coryllus coryllus
8001
BLOG

Ogólnie c...pa czyli Wosztyl morduje prezydenta

coryllus coryllus Kultura Obserwuj notkę 191

 Na początku filmu major Wosztyl (czy jaki tam on ma stopień) mówi do mikrofonu – tu jest ogólnie cipa, ale możecie próbować. Przed oczami Wosztyla widać las i trochę mgły. W baraku, który znamy z relacji medialnych siedzą dwaj Ruscy. Obaj grubi i znani z innych filmów. Bardzo charakterystyczni. Jeden z nosem, a drugi z ryjem. Ze sceny tej wnoszę iż Pawlicki chce nas przekonać, że to Wosztyl zamordował prezydenta bo powiedział Protasiukowi, że jest cipa, ale może próbować. Dalej jest już tylko gorzej.

Żeby omówić całość muszę się na czymś wesprzeć, tak po prostu nie dam rady tego zrobić. Wynalazłem sobie trzy filary, które podtrzymają moją recenzję filmu Smoleńsk. Jednym będzie dawno już zapomniany obraz zatytułowany Con Amore, drugim historia mojego kolegi Jurka, a trzecim mit o Ikarze. Lecimy.

W filmie Con Amore, który oglądały wszystkie starsze ode mnie dziewczyny widzimy dwóch chłopców rywalizujących o względy pięknej dziewczyny chorej na raka. Widzimy też brzydszą nieco dziewczynę, która jest córką wybitnego pianisty, który tych dwóch przygotowuje do konkursu chopinowskiego. Oni grają na tych fortepianach aż wióry lecą, ale to ciągle jeszcze nie to. W pewnym momencie wybitny pianista słuchając jak jeden z nich gra, wali nagle, całkiem znienacka otwartą dłonią w ten fortepian i woła głośno – musisz wydobyć całe bogactwo linii melodycznych! – po czym w krańcowym zdenerwowaniu wybiega z pokoju. Ja ten film oglądałem jako dziecko, a ponieważ dzieci są wrażliwe i poszukują wrażeń autentycznych, za nic na świecie nie mogłem uwierzyć w to, że wybitny pianista, przygotowujący młodzież do konkursu chopinowskiego, może wydusić z siebie zdanie, które brzmi – musisz wydobyć całe bogactwo linii melodycznych. Piszę o tym ponieważ na tej samej zasadzie zbudowane są dialogi w filmie Pawlickiego.

Teraz o Jurku. Był do dobry chłopak, ale miał różne szajby i nie chciało mu się chodzić do szkoły. Dziś już nie żyje, bo zniszczył go alkohol. Żeby nie chodzić do szkoły Jerzy imał się najróżniejszych sposobów. Symulował chorobę, fałszował podpisy, opowiadał, że ktoś z jego rodziny umarł i on był na pogrzebie, albo, że brat ma przysięgę w wojsku, a służy w Krzyżu na Pomorzu i on musi tam jechać natychmiast. Kiedyś inny kolega, który pod koniec szkoły zastępował jednego z nauczycieli - tak się u nas czasem zdarzało – odnalazł całe pliki różnych zwolnień w biurku naszego wychowawcy. Policzył z nudów zwolnienia Jurka i wyszło, że Jerzy kończy właśnie pięcioletnie technikum w dwa i pół roku. To był, powiem Wam, prawdziwy wyczyn. Pawlicki jest jednak lepszy, zgodnie z moimi najczarniejszymi przypuszczeniami, zrobił on film składający się w 60 procentach z materiałów archiwalnych, w 10 procentach z mgły i w 30 procentach ze scen z aktorami, którzy mówią – musisz wydobyć całe bogactwo linii melodycznych.

Kiedy tak oglądałem ten film przypomniał mi się obraz Breughla zatytułowany Ikar oraz opowiadanie Iwaszkiewicza pod tym samym tytułem. Obraz i opowiadanie są, jak dobrze wiecie, o nagłym zniknięciu człowieka spośród żywych. Są to rzeczy przejmujące i dyskretne. Zacząłem się zastanawiać jakby mit Ikara potraktował producent Pawlicki? Myślę, że byłoby to coś takiego:

 

Dedal – co to za gówno w tym słoiku?

Ikar – to wosk tato

Dedal – wosk?

Ikar – tak wosk

Dedal – ale po co nam wosk?

Ikar – no wiesz, mieliśmy odlecieć

Dedal – my? Gdzie ku...a odlecieć?

Ikar (z płaczem) - do domu przecież….

Dedal – ty nigdzie nie lecisz. Pogoda się zmienia. Zostaniesz tu i wydobędziesz całe bogactwo linii melodycznych, a jak nie to w ryja….

Ikar – ale…

Dedal – tylko bez łkania, jestem człowiekiem cienia i nim pozostanę.

Ikar – ale….

Dedal niespodziewanie dla nikogo, również dla samego siebie zaczyna tańczyć po mieszkaniu i nucić pod nosem pieśń „Podmoskiewskie wieczory”.

Ikar smutny udaje się do łazienki

Kiedy Dedal kończy swój taniec mówi głośno – idę się odlać. Otwiera drzwi łazienki i widzi tam powieszonego na prysznicu Ikara. Słychać przenikliwy krzyk – synuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuu! Potem jest cięcie.

 

To zdanie – jestem człowiekiem cienia i nim pozostanę – jest ważne, prawie tak samo jak te linie melodyczne. Oto młoda dziennikarka, którą filmują w zbliżeniach w taki sposób, że widać gęste włoski na jej policzkach, co jak wiemy rzadko się zdarza u naprawdę młodych dziennikarek, spotyka się w dyskotece z oficerem, który ma jej zdradzić pewną tajemnicę. Chodzi o to czy generał Błasik krzyczał na swoich podwładnych. Dyskoteka ryczy, ludzie tańczą, tych dwoje sączy jakieś neonowe drinki i jedno uśmiecha się do drugiego filuternie. I nagle on jej mówi, że tak, że krzyczał ten cholerny generał na ludzi jak nie wiem co. Na co ona z uwodzicielskim uśmiechem – powiesz mi to samo do kamery? Na co on – jestem człowiekiem cienia i nim pozostanę. Po czym oboje zrywają się od tego blatu i zapamiętale tańczą uśmiechając się do siebie uwodzicielsko.

 

Teraz przejdźmy do szczegółów bo kwestię dialogów mamy już załatwioną. Dodam może jeszcze tyle, że najśmieszniejsze są sceny w których widzimy jak ludzie rozpoznają rzeczy swoich bliskich. Mówią mniej więcej tak – no nie, chyba nas oszukali. To niemożliwe, czekałam tyle godzin. Albo – to przecież nie są okulary mojego męża – i w płacz. Przyzna się, że przez spory kawałek filmu siedziałem z zamkniętymi oczami.

Pawlicki celowo i świadomie pozbył się wszelkich oznak autentycznego dramatyzmu, po to, żeby tam pokazać tę filmową melorecytację. Prawie na koniec zaś wyjaśnił dlaczego to zrobił. Już teraz mogę napisać, że ludzie, którzy idą na ten film, wstydzą się siedząc na nim, a potem wracają do domu i mówią – no tak, może to nie jest najlepszy film, ale ważne, że mówi o sprawach istotnych – mylą się. W dodatku mylą się po trzykroć. Ten film zrobiony ze z intencją podłą i złośliwą. Fakt, że za jego produkcję odpowiada osoba intelektualnie i emocjonalnie zaburzona nie ma tu żadnego znaczenia.

Zamiast opowieści Małgorzaty Wasserman, która mówi jak jej kazali oddawać krew w zamian za ciało ojca, mamy scenę, gdzie jakaś pani, chyba żona Skrzypka, siedzi przed ruskim oficerem w garniaku i tłumaczką. Oficer powoli otwiera portfel jej męża i wyciąga z niej po kolei – obrazek z księdzem Jerzym Popiełuszką, zdjęcie przodka w mundurze oficerskim, a na koniec zdjęcie jej samej. Za każdym razem pyta ten ruski – kto eto. On zaś mówi przy pierwszym obrazku – ksiądz, już nie żyje. Przy drugim – mężczyzna w mundurze, już nie żyje. Przy trzecim – kobieta, jeszcze żyje. Napięcie w tej scenie jest takie, że w zasadzie spokojnie mógłby się tam nagle pojawić Igor Śmiałowski w mundurze SS i zaśpiewać deszczową piosenkę.

Pawlicki oszczędzał na tym filmie ile mógł. Jak oni wszyscy zresztą. Dokładnie widzimy jednak jak to robił i w których momentach. Oto, żeby połączyć te nędzne imitacje demonstracji pod pałacem, które są połączone w tym filmie ze zdjęciami archiwalnymi, ustawił w drugim rzędzie Semkę, który uśmiecha się tajemniczo. W innym miejscu skręcili parę minut z Pospieszalskim, który coś relacjonuje sprzed pałacu. I tak to leci przez cały film.

Jak wiadomo nie ma filmu bez cycków i scen kręconych w Ameryce. Beata Fido pokazuje cycki, ale przez jakiś muślin i słabo widać. Poza tym małe ma te cycki i nie mogłem się doprawdy zorientować, po co Pawlicki wstawił do filmu scenę erotyczną bez erotyki. No, ale na koniec wszystko się wyjaśniło – tym za chwilę. O wiele lepiej jest ze scenami amerykańskimi. Bohaterka ma matkę, która należy do „sekty smoleńskiej” i nie może jej darować, że w reżimowej telewizji opowiada o pijanym Błasiku. Matka chodzi pod pałac, modli się i pali znicze. Potem jest scena kiedy obie siedzą w domu u tej matki, który mógłby być domem Blake’a Carringtona, a nie polskiej rozwódki, ale Pawlickiemu to nie przeszkadza. Z offu dobiega muzyka Chopina, dzięki której zrozumiałem, że Pawlicki czerpał inspiracje z filmu Con Amore. Matka ma oczywiście na szyi krzyżyk i lata po kościołach, ale żyje w niesakramentalnym związku z Krzysztofem, który wygląda jak reklama sklepu z odzieżą dla zamożnych emerytów. Beata Fido oznajmia matce – odwiedzę tatę, przeżyliście przecież razem ładnych parę lat. Na co matka wskazując swojego partnera mówi – ja tu zostanę z Krzysztofem. Na co Krzysztof – tak naprawdę nikt nie wie co się stało w tym Smoleńsku. Nie wiem ile osób chciał Pawlicki zadowolić w tej scenie, ale pewnie z dziesięć. Mamy tu rozwódkę dotkniętą manią religiozą, wątpiącego, ale sympatycznego konkubenta i nieobecnego (na razie) ojca emigranta.

Potem widzimy jak Beata Fido przechodzi bramkę na lotnisku i leci do Chicago. Potem jest samo Chicago kupione za parę groszy gdzieś w jakimś banku filmów. Widzimy po prostu przesuwające się za oknem taksówki wieżowce.

No, a teraz muszę pochwalić się swoją intuicją. Jeszcze zanim Beata Fido zapukała do drzwi domku ojca swego ja już wiedziałem, kogo w tych drzwiach zobaczę. Macieja Góraja rzecz jasna, zapomnianą gwiazdę kina PRL, która nagle zniknęła. Góraj zawsze grał ostrych chłopaków, co to i w mordę dadzą i za cycek chwycą znienacka. To się podobało szalenie Polkom i Polakom, ale on wybrał emigrację. Kiedy go wiedziałem z piętnaście lat temu w dokumencie zatytułowanym „Zielona karta” jeszcze jakoś wyglądał. Zajmował się telemarketingiem czyli wciskał ludziom różne śmieci przez telefon. Być może mieszka już z powrotem w Polsce, nie wiem, ale obstawiam, że Pawlicki, w celu oszczędzenia paru groszy, zapłacił Górajowi, żeby zagrał ojca Beaty stojącego na progu własnego domu, a potem jeszcze w kilku scenach. W jednej z nich właśnie, Góraj ujawnia prawdziwą intencję tego filmu. Mówi swojej córce, niewiele odeń młodszej, co dokładnie wszyscy widzą, że prawdziwe polityczne kłamstwo montuje się na zasadzie nożyc Golicyna (chodzi o Anatolija Golicyna, zwerbowanego przez CIA agenta KGB). Chodzi o to, że najpierw montuje się jedno kłamstwo, potem zaś, żeby je uwiarygodnić, nakręca się spiralę, czyli buduje się kolejne kłamstwo, tak horrendalne jak raporty FYM-a. I dzięki temu sprytnemu zabiegowi wszyscy wierzą w to pierwsze kłamstwo. Ja już o tym pisałem kiedyś, nie wiedząc, że opisuję to co kiedyś tam wymyślił szpieg Golicyn. Zapomniał tylko dodać Maciej Góraj, że rzecz cała dotyczy sfery narracji, a nie faktów, a jeśli tak to ten horrendalny film jest właśnie drugim ostrzem nożyc Golicyna i ma uwiarygodnić wszystkie poprzednie kłamstwa dotyczące katastrofy. Innego wyjścia nie ma.

Jeszcze trzy rzeczy. Dwaj ludzie i jedna scena. Mamy tam szefa Beaty, którego gra Redbad Klynstra, mamy też korespondenta chicagowskiej gazety, którą w czasie swojej wizyty w USA odwiedzi bohaterka. Klynstra jest najlepszy. To on wysyła Beatę pod pałac, żeby kręciła demonstracje, a potem mówi jej – wiesz, ku..wa, za mało pazura, musisz się bardziej postarać...ona zaś na to uśmiecha się drapieżnie i patrzy na Klynstrę jak kotka na małego ptaszka.

Korespondent Amerykanin jest jeszcze lepszy. Gada on na przemian po polsku i po angielsku, tak samo jak Beata i Klynstra, co ma zaświadczyć dobrze o Pawlickim i jego środowisku, że niby znają języki obce. Potem zaś kręci z niedowierzaniem głową widząc, jak telewizja kłamie i decyduje się na powrót do USA. Beata właśnie w Ameryce doznaje przemiany duchowej, ale niestety nie ma ona żadnych widocznych konsekwencji, bo jest ten wybuch wszystko się rozpieprza i szlag trafia całe bogactwo linii melodycznych.

Teraz scena najlepsza. Tuż przed wybuchem, do wieży kontroli lotów, gdzie siedzi ruski z nosem, wpada jakiś inny w powyciąganym mundurze i woła – Pasza, musisz wydobyć całe bogactwo….nie, nie, żartuję przecież. On woła – Pasza masz ich sprowadzić na 50 metrów, bez gadania, to rozkaz Międzynarodowego nr 1. Tak jest napisane na dole ekranu, bo dialog toczy się po rosyjsku – to rozkaz Międzynarodowego nr 1. Mnie już tylko ciekawi po tym filmie kim są Międzynarodowy nr 2, nr 3 i nr 4.

 

Aha jeszcze jedno – Pawlicki zagrał w tym filmie Juszczenkę, a Samusionek Anitę Gargas. Czekałem kiedy zobaczę Warzechę, a na liście płac będzie napisane, że grał Ziemkiewicza. Darowali to sobie jednak. Szczerze Wam ten film polecam, wszyscy powinniście go obejrzeć.

 

Teraz ważne ogłoszenie – nie odbieram telefonów. Jeśli mam skończyć książkę to po prostu nie odbieram telefonów i niech nikt nie ma do mnie pretensji.

 

Na koniec jeszcze zostawiam Wam nagranie z amerykańskiej telewizji, występuje w nim Tomek Bereźnicki i opowiada o komiksach.

 

http://youtu.be/sPZTIqGKImE


Na tym kończę na dziś. Zapraszam na stronę www.coryllus.pl do księgarni Przy Agorze, do sklepu FOTO MAG i do księgarni Tarabuk. Przypominam też, że w sklepie Bereźnicki w Krakowie przy ul. Przybyszewskiego 71 można kupić komiksy Tomka.

Zapraszam też na stronęwww.rozetta.plgdzie znajdują się nagrania z targów bytomskich.

 

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura