coryllus coryllus
4204
BLOG

Końskie dawki emocji

coryllus coryllus Kultura Obserwuj notkę 101

 Dawno, dawno temu rozmawiałem z pewną panią, która prowadziła terapię poważnych uzależnień. To znaczy próbowała wyciągać narkomanów z nałogu. Powiedziała mi, że w zasadzie, żeby takiego narkotnika wywlec z dołka trzeba go uzależnić od czegoś innego i stworzyć mu motywację. Niezwykle trudno jest dać sensowną motywację człowiekowi, który zjada jakieś proszki, a potem leci w kosmos albo wciąga coś nosem i gada z duchami przodków, ale nie jest to niemożliwe. Powiedziała mi, że jeden wyszedł z uzależnienia, bo zaczął biegać i zwyciężać. No, ale uzależnił się od tego biegania, doznał licznych kontuzji i musiał nieco spuścić z tonu. Nie wrócił do dragów, ale nie był też przesadnie szczęśliwy. Po tej całej rozmowie został mi w głowie taki opar treści, bo trudno to nazwać treścią – ci ludzie mają jakieś deficyty emocji i muszą je cały czas uzupełniać. I patrzę teraz na portale internetowe, czasem słucham radia, telewizji nie mam, ale jak czasem coś obejrzę to wszystko się potwierdza. Jesteśmy poddawani jednej, centralnie sterowanej, terapii antynarkotykowej. Kłopot w tym, że większość z nas nie jest od niczego uzależniona. A mimo to, media cały czas próbują zastąpić nasze rzekome uzależnienie czymś innym, jakimiś innymi atrakcjami, które oderwą nas od zgubnego nałogu. Powtórzmy więc raz jeszcze – nie jesteśmy uzależnieni, próżny wasz trud. Nie tego potrzebujemy. Ktoś powie, że się mylę, właśnie tego ludzie potrzebują, a na dowód można pokazać link do tekstu, który umieścił tu wczoraj kolega onyx. Oto zbliża się premiera filmu o Beksińskich, słabego filmu o marnym malarzu i jego nieszczęśliwym, pretensjonalnym synu, który popełnił samobójstwo. Pod tekstem zaś o tej premierze mamy festiwal emocji serwowanych w końskich dawkach. Tak jakby cały kraj żył przez ostatnie lata wyłącznie twórczością Beksińskiego. To jest pułapka, jedna z wielu, jakie na człowieka zastawiają ludzie mający nieszczere intencje. Inwestowanie czasu w Beksińskiego i jego twórczość nie ma sensu. Ja to wiem na pewno, bo już na drugim roku studiów powiedzieli mi, że Beksiński to typowa sezonowa koniunktura, na której ktoś raz zarobił w Paryżu, a potem – kiedy pan Zdzisław zaczął swoje obrazy tłuc taśmowo na dykcie – zatrzymał koniunkturę i „beksy” latały już po 5 franków. Kolega mój notorycznie szydził z Beksińskiego, a było to przecież prawie 20 lat temu opowiadając taki żart, pochodzący rzekomo z egzaminów wstępnych na historię sztuki. To z pewnością nie jest prawda, bo nikt tam takich pytań nie zadawał. Być może dziś coś się zmieniło. - Jaki jest pani ulubiony malarz? - Z dawniejszych to Leonardo da Vinci, a z współczesnych Beksiński, bo jego obrazy kojarzą mi się z okładkami płyt heavy metalowych…

O biednym Tomku Beksińskim, który z własnego życia uczynił tandetę gorszą niż obrazy jego ojca lepiej niech opowie Toyah, bo znał go osobiście i czasem u niego bywał.

Nie chcę tu używać zwrotu „sztuka wieśniacka”, ale on mi się sam ciśnie na klawiaturę. No, ale właśnie ta nędza wywołuje największe emocje, a do tego jeszcze ludziom się wydaje, że przeżywają oni jakieś misterium, w dodatku wspólnie z innymi wtajemniczonymi. O tym co myślę na temat wtajemniczeń i misteriów nie będę wspominał, każdy dobrze wie.

Nie inaczej jest z emocjami, która możemy nazwać „smoleńskimi”. Onyx i do tego wrzucił wczoraj link. Będą demontować te upiorne tablice poświęcone Lechowi Kaczyńskiemu. Nie wierzę, by zostały one zamontowane w dobrej wierze, prędzej ktoś to zrobił celowo i perfidnie, manipulując emocjami ludzi prostodusznych i oddanych sprawie.

Nie chcę mi się już pisać o telewizji robionej przez „naszych”, bo oni niczego poza końskimi dawkami emocji nie przyswajają. Tak jak w zapomnianej sztuce Mrożka zatytułowanej „Emigranci”. Zamachowski żre w puszki jedzenie dla psa, a Konrad mówi mu, że jedyne co do niego dociera to końskie dawki emocji. Jeśli połączymy to wszystko razem, te komentarze pod tekstem dotyczącym filmu o Beksińskich, gdzie ktoś napisał ile radości dawał mu Tomek Beksiński w latach 90-tych, te tablice Smoleńskie i studio Yayo, to wyjdzie nam coś, co dawnymi czasy nazywało się „wychowaniem narodu”. Misję tę pełnili z różnym, miernym skutkiem ludzie, których podstawowym zadaniem nie było propagowanie wiedzy czy nowych prądów w sztuce. To im się tak zdawało. Ich podstawowym zadaniem, było odciąganie ludzi od Kościoła. Tam bowiem nie ma emocji, są same nudy, wszystko się powtarza, a ksiądz nie umie nawet sklecić porządnego kazania. Żadne z nich nie umywa się do audycji Tomka Beksińskiego na antenie radia.

Wiedza o konstruowaniu i dystrybuowaniu narracji jest wiedzą podstawową i najważniejszą. Od niej wszystko zależy, dlatego też między innymi kwestie cenzury nie są nigdy ostatecznie rozstrzygnięte. Zarządzanie emocjami w czasach kiedy nie ma cenzury politycznej nie jest proste, ale metoda się powoli ujednolica. Chodzi o rozklepanie tych emocji jak bitki wołowej, żeby były miękkie i łatwe do przełknięcia. I tym właśnie zajmują się tak zwani twórcy.

Na szczęście co jakiś czas powraca stara dobra, cenzura polityczna, za każdym razem związana z innymi treściami i formatowanie umysłów odbywa się trochę sprawniej i bardziej dynamicznie niż dziś. Dlaczego ja łączę cenzurę z tym, co mamy dziś, czyli z tą pozorowaną wolnością i pluralizmem treści, który dany jest po to tylko, by lansować oszustów. Otóż mam wrażenie, że innego wyboru nie mamy, że możemy mieć tylko cenzurę, albo żarcie dla psów. Na nic więcej nie zasługujemy. Jeśli zaś ktoś zaś próbuje robić coś innego, jedyną nagrodą, jaka go spotyka jest milczenie. To i tak nieźle, bo jak powraca cenzura polityczna w wersji hard, bywa jak pamiętamy znacznie gorzej.

Ktoś może zapytać, skąd u mnie dziś tak ponury nastrój? Leje od rana przecież. Piszę tę książkę o socjalizmie i to jest czysta groza, powiem Wam. Nie ma żadnej historii, istnieją jedynie formaty, wersje, hagady i cenzura. Nic więc nie ma. Sprawy pozornie jawne, proste i nieodległe są tak zafałszowane i tak poprzekręcane, że nie wiadomo właściwie co powiedzieć i co z tym zrobić. Nasza misja więc, jak do tej pory przypominać będzie zawracanie Wisły kijem. Nic na to nie poradzę. Mam także świadomość, że ani te treści, które tu usiłuję przedstawiać ani Wasze komentarze nie mają szans z budżetem jaki przeznaczono na film o Beksińskich czy na film o Smoleńsku. Ktoś powie, że to dwa różne filmy...a gdzie tam, to jest ten sam film, tylko, że zrobiony w innych dekoracjach.

Aha, dowiedziałem się jeszcze wczoraj, że Bronisław Wildstein będzie miał swój program w telewizji. W niedzielę, punkt 12.00, w czasie kiedy ludzie idą na sumę, będzie on zapraszał do studia gości i omawiał z nimi różne ważne kwestie. A potem popularyzatorzy historii pisać będą jakie to straszne było życie i polityka w czasach dawnych, bo król nadawał urzędy i funkcje publiczne osobom nie nadającym się do tego wcale, za to zasłużonym dla dworu. Same nieszczęścia, panie dziejski, z tego wynikały...ho, ho, tak, tak, całe szczęście to już przeszłość, teraz mamy demokrację, pluralizm i wolność słowa. I dlatego właśnie jeden gadający łeb może być w ramach tej wolności zastąpiony innym….Na nic więcej nie liczcie.

Wracam do prawdziwej pracy...ależ to jest upiorne….

 

Na tym kończę na dziś. Zapraszam na stronę www.coryllus.pl do księgarni Przy Agorze, do sklepu FOTO MAG i do księgarni Tarabuk. Przypominam też, że w sklepie Bereźnicki w Krakowie przy ul. Przybyszewskiego 71 można kupić komiksy Tomka.

Zapraszam też na stronę www.rozetta.pl gdzie znajdują się nagrania z targów bytomskich.

 

Na pocieszenie zobaczcie Piotrka Szeligowskiego, który na lato zatrudnił się w warsztacie kamieniarskim

 

https://www.facebook.com/piotr.szeligowski.5?fref=ts

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura