coryllus coryllus
6294
BLOG

Goła baba rzuca granatami w czołg

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 93

 Nasza wczorajsza dyskusja dotycząca wystąpienia Tomasza Sakiewicza, który zarzucał TVP kłamstwo smoleńskie oraz kazał wydrukować na pierwszej stronie swojej gazety informację o tym, jakoby prezydencki Tupolew uderzył podwoziem w grunt, prowadzona była częściowo bez zrozumienia istoty tych dwóch aktów. Dziś spróbujemy wyjaśnić sobie wszystko do końca i prośmy Pana Boga, żeby nam się to udało.

Oto przedmiotem naśladownictwa wydawców pracy i mediów w ogóle, a także wydawców książek, płyt i gadżetów z tym wszystkim związanych, jest tak zwany świat cywilizowany. Z grubsza chodzi o to, że aspirujemy do krajów, gdzie istnieje głęboki rynek treści i miliony ludzi są zainteresowane pochłanianiem treści niesłychanie różnorodnych. Jedni kupują książki, inni komiksy, miliony ludzi słuchają setek piosenek. Zarządzają tym wszystkim instytucje prywatne i państwowe, których misją jest przekonanie jak największej ilości obywateli do sprzedawanych treści oraz zarobienie na tych treściach jak największej ilości pieniędzy. Ponieważ jednak każda masowa treść ma walor propagandowy, tak więc wszystko się trochę zmienia i niektóre treści są promowane, choć nie stawia im się wymogu osiągnięcia wysokiej sprzedaży. To trochę psuje rynek i powoduje, że podział na kulturę wysoką i popularną nabiera nowych znaczeń. Popularna to ta, którą lubią czytelnicy, widzowie i słuchacze, ta która na siebie zarabia, a wysoka w dzisiejszych czasach to po prostu ładowana na chama propaganda. Nikt tego nie chce, ale wszyscy rozumieją, że nie ma narzędzi by to powstrzymać.

Taka jest mniej więcej struktura rynku, do którego aspiruje Polska i polscy wydawcy, producenci, twórcy. Ta aspiracja jest całkowicie fałszywa i nieważna, albowiem Polska jest na tamtych rynkach traktowana wyłącznie jako zasób. Głównie jako zasób tanich i dających się łatwo zarządzać pracowników, a także zasób pomysłów, oraz zasób informacji, które można przerobić na różne historie o holocauście czy czym tam chcecie i potem sprzedawać to w ładnym opakowaniu. Nie można jednak głośno wyrazić tej prawdy, albowiem pozory muszą być zachowane. Ich istotą zaś jest to, że każdy ma równe szanse. Nie ma. Polski twórca na zachodzie, nie mówię już o wydawcy, zawsze będzie, może z wyjątkiem muzyków obdarzonych naturalnym talentem, graczem drugiej kategorii. Bierze się to wprost z faktu, że Polska nie jest dla żadnego z zachodnich rynków partnerem w handlu. To znaczy ilość konsumentów kultury, wyjąwszy rynek muzyczny, jest tak niska, że nikt nie będzie nas poważnie traktował, bo tu się nie da nic zarobić. Skupmy się teraz na branży wydawniczej. Wczoraj Tomek przesłał mi informacje dotyczące nakładów komiksów we Francji. Otóż mały nakład wynosi tam około 90 tysięcy egzemplarzy, a duży około 140 tysięcy. Jakim partnerem dla tego rynku może być rynek polski? Żadnym. To samo dotyczy ilości portali informacyjnych, a nawet gazet, które ponoć upadają. To samo dotyczy książek. To są gigantyczne rynki, które generują wielkie zyski. Dlaczego u nas nie ma takiego rynku? W Polsce mieszka 38 milionów ludzi, nawet jeśli tylko 5 milionów jest zainteresowanych treściami promowanymi w książkach, prasie i komiksach, daje to dobry wynik i jest o co powalczyć. No, ale rynku nie ma. Jest atrapa rynku, bo pozory muszą być zachowane. Dlaczego. Moim zdaniem odpowiedź na to dała wczoraj premier Beata Szydło. Pieniądze w Polsce są dystrybuowane. Tak jak towary. One nie krążą jak smar pomiędzy zębatymi kołami poszczególnych obszarów sprzedażowych, ale są dystrybuowane centralnie poprzez różne organizacje. Niektóre z nich to po prostu banki, gdzie prócz dystrybucji mamy jeszcze do czynienia z kreacją, a niektóre to instytucje zwane nie wiedzieć czemu pozarządowymi albo wręcz instytucjami pożytku publicznego. Tam znajdują się kanały dystrybucji pieniędzy, które potem gdzieś znikają. Tam też znajduje się rynek produktów realnie wartościowych, czyli kontaktów ułatwiających zdobywanie tych pieniędzy i ich dalszy transfer. Reszta w naszych okolicznościach, czyli produkt rynkowy, który daje się wziąć w rękę, podnieść, otworzyć, taki produkt jak książka, gazeta albo komiks, jest tylko koniecznym dla istnienia całej tej piramidy pretekstem. Aha, mamy jeszcze system ubezpieczeń, który jest jak gąbka i on pochłania masę pieniędzy, idą one na resortowe i inne, związane z przywilejami świadczenia, a następnie są także gdzieś transferowane, gdzieś poza nasz rynek.

Ci, którzy próbują funkcjonować na miejscowym rynku, traktując go tak, jakby wyglądał tak jak ten francuski czy nawet hiszpański, to wariaci, albo ludzie, którzy nie mają innego wyjścia, bo po prostu nikogo nie znają. My tutaj należymy to tej grupki. Cała reszta patrzy na nas z uwagą i zastanawia się skąd się urwaliśmy, kto nas przysłał i czy czasem nie mamy czegoś niebezpiecznego w zanadrzu. My oczywiście nie mamy, ale rzucamy się jak wesz na grzebieniu, korzystając z tej niewzruszonej póki co zasady, że pozory muszą być zachowane. Dopóki one istnieją wszystko jest w porządku. Jeśli padnie hasło, że już nie trzeba udawać ktoś nas rozgniecie jednym uderzeniem żelaznej stopy. No, ale cieszmy się póki co tym co jest.

Skoro mamy tak zarysowaną sytuację, możemy pokusić się o wyjaśnienie istotnego sensu ostatnich wystąpień Tomasza Sakiewicza. Skoro treści są tylko pretekstem, w tym oczywiście także treści dotyczące Smoleńska, a preteksty muszą być zachowane, to słowa i oburzenie partyzanta wolnego słowa muszą znaczyć coś innego niż to co słyszymy. One – w mojej ocenie – znaczą co następuje:

 

Nie wykiwacie mnie chamy, mowy nie ma. Dawać kasę i dostęp do wizji, bo to bydło nie chce już kupować GP i GP codziennie, a Republika leci na pysk, dawać kasę i dostęp do wizji, bo zacznę dzwonić, sami wiecie gdzie…

 

Mogę się oczywiście mylić, ale sądzę, że jeśli popełniłem jakieś błędy to jedynie w nieistotnych szczegółach.

Skoro istotna treść wystąpień Tomasza Sakiewicza skryta jest za pozorami, to zapewne tak samo jest z treścią istotną innych wystąpień, którymi zabawiają nas inni wydawcy i publicyści prawej strony sceny polityczno-wydawniczej. Z tego już łatwo wyciągnąć możemy wniosek, że treści, które ludzie ci pakują na omówioną wcześniej atrapę rynku znaczą w istocie coś innego niż pozór, w który zostały przyobleczone, to znaczy, w dużym skrócie rzecz jasna, że ich zadaniem jest osłanianie fałszywych intencji. Jeśli więc mamy ileś tam komiksów o żołnierzach wyklętych, które są coraz gorsze jakościowo i coraz tańsze, a treść, która się tam znajduje daleka jest nie tylko od wielkiego waloru prawdy, ale najczęściej także od waloru rozrywki, to możemy przypuszczać, że produkty owe są jedynie sposobem na promocję tak zwanej odzieży patriotycznej. Rynek tej odzieży staje się dominującym rynkiem jeśli idzie o treść. Tak właśnie, nie książki, nie prasa papierowa, nie prace popularyzatorskie i nie komiksy, ale koszulki i bluzy z napisami. Ktoś powie, że to tak samo, jak Wielkiej Brytanii, gdzie flaga może być nawet na stringach. Otóż nie, nie tak samo, bo tam te stringi są jedynie marginesem, a u nas tekstylia to główna część rynku treści patriotycznych. Im więcej osób się w nie odzieje tym lepiej dla producentów i pośredników. Co z pozostałymi treściami w takim razie? One, żeby nadążyć za pozorami oraz za wymogami rynku tekstyliów muszą być odpowiednio sprofilowane, to znaczy, muszą wywołać określony rodzaj emocji. Emocje te nie są związane z sukcesem, frajdą, prosperity czy czymś z tego zakresu pojęć. One są związane ze stresem, resentymentem, wściekłością i poniżeniem. I tu widzę istotny aspekt popularyzacji patriotyzmu w wydaniu koszulkowo-filmowo-komiksowym. Tu jest ta treść skryta przed oczami profanów, bez której cały ten rynek się załamie, a Sakiewicz zostanie zmuszony wreszcie do mówienia ludzkim głosem. Oczywiście, musimy zdawać sobie sprawę, że my nie mamy żadnych szans na to, by tę tendencję unieważnić. Możemy ją tylko opisać, a jak będziemy mieli szczęście, to jeszcze wyminąć. Teraz trzeba powiedzieć wprost co jest symbolem tej potwornej atrapy. To jasne – goła baba rzucająca granatami w czołg. Mamy tu poświęcenie, patriotyzm, dramaturgię, dynamikę, seks i przemoc. I ona właśnie, ta goła baba jest proszę Państwa symbolem naszego współczesnego rynku treści, którym chcemy aspirować do innych rynków, takich, gdzie komiksy wydaje się w nakładach stutysięcznych. Ta aspiracja to też pozór. Wszyscy wiemy, że to my jesteśmy celem wszystkich działań rynkowych, to od nas trzeba wyciągnąć pieniądze dając w zamian brzydką koszulkę i tandetny komiks czy kretyńską książkę. O żadnej konkurencji z Francją czy Hiszpanią nie może być mowy. Ta goła baba bowiem rzuca tymi granatami w naszą barykadę, a nie w niemiecki czy ruski czołg. A jak już wyrzuci wszystkie granaty ze skrzynki, pójdzie pić z czerwonoarmistami. Możecie być tego pewni.

Cóż my na to? Odchodzimy w góry Sierra Madre, pisałem już o tym dwa razy, ale nie zaszkodzi powtórzyć raz jeszcze, odchodzimy w krainę produktów luksusowych, których nie da się przerobić na koszulki z napisami i nie da się do nich podczepić ani gołej baby ani granatów. Dziś w ciągu dnia umieszczę w księgarni trzy nowe książki.

 

Przypominam, że w dniach 24-27 listopada odbywają się w Warszawie Targi Książki Historycznej, jesteśmy tam rzecz jasna, mamy stanowisko nr 11. Tydzień później zaś, w Hali Ludowej we Wrocławiu odbywają się Wrocławskie Targi Dobrych Książek, tam również będziemy, mamy stoisko nr 95


 

Zbliża się koniec roku, a przed nami jeszcze trzy tytuły książkowe i jeden kwartalnik. A co za tym idzie olbrzymi podatek od tego co leży w magazynie. Nie mogę się niestety ograniczać z wydawaniem książek ze względu na ten podatek, bo musiałbym przestać wypuszczać nowości już w sierpniu. Obroty zaś nie są aż tak duże, by podatek od magazynu zapłacić i nie mrugnąć okiem. Działalność nasza zaś, wobec tego co zostało napisane powyżej, musi być bez skazy. Jedyne co mi pozostało to obniżyć ceny produktów i spróbować wyczyścić magazyn przed świętami. Wiem, że nie powinienem tego robić, bo ci, co kupili drożej mogą się denerwować. A ci co nie kupią taniej będą się denerwować po nowym roku, ale wszyscy oni będą się naprawdę denerwować, jak przyjdzie im kupować w wydaniu książkowym zbiór anonimowych past o wędkarzach i kimś tam jeszcze, bo nas już na rynku nie będzie. Wiem, że nie powinienem tego robić, bo obniżki działają destrukcyjnie na klienta, ale nie mam wyjścia. Tak więc od dziś do dnia pierwsze go stycznia obniżamy ceny na:

I tom Baśni w twardej oprawie

III tom Baśni

Niedźwiedzia i różę

Baśń amerykańską

Straż przednią

Świat w ciemnościach

Narodziny świata

Najlepsze kawałki tom I

Najlepsze kawałki tom II

 

Targi książki w Bytomiu odbędą się w przyszłym roku w hali na Skarpie, w pierwszy lub drugi weekend czerwca

 

Na tym kończę na dziś. Zapraszam na stronę www.coryllus.pl do księgarni Przy Agorze, do sklepu FOTO MAG i do księgarni Tarabuk. Przypominam też, że w sklepie Bereźnicki w Krakowie przy ul. Przybyszewskiego 71 można kupić komiksy Tomka.

Zapraszam też na stronęwww.rozetta.plgdzie znajdują się nagrania z targów bytomskich.

 

Telefonów dalej nie odbieram

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka