coryllus coryllus
4735
BLOG

Czy Irena Sendler kłamała?

coryllus coryllus Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 105

 Moja nowa książka nie przekroczy pewnej granicy chronologicznej, zatrzymamy się w latach dwudziestych. Nie ma jednak sensu, byśmy tej granicy nie przekraczali na blogu, który – niczym draperie na XVII malowidłach – żyje własnym życiem. Mamy więc oto, opisywane szeroko, między innymi we wspomnieniach Ireny Sendler zajścia z drugiej połowy lat trzydziestych, kiedy to bojówki prawicowe biją żydów i lewicę. Znamy wszyscy te makabryczne opisy, to bestialstwo, dorównujące prawie filmowi „Wołyń”. Opisy te są do dziś podstawą do oskarżeń organizacji prawicowych o winy nie popełnione, ani nawet nie pomyślane. Ot tak po prostu rzuca się oskarżenie, bo wiadomo, że jak coś gdzieś się zamalowało, albo zepsuło to z całą pewnością odpowiedzialna jest za to jakaś prawicowa organizacja. O tym, by choć rozpocząć jakieś śledztwo w sprawie, nie ma mowy, bo też i mowy nie ma o dociekaniu prawdy, tak jak przed wojną, tak i dziś chodzi tylko o wykopanie jak najgłębszych rowów pomiędzy ludźmi oraz o rozbudzenie emocji, którymi karmić się będą różni prowincjonalni działacze ze zdefektowaną psychiką. Emocje te będą im podnosić samoocenę i oni – nie wykonując przez całe życie żadnych celowych i przynoszących efekty działań – zejdą z tego świata w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku. No, ale wracajmy do prawicy przedwojennej.

Irena Sendler pisze, że żydów i lewicę bił ONR, którego szefem był Jan Mosdorf, późniejszy więzień Oświęcimia. Ciekawe kiedy Mosdorf dokonywał tych bestialskich czynów i jak się one miały do jego bohaterskiej postawy w obozie, gdzie uratował między innymi wspominanego przeze mnie ostatnio mecenasa Mieczysława Maślanko. To jest rzecz do rozważenia. ONR powstał w roku 1934, zaraz był zamach na Pierackiego, o którym nawet Stanisław Mackiewicz pisze z najwyższą podejrzliwością, twierdząc, że stała za nim polska policja polityczna. Już dziś Wam powiem, że prześwietlenie tej legendarnej formacji pod kątem działania w niej agentów obcych mocarstw z całego w zasadzie globu, jest koniecznością, bez której nic się nie da zrozumieć. No, ale jak wiemy, nie można niszczyć symboli, więc nikt tego nie zrobi. Wszystko – powtórzę raz jeszcze – w Polszcze można zniszczyć byle nie symbole.

Po zamachu, którego – w wersji oficjalnej – dokonali radykalni działacze ukraińscy na polecenie Niemców – sanacja zapuszkowała do Berezy cały ONR. Dlaczego? Bo była okazja. Kiedy zaś działacze tej organizacji stamtąd wyszli, byli już jak się domyślacie, innymi ludźmi. Nie rozumiem więc, dlaczego lekką ręką, Irena Sendler rzucała oskarżenia na Mosdorfa, choć przecież ani go widziała w czasie tych pogromów, ani on tam był. Może coś po prostu słyszała i pisząc swoje wspomnienia uznała, że doda im to kolorytu.

Jak wiemy nie ma mowy o tym, by upamiętnić jakoś działaczy narodowych ratujących żydów. To są rzeczy nie do wyobrażenia, za przeprowadzenie ich trzeba by było zapłacić jakąś szaloną sumę, wolę nawet nie myśleć jaką. Nie ma przecież nawet mowy o tym by jakoś sensownie upamiętnić Irenę Sendler, działaczkę lewicową, niewiele rozumiejącą z tego co się dookoła niej działo. Jak więc można w ogóle myśleć o prześwietleniu życiorysów działaczy organizacji prawicowych czynnych w latach 1935- 1939. Chodzi mi o tych działaczy, którzy podejmowali decyzje, a nie o tych, którzy dawali twarze do gazet. To jest ważne rozróżnienie moim zdaniem.

Jeśli ktoś nie rozumie dlaczego ważne, spróbuję wyjaśnić. Oto organizacje uzbrojone w rewolwery, pały i kastety powołuje się nie dla zabawy, ale dla ochrony pewnych obszarów, na których odbywa się wymiana towarów lub myśli. Organizacja, o której mówimy została powołana do kontrolowania obszaru wymiany myśli i informacji zwanego uniwersytetem. Przez kogo? Tego właśnie nie wie nikt, a na pewno ja tego nie wiem, bo wyjaśnienie – przez środowiska prawicowe – możecie sobie, za przeproszeniem wsadzić w buty. Kto powołał te organizacje i kto zmienił im wektor w taki sposób, że zachowywały się tak jak opisuje to Irena Sendler. Od razu powiem, że nie wierzę pani Irenie, a to z tego powodu, że wiem do czego były zdolne bojówki lewicowe. Nie była to bynajmniej gromadka rozintelektualizowanych dzieciaków, które jasnymi oczami patrzyły w lepszą przyszłość.

No ale wróćmy do tych obszarów wymiany. Tak jak ostatnio powiedziałem, na obszarze wymiany towarów i usług w mieście stołecznym w zasadzie do końca lat trzydziestych trwała zażarta walka pomiędzy gangami socjalistów a gangami syjonistów. Gangi te zwane były dla niepoznaki związkami zawodowymi. O tym by jakaś prawicowa organizacja serio mogła się w taką walkę zaangażować i po prostu urwać coś z tego interesu dla siebie, czy to w jatkach mięsnych, czy to gdzieś, nie było nawet mowy. Przyczyna była jasna – wszyscy lewicowi działacze mieli broń osobistą, a ta cała prawica jedynie drewniane pały. Można się tym było puknąć w łeb. Ponieważ jednak nie da się prowadzić polityki wewnętrznej jednym tylko, nawet podzielonym stronnictwem – polityki zawsze robionej według zasady divide et impera – prawica musiała być obecna. I musiała być na tyle widowiskowa, żeby można było o jej działaniach pisać dramatyczne artykuły i dramatyczne wspomnienia, musiała być przy tym na tyle słaba i bezbronna, żeby nie było zagrożenia, że nagle jakaś nieznana bojówka wejdzie na teren hal mirowskich i zażąda haraczu od dostawców wołowiny. Takie rzeczy były nie do pomyślenia, nikt nie zamierzał dopuszczać prawicy do poważnych interesów. Dlatego dla prawicy pozostawał tylko uniwersytet oraz pogodne bajania o gospodarczej konkurencji z żydami. Takiej konkurencji nie było i być nie mogło, z przyczyn które opisałem wyżej, a także jeszcze z innych, o których wspomnę w książce. No, ale teraz trzeba ustalić ważną rzecz – kto finansował tygodnik Prosto z mostu. Bo kto finansował Słowo Wileńskie to wiemy, kto finansował gazetę, w której Stefan Ż. opublikował swoją powieść Dzieje grzechu też wiemy. Mamy także świadomość, że za każdym tygodnikiem i dziennikiem stały jakieś agentury lub lobbyści, z których najłagodniejsza była grupa tak zwanych wileńskich żubrów, czyli ziemian dających pieniądze Mackiewiczowi na jego gazetę. No, ale mamy te wydawnictwa prawicowe, które najpierw finansuje Zdziechowski, minister skarbu, a potem bliżej nie rozpoznana grupa działaczy radykalnych. Proszę państwa, finansowanie pisma to nie w kij dmuchał, trzeba zapłacić drukarni, zecerom, autorom, którym było bardzo wielu, a także kolporterom. To są grube dziesiątki tysięcy złotych. Kto je wykładał? Zdziechowski jak wiemy, został jeszcze w roku 1926 ciężko pobity, przez nierozpoznanych ludzi w mundurach. Do początku lat trzydziestych bowiem, to prawica była chłopcem do bicia, a potem się to zmieniło, ale tylko trochę. Kim byli ci ludzie, który pobili Zdziechowskiego? Nie wiadomo, ale jako że Zdziechowski był działaczem narodowym, milczy się dziś o tym, podkreślając bestialstwo działaczy narodowych urządzających getto ławkowe na uniwersytecie.

Ciekawie też wygląda sytuacja jeśli idzie o stosunek policji do działaczy narodowych. O ile łatwo tej policji przychodzi skonfiskować nakłady gazet i nałożyć cenzurę na publikowane tam treści, o tyle poskromienie działaczy szerzących terror wśród lewicowej i żydowskiej młodzieży jest już trudniejsze. Przecież nie z tego powodu, że działacze ci są brutalni i bezwzględni, bo policja jest jeszcze brutalniejsza i jeszcze bardziej bezwzględna. Chodzi o coś innego. O to mianowicie, że nie rozumiemy dziś sposobów zarządzania zasobami ludzkimi i rynkami stosowanych w okresie międzywojnia. Więcej, my tego uporczywie nie chcemy zrozumieć, bo zawsze łatwiej się ekscytować emocjami, łatwiej stanąć po jednej czy drugiej stronie i wołać, że oto tu jest prawda i sprawiedliwość. Jeszcze raz więc zadam dwa pytania – kto wyznaczał strefy działań organizacji prawicowych w latach trzydziestych i kto finansował periodyki przez te organizacje wydawane. Można jeszcze zapytać ilu z działaczy trafiło do obozów koncentracyjnych, a ilu pozostało na wolności i wymienić nazwiska tych niearesztowanych. Może to coś da.

 

Na tym kończę na dziś. Zapraszam na stronę www.coryllus.pl do księgarni Przy Agorze, do sklepu FOTO MAG i do księgarni Tarabuk. Przypominam też, że w sklepie Bereźnicki w Krakowie przy ul. Przybyszewskiego 71 można kupić komiksy Tomka.

Zapraszam też na stronęwww.rozetta.plgdzie znajdują się nagrania z targów bytomskich.

 

Telefonów dalej nie odbieram

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura