coryllus coryllus
4426
BLOG

O jakości i strategii czyli urodziny salonu24

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 96

 Wczoraj, o czym mało kto poza właścicielami salonu24 pamiętał, minęło 10 lat od momentu założenia tej platformy. To jest ważna rocznica z mojego punktu widzenia, bo jakby nie było dzięki salonowi24 osiągnąłem jakiś tam sukces. Bez tej platformy byłoby to raczej niemożliwe, zważywszy na poziom manipulacji z jakim mamy do czynienia na innych, podobnych platformach. Tak jak to wielokrotnie pisałem i mówiłem, zanim zalogowałem się tutaj i założyłem bloga, przez dwa lata codziennie obserwowałem co się w salonie dzieje. Jakie treści są promowane, jakie są lekceważone, kto ma co do powiedzenia i w jakiej formie to prezentuje. Ponieważ miałem za sobą różne doświadczenia redakcyjno-warsztatowe, pracowałem także na rynku książki i sprzedawałem swoje teksty do różnych wydawnictw, dobrze zdawałem sobie sprawę z tego co jest naprawdę atrakcyjne, a co nie. Oczywiście można w tym zakresie polemizować w nieskończoność i dyskutować o gustach, ale ja jednak będę się upierał przy swoim. Dziwiłem się początkowo nieraz dlaczego administracja daje fory autorom całkowicie pozbawionym jakichkolwiek możliwości zaciekawienia czytelnika, ale potem się już przyzwyczaiłem. Miałem swoich ulubionych autorów, ale z czasem zauważałem, że ludzie są jednak bardzo powtarzalni i nie potrafią utrzymać przez dłuższy czas dobrego tempa, nie starają się o nadanie swoim blogom dynamiki i utrzymanie jakiejś różnorodności, ale popadają w koleinę i piszą w zasadzie ciągle to samo. To jest metoda mająca wielu zwolenników i nawet ktoś mnie ostatnio namawiał, żebym pisał jak Stanisław Michalkiewicz, czyli ciągle to samo, z niewielkimi modyfikacjami. To jest błąd strategiczny moim zdaniem, takie rzeczy można robić, kiedy się chce zagospodarować niszę, do której potem wpuszczać się będzie polecone osoby za zaproszeniami. No, a jak chciałem wydawać książki na rynek, choć przecież wiedziałem jaki ten rynek jest. Miałem jednak w sobie dość silne przekonanie, że wszystko pójdzie dobrze i wszystko się uda.

Kiedy dziś patrzę na te siedem lat swojej obecności w salonie myślę, że wykorzystałem ostatni moment do tego, by za pomocą tej platformy zrobić coś naprawdę. Później było to już niemożliwe. Właściciele mieli swoją strategię, która stała w dramatycznej sprzeczności z ewentualnymi planami autorów, mających zamiary wypromować swoją twórczość w salonie. Zaczęli się tutaj pojawiać politycy, publicyści, dziennikarze, jakieś dziwne postaci, wygłaszające kazania i różne przestrogi. To całkowicie uniemożliwiało promowanie jakiejkolwiek jakości. No, ale kiedy to nastąpiło ja byłem już daleko i takie drobiazgi jak miejsce mojego tekstu na stronie głównej czy na pudle nie interesowało mnie wcale, bo nie miało wpływu ani na klikalność, ani na sprzedaż, ani w ogóle na nic. Oczywiście, taki komfort możliwy był tylko dlatego, że pisałem codziennie i ludzie się do tego po prostu przyzwyczaili. Wiedziałem też, że – jak każdy autor – kiedyś zacznę się powtarzać. Musiałem więc tak wszystko zaplanować, by moment ten odwlec w czasie jak najdalej. Mam wrażenie, że się udało. Przez te wszystkie lata nie uczestniczyłem, jak wiecie, w tak tak zwanym życiu salonowym, to znaczy nie brałem udziału w tych wszystkich buntach, schodzeniu do piwnicy i innych takich historiach, bo uważałem, że to jest niepoważne i o co innego tu chodzi. Przypuszczałem też, że wszyscy ci ludzie, którzy owe akcje wszczynają są w jakiś sposób zakolegowani z administracją i całe to zamieszanie ma charakter kłótni w rodzinie. Dziś, pod ostatnim wpisem Igora Janke, znalazło to potwierdzenie. Przy okazji znalazła potwierdzenie również moja teoria, że nie o to w salonie i blogosferze chodzi, nie o budowę tak zwanej atmosfery towarzyskiej. A o co? O to, by przełamywać narzucane przez media narracje. To jest rzecz najważniejsza i najlepsza w całej blogosferze, można to porównać do polowania na mamuty, bo też i te narracje mają w sobie coś z mamuta. Są wielkie, ociężałe i śmierdzi od nich zestarzałym łojem.

Dobrze pamiętamy, że prócz mnie i toyaha było tu kilku autorów z ambicjami literackimi, którzy także chcieli osiągnąć jakiś sukces. Nie wszystkim się udało. Moim zdaniem, można oczywiście z tym polemizować, wyjaśnienie niepowodzeń jest bardzo proste. Do sukcesu potrzebna jest bardzo silna motywacja, do tego duży wysiłek, a także wyraźne sprofilowanie misji. Jeśli więc mamy cały ten nasz rynek treści, na którym rządzą takie mamuty jak Ziemkiewicz z jednej strony, a Kazia Szczuka z drugiej, ostatnią rzeczą jaką powinniśmy robić to naśladować któreś z nich. To jest najprostsza droga do klęski. Nie można też naśladować innych, to znaczy Łysiaka, Michalkiewicza, czy kogo tam, bo rynek treści, na którym wszyscy się znajdujemy nie potrzebuje takich naśladowców. Poza tym kto ma za ich treści płacić? Jedynie czytelnik, a ten jest jak wiemy kapryśny. Wiemy także, że ci wszyscy sławni ludzie, zajmujący miejsca na rynku treści są wspomagani przez media, przez swoich kolegów z redakcji, przez różne budżety i organizacje. Jak ktoś może w ogóle przypuszczać, że naśladowanie ich przyniesie sukces? To jest niemożliwe z założenia. Naśladowanie Łysiaka przydaje się, jak ktoś ma zamiar uwodzić koleżanki na imprezie a nie sprzedawać swoje książki na tak trudnym rynku jak nasz.

Podobnie jak naśladowanie innych, nie ma również sensu zawiązywanie sojuszy z innymi autorami. To jest idiotyzm z promocyjnego punktu widzenia. Ja oczywiście trzymam sztamę z toyahem, ale czynię to dlatego, że on ma swoich czytelników, a ja swoich. On, podobnie jak ja, potrafi tych czytelników utrzymać na swoim blogu i ich zaciekawić, a to jest wartość wymierna i nie sposób z tym dyskutować. Toyah jest ponadto zdyscyplinowany, bez czego w ogóle nie ma mowy o pisaniu i słucha co się do niego mówi. To ważna cecha, obca wielu ludziom.

Wróćmy jednak to przełamywania tych całych narracji. W tym widzę misję blogosfery, w niepoddawaniu się dyktatowi mediów i w odrzuceniu propozycji, które te media blogosferze składają. Ta zaś da się streścić w zdaniu – musicie mielić i powielać proponowane przez nas treści. Nie będziemy tego robić, wypchajcie się. Wiemy wszyscy, że mimo wszystkich szlachetnych intencji i takich samych deklaracji, właściciele salonu24 do takiej właśnie funkcji próbowali sprowadzić swój portal, przyczyn tego nie będę dociekał, bo nie ma po co. To był, jest i będzie błąd. Blogosfera jest czymś autonomicznym w stosunku do mediów i świata polityki i wysuwa własne propozycje i własne opisy zjawisk. Najlepsze jest to, że ani media, ani politycy nie mogą się do nich odnieść w żaden sposób. Nie mogą, bo natychmiast zostaną zdegradowani. Blogosfera zaś może się tylko rozwijać in plus, nawet wtedy kiedy wszyscy naokoło łącznie z Igorem Janke będą jej przeszkadzać. Tak działa fenomen wolności.

 

Aha, wrzucam dziś do sprzedaży nową płytę Karola Czajkowskiego, zatytułowaną Duch Gór, grają Trebunie Tutki i muzycy z Gruzji. Płyta powstawała pod hasłem – Górale wszystkich krajów łączcie się.

 

Na tym kończę na dziś. Zapraszam na stronę www.coryllus.pl do księgarni Przy Agorze, do sklepu FOTO MAG i do księgarni Tarabuk. Przypominam też, że w sklepie Bereźnicki w Krakowie przy ul. Przybyszewskiego 71 można kupić komiksy Tomka.

Zapraszam też na stronęwww.rozetta.plgdzie znajdują się nagrania z targów bytomskich.

 

Telefonów dalej nie odbieram

 

 

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka