coryllus coryllus
3281
BLOG

Czym sekretarz różni się od hagiografa?

coryllus coryllus Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 62

 Wszyscy pamiętamy jak katowano nas w szkole opowieściami o Tadeuszu Kościuszce i jego geniuszu. Były czytanki, były apele, były akademie ku czci. Kościuszko urastał w nich do roli jakiegoś półboga, który gdyby chciał, zmiótłby wrogów jedną ręką. O ile pamiętam mało kto w te brednie wierzył i mało kto się nimi przejmował, bo przecież jasne było, że Kościuszce się nie udało. Pamiętam jak mozoliłem się nad jakimś referatem na jego temat, jeszcze w szkole podstawowej i bardzo się irytowałem, że muszę się tym zajmować, choć przecież ten facet niczego realnie nie osiągnął. Kościuszko był lubiany wśród komunistów, był też lubiany w Ameryce, stanowił pewnego rodzaju wytrych do serca prostego Polaka, który nie zastanawia się wiele nad historią, ale lubi sobie pośpiewać „góralu czy ci nie żal” przy wódeczce i zakąskach. Można właściwie zaryzykować, że z Wałęsy próbowano zrobić taki sam wytrych, bo tamten już się nieco zużył, no ale nie do końca się udało, bo czasy są trochę inne.

Na pewno pamiętacie fragment Pamiętników Juliana Ursyna Niemcewicza, który był zamieszczony w podręczniku do pierwszej klasy szkoły średniej. Niemcewicz opisuje tam klęskę Maciejowicką, którą widział na własne oczy. Po bitwie próbował uciekać do lasu, ale zatrzymał go kozak, który zobaczył, że Julian Ursyn ma na palcu złotą obrączkę. Zażądał tej obrączki, ale że Niemcewicz był ranny i ręka mu spuchła, nie dało się jej ściągnąć. No i klops, co robić? Kozak pomyślał chwilę i na migi dał Niemcewiczowi znać, że gotów jest odgryźć mu palec razem z obrączką. Wtedy wilk będzie syty i owca cała, a palców ma przecież jeszcze kilka. Nasz bohater się nie zgodził i jakoś wspólnymi siłami tę obrączkę ściągnęli. Potem są jeszcze inne opisy, między innymi znoszenia i oglądania obdartych trupów, śmierci resztek pułku Działyńskich, zarzuconego granatami w piwnicach maciejowickiego pałacu. Same straszne rzeczy. Gdzie jest Kościuszko? Leży gdzieś na polu, zleciał z konia w czasie ucieczki, próbował strzelić sobie w usta, ale pistolet nie wypalił, zemdlał więc, bo był ranny i dostał się do niewoli. Jak mogło dojść od takiej katastrofy? Takie pytanie zadał sobie każdy przynajmniej raz w życiu. Armia, nie mała przecież, bo licząca około 60 tysięcy żołnierzy została przez Kościuszkę celowo rozproszona. Dziejopisowie tłumaczą to tym, że taki był sposób wojowania w tamtych czasach i zmienił to dopiero Napoleon. No, ale nikt nie rozpraszał tej armii na aż tak małe grupki. To wojsko było właściwie rozsmarowane po kraju, a nie rozproszone. Jak pamiętamy insurekcja została przyspieszona poprzez decyzję carycy, o redukcji wojska z 60 tysięcy do jakiejś śmiesznej liczby. Spowodowało to, że brygadier Madaliński stojący w Ostrołęce wsadził swoich ludzi na konie i ruszył na Warszawę mordując po drodze wszystkich, którzy nie nosili polskiego munduru. Ponoć głównie Prusaków. To jest trochę dziwne, zważywszy, że powstanie miało być wymierzone w Rosjan. Kościuszko był wtedy na południu (poprawcie mnie jeśli się mylę), były te przysięgi na ryku krakowskim i inne rzeczy, takie jak uniwersał połaniecki. Chodziło o to, by wyrwać z kraju jak najwięcej rekruta, to nie było proste, bo na wiosnę chłop potrzebny jest w polu, a nie na wojnie. I tu coś się nie zgadza. Podają tę liczbę 60 tysięcy, która miała zostać po reformach, pisze o tym Zbyszewski na przykład. No, a potem mamy te uniwersały do chłopów? Jeśli było w kraju tylu żołnierzy, a niechby nawet słabo przeszkolonych, trzeba ich było zebrać w kupę i coś zarządzić. Nie mam dokładnej mapy rozlokowania tych jednostek, ale musimy się kiedyś zająć rozkminianiem tego problemu na serio. Kościuszko dzięki chłopom – jak chce legenda – zwycięża pod Racławicami i rusza na Warszawę. Tam już trwa insurekcja, Kiliński lata po ulicach z szablą i tnie kogo popadnie. Wieszają portrety, bo zdrajcy akurat uciekli. Festyn ten trwa do października, kiedy to korpusy rosyjskie ruszają na Warszawę. Kurczę od kwietnia do października jest kupa czasu, a Moskwa atakuje Polskę zawsze według tego samego schematu. Obchodząc stolicę od północy, albo od południa. Z różnych opinii i relacji na temat innych niż Kościuszko dowódców, na przykład Dąbrowskiego wiadomo, że on, ani jego ludzie nie odczuwali żadnego lęku czy nawet niepokoju wobec wojsk pruskich. Nie wierzę więc w dwustronne zagrożenie. Polska po drugim rozbiorze była jeszcze potencjałem nie ustępującym wiele Prusom, a te Prusy składały się przecież w jednej trzeciej ze świeżo przyłączonych ziem polskich. O jakiej interwencji więc można mówić? Dąbrowski zresztą montował powstanie w Wielkopolsce. Trzeba się więc było tylko zebrać, przećwiczyć manewr oskrzydlający na Polach Mokotowskich i czekać na Rosjan. Nie wiemy rzecz jasna nic o rzeczywistości finansowej tamtych czasów, bo nikt jej nie opisuje ograniczając się do gawędy o serii bankructw. No, ale nie ma takiej sytuacji, w której nie można by było wziąć od kogoś kredytu. A jeśli sprawy zaszły tak daleko, że rzeczywiście nie można, to przecież do cholery twa insurekcja, walczymy o być albo nie być i można posłużyć się konfiskatą. Warunek jest jeden trzeba ją dobrze wykorzystać, a nie roztrwonić. No, ale idźmy do pointy. Zbliżają się Rosjanie, a Kościuszko kawałkuje swoje wojsko na korpusy liczące po kilka tysięcy ludzi i umieszcza je na linii Wisły. Zostawia garnizon w Warszawie, żeby wściekły na króla tłum nie zamordował go w gniewie. Potem samotnie z Niemcewiczem rusza ku Maciejowicom. Trochę się boją podjazdów kozackich, ale jednak jadą. To są rzeczy nie do wyobrażenia, ja opisałem tę całą przygodę w I tomie Baśni, ale kiedy dziś na to patrzę nie wierzę, że można było tak przeprowadzić tę kampanię. Niemcewicz uważa się cały czas za sekretarza, wręcz bliskiego przyjaciela Kościuszki. Próbowaliśmy ostatnimi dniami, wisząc na telefonach, rozmontować tę sytuację i mój kolega, człowiek niezwykle spostrzegawczy i doświadczony powiedział, że Niemcewicz żadną miarą nie mógł być sekretarzem Kościuszki. Powód jest prosty – ten facet nie znał żadnych sekretów. To się okazało niebawem. Wnosić jednak należy, że on tych sekretów nie znał już 10 października 1794 roku, a pewnie i wcześniej. Sądzę, że nie poznał ich do końca życia. Siedzieli dwa lata w twierdzy, razem z tym starym durniem Kilińskim i Niemcewicz ani razu nie zajrzał w głąb duszy swojego bohatera, ograniczając się jedynie do peanów na jego cześć i opisów jego wielkiej szlachetności. Car Paweł podarował Kościuszce tokarkę, żeby ten mógł się zabawiać wyrabianiem różnych rzeczy z drewna i nie zanudził się na śmierć. To jest jakiś szmergiel z tymi wyrobami z drewna. Waryński jak siedział w Szlisselburgu dostał na swoją prośbę i na polecenie wiceministra Orżewskiego warsztat stolarski, żeby się nie nudził. Tak się nie traktuje jeńców tylko potencjalnych sojuszników, którzy mogą być jeszcze do czegoś potrzebni. Nie umiem, na razie ustawić momentu wypuszczania Kościuszki z twierdzy, w szerszym kontekście międzynarodowym, ale jasne jest, że jakiś kontekst był i ktoś Pawłowi ten manewr zasugerował. Kto? Na pewno nie jego rodzime kliki, które z braćmi Zubow na czele, poleciały niebawem do Gatcziny, żeby cara zamordować.

Kościuszko odesłał carowi tę tokarkę, potem odesłał mu jeszcze pieniądze, czym tak wkurzył najjaśniejszego pana, że ten rozpoczął natychmiast konfiskaty i represje wobec Polaków. No, ale Kościuszce nic się nie stało, bo był daleko. O jakimkolwiek porozumieniu pomiędzy carem a Polakami nie mogło już być mowy. I teraz mamy ważną rzecz – jeśli Moskwa jest u bram, w Polsce pojawiają się natychmiast dwa trendy – ugodowy, nazywany zdradzieckim i bojowy nazywany prowokacyjnym. Innego wyboru nie otrzymujemy nigdy. Z wyborami jest jednak tak, że kiedy prześledzimy mechanizm decyzji nie musimy już iść za żadną sugestią jak te barany, możemy czasem dużym wysiłkiem, a czasem mniejszym zająć się tworzeniem okoliczności nowych. I wtedy stajemy się kochani wrogami tych dwóch trendów. I to śmiertelnymi, albowiem ludzie w nich zatrudnieni za nic nie porzucą okoliczności, w których zostali postawieni, albowiem oznacza to, że przestaną brać pensję. Taka jest mniej więcej struktura polskich zachowań patriotycznych wobec realnego zagrożenia. No dobrze, a co trzeba było robić w roku 1794? Wypadało poczekać, ale na tym akurat nie zależało Francuzom, a jeśli już nie udało się poczekać, trzeba było koncentrować armię i wypychać Rosjan na wschód. Jeśli to się nie udało, trzeba było – myślę o Kościuszce – przyjąć w więzieniu protekcję cara nad całym krajem, wyrywając tym samym z rąk Niemców narzędzie decydujące o podziale. Tego jednak Kościuszko nie mógł zrobić albowiem był szczerym republikaninem. Tak szczerym, że wartości republikańskie były mu bliższe niż chęć zachowania kraju w całości.

No dobrze, to są nasze ulubione rozrywki z gatunku „co by było gdyby”. Teraz zastanówmy się nad okolicznościami, w których działają ludzie obsługujący wymienione trendy. Oni czynią wszystko na odwrót, kiedy nie ma takiej potrzeby przyjmują protekcję cara, kiedy Rosjanie są jeszcze daleko krzyczą, że trzeba ich wyprzeć z granic państwa. I wszyscy zgodnie słuchają co tam im Francuz podszeptuje. Przede wszystkim zaś zajmują się rozpraszaniem sił, pokrzykując jednocześnie, że konieczna jest zgoda, koniecznie trzeba się jednoczyć. Warunek takiego zjednoczenia jest jeden – wszyscy mają trzymać gęby na kłódkę i słuchać poleceń. Te zaś są nieadekwatne do okoliczności. Nie pamiętam już, w których pamiętnikach znalazłem tę opinię, jakiś oficer insurekcji pisał, że dzieją się rzeczy straszne – kiedy trzeba się bić, naczelnik każe maszerować. Kiedy trzeba maszerować, grają bojowe trąbki i tak w kółko.

Przed bitwą Kościuszko kazał jeszcze spalić okoliczne wioski, żeby przeciwnik nie miał się gdzie kryć. Tak jakby mało było nieszczęścia w tym biednym kraju. Przeciwnik kryć się nie zamierzał, bo przejrzał genialny plan naczelnika i ruszył wprost na niego. Cześć druga armii przeciwnika obeszła bagienko i zaatakowała z tyłu, czego nikt się nie spodziewał. I takie tam….No, ale jeszcze chwilę. Teren wokół Maciejowic aż zachęca do manewrów i rozmaitych finezyjnych taktycznych zagrań. Jest pole, rzeka, niedaleko druga rzeka, trochę lasu, miasteczko i liczne wsie. Kościuszko zaś przyjmuje pozycję obronną i czeka co się stanie...Nie wysyła na czas rozkazów i pije do tego z kolegami i swoim rzekomym sekretarzem, który nie zna żadnych jego sekretów.

Teraz o Ameryce, Niemcewicz nic nie pisze o tym, by Kościuszko był chory na nogi i nie poruszał się o własnych siłach, ale być może szczegóły te znajdują się w jakiejś innej wersji pamiętników. Mieszkali sobie w tej Filadelfii razem, aż dnia pewnego naczelnik oświadczył, że wyjeżdża. Tak po prostu, jedzie zbadać szanse na odzyskanie niepodległości przez Polskę. Co go do tego skłoniło? Nie wiemy. Pewnie jakiś list, ale sekretarz Niemcewicz nie zauważył, by w życiu naczelnika zaszła jakaś wyraźna zmiana i decyzja o wyjeździe mocno go zaskoczyła. Kościuszko wyjechał zostawiają swojego przyjaciela i sekretarza właściwie bez środków do życia. Niemcewicz lamentuje, że jakiś jego znajomy potrafi grać na instrumentach, a przez to może być pewien chleba. On zaś – literat – nie ma co robić i nie wie z czego będzie żył. Potem okazuje się, że Kościuszko zostawił mu w szufladzie zawinięte w szmatkę sto piastrów. Nie wiemy ile to było w przeliczeniu na dolary, ale pewnie sporo. Tyle, że nie wystarczyło na życie. Niemcewicz pożyczył więc pieniądze od prezydenta Jeffersona i wybrał się na wycieczkę po kraju. Te pamiętniki są mocno dziwne, a postać naczelnika warta prześwietlenia. Jak pamiętamy nie zgodził się też na propozycje Napoleona, bo chciał by granica Polski przebiegała gdzieś pod Odessą. To była duża ekstrawagancja. W roku 1920 lekką ręką oddano Mińsk i Bobrujsk, a Kościuszko nie chciał oddać Odessy. Albo Polska z Odessą, albo żadna. My dziś musimy sobie jakoś radzić bez tej Odessy, ale kiedy czytamy o wyczynach naczelnika robi się nam trochę dziwnie w głowie i na sercu. No nic, będziemy do tego jeszcze wracać.

Udało mi się wreszcie umieścić książkę w sklepie, tę zawierającą fragmenty gazet rękopiśmiennych z czasów saskich. Na koniec jeszcze zostawiam Wam nagranie z amerykańskiej telewizji, występuje w nim Tomek Bereźnicki i opowiada o komiksach.

 

http://youtu.be/sPZTIqGKImE


Na tym kończę na dziś. Zapraszam na stronę www.coryllus.pl do księgarni Przy Agorze, do sklepu FOTO MAG i do księgarni Tarabuk. Przypominam też, że w sklepie Bereźnicki w Krakowie przy ul. Przybyszewskiego 71 można kupić komiksy Tomka.

Zapraszam też na stronę www.rozetta.pl gdzie znajdują się nagrania z targów bytomskich.  

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura