coryllus coryllus
4689
BLOG

Semka to Pikuś

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 79

 Sprawy tak się niestety potoczyły, że siedzę sobie teraz w ortopedycznym kołnierzu. Jakoś jednak spróbuję napisać tekst, bo jak mawiają w teatrach show must go on. Jeśli wydaje się Wam, że to będzie tekst o Semce i jego wczorajszych ekwilibrystycznych występach w programie telewizyjnym zatytułowanym „Po dwudziestej”. To jesteście w błędzie. Trochę o tym Semce napiszę, ale nie za dużo, żeby mu się we łbie nie poprzewracało. Jeśli się komuś zdaje, że postawa jaką wczoraj zaprezentował dziennikarz imieniem Semka, czyli poranne, dwukrotne domaganie się od administracji ocenzurowania bloga toyaha, a następnie wieczorny występ w TV w obronie niejakiego Pikusia z twittera, zakończony okrzykiem „precz z cenzurą”, ma cechy kuriozalne ten jest w błędzie. To jest standard. Obyczajowy, zawodowy, mentalny...jeśli nie wierzycie zajrzyjcie do wywiadu z Warzechą, który pojawił się wczoraj wieczorem w salonie. Warzecha powiedział w tym wywiadzie, że w salonie24 stoczył niezliczoną ilość bitew polemicznych, ale w końcu poszedł na twitter, bo tam jest prawdziwe życie i prawdziwa komunikacja. No więc dla każdego, kto użytkuje salon jakiś czas i pamięta Warzechę, jest jasne, że został on przez blogerów z salonu spędzony...ja nie będę rozwijał wątku zawartego w słowie „spędzony” żeby się Warzesze nie zrobiło naprawdę przykro. Taka jest jednak niestety prawda...Blogosfera odniosła nad Warzechą zwycięstwo, tak samo jak wczoraj toyah odniósł zwycięstwo nad Semką, co wyraziło się dobitnie w czasie emisji programu telewizyjnego „Po dwudziestej”,(czy jakoś podobnie się on nazywa, nie pamiętam). No, ale nie Semka jest najważniejszy, on nam przypomniał jedynie gdzie jesteśmy i jakie tu obowiązują standardy. Takie mianowicie, że my wszyscy, ludzie którzy mają coś do powiedzenia i potrafią pisać, musimy – dla dobra Semki i jego kolegów - pozostawać anonimowi. Ktoś powie, że to nic takiego, skromność wszak jest skarbem dziewczęcia. No może, ale ja mam jednak inne zdanie na ten temat. Polska jest krajem aspirujących elit, które zwykle bywają na tyle oczadziałe, że nie rozumieją ani planów jakie obcy mają wobec nich, ani swojej własnej misji na tej ziemi. Najczęściej, w tej nieopisanej pysze, którą wczoraj zademonstrował Semka, sądzą, że przypadła im w udziale rola przewodników narodu, którzy ten naród mają edukować. To jest takie trwałe bardzo złudzenie, które zrodziło się dawno temu w czasie sławnej rewolucji roku 1905, u jego podstaw leżą decyzje i poczynania policyjnych prowokatorów mocarstw zaborczych oraz innych mocarstw. Tego nikt w Polsce odrodzonej w roku 1918 nie rozumiał i nie rozumie tego również dziś. Dziś jest jeszcze gorzej, bo ci wszyscy ludzie aspirujący do miana elity, mają, prócz głębokiej pogardy dla nas, jeszcze bardzo dużo strachu w sercu. Ten zaś jak wiemy jest złym doradcą i łatwo sprawia, że opanowana nim jednostka dostaje prawdziwie zwierzęcej histerii.

Co się dzieje, kiedy okoliczności zaczynają ich przerastać? Zaprzeczają istnieniu okoliczności. To łatwe jak się ma do dyspozycji telewizję, portale internetowe i gazety. Można tak długo, ale trzeba pamiętać, że w miarę jak się tym okolicznościom zaprzecza coraz gwałtowniej, rosną koszta zaprzeczania i w końcu osiągają one masę krytyczną. To właśnie oglądamy dziś w GW. Mam na myśli tych 135 wyrzuconych czy też gdzieś przesuniętych biedaków oraz tych, którzy przyszli na ich miejsce i w ciągu roku, półtora zostaną tak samo usunięci, albowiem okoliczności upomną się o swoje prawa. Wyrównanie zaś poziomów płynów pomiędzy redakcją na Czerskiej, a światem zewnętrznym potrwa moim zdaniem najmarniej ze trzy sezony. I wiele jeszcze filmów patriotyczno-narodowych zobaczymy w kinach Helios, zanim sprzedaż grzbietu głównego i dodatków podskoczy do zadowalającego poziomu.

Podobnie jak w gazowni sprawy mają się w salonie. Spędzony Warzecha został przywołany jako wzór użytkownika i blogera, na pudle znowu zawitał Adam Fularz, człowiek dotknięty taką ilością dysfunkcji, że mógłby się śmiało utrzymać z samego tylko o nich opowiadania. Poświęćmy mu jednak chwilę. Oto monsieur Fularz, założył sobie internetową gazetę. Z tego co sam napisał, jej funkcjonowanie polega na tym, że on ściąga z różnych serwisów newsy, które uważa za ważne, a następnie wkleja je u siebie. Nikt jednak nie chce tego czytać i Fularz uznał, że to z powodu zaściankowości, która całkowicie pochłonęła Polskę i Polaków. Nic tych durniów nie interesuje, nic nie ciekawi, tylko ten polonocentryzm mają w głowach i nie zamierzają zaglądać do gazety Fularza, tak przecież ważnej i potrzebnej. Ktoś zapyta – dlaczego Ras Fu Fu nie pomyślał po prostu o tym, że jego sposób na prowadzenie gazety jest z punktu widzenia biznesu idiotyczny, a jeśli idzie o polskiego czytelnika, to ma on taką ilość zagranicznych serwisów, w których może coś znaleźć, że czytanie co tam ma jakiś Fularz do powiedzenia jest dlań stratą czasu. Fularz o tym nie pomyślał, bo ma głęboko wbite w mózg przekonanie o misji, jaką go obarczono wobec nas, maluczkich.

Pomyślicie, że lekko tak i łatwo nabijać się z biednego Fularza….a on się przecież stara...Ja się z Fularza nie nabijam, ja tylko stwierdzam, co zaraz podkreślę, że polityka salonu, co jest niesłychanie wprost zabawne, zmierza do punktu, w którym znajdowała się jesienią roku 2009. To znaczy na pudle wiszą ludzie zaprzyjaźnieni z administracją, którzy wrzucają teksty o pewnym standardzie, nazwijmy je umownie tekstami, które nie peszą Semki i Warzechy. Sami zobaczcie, ci oczywiście, którzy pamiętacie tamte czasy. Blogerkę o nicku Voit zastąpiła blogerka o nicku Libretto, a Leskiego zastąpił Pogodny. To jest realny wymiar polityki salonowej wobec użytkowników i to jest z mojego punktu widzenia niesłychanie zabawne, nawet jeśli wziąć pod uwagę ten cholerny dyskomfort spowodowany kołnierzem ortopedycznym. Ja się już nie mogę doczekać, kiedy oni zaczną powielać tematy z tamtego czasu, a ja im będę to wskazywał porównując tamte teksty z obecnymi. Taka blogerka Libretto już zaczęła. Napisała tekst o helloween, jakże przecież potrzebny i wyważony. Podobnie było kiedyś z Voit, która popisywała się różnymi notkami przy okazji jakichś świąt, ja najbardziej zapamiętałem jej notkę o absurdach tkwiących w hucznym i wystawnym świętowaniu pierwszej komunii dziecka.

Nie wymienieni jednak blogerzy są w mojej ocenie teraz najważniejsi. Prawdziwym królem salonu został Wojciech Sumliński, który zamieścił tu fragment nowej powieści sensacyjnej zatytułowanej „Oficer”. Z tego co można się zorientować zrobił tam z Życińskiego prawdziwego mafiosa. Aż się prosi, żeby jakiś siostrzeniec księdza biskupa wystąpił z pozwem o zadośćuczynienie. No, ale koniunktura nie sprzyja dziś siostrzeńcom biskupów, a wszystko przez Międlara. W jednym z komentarzy zaś napisał pan Wojciech, że tylko on i nikt więcej w polskiej literaturze przedstawia tak wyraziste, prawdziwe i mocne postaci. Uśmiechnąłem się pod nosem, bo przypomniał mi się człowiek, który dawno temu razem z Supłatowiczem pisał te książki o Indianach, podpisywał się ów pan Yacta Oya. Zagadnąłem znajomego, kto to był. - A taki ubeczyna – usłyszałem. - A co to znaczy Yacta Oya – nie ustępowałem. - A to jest w języku ojibwa. - No, ale co znaczy….? I wiecie co to znaczy? Tak, zgadliście, Yacta Oya to po polsku samotny wilk. Mocna i wyrazista postać, mocni i wyraziści autorzy, którzy nigdy nie wyjdą poza raz zakreślonych schemat. Za to uporczywie będą podnosić koszta zaprzeczania okolicznościom. Mnie wczoraj najbardziej ucieszyło to, że Sumliński został totalnie wyszydzony. On się tym nie przejął i dziś z rana wrzucił tekst pod tytułem wprost zerżniętym z Joe Alexa. No, ale głównymi wyszydzającymi byli właśnie libretto i pogodny, oraz nerwica eklezjogenna. Przyszli też nasi ludzie, ale wrzucili raptem parę komentarzy. Cały atak został przeprowadzony siłami nowych gwiazd.

Ja zaś mogę tu jeszcze raz powtórzyć to co napisałem wczoraj – blogosfera służy do przełamywania narracji i tworzenia nowych, takich, których nie będzie rozumiał ani Semka, ani tym bardziej Warzecha znacznie od Semki głupszy. Aha i jeszcze jedno – precz z cenzurą. Idę odpocząć.

 

Na tym kończę na dziś. Zapraszam na stronę www.coryllus.pl do księgarni Przy Agorze, do sklepu FOTO MAG i do księgarni Tarabuk. Przypominam też, że w sklepie Bereźnicki w Krakowie przy ul. Przybyszewskiego 71 można kupić komiksy Tomka.

Zapraszam też na stronęwww.rozetta.plgdzie znajdują się nagrania z targów bytomskich.

 

Telefonów dalej nie odbieram

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka