coryllus coryllus
4619
BLOG

Czy Henryk Sienkiewicz jest jeszcze potrzebny?

coryllus coryllus Kultura Obserwuj notkę 79

 Przed ponad siedmiu laty rozpocząłem blogowanie w salonie24 od tekstu pod tytułem „Henryk Sienkiewicz był geniuszem”. Były to czasy kiedy nikt się jeszcze nie spodziewał, że można w ogóle głośno wygłaszać takie deklaracje. W salonie prowadzono jakieś drętwe dyskusje z przedstawicielami lewicy, wśród których na plan pierwszy wysuwał się galopujący major, a prawicę reprezentowały środowiska styropianowe, domagające się socjalizmu z ludzką twarzą albo czegoś podobnego. Ten mój tekst spotkał się z trojaką reakcją. Wiele osób odniosło się doń z entuzjazmem, pojawili się spryciarze-prowokatorzy, którzy chcieli namówić mnie na założenie, jakiegoś klubu sienkiewiczowskiego, pod nazwą „Panie dziejku”, pojawili się też krytycy, którym się zdawało, że można bez pieniędzy i jawnych oszustw obronić twórczość Witolda Gombrowicza. Dziś już wiemy, że nie można, dziś widzimy także, że Henryk Sienkiewicz stał się modnym tematem, bo mamy oficjalne pozwolenie na pisanie o nim i jego prozie i nie jest to już obciach. Mnie zawsze zasmucają takie otwarcia, czuję się, jakbym płynął łódką ku jakiemuś wąskiemu i tajemniczemu przesmykowi na jeziorze, ukrytemu wśród trzcin i żółtych irysów, a po jego przekroczeniu okazywałoby się, że zamiast czystej przestrzeni wielkiego jeziora pełnego kolorowych żagli widać za tym przesmykiem śmierdząca gliniankę, po której pływają tratwy zbite z kolejowych podkładów prowadzone przez wiejskich flisaków.

Patrząc na to wszystko wiem już na pewno, ze czas Henryka się skończył. Kolejne pokolenia nie wrócą do niego choćby nie wiem jak ważni urzędnicy czytali głośno Quo vadis i inne powieści. To już nie chwyci, głównie dlatego, że wymarł target, który rozumiał tradycję, w jakiej tworzył Sienkiewicz. To co zostało jest tylko smutną atrapą i jakąś biedną bardzo redakcją najważniejszych wątków prozy Henryka, które próbuje się przystrzyc tak, by współczesny, młody czytelnik je zrozumiał. To jest numer do wykonania raz, a on jest powtarzany nagminnie. Podobnie jak nagminnie stręczy się nam różnych nowych Sienkiewiczów - a to Komudę, a to Piekarę, a to kogoś innego. Młodzieńcy ci, wbici w dumę, całkowicie bez zrozumienia powielają schematy prozy sienkiewiczowskiej i oczekują za to hołdów i oklasków. Coś tam nawet na tym zarabiają, ale ich czas się kończy, bo nie jest to już dyscyplina rozwojowa. Skoro Henryk przestaje być ważny, cóż mówić o jego epigonach…

Redakcja historii, jaką zaprezentował nam Sienkiewicz, oparta jest na Ludwiku Kubali, do czytania którego zawsze szczerze zachęcam. Dobrze jest porównać sobie obydwu panów i zauważyć, ile istotnych wątków Henryk pominął oraz dlaczego to zrobił. Podstawowym atutem Henryka była doskonała znajomość targetu, do jakiego się zwracał, czyli do mieszkańców dworów, ludzi z dworów wygnanych i ludzi, którzy do dworów aspirowali. To wszystko minęło, minęli ci ludzie i ich naśladowcy, a my dziś jesteśmy zupełnie kimś innym. I innych inspiracji poszukujemy. Smutne jest to, że żaden autor nie podjął się wyzwania tak wielkiego i poważnego jak swego czasu Pan Henryk. Bo to było wyzwanie i duża odwaga, z czego niewielu zdaje sobie sprawę. Pomysł teoretycznie prosty, ale w rzeczywistości w jakiej uwięziony był Henryk Sienkiewicz, wcale nie łatwy do realizacji. Napisanie powieści o rycerzach w dobie pozytywizmy i całej tę drętwej mowy, w wieku nie najmłodszym już przecież, to było spore ryzyko. Dziś, jak powiadam, nie ma nikogo takiego, są jedynie mniej lub bardziej udani naśladowcy, którym się wydaje, że wystarczy zrobić tak samo jak on tylko gorzej, dodać trochę scen rozbieranych, żeby przyciągnąć młodzież i gotowe. To się niestety udać nie może, choćby nie wiem jak naśladowcy Sienkiewicza zaklinali rzeczywistość. To się udać nie może, albowiem mechanizmy, jakimi porusza się duszę czytelnika, znajdują się o sześć poziomów niżej, a strzegą ich gnomy, czarnoksiężnicy, złe wróżki i inżynierowie wieku pary i elektryczności o mocno zaburzonej psychice. Pisarze naśladujący Sienkiewicza nigdy do tych piwnic nie trafią.

Nie oznacza to jednak, że powieść pisana w języku polskim całkiem zniknie z rynku. Tak się może stać rzecz jasna, ale nie musi. Kryzys bowiem dotyczący Sienkiewicza nie jest kryzysem jego maniery, ale kryzysem powieści w ogóle. Pisałem już o tym, ale nie zaszkodzi przypomnieć. Każdy dureń, który przejechał się autobusem kursowym z Limy do Machu Picchu uważa, że powinien napisać powieść o Inkach. Inny co się nawalił z kolegami na imprezie, że musi napisać powieść o alkoholizmie...powieść, której głównym elementem są oczywiście błyskotliwe dialogi różnych szatanów w ludzkiej skórze, przesprytnych szpiegów albo ponurych i groźnych kapłanów tajemnych, narkotycznych kultów. I tak to leci jedno za drugim, a my ziewamy. Powieść została zamieniona w narzędzie politycznych polemik, dość doraźnych i modelowych. Ten ostatni element jest szalenie ważny, bo autorom się zdaje, że jak połączą wiele istotnych politycznych sporów to im się książka będzie lepiej sprzedawać. To głupota. Żeby sprzedać książkę, trzeba mieć kanał dystrybucji. Poważni oszuści, którzy za pomocą swoich oszukanych powieści uprawiają polityczną i obyczajową propagandę, dobrze o tym wiedzą i za nic na świecie nie wpuszczą na rynek książek lansujących jakieś prawackie, polemiczne treści. No chyba, że dostaną takie polecenie, wtedy tak. Autorzy tych książek muszą być jednak dobrze rozpoznani i nie budzić niepokojów osób zarządzających rynkiem i propagandą zawartą w książkach. Mamy więc całą plejadę powieściopisarzy z Terlikowskim i Lisickim na czele. Mamy byłych funkcjonariuszy, którzy „wstrzelili się w rynek” ze swoimi szpiegowskimi bredniami naśladującymi gatunkową prozę amerykańską. Mamy całe szeregi epigonów, dla których jedyną rzeczywistością jest salon w Empiku, a nie Polska, jej tradycja i dzień dzisiejszy.

Czy można przywrócić wielkość polskiej powieści? Mam głębokie przeczucie, że można, ale nie jest to proste. Poza tym nie jest to łatwe do zrozumienia dla czytelników, którzy mają nieraz okropny zwyczaj podsuwania autorom pomysłów, tak jakby sami nie mogli się zająć ich realizacją. Jeśli pojawi się kolejna wielka, polska powieść, to wyrośnie ona z pewnością z innej gleby, niż wydaje się to amatorom prozy quasi sienkiewiczowskiej, z innej niż wydaje się to lewicy i ruchom prospołecznym. Nie wiem jeszcze z jakiej, ale mam różne przeczucia. No, ale jak wiecie, książka i dobry autor to za mało, żeby osiągnąć sukces, za mało także, żeby ocalić różne istotne dla nas sprawy, o których tu czasem gadamy. Potrzebne są budżety, wydawnictwo i sieć dystrybucji. I ja się szczerze dziwię, że nikt jeszcze nie zajął się na serio montowaniem takiej sieci. Przy tej ilości treści jakie mieliśmy na rynku przez ostanie siedem lat. Dziś, mam nadzieję, że chwilowo, koniunktura spada. Kiedy rosła, różni spryciarze próbowali coś ugrać na dotacjach, zamiast robić sprzedaż. Kiedy rynek zaczął gasnąć, biznesy zostały zwinięte, a mistrzowie tacy jak Piekara i Komuda poszli w zapomnienie. Ja zaś stoję w tym swoim zadziwieniu i stuporze i nie rozumiem dlaczego ludzie, którzy dysponują budżetami, nie mogą po prostu realizować misji? Dlaczego im się zdaje, że muszą te budżety dewastować, a potem zatrudniać się gdzieś na lukratywnych, urzędniczych etatach albo wręcz zasiadać w radach nadzorczych.

Jest pewien zabójczy aspekt prozy Sienkiewicza, całkowicie demaskujący intencje. Oto postaci sienkiewiczowskie są naśladowane przez różne osoby żyjące współcześnie. I to jest prawdziwa groza, przez którą umiera pamięć o tym wielkim pisarzu. Ja zaś zyskuję niezachwianą pewnosć, że każdy naśladowca Onufrego Zagłoby, każdy szlagon czy charakternik współczesny, to w najlepszym wypadku ktoś bardzo pogubiony, a w najgorszym po prostu oszust, jeśli nie wręcz funkcjonariusz. Do takiego punktu doszliśmy i dalej nie ruszymy.

 

Targi książki w Bytomiu odbędą się w przyszłym roku w hali na Skarpie, w pierwszy lub drugi weekend czerwca

 

Na tym kończę na dziś. Zapraszam na stronę www.coryllus.pl do księgarni Przy Agorze, do sklepu FOTO MAG i do księgarni Tarabuk. Przypominam też, że w sklepie Bereźnicki w Krakowie przy ul. Przybyszewskiego 71 można kupić komiksy Tomka.

Zapraszam też na stronęwww.rozetta.plgdzie znajdują się nagrania z targów bytomskich.

 

Telefonów dalej nie odbieram

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura