coryllus coryllus
4396
BLOG

Słomiana broda księdza Tischnera

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 45

 Wódkę lubią prawie wszyscy, kłopot z nią jest taki, że absolutnie nie powinno się przesadzać z konsumpcją. Można wypić kieliszek, dwa, góra trzy. Po czterech dzieją się dziwne rzeczy z człowiekiem. Jak ktoś siedzi pod sklepem i goli wisienkę, albo piwo Rysy, to jeszcze jakoś ujdzie. Bo niby co on może zrobić takiego strasznego? Pójdzie się wysikać gdzieś, w miejsce takie, że będzie dobrze widoczny z drogi, albo da koledze po pysku, albo zatoczy się i kogoś potrąci. To nie jest nic wielkiego. Gorzej kiedy ktoś chla w redakcji, albo w ogóle w pracy. Ja pamiętam, miałem takiego szefa, który sobie kropelki do oczu wpuszczał, żeby nie było widać, że jest pijany, a pił bez przerwy. Miał flaszkę w biurku i cały dzień pociągał. Nie mieściło mi się to w głowie, a jednak. Był on przy tym na tyle przytomny, żeby nie brać się za jakąkolwiek robotę. Kładł wszystkie projekty, psuł co się dało popsuć i przez to był lubiany w korporacji, bo wszyscy inni mogli się popisywać naprawianiem tego co on schrzanił. No, ale to był chlubny wyjątek. W przeważającej większości pijacy mający do dyspozycji zespół ludzi, budżet i narzędzia rwą się do działania. Mają też pomysły autorskie. Każdy wie, że po czterech głębszych głowa pełna jest autorskich pomysłów, serce ochoty, a ręce aż się palą do tego, by coś natychmiast wykonać. I tak do momentu, aż ktoś poleje piąty kieliszek. Wtedy wszystko się wycisza. Choć nie zawsze.

Wszyscy pamiętają scenę z filmu „Potop”, kiedy Kmicic przybywa do Lubicza i tam rozpoczyna się pijaństwo, takie prawdziwe, ostre pijaństwo, z gwałceniem niewiast i strzelaniem do portretów przodków. Wydaje się, że nic nie zmityguje uczestników i porwą się oni na wszelkie szczyty oraz osiągną wszystkie możliwe dna, jakie człowiek pijany może osiągnąć. W jednym momencie jednak przychodzi opamiętanie. Oto jeden z uczestników libacji chce wznieść toast za zdrowie osoby dawno nieżyjącej. Na to inni wołają z oburzeniem – co ty? Zdrowie nieboszczyka pijesz?! No właśnie – są granice, których, jak pisała dawno temu Zofia Nałkowska, przekraczać nie wolno.

Komu nie wolno, temu nie wolno. Powiedzcie dziennikarzom gazowni, żeby nie pijali zdrowia nieboszczyków, a ofukną Was tylko. Jak któryś będzie miał dobry humor, powie, że im akurat wolno, a reszta ma siedzieć cicho i trzymać gęby na kłódkę. Jak pewnie już wszyscy wiedzą, gazownia przekroczyła kolejny Rubikoń, wyemitowano wywiad z księdzem Tischnerem, który gada o Smoleńsku. Ja niestety, z racji zbytniego obciążenia obowiązkami, straciłem umiejętność finezyjnego szydzenia z absurdów, ale spróbuję napisać coś tak po prostu, bo mam przeświadczenie, że trzeba.

Nie ma to jak wykreować sobie całkowicie fikcyjny autorytet, wmówić w siebie samego, że jest to sama moc i potem kazać mu gadać po śmierci. To jest coś jak Golem, ale gorsze, bo na ulicę wyjść nie może. Możne jednak udzielać odpowiedzi, co było do okazania. W piosence Jacka Kaczmarskiego zatytułowanej „Mimochodem” jest taka fraza – swego boga za słomianą szarpią brodę….I to jest ów moment, gazownia zaczęła szarpać za słomianą brodę swego boga, którego wcześniej pracowicie kreowała przez wiele lat. Katolicki ksiądz – Józef Tischner został obsadzony w roli pogańskiej wyroczni, która orzeka o wypadkach jak najbardziej współczesnych. Sybilla w koloratce normalnie. Do wieszczenia już tylko jeden krok, do wieszczenia za opłatą dwa. I to akurat może się przydać, bo ja pamiętamy odebrano gazowni możliwość czerpania z budżetu państwa. Przynajmniej oficjalnie, bo w to, że im odebrano tak naprawdę i wszystko to ja łatwo nie uwierzę. No, ale ksiądz Tischner to tylko wstęp. Poczekajcie na to co się będzie działo jak umrze Michnik. Oby mu Pan Bóg dał jeszcze długie lata i ze sześcioro dzieci. Tam za nim już jest jednak kolejka młodzieńców, z których każdy szykuje się na jego miejsce. Latka lecą, Adam uporczywie żyje, a im włosy wypadają i oczy zachodzą mgłą. Jak temu nieszczęsnemu Karolowi, który może i liczył na koronę po matce, ale sam już nie pamięta kiedy to było. Ile można czekać? I tu znowu wracamy do wódki i innej piosenki Kaczmarskiego – po marzeniach przyszła kolej na dziewczyny oraz łyk, co pozwolił nam zapomnieć o czekaniu. No właśnie, jeden łyk, drugi, trzeci i w końcu któryś wstał i mówi – to może, kurna, ożywimy Tischnera? Że kogo? - Smoleński na to. - Tischnera mówię przecież wyraźnie. - A po co? - Niech powie, że w Smoleńsku nie było zamachu. - A po co? - Jak to ku...a „a po co”? Żeby wszyscy uwierzyli, że nie było! - I tak nie uwierzą….No, ale my się mniej będziemy nudzić...czekając aż Adam odwali kitę…

Tak to mogło wyglądać. Mogło też być inaczej. Oto przyszło polecenie z góry, żeby przywalić ludowi smoleńskiemu czymś naprawdę ciężkim. Przeszukali jeden składzik, drugi, trzeci i nie znaleźli panzerfausta, ale była tam wycięta z pianki postać księdza Tischnera i trochę starych taśm z jego wywiadami. No to wzięli te śmieci, przemontowali i pokrzykując – hu, ha - ruszyli do szturmu. Natarcie się nie udało, rechot idzie po sieci aż przykro słuchać...Zdrowie nieboszczyka piją….A jakby tego było mało okazało się, że ś.p ksiądz Tischner opowiada takie brednie, nawet bez tego Smoleńska, że trzeba cały czas trzymać palce w uszach, żeby nie zapłonąć ze wstydu. - Liberalizm dialogiczny, liberalizm monologiczny...i co jeszcze? Liberalizm homogeniczny? Pamiętam jak kiedyś w księgarni wziąłem do ręki którąś część historii filozofii po góralsku. Odłożyłem natychmiast, albowiem doznałem olśnienia i czytanie tej książki było mi już niepotrzebne. Otóż odkryłem, a kiedy to było przecież, jaki jest najważniejszy problem księży. Nie tylko tych co muszą przemawiać do ludzi, ale w zasadzie wszystkich. Oni nie rozumieją czym jest ekspresja. Mają te zajęcia z homiletyki, coś im tam ktoś opowiada, ale ekspresji to oni nie rozumieją. W związku z tym, żeby wywołać wrażenie imają się, z fatalnym w większości przypadków skutkiem, jakichś, nie przypisanych z natury ich osobom sposobów na wywołanie większego wrażenia. Ksiądz Tischner poszedł po linii najmniejszego oporu, na studiach nastukał się tych filozofów i potem przełożył to na gwarę. Że to niby takie śmieszne i każdy może filozofować. Próbował się też realizować aktorsko, ale wychodziło to jeszcze gorzej. Tymczasem – każdy jest jakiś – jak mawiała pewna moja znajoma. Ksiądz Tischner mówi w tym sfingowanym wywiadzie nie tylko o liberalizmie dialogicznym, ale także o prostocie i zarzuca przy tym finezyjnie ten swój loczek znad czoła. Myślę, że nie ma co go naśladować. I nie ma co za bardzo, drodzy księża, przejmować się tymi technikami sprzedażowymi, którymi Was mamią. To na nic. Każdy jest jakiś i wykrawa sobie przestrzeń na własną miarę. Myślę, że tylko to się sprawdza. Kto o tym zapomni, tego wywlekają potem z grobu i ciągają końmi po ulicach, jak tego biednego Tischnera...bez cienia litości i szacunku.

Tak jakoś nam się zeszło w rozmowie na ten alkohol, a ja jak raz mam do sprzedania dwie książki o winie. Jedna jest o winie węgierskim, a druga o francuskim. Rzecz jasna są to w istocie książki o polityce, której jak wiemy „biez wodki nie razbieriosz”, ale z winem można próbować. Oto przed wami historia sprzedaży, koniunktur, promocji i konsumpcji win węgierskich i francuskich w liczbach i opisach. Zapraszam na stronę www.coryllus.pl

 

Na koniec jeszcze zostawiam Wam nagranie z amerykańskiej telewizji, występuje w nim Tomek Bereźnicki i opowiada o komiksach.

 

http://youtu.be/sPZTIqGKImE


Na tym kończę na dziś. Zapraszam na stronę www.coryllus.pl do księgarni Przy Agorze, do sklepu FOTO MAG i do księgarni Tarabuk. Przypominam też, że w sklepie Bereźnicki w Krakowie przy ul. Przybyszewskiego 71 można kupić komiksy Tomka.

Zapraszam też na stronę www.rozetta.pl gdzie znajdują się nagrania z targów bytomskich.  

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka