coryllus coryllus
5630
BLOG

Wrocław po najeździe starożytnych Chińczyków

coryllus coryllus Osobiste Obserwuj temat Obserwuj notkę 65

 Dopiero wczoraj przeczytałem tekst mistrza pługa z dnia 14 grudnia, tekst dotyczący mojego komentarza, na moim własnym blogu, w którym to komentarzu napisałem, że mnie mistrz pługa rozczarował.

Po tekście z 14 grudnia i przeczytaniu wszystkich komentarzy moje rozczarowanie tylko się pogłębiło. To jest coś niezwykle zdumiewającego, taka postawa...No i reakcje czytelników na nią. Mam na myśli ten jakże charakterystyczny entuzjazm. Zaraz, zaraz...czy ja się czasem nie narażam mieszkańcom mojego ulubionego miasta? Czy oni, po przeczytaniu poniższego zechcą jeszcze kupować moje książki? Nie wiem, ale powiem Wam wszystkim, nie tylko Wrocławianom, ale dokładnie wszystkim, że mam to w dupie… a tak...w dupie. Kiedy bowiem czytam tekst faceta, który siedzi w Chinach i rozprawia o pobudowaniu we Wrocławiu pomnika Henryka Pobożnego, a do tego powołując się na starożytnych Chińczyków pisze, że wybory estetyczne determinują wszystkie inne, mogę mieć ten cały, towarzyszący jego tekstowi entuzjazm wyłącznie tam gdzie napisałem. Wiecie dlaczego? Już mówię. Oto chciałbym otworzyć we Wrocławiu dwa punkty sprzedaży książek. Zgłaszają się różni ludzie, którym ta sprzedaż mogłaby pomóc, ale mają zwykle słabe lokalizacje. I ja siedząc sobie w Grodzisku rozmyślam o tym, jak tu dać zarobić nieznanym mi jeszcze mieszkańcom Wrocławia, którzy podejmą ryzyko dystrybucji moich publikacji. Ryzyko nie tak wielkie, umówmy się, zważywszy na ciężar tego bloga i plany promocyjne. Jakieś jednak to ryzyko jest. W tym czasie mistrz pługa szydzi ze mnie, że oburzyłem się na jego atak przeciwko obchodom rocznicy koncertu Maxa Redera. Czemu on się tym tak obruszył? Bo ten Reder to Niemiec, a mistrz pługa, ani nikt z komentujących pod jego tekstem, nie zamierza mieć wobec Niemców żadnych kompleksów. Tak właśnie, żadnych….i wcale nie czują nasi mili czytelnicy, że są jakimś tam zaściankiem, bo nie są. Posunął się mistrz pługa do tego nawet, że chciał wymieniać powojenne osiągnięcia Wrocławian, które mogłyby konkurować nie tylko z tym cały Rederem i jego muzyką, ale także z innymi cholernymi Szwabami zamieszkującymi to miasto od stuleci. Nie wymienił jednak tych osiągnięć. No to może ja spróbuję – jeden sukces to Gucwiński, a drugi to Dzieduszycki, małpiarz i kapuś. Nic innego nie przychodzi mi do głowy, a wiecie dlaczego? Bo to ja usiłuje otworzyć w tym mieście punkty sprzedaży książek, a mistrz pługa siedząc w cholernych Chinach opowiada, że zbuduje pomnik Henryka Pobożnego. Ja wiem jak ten pomnik zbudować najłatwiej. Trzeba kupić parcelę w środku miasta i tam za składkowe pieniądze postawić tego całego Henryka. Czy mistrz pługa podejmie takie wyzwanie? Oczywiście, że nie, bo nawet jakby miał pieniądze na tę parcelę, to okaże się, że trzeba przecież dzieciom zapewnić byt, a i żona ma jakieś potrzeby. Tylko taki frajer jak ja może myśleć o czymś tak absurdalnym, jak sprzedaż niesprzedawalnych z wielu punktów widzenia książek w europejskiej stolicy kultury.

Nie wiem czy wy również macie takie doświadczenia, chodzi mi o pewien szczególny rodzaj opinii wygłaszanych przez osoby nie sympatyzujące z Niemcami. Otóż wszyscy oni, a mam tu na myśli tych, których poznałem, wszyscy oni jak już zadeklarują tę swoją niechęć do Szwabów natychmiast zaczynają mówić coś o prawosławiu. Niekoniecznie z sympatią i niekoniecznie z sensem, ale prawosławie wyskakuje zaraz za tymi Niemcami jak diabeł z pudełka. I nasz mistrz się też tego nie ustrzegł, oto od razu właściwie porównał swoją sytuację, Wrocławianina od 5 pokoleń, do jakiegoś swojego kolegi Serba z Australii. Może ja coś źle zrozumiałem, ale wychodzi na to, że rodowity Wrocławianin, taki jak on, jest jak ten prawosławny Serb z Australii...z tym złotem na szyi. No i tak w ogóle to fajny chłopak był, w przeciwieństwie do tego pieprzonego, szwabskiego kompozytora, wobec którego nie mamy przecież żadnych kompleksów. Bo niby skąd mielibyśmy mieć? Pięć pokoleń we Wrocławiu, ho, ho, to nie w kij dmuchał.

Ja nigdy nigdzie nie wyjeżdżałem, przez swoją przyrodzoną tępotę nie mogłem nauczyć się języków obcych i nie mogłem przez to żyć za granicą. Moja rodzina nie opuszczała obszaru położonego po obu stronach dolnego odcinka rzeki Wieprz właściwie nigdy. Moi dziadkowie pochowani są w Nałęczowie, drudzy dziadkowie w Radoryżu Kościelnym, a rodzice w Dęblinie. I nie mam w sobie nawet 1/10 tej pewności, którą ma mistrz pługa pisząc, że jest w 5 pokoleniu Wrocławianinem. Nie mam tej pewności co do swojego osadzenia w krajobrazie, bo wiem, że moje dzieci nie będą już miały ochoty jeździć na te cmentarze i stawiać tam świeczek. A skoro tak, to wszystko przepadnie. I nie ma tu żadnego znaczenia fakt, że siedzimy od lat na terenach tak zwanej Polski etnicznej. A mistrz pługa ma tę pewność i to w dodatku siedząc w Chinach. Ale ja wiem kiedy mu przejdzie, jak zabraknie jego rodziców. To jest bardzo trzeźwiący moment w życiu człowieka, ja mam go już za sobą. Oczywiście, życzę rodzicom mistrza jak najdłuższego życia, a jemu samemu cudownego powrotu do przytomności, zanim oni odejdą.

Czytając ten horrendalny tekst i komentarze pod nim przypomniałem sobie sztukę Michała Bałuckiego pod tytułem „Dom otwarty”. Występuje tam niejaki Fujarkiewicz, który łazi po tym otwartym domu, zajada coś i przedstawia się wszystkim tak mniej więcej – jestem Fujarkiewicz, farmaceuta, skończony farmaceuta. Na co inne szwendające się po tym domu indywidua mówią – doprawdy? A myśmy myśleli, że pan jesteś całkiem zwyczajny człowiek. Mistrz pługa już ze dwadzieścia razy napisał, że jest dyplomowanym urbanistą, a ja uświadomiłem sobie, że nie widziałem w życiu ani jednego jego rysunku. Czy to nie dziwne? Taki na przykład Adam Wycichowski, dziś już świętej pamięci, autor wielu dużych projektów realizowanych w Szwecji, dyplomowany architekt, zabawiał nas tutaj śmiesznymi rysunkami, które komentowały rzeczywistość polityczną. Kiedy przeglądałem te jego prace widać było wyraźnie, że one ewoluowały, by w końcu stać się tą doskonałością, która nas tutaj tak cieszyła. A mistrz pługa nie rysuje. Okay, może nie lubi, ale jak ktoś chce podkreślać czynem i słowem, a także swoją obecnością polskość i polskie osiągnięcia we Wrocławiu, nie powinien przede wszystkim siedzieć w Chinach i tłumaczyć swoich decyzji względami ekonomicznymi. Nie powinien, bo gdyby naprawdę był Wrocławianinem od 5 pokoleń jak twierdzi, bez problemu znalazłby pracę na miejscu. Nie powinien marnować przyrodzonych talentów idąc na łatwiznę, czyli ucząc Chińczyków angielskiego i nie robić z frajdy jaką dla niego są niewątpliwie podróże, męczeństwa dla sprawy.

Najlepsze jest jednak to co mistrz pługa napisał o starożytnych Chińczykach. Napisał to w komentarzu i wielu osobom mogło to umknąć. Dla starożytnych Chińczyków – powtórzmy raz jeszcze – wybory estetyczne determinowały wszystkie inne. Najpierw się z tego trochę pośmiejmy, a potem spróbujmy rzec coś poważnego. Jeśli tak byłoby rzeczywiście, każdy kto interesuje się trochę Chinami, chcąc nie chcąc musiałby żreć psy i zgniłe jajka oraz różne robaki, którymi opychają się Chińczycy. Jego wybory estetyczne bowiem determinowałyby wszystkie pozostałe. Ja rozumiem, że mistrzowi chodziło o wybory polityczne, ale przy takim założeniu jest jeszcze gorzej. Oto starożytny Chińczyk, by pozostać starożytnym Chińczykiem nie miał wyboru, jak tylko zgodzić się na to, że Chiny w każdym swoim aspekcie są tym, co reprezentuje każda aktualna władza. Ponieważ w Chinach rządziła również dynastia mongolska, dla części Chińczyków Chiny, z estetycznego i politycznego punktu widzenia były także Mongolią. Tak się szczęśliwie składa, że z władzą Mongołów zetknął się również Wrocław, ale dla współczesnych mieszkańców Wrocławia, na szczęście, w XIII wieku miasto zdecydowało się jednak na Niemców, a nie na Mongołów i przez to dziś mamy we Wrocławiu to co mamy. Tyle szyderstwa. Teraz trochę bardziej serio. Ponieważ mistrz pługa nie reprezentuje nikogo poza sobą, a póki co nie jest w stanie nawet narysować projektu pomnika Henryka Pobożnego, który chce ustawić w swoim rodzinnym mieście, o tym jak wygląda Polska z estetycznego punktu widzenia decyduje kto inny. On bowiem nie ma żadnej wizji, nie materializuje jej, a tylko gada. We Wrocławiu decydują władze Wrocławia, a w Polsce obecnie PiS i przez to właśnie, w myśl starożytnej chińskiej maksymy, każdy kto ma jakieś wąty do patriotycznych koszulek, książek Sumlińskiego i innych estetycznych aspektów nowej, polskiej rzeczywistości, jest normalnie zdrajcą. Tak by powiedział starożytny Chińczyk. Trzeba przemianować Halę Ludową na Halę im. księcia Józefa Poniatowskiego i zaczynać dzień od nowych kurantów, które powinny wydzwaniać melodię „Hej kto Polak na bagnety”, a nie organizować koncerty ku czci jakichś dawno zapomnianych szwabskich muzyków. Wrocław jest polski i będzie polski i nie ma się co wstydzić…

Tak się składa, że kiedy przyjeżdżam do Wrocławia zawsze słyszę narzekania. Prezydent zły, radni złodzieje, to zrobili nie tak, tamto jeszcze gorzej, most krzywy, domy się walą...a przecież mogło być tak pięknie. No, ale ten cholerny niemiecki konsulat przeszkadza, te pieniądze pieprzone ładowane w tych zdrajców uniemożliwiają patriotom jakikolwiek ruch i przez to jest tak jak jest. Jedni muszą zacisnąć zęby i żyć w tym upokorzeniu na miejscu, a inni decydują się na los wygnańca ekonomicznego w Chinach i stamtąd pouczają nas, maluczkich jak powinniśmy się starać o zachowanie polskości w miastach takich jak Wrocław.

Z Wrocławiem łączy mnie wiele ciepłych wspomnień i emocji. Lubię tam przyjeżdżać, bo jest to miasto z wielkim potencjałem. We Wrocławiu mieszka Pan Marek Natusiewicz, który robi dla naszego wydawnictwa tyle, że starczyłoby tego dla obdzielenia ze trzech niemieckich kompozytorów. Tak się składa, że ojciec Pana Marka, był znanym wrocławskim architektem. Co jakiś czas Pan Marek przypomina mi, że po jego ojcu, który prowadził w telewizji Trwam pogadanki o architekturze, na wzór pogadanek Wiktora Zina, zostało mnóstwo rysunków i szkiców. Ja udaję, że ledwo to słyszę, a Panu Markowi na pewno jest wtedy przykro. Dlaczego tak? Dlaczego ja tego nie wydam po prostu, tak jak wydaję inne rzeczy, nie oglądając się na nic. Powodów jest kilka, najważniejszy to ten, że Wrocławianie nie myślą o tym, by ich miasto stało się stolicą kultury, myślą o tym, jak tu dokopać Niemcom. Myślą o wybudowaniu pomnika Henrykowi Pobożnemu i spierają się o to czy z estetycznego punktu widzenia pomnik Bolesława Chrobrego jest dobry czy słaby. A pamiętajmy, że wybory estetyczne według starożytnych Chińczyków, determinują wszystkie inne. Jeśli więc ja napiszę, że ten Chrobry na pomniku wygląda jak agresywny pederasta, wódz parady równości, usadzony na ośle, to z całą pewnością będę zdrajcą Polski. Gdzie tu, przy takim diapazonie emocji i tak nikłych szansach na realizację czegokolwiek, można myśleć o rysunkach starego Pana Natusiewicza? Toż on te wszystkie szwabskie kamienice rysował? A gdzie projekt pomnika Henryka Pobożnego? A gdzie inne ważne rzeczy?

To jeden powód, dla którego tego nie wydaję. Drugi jest następujący: kiedy siedzę na targach, podchodzą do mnie różni niezwykle zasłużeni mieszkańcy miasta Wrocławia, dyskusja z nimi za każdym razem jest jakimś przeżyciem, a często wyzwaniem. Ja zaś z każdym moim pobytem w tym mieście utwierdzam się, że gdybym wydał tekę rysunków ojca naszego Pana Marka, ci wszyscy ludzie śmiertelnie by się na mnie obrazili. Bo w końcu kim ja do cholery jestem i dlaczego wyskakuję przed szereg? Czy pięć pokoleń mojej rodziny mieszkało we Wrocławiu? Czy tych rysunków nie powinien wydać urząd miasta? Ach nie, bo to niemieccy agenci, oni by zapytali – a kto to był ten Natusiewicz? No to może opozycja? Może „Solidarność walcząca” by to wydała? Nie da rady, oni są zbyt zajęci walką o polskość Wrocławia, tak są zajęci, że nie mają nawet czasu pomyśleć o pomniku Henryka Pobożnego. Trzeci powód dla którego nie wydaję prac Pana Natusiewicza jest taki, że nie mam ich gdzie sprzedać. Kiedy jednak otworzymy we Wrocławiu choć jeden punkt sprzedaży książek, a wierzę, że otworzymy, nawet jak mistrz pługa będzie z nas bardzo szydził i wołał, że to nic nie warte, że szkoda gadać, bo ważniejszy jest pomnik Pobożnego, to wtedy otworzy nam się też pole do negocjacji. No, a jak już te rysunki wydamy, to sprawdzimy na ile Wrocławianie są przywiązani do powojennej kultury swojego miasta, którą przecież sami tworzyli. Ja trochę żartowałem z tym małpiarzem i kapusiem, bo byli przecież w tym mieście ludzie dla kultury istotni, jak choćby Pan Natusiewicz. Tylko czy mistrz pługa o nim słyszał? Jako dyplomowany, wrocławski urbanista powinien, ale przypuszczam, że raczej nie słyszał. No, ale teraz za to usłyszy i będzie mógł się zamyślić raz jeszcze nad powojenną historią swojego miasta.

I jeszcze jedno na koniec. Mistrz pługa przypomina odezwę Fryderyka Wilhelma III zwaną odezwą „Do mojego ludu”. Jest to tekst adresowany do narodów monarchii, w którym władca składa podziękowanie za postawę w czasie najazdu francuskiego. Wymienieni są w nim Litwini, ale nie ma Polaków. Mistrz pługa, jak każdy kto wpadł w pułapkę ahistoryczności, widzi w tym zamach polską tradycję polityczną. Otóż Wilhelm taki zamach rzeczywiście przeprowadził, ale w tej odezwie chodzi o co innego. Polaków się nie wymienia, bo oni stanęli po stronie Francuzów, a Litwinów się wymienia, albowiem Litwini mieszkali także w Prusach Wschodnich. Król zaś dbał bardzo o to, by nikt z jego poddanych nie czuł się pominięty.

I jeszcze coś, prócz pana Natusiewicz, w powojennym Wrocławiu mieszkali też profesorowie ekonomii piszący ważne książki. I ja te książki będę wydawał. A jak już wydam, to może wybiorę się ze spadkobiercami praw autorskich, którzy mi to wydanie umożliwią, na koncert utworów jakiegoś mało znanego niemieckiego kompozytora…

 

 

Wszystkim serdecznie dziękuję za wsparcie naszego projektu komiksowego, który mam nadzieję, zostanie wydany już jesienią przyszłego roku. Będzie to wielki album poświęcony spaleniu Rzymu w roku 1527. Do tej pory udało się nam zebrać ¼ środków potrzebnych na produkcję. To wielkie osiągnięcie, szczególnie, że czas mamy przedświąteczny i ludzie mają ważniejsze wydatki niż mój komiks. Dziękuję wszystkim jeszcze raz za poświęcenie i wsparcie naszej sprawy.


 

Mam nadzieję, że do marca uda nam się zebrać całość. Oto numer konta


 

41 1140 2004 0000 3202 7656 6218


Wszystkich tradycyjnie zapraszam na stronę www.coryllus.pl i przypominam, że do 1 stycznia trwa duża promocja na niektóre tytuły. 

Targi Bytomskie odbędą się w przyszłym roku w pierwszy weekend czerwca, wszystkich już teraz serdecznie zapraszam


 

Przypominam, że nasze książki są dostępne w następujących punktach: księgarnia Przy Agorze, sklep FOTO MAG oraz księgarnia Tarabuk  

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości