coryllus coryllus
2376
BLOG

Blogerzy i urzędnicy

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 11

Wczoraj przez cały dzień gadałem i z głosem znowu jest słabo. No, ale taka jest uroda targów. Wieczorem zaś oglądałem telewizję, której nie mam w domu i akurat leciał film o zarazie. Normalnie nietoprz owocożerny poleciał z kawałkiem banana do chlewni, tam banan mu wypadł, zeżarła go świnia i wirus, który był w ciele nietoperza zmutował się do postaci tak straszliwej, że jak przeskoczył na człowieka to prawie wyczyściło ziemię z gatunku homo sapiens. No, ale całe szczęście dzielni lekarze i jeszcze od nich dzielniejsi urzędnicy opanowali sytuację, narażając przy tym swoje własne życie. Niektórzy umarli, ale większość przeżyła. Mnóstwo wzruszających scen jest w tym filmie i myślę, sobie, że zespoły, które piszą scenariusze do tych produkcji muszą być naprawdę liczne, bo eksploatowanie ciągle tych samych schematów na użytek propagandy państwowej musi mieć przecież jakiś poziom wiarygodności, nieosiągalny dla pojedynczego artysty. Łeb mu pęknie bardzo szybko od tych pomysłów.

W filmie jest, prócz plejady bohaterów pozytywnych, także jeden czarny charakter. To dziennikarz i bloger grany przez aktora nazwiskiem Jude Law. Pan ten najpierw twierdzi, że poznał tajemnicę choroby i wie jak ją wyleczyć. Potem zaczyna prowadzić bloga i ta widoku publicznym leczy się z tej zarazy za pomocą odkrytego preparatu czyli forsycji. Ta forsycja to najsłabszy moment w całym filmie, bo krzaki tego rosną wszędzie i nie ma najmniejszego powodu, żeby wystawać w aptekach w oczekiwaniu na swoje pudełeczko, którego w dodatku może zabraknąć. Bloger robi sobie rzecz jasna straszliwą klikalność, jakoś tak około 12 milionów i zaczyna wpływać na nastroje społeczne. Manipuluje ludźmi po prostu i czyni to w złej intencji. Chce zarobić. Nie tak zwyczajnie, ale zarobić poważnie i ustawić się do końca życia. Pertraktuje w tym celu z koncernami farmaceutycznymi, które wysyłają doń swojego człowieka, ten najpierw słucha go z uwagą, potem zaś wystawia policji. Na koniec jednak okazuje się, że jakaś tajemnicza siła wpłaca za blogera ogromną kaucję. Jak to w Ameryce, państwo jest dobre i opiekuńcze, ale gdzieś tam za kulisami stoją ciemne siły, które mają do dyspozycji nieprawdopodobne pieniądze i stać je na wykupienie z domu niewoli takie szmondaka jak ten Jude Law.

Pomysł, by czarnym charakterem uczynić blogera, nie jest pewnie nowy, ale ja widziałem to po raz pierwszy i po raz pierwszy też na moich oczach jasno wskazano zgagrożenie jakim dla władzy, zwanej demokratyczną jest swobodna wymiana myśli w internecie. Za nas jednak, nie łudźcie się nikt żadnej kaucji nie wpłaci. Nikt bowiem nie będzie bronił blogerów, a jedynym zagrożeniem jakie oni rzeczywiście stwarzają jest dewastacja narracji lansowanych przez państwo. Głupie filmy nie smakują już tak jak dawniej, kiedy czynni są blogerzy. Brednie wyplatane przez ojców narodu i jego największych bohaterów także nie są wciągane z ochotą. Rodzi się nowa koniunktura i zapotrzebowanie na coś trwalszego niż gawęda o poświęceniu urzędników dla dobra całej ludzkości. To właśnie zapewniają blogerzy i dlatego są groźni.

Stał ze wmną wczoraj na stoisku kolega Wolfram i rozmawialiśmy o różnych sprawach. Doszliśmy do wniosku, że politykę uprawia się trzema rodzajami szantażu: gospodarczym, politycznym i wojskowym. Jak ktoś ma jeszcze do dyspozycji zdjęcia gołego prezydenta jakiegoś kraju z jego ulubioną kozą, może spróbować szantażu obyczajowego, ale działanie to mieści się w zakresie szantażu politycznego. Są jednak kraje, które nie uprawiają polityki szantażu, bo dobrowolnie pozbyły się narzędzi do tego służących. Nie znaczy to jednak, że one w ogóle nie uprawiają polityki. One – a są to kraje słabe – obiecują silniejszym, w zamian za realizację ich celów ofiarę z życia swoich obywateli. I to jest także sposób uprawiania polityki, dla wielu organizacji państwowych jedyny dostępny. Wnioski płynące z powyższych twierdzeń są niewesołe. One są niewesołe z kilku powodów, ale ja wymienię dziś jeden. Oto Polska jest jednym z krajów, gdzie politykę prowadzono w XX wieku zawsze za pomocą ofiary. Jedyne próby szantaży jakie odnotowujemy to szantaże doby PRL, kiedy rządziłą nienawisna junta, podporządkowana Moskwie. Wtedy Polska nie była całkowicie wolna i nie można było w kraju pisać i mówić o wielu sprawach. O Pilsudskim nie można było mówić i pisać, a jeśli już to źle. Nie można było mówić o kresach, a jeśli już to źle i w kontekście uciskania dobrego ludu przez złych obszarników. Dziś to wszystko teoretycznie się zmieniło i Polska jest krajem wolnym. Nie można jednak nadal mówić o pewnych rzeczach. Na przykład o Piłsudskim nie można mówić inaczej niż dobrze, a o kresach gadamy po staremu, czyli w znanych nam tu dobrze kontekstach opisujących wyzysk. Jedyna jakościowa różnica, pomiędzy PRL a dobą obecną ujawnia się w tym, że Gierek brał kredyty i trochę ponaciągał banki, a Jaruzelski poszedł na układ z panią premier Małgośką i sprzedał jej kilka wagonów węgla, dzięki czemu władza w Londynie uporała się z nasłanymi na nią przez USA związkami zawodowymi. Rządy zaś Polski wolnej są całkowicie pozbawione tych możliwości.

Kolega z wydawnictwa Capital book, który pojawił się wczoraj na stoisku rzekł, że z PiS nie jest jeszcze najgorzej, bo mamy przecież 40 kontraktów podpisanych z Chinami. Jak mnie objaśniono są to kontrakty dotyczące sektora rolnego opiewające na sprzedaż produktów żywnościowych. To świetnie, ale sprawa ta nie ma chyba wiele wspólnego z prawdziwym szantażem gospodarczym, który przynosi polityce krajowej korzyści, a ludziom zapewnia pracę w sektorach zwanych czasem kluczowymi. No, ale dobrze poczekajmy, co się stanie.

Teraz słów kilka o szantażach stosowanych wobec Polski. One są już tradycyjnie podejmowane przez polityków zza wschodniej granicy. Próbowali ich Rosjanie, którzy a to coś od nas kupowali, a to znowu kupować przestawali. Wszyscy dokładnie pamiętamy to wycie w mediach, kiedy okazało się, że Putin nie kupi mięsa. Świat się miał zawalić. Jak się okazało nie zawalił się, wszystko nadal stoi, tylko prezydenta Kaczyńskiego już między nami nie ma. Ostatnio, jak mi powidziało radio, szantaży, tyle, że nie gospodarczych imają się politycy, czy może lepiej powiedzieć urzędnicy ukraińscy. To lepiej może w tym akurat kontekście oznaczać gorzej. Jeśli bowiem ambasador Ukrainy w Polsce opowiada, że Polacy stoją za jakimś ludobójstwem dokonanym na Kresach, to ja rozumiem, że trzeba go wezwać na dywan do premiera i wydalić w trybie natychmiastowym. Zwłaszcza, że to już nie pierwszy taki wyskok tego pana. No, ale przeglądam portale i nic się nie dzieje. Nie ma słowa o tym, by ukraiński ambasador został wezwany do Beaty Szydło i przesłuchany na okoliczność tego ludobójstwa. Później jeszcze okazuje się, że jakiś polityk z Kijowa będzie podsuwał parlamentowi Ukrainy ustawę domagającą się zwrotu przez Polskę ziem zagrabionych – Przemyśla i Chełma. Tego Chełma domagał się już, jak słyszałem, Chruszczow, co dość wyraźnie pozycjonuje politykę Ukrainy demokratycznej, czerpiącej z wzorów rewolucji francuskiej. To są po prostu zachowania ludzi radzieckich. Tak reagowali i nadal reagują homosovietycusy. Można powiedzieć, że sprawy te nie są poważne, że to jakaś reakcja na sprawę Wołynia podniesioną w sejmie. No tak, ale Ukraina to jest ten kraj, który szuka porozumienia z zachodem, ponoć za pośrednictwem Polski. Jak widać nie. Jak widać pośrednictwo to potrzebne jest nam bardziej niż im, a wskazuje na to jasno zachowanie pana ambasadora Deszczycy. On się nie zawahał użyć wobec opinii publicznej szantażu emocjonalnego, wpisanego w zakrest czynności związanych z szantażem politycznym. Czy poza tradycyjnie uznawanymi za rusofilskie portalami ktoś się do tego odniósł? Wydaje mi się, że nie. To głupota. Taki Trump na przykład, jeszcze nie został prezydentem, a już negocjuje udział poważnych państw NATO w operacjach wojskowych sojuszu. Publicznie negocjuje, wykrzykując o tym, że cały ten sojusz trzeba przemyśleć od nowa. My zaś, w imię stosunków dobrosąsiedzkich, udajemy, że nic się nie dzieje. To są poważne zaniechania moim zdaniem, które nie powinny mieć miejsca. No, ale czegóż ja się dziwię, kiedy największy partyzant wolnego słowa nad Wisłą przyjmuje ordery od obcego państwa i uważa jeszcze, że wszystko jest w porządku?

Sprawami tymi interesują się tylko blogerzy, których się notorycznie oskarża o działalność agenturalną na rzecz Rosji. Ja mam na to tylko jedną odpowiedź – to Deszczyca i ten drugi palant od roszczeń terytorialnych są agentami Moskwy, a jednym teraz zadaniem polskich zawodowych dziennikarzy powinno być jak najszybsze odnalezienie ulubionej kozy tych panów i sfotografowanie ich z nią w trakcie czynności zwanych potocznie lubieżnymi. Tak by się zachowali dziennikarze niemieccy i włoscy. No, ale nasi wolą brać ordery od homosovieticusów i wymyślać blogerom od agentów. Wszystko to zaś w imię wielkiej, poważnej polityki no i racji stanu oczywiście.

Zapraszam na stronę www.coryllus.pl. Do sklepu FOTO MAG, do księgarni Tarabuk i do księgarni Przy Agorze. Przypominam także, że w Krakowie w sklepie Bereźnicki przy ul. Przybyszewskiego 71 dostępne są komiksy Tomka. On sam zaś od jutra będzie Chicago, chyba pokażą go w telewizji i będzie miał audycję w radio. Może zorganizuje jakiś wernisaż. Dam znać kiedy i gdzie.  

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka