coryllus coryllus
4370
BLOG

Sztuka reportażu

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 73

 Już o tym pisałem, ale nie zaszkodzi powtórzyć. Reportaż stał się sztuką w Polsce w latach osiemdziesiątych, kiedy zaczęto lansować Kapuścińskiego. Dziś jestem pewien, że pomysł ten służyć miał jedynie temu, by mieć powód do wykreowania następców „cesarza reportażu”. Zaczęło się od tygodnika „Na przełaj” gdzie startowali Szczygieł z Żakowskim, a potem była gazownia, gdzie znaleźli miejsce wszyscy „książeta reportażu” ze wspomnianym Szczygłem i Hugo Baderem na czele.

Teraz dygresja. Czytałem ostatnio dziecku „Nowe przygody pana Samochodzika”. To jest fascynująca lektura, bo ona opisuje rzeczywistość rynku treści w Polsce dzisiaj. A pewnie i zawsze. Nie wiem skąd Nienacki wiedział jak będzie pisząc 40 lat temu tę książkę, nie wiem dlaczego zamiast o książkach napisał o wędkarstwie, ale tam jest sama prawda. Możecie sobie do usranej śmierci konstruować swoje hierarchie fałszywych charyzmatyków, którym pióra do pisania arcydzieł lśnią w słońcu i nigdy nie rdzewieją. Dopóki nie zablokujecie na powrót autorom dostępu do czytelnika nie ma to znaczenia. Demaskacja zaś każdego tekstu znajdującego się w domenie publicznej jest prosta jak włos Mongoła. Tak jak z tymi rybami, można mieć jacht, można mieć najlepszy sprzęt, można mieć mapę łowisk i amerykańskie robaki co same wskakują na haczyk. Nie ma to żadnego znaczenia. Ryby i tak będzie łowił kto inny. Koszta zaś ponoszone by udowodnić, że jeden czy drugi gamoń jest mistrzem spiningu wzrosną wkrótce tak, że taniej będzie zasypać jezioro Śniardwy i udać, że nigdy go w tym miejscu nie było. A do tego napisać jeszcze reportaż, że szczupaki nie istnieją, a jedynie zostały wymyślone przez polskich antysemitów, co nie lubią karpia po żydowsku.

Przechodzimy do meritum. Mieliśmy wczoraj małą awanturkę na blogu, w związku z Hugo Baderem i sprawą Moniki Kern, dziś już całkiem nieważną. Ważne jest jednak to, co dawno temu, w roku 1992 napisał na ten temat Hugo Bader, w reportażu zatytułowanym „Mezalians”. Niezrównany Onyx znalazł ten tekst w sieci, a ja go przeczytałem. To jest coś niesamowitego. To jest po prostu sztuka reportażu w pełnym rozkwicie. Na podstawie tego tekstu można udowadniać, że małpa może być wielkim artystą. Oczywiście, że może, jeśli się zmieni kryteria oceny i nakręci odpowiednią koniunkturę, wszystko jest możliwe. I tak właśnie stało się z tym, co oni nazywają „sztuką reportażu”. Oto Hugo Bader – następca cesarza Kapuścińskiego – w akcji pod tytułem „Mezalians”.

 

O sprawie dowiedziałem się wcześniej, poszedłem do marszałka Kerna…

 

W zasadzie można by już na tym zakończyć, argument – dziennikarz nie może ujawniać swoich źródeł – kwitując uśmiechem, ale pociągnijmy to dalej. Hugo Bader dowiedział się wcześniej o sprawie Moniki Kern. Potem zaś napisał swój reportaż, w którym występują wszystkie możliwe osoby dysponujące informacjami na temat mezaliansu i porwania, czy też rzekomego porwania Moniki Kern. On się jednak dowiedział wcześniej, rozumiem, że nie od Maćka i nie od Moniki, nie od rodziców Maćka, bo ci w tym reportażu wypowiadają kwestie inne, bardziej teatralne. Od kogo więc Hugo Bader się dowiedział? Wychodzi na to, że od Urbana, albo od Rywina. No, ale nie montujmy tu żadnych spisków, on się wcześniej dowiedział od tych co wiedzieli jeszcze wcześniej, a nie dość, że wcześniej to także lepiej.

Jak ktoś wie wcześniej i lepiej nie ma takiego śledztwa dziennikarskiego, którego by nie przeprowadził, w dodatku z sukcesem. Ja teraz zwracam uwagę na szalenie istotną rzecz, na metodę, czyli na coś, co czytelnika, odbierającego tekst emocjami nie interesuje prawie nigdy. Czytelnik nie zdaje sobie sprawy z tego, że większość tak zwanych reportaży pisana jest pod tezę, a najważniejszym problemem autora jest, by tekst zmieścił się na kolumnie czy dwóch, to znaczy w takiej objętości, jaką na niego zaplanował redaktor prowadzący. Jeśli czegoś tam brakuje to się tekst wydłuża, jeśli jest za dużo, to się wywala różne kawałki. Na tym polega właśnie sztuka reportażu. No i na tym, jeszcze by zrobić czytelnika w trąbę i dać my złudzenie, że napisanie tego gniota wymagało wielkiego zaangażowania, odwagi i ciężkiej pracy.

 

….Dowiedziałem się wcześniej….poszedłem do marszałka Kerna….

 

Żeby umówić się z marszałkiem Kernem w roku 1992 trzeba było znać numer jego telefonu. Komórek nie było jeszcze na świecie, a do ważnych ludzi dodzwaniało się przez sekretariat. Tam siedziała pani, która miała wytyczne - tego połączyć, tamtego nie. To, że dzwonił ktoś z gazowni, nie miało w roku 1992 dla polityków aż tak wielkiego znaczenia jak dziś. Trzeba było swój telefon poprzeć jakimś argumentem. Rozumiem, że nie takim – dzwonię z gazety wyborczej, bo się wcześniej dowiedziałem, że panu porwali córkę, może pogadamy….?

 

Argument był pewnie inny, ale żeby tu nie robić taniochy, nie będę próbował go odtwarzać. Być może zresztą nie było żadnego telefonu. Może on po prostu piszę, prawdę, przechodził koło sejmu i pomyślał – a zajrzę se do Kerna, ciekawe co powie...zajrzał, straż go puściła, bo miał legitymację dziennikarską, wszedł, powiedział, co miał powiedzieć i wyszedł.

 

Następne zdanie jednak przekonuje nas, że mogło być jeszcze inaczej. To znaczy, że autor nawet nie zbliżył się do Kerna, a wszystko co jest w tym reportażu jego słowami, to po prostu projekcja czyli łgarstwo. Kern bowiem według Hugo Badera zaklinał...żebym nie pisał, bo to może zaszkodzić dziecku...zapewniał, że prawo jest respektowane, bo przez 30 lat skutecznie bronił w procesach politycznych.

 

Wychodzi na to, że Kern bronił opozycji od 1962 roku, a zaczął jako 25 latek. Niesamowite. I wcale się nie bał. Tak chodził do tego sądu i bronił tych opozycjonistów, którzy już 30 lat przed napisaniem reportażu „Mezalians” walczyli z komuną. To jest wbrew pozorom ważna rzecz, ta figura – bronił oskarżonych w procesach politycznych – ale jej rozmontowanie zostawiam na inną okazję.

Myślę, że nikt przytomny, a marszałek Kern w szczególności nie mógł wydobyć z siebie takiego zdania. Jest ono produktem środowiska, w którym obracał się autor i należy do podstawowego pakietu schematów, którymi to środowisko się posługuje w opisach tak zwanej rzeczywistości.

 

Dalej jest jeszcze lepiej:

 

Kilka dni później mecenas Kern sam powiadomił prokuraturę

 

A co miał zrobić, jak mu powiedzieli, że Hugo Bader pisze reportaż? Może liczył na to, że się uda sprawę załatwić po cichu, ale ktoś zadzwonił i wyjaśnił mu, że jednak gazownia o tym napisze. I klops. W takich momentach zwykle człowiek unosi się na jakiejś fali – emocji, honoru, strachu i zaczyna wykonywać bardzo dużo niepotrzebnych ruchów. Zwykły człowiek tak robi, a co dopiero marszałek sejmu, znany prawnik…

 

Prokuratura wezwała wszystkie osoby mogące cokolwiek wiedzieć miejscu pobytu Moniki do złożenia zeznań, a uczyniła to za pośrednictwem PAP. Hugo Bader nie stawił się w prokuraturze, choć jak sam napisał o całej sprawie dowiedział się wcześniej

Może nie wiedział o miejscu pobytu? No, ale coś wiedział, od kogoś się dowiedział, powinien złożyć zeznania. Nie złożył? Czemu? Bo żył w przekonaniu, że marszałek Kern działa wbrew dobru własnego dziecka, taki luźny wniosek mi się nasunął.

 

Kern rozmawia z Hugo Baderem w taki sposób, jakby się przed tą rozmową naczytał już nie Nienackiego, ale wręcz Leo Belmonta

 

...była taka uczuciowa, dziecinna, nie potrafiła zasnąć bez pluszowej przytulanki….

 

 

Tak zwane tło psychologiczno-obyczajowe Hugo Bader załatwia dwoma akapitami. Kernowi, obrońcy opozycjonistów nie zapominajmy o tym, nie podoba się, że w domu rodziców Maćka wszyscy mówią sobie po imieniu, że dzieci leżą na kanapie i się przytulają, a wraz z nimi bawi się siostra Maćka. Widzimy, że nasz obrońca opozycji walczący z komuną od roku 1962 nie jest wcale nowoczesny, wyluzowany i nie ma dobrego, zdrowego podejścia do młodzieży, chce normalnie tłamsić osobowości rozwijające się swobodnie we wszystkich kierunkach. A te zdjęcia z domu rodziców Maćka to Kern pokazuje z miną pełną oburzenia….Zdjęcia? Jakie do cholery zdjęcia? Kto robił te zdjęcia, jaką drogą trafiły do rąk Kerna i czy człowiek ten stawił się w prokuraturze po przeczytaniu informacji w prasie?! W filmach jest tak, znudzona żona w papilotach, albo nudny mąż z brzuchem idą do drzwi, które usiłuje wyważyć pięścią rosły listonosz z uśmiechem Burta Lancastera. W ręku ma pakiet przesyłek, a tym jedną dziwną, która nie powinna się tam znaleźć i od razu zwraca uwagę. Żona w papilotach, albo nieestetyczny mąż, otwierają kopertę przy listonoszu i patrzą na znajdujące się w niej fotografie, na których wyraźnie widać, że jak ktoś ma fantazję to ani brzuch ani papiloty nie mają znaczenia. Kamera robi zbliżenie na twarz żony lub męża, która zmienia się w jednej sekundzie, listonosz usiłuje powstrzymać upadek mdlejącej albo poklepuje po plecach zrozpaczonego. W reportażu Hugo Badera niczego takiego nie mamy. Wiemy, że Kern miał zdjęcia Moniki, ale nie wiemy kto mu je wręczył. Nie będzie chyba nadużyciem jeśli zasugeruję, że mógł to być sam Hugo Bader. Aha, no i jasne jest mistrzu reportażu, że dzieci nie mogły sobie robić zdjęć, skoro oboje są na nich widoczni. Robił je ktoś inny.

 

Teraz matka Maćka. Kern nazywa ją w reportażu potworem, a Hugo Bader opisuje ją tak:

 

Pani Izabela jest choreografem, ma proste czarne włosy do bioder i sylwetkę tancerki. Wygląda bardzo młodo, w krótkiej obcisłej sukience z panterki.

 

Czyli, że różni się wyraźnie od tego Kerna, co z miną pełną oburzenia zdjęcia oglądał. Babeczka jest spoko, ma długie włosy, nosi panterkę i jest wyluzowana, pewnie jeszcze kręci tyłeczkiem, ale tego Hugo Bader nam już nie napisał. Kto z czytelników tego mistrzowskiego reportażu będzie trzymał stronę Kerna? Starego zgreda bez odrobiny uczuć w sercu? Ja, przyznam, nie wiem jak w tamtym czasie wyglądała ta pani Izabela, ale podejrzewam, że inaczej. Chyba jej w telewizji nie pokazywali, a porównywanie tego co pisze autor ze stanem obecnym wiele nam nie da.

 

Teraz ojciec chłopaka

 

Pan Jan jest mimem...na długie siwe wąsy i długie włosy...lubi trzymać ręce w kieszeniach białej, sięgającej kolan marynarki.

 

Chyba raczej surduta...białe sięgające do kolan to może być surdut, albo ten no….chałat...to jest chciałem rzec kitel. No dobra, niech będzie marynarka, ale zapewne projektowana przez jakąś Xymenę Zaniewską albo inną Magdalenę Abakanowicz.

 

Rodzice Maćka prócz tego, że mają na sobie wszystkie dostępne w roku 1992 atrybuty sympatycznych ludzi, to jeszcze prowadzą elegancką pizzerię w centrum miasta i mają firmę import eksport. Kto wie, może w przeszłości działali w opozycji? Może ich drogi skrzyżowały się na sali sądowej z mecenasem Kernem, który bronił jakiegoś innego opozycjonisty.

 

Dalej jest jeszcze lepiej. Zblatowany lekarz ze szpitala wariatów, opisanego po mistrzowsku, przez Hugo Badera, wysyła karetkę żeby zabrała Monikę z lekcji i wywiozła to tego ponurego Głupiejewa, gdzie nie ma miłości i zabawek pluszowych. W rozmowie z autorem zaś lekarz nie wykazuje oznak skruchy, ale bezczelnie przyznaje, że skorzystał z różnych luk w prawie w celu zamknięcia dziewczyny w szpitalu, co ma stworzyć wrażenie, że Monika została porwana przez przebiegłego ojca przy udziale lokalnego doktora Mengele.

Potem następuje fala aresztowań. Szykanują matkę Maćka, a ojca wsadzają do aresztu, gdzie ten powszechnie szanowany i lubiany człowiek spotyka się z elementem przestępczym. Ów zaś element zwraca się doń ze słowami – te kudłaty, kopsnij szluga. W tym momencie dotykamy już dna, bo z poziomu Leo Belmonta schodzimy na poziom kapitana Żbika.

Kiedy ojciec Maćka szedł na przesłuchanie widział w prokuraturze Kerna, który przechadzał się po pokojach jak boss.

 

Wcześniej bronił opozycji, ale w roku 1992 normalnie zwąchał się z resztkami komuny...wot szutnik, spryciarz jeden….jak boss się przechadzał…

 

Dalej nie będę już analizował tego tekstu. Sami go sobie przeczytacie. Nie jest to bowiem żaden reportaż, ale jakaś notatka prasowa, zakończona odręcznie pisanym listem Moniki do rodziców Maćka. Skąd w ręku Hugo Badera ten list? Było przeszukanie mieszkania, zblatowany prokurator pozabierał różne rzeczy z domu, włamali się temu mimowi w kitlu do samochodu i zabrali stamtąd papiery firmy – Jak będą prowadzić księgowość bez rachunków – pyta retorycznie Hugo Bader, ale list ocalał i cudownym sposobem trafił do redakcji na Czerską. Może zaniósł go tam ten sam człowiek, co powiedział wszystko panu Jackowi wcześniej i wiedział lepiej? Sam nie wiem. A Wy? Jak myślicie?

 

Na stronie www.coryllus.pl jest już dostępny specjalny numer Szkoły Nawigatorów poświęcony narracjom opisującym naród wybrany. Zwracam uwagę na tłumaczenie fragmentu książki Bernarda Bachracha o polityce Żydów w średniowiecznych Włoszech. Oraz na tekst Edwarda, który jest wstępem do tego tłumaczenia.

 

Na koniec jeszcze zostawiam Wam nagranie z amerykańskiej telewizji, występuje w nim Tomek Bereźnicki i opowiada o komiksach.

 

http://youtu.be/sPZTIqGKImE


Na tym kończę na dziś. Zapraszam na stronę www.coryllus.pl do księgarni Przy Agorze, do sklepu FOTO MAG i do księgarni Tarabuk. Przypominam też, że w sklepie Bereźnicki w Krakowie przy ul. Przybyszewskiego 71 można kupić komiksy Tomka.

Zapraszam też na stronę www.rozetta.pl gdzie znajdują się nagrania z targów bytomskich

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka