coryllus coryllus
4453
BLOG

O ludziach małych i wielkich

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 61

 Wspominaliśmy wczoraj Adama Wycichowskiego, geniusza rysunku, architekta, człowieka, który odniósł w swoim życiu kilka znaczących sukcesów i zostawił ślady, nie tylko w naszych sercach, ale także w przestrzeni. Mam tu na myśli przestrzeń miejską stolicy Szwecji, gdzie stoi ten wielki, zaprojektowany przez Adama Stadion, nie znam bowiem innych jego realizacji i nie mogę ich wymienić. Współpracując z Adamem przez te kilka lat, nie miałem pojęcia kim jest, wiedziałem, że architektem, ale to w zasadzie wszystko. Sądziłem, że jest trochę starszy ode mnie i zaczyna dopiero swoją wielką karierę. Dziwna pomyłka. Adam miał za sobą o wiele więcej lat niż ja i o wiele więcej ciężkich doświadczeń, o których tu wczoraj przeczytaliśmy w zalinkowanym reportażu. Naprawdę nie wiedziałem, że co dwa miesiące piszę do autora wielkich projektów i zwracam się doń ze słowami – Adam, Adam, teraz coś o Niemcach, albo – Adam, Adam, następny numer będzie francuski, wymyśl coś….I Adam wymyślał. Odrywał się od swojej, jakże ważnej pracy, od swoich obowiązków, z których pewnie był rozliczany i rysował swoją oszczędną kreską piękny rysunek dla mnie, nieznanego mu człowieka w Polsce, który wymyślił sobie, że będzie wydawał kwartalnik. Jeszcze wczoraj rano wydawało mi się to całkiem zwyczajne, a dziś już nie mogę w to uwierzyć. Mam jednak to doświadczenie i ono jest dla mnie i dla nas wszystkich szalenie ważne, albowiem uczy nas, że z wszelkimi prośbami zwracać się należy wyłącznie do ludzi naprawdę utalentowanych. Oni się na pewno zgodzą, no chyba, że będą tak zarobieni, że im tylko czubek głowy spod papierów będzie wystawał. Po tym, że się zgodzą, poznaje się też, czy mają prawdziwy talent, czy tylko udają. Wielokrotnie to ćwiczyłem, nie tylko tutaj w salonie, nie tylko z autorami i rysownikami i ludźmi posiadającymi inne talenty, ale także w życiu prawdziwym, idąc gdzieś po prośbie, w jakiejś ważnej i niecierpiącej zwłoki sprawie. Zawsze trzeba iść do samego króla, a nie zatrzymywać się przy odźwiernych. Tylko wtedy jest szansa na pozytywne załatwienie sprawy. Adam był bez wątpienia królem. Wszyscyśmy to widzieli i wiedzieli. Widziało to także wiele osób spoza blogosfery, ale na to, by poprosić go o komentowanie politycznej rzeczywistości kreską, na przykład w jakiejś telewizji, nie wpadł nikt. Nie chcę teraz przekłamać czegoś, ale coś mi świta, że on się nawet kiedyś gdzieś z tym zwrócił, ale został zlekceważony. No, a przecież jemu nie chodziło o pieniądze ani o karierę? Jakież pieniądze mogła mu zaproponować ta nędzna prawicowa telewizja? Albo jaką karierę? Adama interesowała polemika i sukces tej polemiki podkreślony doskonałością jego warsztatu. Na taki sukces nikt w Polsce nie jest gotowy i to jest, po raz który ja to piszę, demaskatorskie. W Szwecji Adamowi Wycichowskiemu, wygnańcowi z Polski, zaproponowano pracę w wielkim biurze projektowym ze względu na jego oczywisty i nie kwestionowany talent. I nikt nie mrugnął. W Polsce niekwestionowany i oczywisty talent, jak napisał tu wczoraj jeden z komentatorów, jest strasznym obciążeniem i w zasadzie uniemożliwia karierę i sukces. Szansę mają jedynie ci, którzy swoim durnowatym wyglądem i beznadziejnymi realizacjami nie budzą niepokoju przełożonych. I nie myślcie sobie, że ja dziś tutaj wymienię w negatywnym kontekście choć jedno nazwisko. Mowy nie ma. Żeby mi się zaraz zwaliła na blog gromada troli wołając, że nie szanuję pamięci zmarłego? Nic z tego, musicie się domyślać i zgadywać - wolno wstawiać zdjęcia pod tekstem.

Pamiętam, kiedy pierwszy raz wpadłem na pomysł, żeby ilustrować swoje książki. Zwróciłem się do jednego z czynnych w salonie rysowników, z którym zdarzało mi się polemizować. Nie pamiętam, co mi odpowiedział, ale nie było to ani miłe, alni sensowne. Coś w sensie – nie stać cię. Rysownik ten próbował potem zaistnieć w pewnym prawicowym tygodniku i nawet napisał tutaj tekst pod tytułem „Przebiłem szklany sufit” czy jakoś podobnie. Bardzo szybko się ta kariera skończyła, a szklany sufit pozostał tam gdzie był. I myślę sobie teraz o tym, jak wiele wspólnego ma ów mityczny szklany sufit z betonową ścianą aresztu, pod którą ubek nazwiskiem Cholewa ustawił kiedyś działacza Solidarności Adama Wycichowskiego, obiecującego, młodego architekta, którego straszył utratą pracy i złamaniem kariery. Czy ma to coś wspólnego ze sobą czy nie ma? Toż dookoła sami „nasi”, więc to chyba niemożliwe, żeby miało? A może klucz – szklany sufit – betonowa ściana nie jest ważny? Może klucz do rozwiązania najważniejszej zagadki w życiu trzech powojennych pokoleń leży gdzie indziej? Może to nie chodzi wcale o tych nędznych funkcjonariuszy reżimu, poprawiających sobie samoocenę biciem ludzi, tylko o coś znacznie głębszego? Tak sobie tylko gdybam. No, ale pogdybajmy jeszcze. Pamiętam taki program, w którym występowali Man i Materna. Obaj obdarzeni tak licznymi talentami i taką aparycją, że wszystkie szwedzkie biura projektowe powinny się o nich zabijać. W programie brali udział jacyś aktorzy, ale nie pamiętam dokładnie kto. Dwóch było całkiem niezauważalnych, ale jeden zwracał powszechną uwagę, bo bardzo się starał. Był to Jerzy Kryszak. Można nie lubić Kryszaka i mieć doń różne uwagi, ale to jest bezwzględnie utalentowany aktor. I wiecie co. Przez cały czas trwania tego programu Man z Materną po prostu tego Kryszaka flekowali, żeby mu pokazać, że w tej całej zabawie chodzi jednak o coś innego niż się Kryszakowi zdawało. Podobnych sytuacji było w telewizji polskiej sporo, a jeszcze więcej zdarzało się ich w życiu.

Nie będę dziś tutaj snuł jakichś poważnych rozważań na ten temat. Powiem tylko tyle, że jeśli grupy zarządzające jakimś krajem nie są zainteresowane sukcesem w rozumieniu takim, jak pojmują to obywatele tego kraju, to znaczy, że aspirują do czegoś innego. Ludzie zarządzający Szwecją chcą mieć ładne stadiony za dobrą cenę. To się okazało wczoraj. A co chcą mieć ludzie zarządzający Polską? Ukraińskie sprzątaczki w urzędach? Myślę, że dotykająca nas co jakiś czas katastrofa oraz nasze pojedyncze tragedie i małe dramaty, które nieraz kończą się dobrze, a nieraz źle wynikają wprost z tępoty i niezrozumienia okoliczności jakimi odznaczają się elity polityczne. To my ich powinniśmy się wstydzić, a nie oni nas. Dotyczy to także sytuacji, którą mamy dzisiaj. Rzeczywistość polityczno-historyczna ma swoje poziomy, korytarze, zakręty i piwnice. Jeśli ktoś nie potrafi się po niej poruszać, bo mu się zdaje, że wszystko załatwi książką Mackiewicza zatytułowaną „Klucz do Piłsudskiego”, to chyba oszalał. No, ale takie mamy właśnie dziś realia i tak się pojmuje historię. Czy można z tej drogi zawrócić? Nie tylko można ale także trzeba. Musimy mieć tylko jakieś drogowskazy, bo łatwo nie będzie. Oto, jak zapewne pamiętacie, nasz kolega toyah, dysponuje sporym pakietem korespondencji, którą swego czasu wymieniał ze śp. Zytą Gilowską. W tych jakże prywatnych, ale dotyczących sytuacji w kraju listach do nieznanego sobie przecież blogera zawarła Pani Profesor Zyta Gilowska sporo wskazówek dotyczących marszu. Ja zaś, po długim namyśle postanowiłem te listy wydać. Co one mają wspólnego z Adamem Wycichowskim, zapyta ktoś? Wiele. Zyta Gilowska była bez wątpienia królową. Może opuszczoną, może wygnaną, ale na pewno królową i bloger Toyah, którego nie znała przecież, mógł do niej pisać listy. My zaś możemy je dziś przeczytać. Kolegom blogerom, którzy marzą o różnych ścieżkach kariery życzę dziś miłego rozbijania głową szklanego sufitu. Powiem jeszcze tyle, że jeśli składam komuś propozycję to jest ona zawsze poważna, bez względu na to w jakiej sytuacji znajduję się ja sam, czy się akurat głupkowato uśmiecham, czy jestem smutny czy gapię się w sufit, propozycja zawsze jest poważna. Mam duże doświadczenie i zawsze idę do tych, którzy mają talent, mniejszy większy, ale jakiś mają. Jeśli ktoś tego nie rozumie, albo woli walić łbem w ścianę, życzę mu powodzenia, chciałbym jednak, żeby taki jeden z drugim zawsze pamiętał o prawdziwym królu kreski – Adamie Wycichowskim, który nigdy nie zostawił mnie w potrzebie i zawsze odpowiadał na moje maile, choć przecież miał mnóstwo innych, znacznie poważniejszych zajęć.

Nasz kolega Toyah umieści tu dziś ostatni rysunek Adama Wycichowskiego, który ukaże się niebawem w szkockim numerze Szkoły Nawigatorów. Uważam, że wszyscy powinni go zobaczyć. Jest bardzo zabawny, ale wymaga pewnego komentarza. Nową książkę toyaha zaś można kupić na stronie www.coryllus.pl

 

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka