coryllus coryllus
4564
BLOG

O niemieckich mediach, polskim bydle i żonie prezydenta

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 53

Życie nadzieją wśród obcych, albo na duchowej pustyni, ma ten mankament, że człowiek traci odporność na oszustwo, blagę i zwyczajną tandetę. Pamiętamy przecież komunę, czas siermiężny, po którym byle śmieć wywoływał w nas ciepłe uczucia i gotowi byliśmy za ten śmieć oddać bardzo wiele. Niech pierwszym z brzegu przykładem będą filmy Kieślowskiego, puszczone kiedyś znienacka po latach całych katowania ludzi radziecką produkcją wojenną.

Dziś podobne uczucia mają niektórzy po ciężkiej obróbce przez różne postępowe media, głównie niemieckie. Ludzie ci sądzą, że jak ktoś proponuje narrację inną niż oficjalna, a do tego jeszcze się przy tym uśmiecha, to z całą pewnością jego intencje są szczere, on sam zaś jest kimś w rodzaju Tadeusza Kościuszki, tyle, że bez konia i sukmany. Emocje które towarzyszą takim przebudzeniom są zwykle silne i każą ludziom używać wyrazów obelżywych w stosunku do niektórych bliźnich, każą wskazywać zdrajców i gromadzić wokół siebie sprawiedliwych, bo w takich momentach emocjonalnego napięcia wielu uważa, że powierzono im rolę proroków. To przeważnie nie jest prawda i ja postaram się, z premedytacją i okrucieństwem, właśnie dziś tę sprawę wyjaśnić.

Zacznę jednak od czegoś innego, od tenisa mianowicie. Oto nasz kolega toyah na tyle mocno fascynuje się tym arcynudnym sportem, że od czasu do czasu wdaje się w ostre polemiki z innymi ludźmi, którzy tak jak on uważają się za znawców. Do awantur tych dochodzi czasem w salonie, a potem jeden drugiego banuje i powraca spokój. Tak się jednak składa, że ci pasjonaci tenisa, w przeciwieństwie do mnie, nigdy nie ogłaszają amnestii (cześć nieobyty) i żyją swoim tenisowym resentymentem, gdzieś tam po drodze przyoblekają się jeszcze w szaty proroków.

Przypadkiem wczoraj zajrzałem na blog największego znawcy tenisa w salonie24, czyli kolegi karlina, który napisał tekst o nowym filmie, tym wiecie, zatytułowanym „Smoleńsk”. Film ten według karlina ma oddzielić bydło od ludzi. Jakby tego było mało, pisze nam jeszcze karlin tak:

 

A że rozmaici debile najprawdopodobniej zaczną wyczyniać, reklamowane przez niemieckie i inne, antypolskie media harce na widowni i przypomną wszystkim słynne "szczanie na znicze" z Krakowskiego Przedmieścia? 

 

Można więc zaryzykować tezę, że ci co współpracują z niemieckimi mediami, to nie tylko debile, ale także wspomniane przez karlina wyżej bydło. Mamy poważne przypuszczenia, że to właśnie kolega karlin współpracuje z niemieckimi mediami, prowadząc w Onecie bloga na temat tenisa, który to blog podpisany jest nickiem toyah. Ho, ho, tak, tak...O tu sobie zobaczcie

 

http://eurosport.onet.pl/tablica/zaglada-domu-federerow,2118,228263,171984707,watek.html

 

Ja powiem bez ogródek, podziwiam takich ludzi jak karlin. Mieć fuchę w onecie, kompromitować za jej pomocą człowieka, który pokłócił się z nim kiedyś o coś tam w tym tenisie, pielęgnować w sobie zazdrość z powodu popularności tego człowieka, a potem jeszcze pisać recenzję filmu i nazywać tam Bogu ducha winnych ludzi bydłem. Myślę, że karlin powinien jak najszybciej skontaktować się z Pawlickim, Zalewskim i innymi tuzami polskiej kinematografii i zaoferować im swoje usługi w zakresie promocji. Na pewno go przyjmą. Ze względu na skuteczność….

 

Skoro sprawę niemieckiej agentury mamy już odfajkowaną, zajmijmy się tym bydłem. Oto żona prezydenta Andrzeja Dudy, nie zjawiła się na premierze filmu „Smoleńsk”, ponieważ była z córką na innym filmie, nie byle jakim zresztą, bo na filmie Woodego Allena „Śmietanka towarzyska”. Jeśli posłużymy się językiem zaproponowanym przez kolegę karlina będziemy musieli brzydko pomyśleć o pani prezydentowej, a tego przecież nie chcemy. Jeśli swoje wyobrażenia o filmach i ludziach dostosujemy do realiów przyjdzie nam przyznać, że nieobecność prezydentowej na premierze to nie jest wybryk, ale komunikat. I to komunikat ciężki od treści. Na tym bowiem poziomie niczego nie zostawia się przypadkowi. Co nam chciała powiedzieć Agata Duda? Przede wszystkim to, że nie będzie nic złego z punktu widzenia prezydenta i sił go wspierających, jeśli ludzie nie zdecydują się jednak iść na ten film. Nie będą bydłem, nie będą niemieckimi debilami wysługującymi się niemieckim mediom. Nadal będą ludźmi zasługującymi na szacunek i wysłuchanie. Ludźmi, którzy mogą liczyć na swojego prezydenta. To pierwsza treść komunikatu, która jest pewna. To właśnie chciała nam powiedzieć Agata Duda. Przypuszczam także, że pani prezydentowa chciała powiedzieć nam także, że jeśli ktoś ma obiekcje co do tak zwanych wartości artystycznych tego filmu, nie musi się z tym kryć. To jest mniej pewne, ale prawdopodobne. Z całą pewnością ludzie z kancelarii prezydenta zdają sobie sprawę jak wielkie emocje wywoła ten film i ostatnią rzeczą, na jakiej zależy kancelarii jest podzielenie Polaków na tych szlachetnych i dobrych, którzy płaczą na filmie i na debili oraz bydło współpracujące z niemieckimi mediami, które z tego filmu szydzi. Każdy oczywiście będzie reagował jak mu serce dyktuje, dobrze jednak, by – nie wyposażony w żadne charyzmaty osobiste, ani użyczone przez kogoś ważnego, a jedynie przed niemieckie media – nie obrażał niepotrzebnie ludzi.

 

Poświęcę teraz kilka słów tak zwanym emocjom. Kolega Karlin napisał tak:

 

 

Przecież Antoni Krauze nie jest idiotą i nie próbował nakręcić filmu o tym "jak to było naprawdę", co mu intensywnie próbowali, i próbują suflować krytycy i kretyni, różnej zresztą proweniencji. 

 

To stoi w dość rażącej sprzeczności z wypowiedziami twórców tego filmu i grających w nim aktorów. Oto Jerzy Zelnik mówi, że on już na 99,9 procent wie co się stało w Smoleńsku, a tu mamy cytat z wypowiedzią samego Antoniego Krauze

 

Reżyser Antoni Krauze powiedział dziennikarzom tuż przed premierą filmu, że najważniejszą dla niego motywacją była chęć oddania prawdy o tym, co wydarzyło się w Smoleńsku. "Nie mogłem dłużej zgodzić się na te kłamstwa, które słyszeliśmy wokół tej sprawy" - podkreślił.

Ho, ho, tak, tak...Widzimy, a do tego jeszcze widzimy przed obejrzeniem filmu, że pomiędzy intencją a efektem zieje przepaść. Próbuje ją zapełnić jakimiś paprochami ten cały karlin, człowiek aspirujący i nieszczęśliwy. To się nie udaje, bo jak mawiają czasem ludzie zaprzedani bożkowi gry w karty, co innego jest trąfem. Tylko idiota może myśleć, że tu chodzi o emocje i oddzielenie ludzi od bydła. Film ten, podobnie jak inne filmy opowiadające o ważnych momentach w polskich historii ma spełniać rolę charyzmatu. To znaczy chodzi o to, by ci co pracowali przy takiej produkcji, mogli potem prorokować i żeby ich profetyczne umiejętności nie były kwestionowane. No i chodzi też rzecz jasna o pieniądze. Jeśli do pisania jednego scenariusza zatrudnia się czerech facetów, z których żaden nie potrafi napisać scenariusza to na pewno chodzi o podział budżetu, a także o to, by mogli oni potem wszyscy iść w lud i opowiadać o emocjach jakie im towarzyszyły podczas tworzenia filmu.

Skąd ja wiem, że chodzi o pieniądze? Oto całkowicie „upadnięty” reżyser filmu o Roju, Jerzy Zalewski domaga się od Kurskiego pieniędzy na leczenie. W liście otwartym się domaga, a motywuje to w ten sposób, że Kurski się do tego Roja nie dołożył, w związku z tym Zalewski zbankrutował i teraz należy mu się odszkodowanie. Ponieważ pan Zalewski jest człowiekiem ciężko chorym, nie ma najmniejszego powodu, by podejrzewać go o nieszczerość. On uważa, że skoro nakręcił film o Dziemieszkiewiczu, należy mu się półtorej bańki i już. Bo realizował misję, której nikt przed nim się nie podjął. W identyczny sposób – możecie być pewni – myślą niektórzy ludzie, którzy pracowali przy filmie Smoleńsk – niech to bydło ma ten swój patriotyzm, a nam się należy półtorej bańki, za ryzyko, które podjęliśmy. Nie będę wymieniał nazwisk, bo one same się ujawnią, w miarę, jak emocje będą opadać, a ludzie przejrzą i zobaczą czym w istocie jest ta produkcja. Oto już pierwszego dnia okazało się, że wymienia się tam jednego z reporterów TVP jako zmarłego w tajemniczych okolicznościach w Moskwie. Tymczasem facet żyje, ma się dobrze i udziela wywiadów mediom. Jeśli ktoś nie wie o co teraz mi chodzi już wyjaśniam. Nie można budować narracji wokół teorii zamachu i tajemniczych śmierci, umieszczając w niej jako jednego z dowodów przykładu reportera, który żyje. Nie zginął, nic mu się nie stało, nie był nawet szykanowany. Taki zabieg odbiera wiarygodność filmowi i jego twórcom, a z ludzi, którzy idą do kina, żeby się wzruszyć, czyni bydło i debili. I nie mówcie mi, że to nic, bo w radzieckich filmach też kłamali, a jednak publiczność płakała. Polska to nie ZSRR i my tu uprawiamy nieco inne, powiedziałbym, że mniej łzawe poetyki. O wiele lepiej – sądzę – byłoby wyeksploatować wątek Wiktora Batera i tego nieszczęsnego telefonu, który odebrał na wizji w przytomności wszystkich siedzących wtedy przed telewizorami. No, ale ja nie mogę doradzać profesjonalistom. Tutaj jest link do wypowiedzi tego rzekomo zmarłego:


 

http://natemat.pl/187297,w-filmie-smolensk-mowia-o-zmarlym-pracowniku-tvp-on-odpowiada-usmiercac-mnie-bez-mojej-wiedzy-to-tak-troche-glupio


 

Ja wiem, że to portal Lisa, ale skoro człowiek tak szlachetny i prawy jak karlin może prowadzić bloga w onecie to chyba nic się nie stanie, jak raz kiedyś umieścimy tu link z portalu Lisa, prawda?


 

No i na koniec te całe wartości artystyczne. Ktoś mnie wczoraj przekonywał, że nie należy szydzić ze sceny ostatniej, kiedy to zamordowani w Smoleńsku Polacy witają się z oficerami z Katynia, bo w amerykańskich filmach jest takich scen mnóstwo i wszyscy płaczą. Ja mogę tego człowieka jedynie odesłać do wypowiedzi Antoniego Krauze, tej która jest powyżej. Co zaś do amerykańskich filmów dodam, że one dzielą się na klasy – A, B i C.

Słów kilka o samym motywie. Jest taki obraz pochodzący z początków XIX wieku, który umieściłem w 9 numerze SN, nosi on tytuł „Osjan przyjmuje generałów republiki”. Widzimy na nim ociemniałego starca w długiej szacie, z pastorałem w ręku, który stoi w drzwiach republikańskiego raju, przed nim zaś, nieco niżej, stoją generałowie republiki francuskiej, ci co niedawno zginęli, w nowiutkich mundurach, a nad nimi unoszą się republikańskie orły. Tropy ikonograficzne są moim zdaniem ważne, o wiele ważniejsze od tego kto i ile łez wylał w kinie podczas jakiejś sceny. Jeśli ktoś pamięta film „Gwiezdne wojny”, którego celem nie jest bynajmniej wywołanie wzruszeń, a jedynie dewastacja dziecięcych emocji, zauważy tam, nie pamiętam w której części, scenę kiedy Luke’owi Skaywalkerowi pokazują się w błękitnej mgiełce duchy Obi Wana Kenobiego, Anakina czyli Vadera i chyba Yody. Wszystkie się uśmiechają i kiwają ze zrozumieniem głowami, nakłaniając Luke’a by kontynuował swoją misję. Jest ona trudna, ale za to szlachetna i piękna, warto za nią oddać życie.

Szkoda, że nie umiem czytać w myślach, chciałby się dowiedzieć ilu spośród twórców Smoleńska, kręcąc scenę ostatnią myślało o budżecie „Gwiezdnych wojen”.


 

Teraz ważne ogłoszenie – nie odbieram telefonów. Jeśli mam skończyć książkę to po prostu nie odbieram telefonów i niech nikt nie ma do mnie pretensji.

 

Na koniec jeszcze zostawiam Wam nagranie z amerykańskiej telewizji, występuje w nim Tomek Bereźnicki i opowiada o komiksach.

 

http://youtu.be/sPZTIqGKImE


Na tym kończę na dziś. Zapraszam na stronę www.coryllus.pl do księgarni Przy Agorze, do sklepu FOTO MAG i do księgarni Tarabuk. Przypominam też, że w sklepie Bereźnicki w Krakowie przy ul. Przybyszewskiego 71 można kupić komiksy Tomka.

Zapraszam też na stronęwww.rozetta.plgdzie znajdują się nagrania z targów bytomskich.

 

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka