coryllus coryllus
4826
BLOG

Neokolonializm Gazety wyborczej

coryllus coryllus Media Obserwuj temat Obserwuj notkę 123

 Nie ma to jak w nowy rok z rana poczytać sobie reportaże na portalu gazowni. Ach te słuszne ponad wszelką wątpliwość tezy, ach te szarpiące nerwy tytuły, ach te porównania pomiędzy czarną Afryką a Polską, ach ta fałszywa religia i zbawienny wpływ humanistów i ludzi kultury…

Zacząłem od reportażu o jakimś czarnym, który od dzieciństwa walczył w partyzantce Josepha Kony’ego, ustawionego przez kogoś na północy Ugandy gangstera, który „organizował państwo na zasadach wprost wziętych z Biblii”. W zasadzie nie jest to reportaż, ale relacja młodego reżysera o bohaterze jego nowego filmu. Tłem zaś tej gawędy jest Uganda i Joseph Kony.

Kony był świrem co się zowie, ale jego były żołnierz chwali swojego dowódcę, bo nie pozwalał nieletnim wojakom ani pić, ani palić, ani gwałcić. Musieli do tego dorosnąć. Szczegóły tego tekstu nie są ważne, albowiem reportaż jako forma, zdechł był już dawno temu i teraz może służyć jedynie jako pastisz i zabieg urozmaicający formę w powieściach. Autorzy gazowni jednak nie napiszą takich powieści, bo wyszydzą samych siebie. Muszą więc pisać te dramatyczne reportaże, te wynurzenia ciągnące się jak flak, a pisane w większości zza biurka. Zresztą nie ważne z którego miejsce obserwuje się ten cały dramatyczny świat. To nie ma znaczenia, albowiem, czego omawiany tekst jest przykładem, chodzi o to, by sprowadzić czytelnika do takiego stanu, by odnalazł jak najwięcej cech wspólnych z bohaterem tekstu.

Zaczyna się od rozmywania pojęcia „tożsamość”, które jest w tym tekście skojarzone z kolonializmem. Przed kolonializmem nie było tożsamości i wszystkim żyło się dobrze, potem się popsuło, bo Brytyjczycy nazwali jednych tak, a innych inaczej. Stąd się wzięło całe zło.

Wojny, jak wynika z tekstu, wybuchają bo pooznaczane przez kolonialną administrację plemiona zaczęły walczyć o władzę na obszarze zwanym Ugandą. Tak twierdzi młody reżyser filmu o złych czarnych zabijających ludzi w dżungli.

No, ale cóż nas to obchodzi? Otóż tekst opowiada o autorze książek i filmów który rozpoczął swoją karierę od książki o nazistach. A tak, o nazistach. Książka nosi ponoć tytuł „Łaskawe”. Potem pan ten znudził się książkami i zaczął kręcić filmy o byłych żołnierzach Armii Bożego Oporu, którzy są sądzeni w Hadze, a nie powinni bo zostali porwani jako dzieci przez jej bojowników. Kiedy widzę faceta, który ma około trzydziestki, jest rudy, piegowaty i wygląda jak klon Szczepana Twardocha, a zaczynał swoją karierę od książki o nazistach jestem zaniepokojony. Wiem bowiem, że nie ma w tym nic poza bardzo podstępną propagandą i żadne realia, jakże malownicze, jak wdzięcznie podkreślane urodą reportażowych fotografii nie mają tu znaczenia. Chodzi o coś innego. Moim zdaniem o przekonanie ludzi, że każdy kto bierze broń do ręki, nawet w obronie kraju, to potencjalny zbrodniarz i gwałciciel nieletnich. Poznaję to po tym, że tego rodzaju produkcji, to znaczy książek i filmów drobiazgowo analizujących sytuację polityczną gdzieś w dalekich krajach jest nieprzebrane mnóstwo. Większość z nich adresowana jest do czytelnika białego, żyjącego we względnym spokoju, który ma w nosie Afrykę i jej problemy, albowiem Afryka właśnie puka do jego drzwi i zaczyna stwarzać problemy na miejscu. Gazownia zaś, w myśl dyrektyw dawno temu spisanych na okoliczność występów w telewizji Staszka Supłatowicza, usiłuje zaszczepić niewiarę i poczucie winy w białych czytelnikach reportaży o czarnej Afryce.

Po czym poznajemy tę czarną intencję? Nie ma w tym tekście ani słowa o tym, jakie złoża znajdują się w Ugandzie, nie ma nic o tym kto utrzymywał tę całą Armię Bożego Oporu i zaopatrywał ją w broń. Mamy tam samą niedzielną psychologię i rozważania o tożsamości oraz o tym, że państwo nie chroni należycie obywateli. Mamy także kilka postaw ludzi ewidentnie winnych zbrodni, z których jedni są winni bardziej, a inni mniej.

Okay, ktoś powie, że przesadzam, że to tylko tekst do poczytania, taka rozrywka. Rozrywka? Doszliśmy do tego, że relacje z terenów objętych ludobójstwem uważamy za rozrywkę? Nieźle, ale to jest prawda niestety. I to i inne ciekawostki. Oto w empiku leży jak gdyby nigdy nic książka najbardziej demaskatorskiego polskiego pisarza – Wojciecha Sumlińskiego, oto w kiosku Kolportera mamy książkę-przepowiednię o tym, że w 2017 wybuchnie wojna z Rosją, autorem tej publikacji jest jakiś generał NATO, który chce nas ostrzec.

Nie wiem, czy starsi to pamiętają, ale w latach osiemdziesiątych, w miejscach takich jak kioski można było kupić sennik egipski i babiloński i one pełnił dokładnie tę samą funkcję co te generalskie przepowiednie. W tygodniku „Na przełaj” zaś drukowano reportaże Żakowskiego o takim samym natężeniu emocji jak dziś w gazowni. Tylko Sumliński jest w tym towarzystwie nowością. I do niego musimy się przyzwyczajać. No, ale jest już równo uprawnionym elementem układu zajmującego się tak zwaną edukacją społeczeństwa. To znaczy podsuwaniem niewinnym ludziom trucizny mającej na zawsze ukształtować ich światopogląd i zepchnąć z drogi, niełatwej, ale jedynej ważnej, drogi własnych doświadczeń i przemyśleń, w koleinę obrabianą przez gości, co zaczynają karierę literacką od gawęd o złych nazistach, a kończą na filmach do dobrych Murzynach.

Podsumujmy więc – żaden reportaż, żaden wywiad, ani w ogóle żaden tekst w prasie drukowanej od tak zwanego zwycięstwa demokracji nie służy ujawnieniu prawdy. To są jedynie coraz bardziej doskonalone narzędzia manipulacji, której celem jest sprowadzenie nas tutaj do poziomu bojowników armii Josepha Kony’ego. Najlepsze jest zaś to, że ci najbardziej wytresowani już w to wierzą i już próbują naprawiać wyrządzone przez nas zło.

Metoda ta weszła właśnie w nowy etap. Tę nową „jakość” poznajemy po Sumlińskim, który ma być gwarancją skuteczności największego fetyszu Polski ostatnich trzydziesty lat – pluralizmu. To nie jest żaden pluralizm moim zdaniem. To jest szczekaczka na ścianie w pokoiku zajętym przez junaków SP. Nic więcej. A najsłynniejszym junakiem SP był, jak pamiętamy, bohater serialu „Dom”, który przyjechał do Warszawy i tu chciał przeżyć coś niezwykłego i zobaczyć coś ciekawego. Jego zaś największym marzeniem, było ujrzenie Murzyna. Grał go znany nam dobrze Krzysztof Pieczyński. I władza ludowa zadbała o to, by sny jego stały się prawdą, ku nieopisanemu zgorszeniu „starej, przedwojennej inteligencji”. Przyjechał Murzyn, który w dodatku grał na trąbce. Jak widzimy nic się nie zmieniło. Dziś tak samo mamy junaków, mamy „starą inteligencję”, tylko władza ludowa gdzieś się schowała (na razie). Murzyn zaś nie gra już na trąbce, ale wymachuje karabinem. Z daleka jednak za bardzo nie widać co on tam dzierży w dłoni, a zresztą czy to ważne – trąbka, karabin….nieistotne, chodzi o to, by wszystko zostało po staremu.

 

Wszystkim serdecznie dziękuję za wsparcie naszego projektu komiksowego, który mam nadzieję, zostanie wydany już jesienią przyszłego roku. Będzie to wielki album poświęcony spaleniu Rzymu w roku 1527. Do tej pory udało się nam zebrać ¼ środków potrzebnych na produkcję. To wielkie osiągnięcie, szczególnie, że czas mamy przedświąteczny i ludzie mają ważniejsze wydatki niż mój komiks. Dziękuję wszystkim jeszcze raz za poświęcenie i wsparcie naszej sprawy.


 

Mam nadzieję, że do marca uda nam się zebrać całość. Oto numer konta


 

41 1140 2004 0000 3202 7656 6218

i adres pay pala gabrielmaciejewski@wp.pl


Wszystkich tradycyjnie zapraszam na stronę www.coryllus.pl 

Targi Bytomskie odbędą się w przyszłym roku w pierwszy weekend czerwca, wszystkich już teraz serdecznie zapraszam


 

Przypominam, że nasze książki są dostępne w następujących punktach: księgarnia Przy Agorze, sklep FOTO MAG oraz księgarnia Tarabuk  


Przypominam też, że w sklepie Bereźnicki w Krakowie przy ul. Przybyszewskiego 71 można kupić komiksy Tomka.

 

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura