coryllus coryllus
2631
BLOG

Weissbrot mit Wurst und golonka z chrzanem

coryllus coryllus Kultura Obserwuj notkę 13

Kiedy byłem młodszy jeden mój znajomy nie mógł zrozumieć dlaczego ja się zajmuje różnymi głupswami w sposób uporczywie szczegółowy, po co o tym opowiadam, a nie myślę na przykład jak tu zrobić kasę na dostępnych koniunkturach rynkowych, różnicach cen w sklepach i na bazarku, albo dlaczego nie zamierzam zostać sławnym piosenkarzem. Ja nie potrafiłem mu tego wyjaśnić, nie potrafię do tej pory, nie uważałem, bowiem, że jakoś szczególnie uszczegóławiam sprawy, które mnie interesują. Przeciwnie, zawsze miałem do siebie pretensję o powierzchowność. No, ale wczoraj gapiąc się w telewizor wreszcie zrozumiałem o co chodziło mojemu dawnemu koledze. Najpierw obejrzałem film według jakiejś angielskiej XIX wiecznej ramoty, który opowiadał o miłości w XIX wiecznej Anglii, a miłość ta rozkwitała na terenach rolniczych. To ważne, bo główny bohater, gość imieniem Gabriel, obdarzony do tego nazwiskiem Oak, był kimś w rodzaju Bogumiła Niechcica, tyle że mniej pechowym. To znaczy ożenił się z wariatką dopiero wtedy, kiedy ona już dostała mocno w kość od życia i bardzo spokorniała. Zacząłem oglądać od momentu pierwszych oświadczyn, piszę pierwszych bo wszyscy się w tym filmie oświadczali głównej bohaterce, a czynili to tak często, że Linda Bogusław gdyby go w tym filmie obsadzili nie nadążyłby z rzucaniem przekleństwami przy każdym takim akcie. No, ale....Pani, która mozoli się przy pracy na małej farmie odpala sąsiada, właściciela owiec. Ten zaś przy oświadczynach opowiada oczywiście nie o miłości, fascynacji i temu podobnych duperelach, ale o swoim stanie posiadania, nader skromnym zresztą, ale dającym nadzieje na przyszłość. Ma 200 owiec i jakąś chałupkę w pobliżu klifu. To się wkrótce zmieni, bo na jego farmę czycha bank, który pozbawia go stada, wypędzając je wprost- za pomocą podstawionego psa – na ten klif. Mamy więc tragedię poważną, pal diabli te nieudane oświadczyny, ale 200 owiec poleciało w przepaść. Akcja filmu pędzi szybciej niż wszystko co mógł i może sobie nadal wyobrazić Pasikowski Władysław. Oto owce poleciały w przepaść, a główna bohaterka imieniem Batszeba, ta co odpaliła Gabriela nazwiskiem Oak, dziedziczy spadek. Poważny spadek, bo w grę wchodzi pałac ze służbą i dużo ziemi. No i ona zatrudnia tego swojego amanta jako pasterza. Wszystko w tym filmie służy temu, by pokazać jak obyczajowość wiktoriańkiej Anglii, choć surowa, daje bezpieczeństwo ludziom wrażliwym. Mogą oni, korzystając z tego gorsetu ochronić swoje uczucia, które nie zostaną zranione nawet wtedy gdy ktoś będzie tego bardzo chciał. Pan Oak, jest dobrym duchem swojej nowej pani i jej gospodarstwa. Pracuje za czterech, na wszystkim się zna i zawsze jest na posterunku kiedy dzieje się coś złego. No, ale w pobliżu mieszka samotny dziedzic w średnim wieku, który nie miał do tej pory okazji, by się oświadczyć i właśnie postanowił to zmienić. Batszeba jednak go nie kocha. No, ale chce nieco się zabawić jego kosztem, co nie zakończy się dobrze. Wysyła mu karteczkę walentynkową ze śmiesznym wierszykiem, a potem z nudów, postanawia przyjąć jego oświadczyny, choć wszyscy widzimy, że żałuje swojej decyzji dotyczącej Gabriela. Jest już jednak za późno. Równolegle rozwija się inny wątek, oto w miasteczku mieszka sierżan Francis, o cygańsko-poetycznej urodzie, który ma narzeczoną, biedną Fanny. Postanawiają się pobrać, ale ponieważ Fanny nie jest zbyt rozgarnięta myli kościoły i nie zjawia się na ślubie. Kochankowie rozstają się, a Francis poznaje, w lesie, zupełnym przypadkiem naszą Batszebę. Jest na tyle uwidzicielski w mundurze, nawet po ciemku, że ta postanawia się z nim spotkać „na polance śród paproci”. Mamy więc tutaj dwie emocjonalne skrajności – nudnego dziecica z pieniędzmi i elenganckiego wojaka, który reprezentuje samą zmysłowość. Mamy też pana Oak, który wydaje się być dla bohaterki wyborem naturalnym, no, ale nie można się spieszyć, bo chodzi o pokazanie tych emocji ukrytych za gorsetem obyczajowości wiktoriańskiej, a także o to, by wszyscy widzieli, że społeczeństwo starej, wesołej Anglii było zawsze najbardziej otwarte i solidarne, najbardziej otwarte i najbardziej solidarne na całym świecie. Lojalność jest nagradzana przez dobrotliwych panów, słudzy są wierni, a pan Oak, choć biedny, w każdej chwili może awansować na dziedzica, bo wszyscy wiemy, że on kocha ją, a ona jego, no te stojące pomiędzy nimi przeszkody służą temu jedynie, by pokazać rozsądnym, angielskim dziewczynom, czego mają unikać wybierając się za mąż. Tutaj mała dygresja, to jest historia całkowicie dęta, a każdy kto ma pojęcie, nawet słabe, czym byli w wiktoriańskiej Anglii łowcy posagów dokładnie to zrozumie. Można o nich przeczytać w innych, poważniejszych nieco książkach z epoki. No, ale Anglia – stara i wesoła – nie ma zamiaru ukrywać przed nikim, ani przed swoimi, ani przed obcymi, skarbów swojej literatury, a niechby się w nich nawet kochankowie spotykali „na polance śród paproci”. Jest przemysł filmowy, jest rynek, państwo działa i ma jakieś sprawy do obywateli, są aktorzy, którzy w tym filmie byli wyjątkowo wprost dobrze dobrani, a co najważniejsze są to aktorzy nikomu nieznani, co – w przeciwieństwie do epoki wiktoriańskiej – czyni nasze emocje całkowicie wobec nich bezbronnymi. Trudno bowiem przypuścić, by film ten, nawet jeśli ktoś ma dużo złej woli, spotkał się ze złym odbiorem. Oczywiście sierżant Francis zdobywa Betszebę, żeni się z nią, ale już w dzień wesela pokazuje jaki z niego jest beznadziejny palant. Nie zna się na gospodarstwie, chce rządzić i przepuszcza pieniądze, a do tego deprawuje służbę wydając jej potrójną porcję koniaku i śpiewając śprośne piosenki wraz z formalami. Na dodatek okazuje się, że w okolicy pojawia się Fanny, która utrzymuje się z żebraniny i jest w ciąży z naszym sierżantem. Ten zaś postanawia jej pomóc, bo tylko ją kochał naprawdę, a Batszeba była jedynie zabawką w jego rękach. No, ale nie ma pieniędzy, a żona nie chce mu ich dać. Fanny umiera, a on sam postanawia się utopić. Kiedy wszyscy myślą, że utonął, na scenę znów wkracza dziedzic w średnim wieku i chce się żenić. Batszeba już na tyle dostała od życia w tyłek, że postanawia się zgodzić. Pan Oak bowiem nie zamierza jej prosić o rękę po raz drugi, jest na to zbyt dumny. No, ale pan dziedzic wie, że on ją kocha, że ona kocha jego i chce być dla obojga kimś w rodzaju opiekuna. I wszystko byłoby dobrze, gdyby się nie okazało, że ten cholerny Francis wcale nie utonął, rybacy go uratowali. Przychodzi w dzień Bożego Narodzenia do domu dziecica i usiłuje wyciągnąć stamtąd Batszebę, dziecic widzi to i nie namyślając się wiele, a zdaje on sobie sprawę z tego jaki wpływ na kobiety wywiera cygańska urodza sierżanta, załatwia go z dwururki. Wszystkim robi się smutno, dziedzić idzie do więzienia, ale nie powieszą go bo działał w afekcie. Byl bowiem szczerze zakochany. No, a Gabiel Oak, postanawia wyjechać do Ameryki i oznajmia o tym Batszebie znienacka. Ona jest smutna, ale wiktoriańska obyczajowość jakość ją tam ratuje. Kiedy jednak spogląda na drogę, którą odszedł, wszystko nagle w niej pęka, siodła konia i pędzi za nim, po to, żeby wszystko dobrze się skończyło.

Można się oczywiście śmiać z tego filmu, ale moim zdaniem nie jest to mądre. Całkowicie wyssana z palca historia dotycząca straszliwej epoki imperialnej, ma podbudowywać moralnie poddanych. I podbudowuje, w książce zapewne nikt nie dostrzegał żadnych słabych momentów i była ona bardzo popularna w swoim czasie. Film, jak sądzę, ma swoja widownię i kilka wrażliwych pań mocno się wzrusza oglądając go. Jest zresztą cały segment filmów opowiadających o życiu w starej, wesołej Anglii, doby wiktoriańskiej, filmów, które wywołują wyłącznie ciepłe uczucia. My zaś możemy na to tylko patrzeć. Nikt nie nakręci bowiem u nas filmu o 19 letniej Marii Rodziewicz gospodarującej samotnie na swoich folwarkach, w okolicznościach dalece mniej sprzyjających niż to, co widzimy w tym filmie. Nikt tego nie zrobi, bo nasi twórcy kultury tak się mają do angielskich jak uczestnicy afery „Żelazo” do Arsena Lupin, dżentelmena włamywacza. Wiem to na pewno, po przełączyłem kanał i zacząłem oglądać film polski „Ziarno prawdy” według prozy Zygmunta Miłoszewskiego.

Zacznę opowiadać od środka. Mamy dwa morderstwa, a bohater główny i jego zespół śledczy zastanawiają się czy ten seryjny morderca co ich dokonał to rzeczywiście jedna i ta sama osoba czy też może pierwsze morderstwo jest sprawką seryjnego, a drugie jego naśladowcy. Nie ten sposób prowadzenia narracji jest jednak najbardziej zdumiewający. Chodzi o to, że w małym mieście, w Sandomierzu, tli się pod pozorami spokojnego życia konflikt polsko-żydowski sięgający korzeniami czasów wojny. Zbrodnie zaś, których dokonuje seryjny mogą być postrzegane jako zbrodnie rytualne. W filmie tym, a zakładam, że i w książce, nie ma żadnej obyczajowości. Emocje bohaterów nie są chronione niczym, przeciwnie, są przez cały czas dewastowane, podobnie jak emocje widza. Ktoś bez przerwy klnie, uprawia seks i używa porównań nieadekwatnych do sytuacji, a Więckiewicz w roli prokuratora jest tak samo przekonujący jak w roli Wałęsy. Morderca zaś zarzyna swoje ofiary według systemu biblijnego, który pomaga Więckiewiczowi odczytać nierozgarnięty ksiądz, co nie zna nawet hebrajskiego oraz młody dziennikarz. Morderca zaś, jakie to dziwne, prowadzi popularnego bloga. Chodzi o to, że dawno temu, po wojnie Polacy zajęli opuszczone przez Żydów lepsze dzielnice miasta i mieli zamiar już w tych willach pozostać. Nie będę tu sugerował gdzie mogli w rzeczywistości mieszkać Żydzi w Sandomierzu przed wojną i jak wyglądali, proza Miłoszewskiego bowiem demaskuje się sama. Morderca postanawia na przykład, rozerwać kolejna ofiarę za pomocą trzech wściekłych psów żyjących w podziemiach pod rynkiem. No, ale wracajmy do tych Żydów. W mieście, tuż po wojnie, zjawia się dobry doktor Weissbrot, który leczy dzieci z gruźlicy. Jest tak skuteczny, że wszyscy go podejrzewają, że ma amerykańską penicylinę. Weissbrot ma żonę w ciąży i małe dziecko. Jak się o tej penicylinie dowiadują żołnierze wyklęci przychodzą do Weissbrota, żeby im dał trochę. On jednak jej nie ma i oni postanawiają go ciężko pobić na oczach dziecka. Potem zaś składają nań donos na UB, które też go bije, oskarża o działalność szpiegowską i więzi. W tym czasie jego żona ma rodzić, ale w pobliżu nie ma nikogo, prócz nierozgarniętej akuszerki. Ta przychodzi do porodu z córką, która się nasłuchała w domu o tym, że żydzi topią dzieci w beczkach. No i tam, u tych Weissbrotów stoi w kącie beczka. W czasie porodu dziewczynka się przestraszyła i wybiegła w ciemność, a matka za nią. I przez to pani Weissbrot musiała umrzeć, osierocając jedyne dziecko. To drugie bowiem także umarło, razem z matką. Nie pamiętam co się stało z Weissbrotem, bo było już późno i Więckiewicz zabierał się za aresztowanie sprawcy, którym miał się okazać synek Weissbrotów, dziś już starszy pan, który przez cały czas towarzyszył Więckiewiczowi alias Szackiemu w czynnościach śledczych. Okazuje się jednak, że to nie on, ale Pieczyński zabijał. Był on synem ubeka, który stał za aresztowaniem i pobiciem Weissbrota, na którego donieśli żołnierze wyklęci. Nie oglądałem początku filmu więc nie wiem dokładnie jakie on miał motywy. Nie myślcie sobie, że to już koniec. W tym flmie występuje też bowiem dobrotliwy rabin, do którego Więckiewicz przychodzi po poradę. I ten rabin ma na imię Zygmunt.

Nie będę Was dręczył dalej. Mam nadzieję, że wszyscy już rozumieją do czego służą filmy i literatura. Kim są pisarze i jaka jest misja państwa wobec obywateli. Nasze państwo także ma misję, wobec nas, ona wyraża się nie tylko w finansowaniu filmów według prozy Miłoszewskiego, ale także na organizowaniu różnych jajcarskich imprez. Okazuje się, ze Pawlicki, ten który nie mógł skończyć filmu o Smoleńsku, będzie producentem programu „O! Polskie przeboje”. Rzecz emitowana ma być co tydzień, za zgodą i pod patronatem Kurskiego i jak powiadają w Internetach ma to być takie festiwal w Opolu, tyle, że puszczany na okrągło. Na tym koniec. Jestem dziś jeszcze w Gdyni. Zapraszam na stronę www.coryllus.pl

 

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura