrainy z zgodzie ze swoją racją stanu i przeciwko niej, zostało zrobione. Czego jeszcze oczekują od nas Ukraińcy? Wielu Polaków oczekuje oficjalnego przyznania się do winy za Wołyń, ale jasne jest, że poza jakimiś półgębkiem wyrzucanymi przeprosinami nie ma na co liczyć, bo wymagałoby to tak poważnych rewizji propagandy państwowej, że nikt tego nie podejmie. Dajmy więc sobie spokój. Tym bardziej, że emigracja ma w nosie te sprawy. Tym bardziej, że im dalej od wydarzeń lat 1943-44 tym gorzej wygląda ich upamiętnianie. W zasadzie przyjmuje ono postać festiwalu okropności z przeznaczeniem dla młodzieży. Ja oczywiście wiem, co się tu zaraz zacznie, pod tym tekstem. Zacznie się nawoływanie do rozprawy nożowej, ci jednak którzy będą nawoływać nie ujawnią swoich nazwisk i nie pokażą twarzy. Chciałem zwrócić więc uwagę na to, że możliwe jest – patrz przykład Indian Kri i Indian Blackfeet - pokojowe współistnienie przy zaangażowaniu emocji wyrażanych z obydwu stron w prywatnych jedynie rozmowach. O tym wariancie warto pamiętać. Warto też pamiętać, że Ukraina będzie nadal utwierdzana w swojej wizji własnych dziejów przez wszystkie akademie świata. Ukraina zawsze znajdzie gorliwych obrońców w osobach profesorów antropologii i historii kultury, którzy będą pisać o jej mieszkańcach ze współczuciem. Każdy zaś z nich będzie odnosił się krytycznie do historii Polski i Litwy, bo ta stoi w poprzek wszystkim produkowanym na nowoczesnych uczelniach doktrynom. Historycy w Polsce zaś zawsze będą powtarzać te same błędy, pisząc o tym, że jeszcze większe ustępstwa i jeszcze większa pokora wobec kozaków na pewno doprowadziłby nas do sukcesu. I nikt nie zająknie się słowem o obecności obcych agentur na terenie wschodnich ziem Rzeczpospolitej w XVI i XVII wieku, a także później. No, ale Indianie też mało mówią o agentach rządowych czynnych w rezerwatach. Mamy więc trwający do stuleci bal maskowy, w którym uczestniczą wszyscy ważni ludzie i każdy udaje kogoś innego niż jest w rzeczywistości. Koroną takich występów jest moim zdaniem, jeśli idzie o polskie realia, wspomniany na początku Stanisław Supłatowicz – Sat Okh.

Jeśli idzie o bale maskowe, przypomniał mi się taki oto fragment prozy Marka Hłaski. Bohaterowie siedzą w więzieniu i patrzą jak wielki niczym byk Murzyn sika sobie, odwrócony tyłem, do klozetu. I nagle jeden go pyta – Murzyn, byłeś kiedyś na balu maskowym?

  • Nie, i nie wrobicie mnie w to – odpowiada czarny.

No więc mój postulat na dziś jest taki, byśmy się nie dali wrobić w żaden bal maskowy. Ani dla czarnych, ani dla białych, ani dla Indian.

Od dziś w naszym sklepie nowe książki: Encyklopedia plemion Indian Ameryki północnej oraz 350 lecie Unii hadziackiej, zapraszam na stronę www.coryllus.pl

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka