coryllus coryllus
1405
BLOG

Ludzie nieuwikłani

coryllus coryllus Media Obserwuj temat Obserwuj notkę 3

 Sprawa jest stara i w zasadzie nie byłoby już o czym gadać, bo autor nie żyje, czarnemu charakterowi tej historii przycięto pazury i spiłowano zęby, a świat wygląda zupełnie inaczej, ale….

Oto w 2012 roku Glaukopis wydał tom wspomnień Piotra Skórzyńskiego zatytułowany „Człowiek nieuwikłany”. Są to wspomnienia opozycjonisty, który siedział w więzieniu razem z Adamem Michnikiem i opisywał w tej książce, jakim to Michnik był bohaterem, na kogo się w tym więzieniu stylizował i w jakie cele mierzył. Książka wywołała oczywiście odpowiednie reakcje i Adam Michnik, po raz nie wiem już który wypowiedział do Skórzyńskiego, tak jak i do innych autorów te znamienne słowa świadczące o tym, że jest półbogiem, rzekł mianowicie, że Skórzyński jest skończony. I coś rzeczywiście musiało być na rzeczy, albowiem Piotr Skórzyński popełnił samobójstwo. Ja te informacje zaczerpnąłem z pisma Bibuła, z roku 2013, o tu jest link http://www.bibula.com/?p=69210

Ciekawe jest to, że prawami autorskimi po śmierci Skórzyńskiego powinna dysponować żona, ale jednakowoż nie dysponuje, albowiem brat zmarłego wniósł pozew do sądu i ten sąd orzekł co następuje:


Sąd Okręgowy w Gdańsku postanowił przychylić się do wniosku powodów i: „udzielić zabezpieczenia roszczeniu uprawnionych Jana Skórzyńskiego i Zygmunta Skórzyńskiego o zaniechanie naruszania autorskich praw majątkowych poprzez zakazanie pozwanej funacji „Glaukopis” (…) wprowadzania do obrotu egzemplarzy książki „Człowiek nieuwikłany. Wspomnienia z PRL” oraz jej promocji na stronie internetowej www.glaukopis.pl”.


Ja nie rozumiem co to znaczy „udzielić zabezpieczenia” i dlaczego sąd tego zabezpieczenia udzielił, zakazując dystrybucji niewinnej książki, ale przychodzą tutaj prawnicy, więc pewnie nam wyjaśnią.

Nie będę się rozwodził nad zawartością wydanej przez Glaukopis książki, bo tam rzeczywiście jest sporo szyderstwa z tej naszej opozycji, z jej odwagi i heroizmu, a także z różnych obyczajowych sprawek. Nie będę też prowadził śledztwa w sprawie samobójstwa autora, bo nic nie wiem o okolicznościach.

Na kilka spraw jednak chcę zwrócić uwagę, autor był dzieckiem Zygmunta Skórzyńskiego, który już w latach pięćdziesiątych zakładał kluby dyskusyjne na UJ, między innymi klub Logofagów, za co go aresztowano na trzy miesiące. Potem działał w Klubie Krzywego Koła i jako socjolog zajmował się socjologią czasu wolnego. To jest moim zdaniem jeszcze lepsze niż filozofia spotkania, ale niech tam….

Bratem zaś zmarłego jest Jan Skórzyński, którego Lisicki wywalił z roboty w Rzepie w roku 2007, a który redagował wydany przez Kartę słownik Opozycja w PRL. To właśnie obaj wymienieni panowie domagali się tego zabezpieczenia roszczeń. Ich biografie są ogólnie dostępne w wikipedii, więc nie ma sensu, bym się tu na ich temat rozpisywał.

Jedno mnie tylko dziwi, dlaczego Glaukopis mając w ręku ważną i, jak widzimy po reakcji głównych zainteresowanych blokadą, ciekawą książkę nie zacznie jej po prostu rozdawać? Czy podarunki są także wprowadzaniem do obrotu? Co kto potem zrobi z tym prezentem, to nie jest przecież sprawa Glaukopisu, a promować książkę można na innych stronach, sąd nie wyda przecież zakazu umieszczania jej wszędzie. I nie wyda przecież zakazu, że nikt na całej planecie nie może o tej książce pisać.

Taka to historia, ale odsuńmy się od niej na razie, choć jest bardzo rozwojowa i spróbujmy połączyć ją giętkim przegubem z inna historią, bardziej współczesną. Potrzebny nam będzie do tego Adam Michnik i jego cudowna moc, która sprawia, że jedne książki żyją, a inne umierają wraz z autorami. Jak to jest, że jeden człowiek, redaktor naczelny gazety, ma tam ogromny wpływ na rynek książki? Nie na cały przecież, powie ktoś, a tylko na ten, który dotyczy najnowszej historii. No tak, rzeczywiście o Wałęsie można pisać i Michnik tego nie zablokuje, nie zablokuje tego nawet sam Wałęsa. Michnik ma jednak na coś tam wpływ, na co? Na tych ludzi, którzy pragną z niezrozumiałych powodów demaskować opozycję demokratyczną i na tych, którzy chcą ją gloryfikować. Tych pierwszych pan Adam strąca w nicość, a tym drugim, z ojcowską troską, podpowiada, co mają robić, by ich dzieło było piękne i prawdziwe. Zastanówmy się więc, czy warto w ogóle się tym zajmować, skoro ten okres naszej historii został już tylekroć zdemaskowany, a sam Michnik nie ma nawet połowy tego znaczenia, które miał w latach dziewięćdziesiątych. Moim zdaniem warto o tyle, o ile zostanie zdemaskowany mechanizm zakazów publikacji Adama Michnika. Jak widzimy na przykładzie Piotra Skórzyńskiego i jego książki, w roku 2012 sąd nie zawahał się i publikacja zniknęła z rynku. Ciekawe jak byłoby dzisiaj? Czy Adam Michnik też mógłby swoją czarodziejską mocą sprawić, żeby jakaś książka dostała zakaz dystrybucji. Bo tu tkwi sedno – zakaz dystrybucji. Michnik sam z siebie nie może nikomu niczego zakazać i pewnie dobrze wie, że jak ogłosi, że jakiejś książki nie należy czytać ludziska hurmem polecą do księgarń, żeby ją wykupić. Stąd jego polityka dystrybucyjna jest o wiele delikatniejsza i przez to bardziej skuteczna. Przeciwstawić się jej można tylko poprzez kolejne próby edytorskie, nie ma innej drogi. Tylko wciąż ponawiane wydania książek, które się nie podobają Michnikowi, odbiorą mu moc i jasno pokażą, gdzie jesteśmy i z kim musimy się mierzyć. No, ale póki co nikt takich wydań nie przewiduje.

Powróćmy do tematu dystrybucji, który w mojej ocenie ściśle łączy się z tematem dotacji. Mamy z jednej strony „wszechwładnego” Michnika, który realnie potrafi wpłynąć na dystrybucję, a z drugiej mamy książki i wydawnictwa dotowane. Czy jest dotacja? Jaki rodzaj czarów reprezentuje organizacja rozdzielająca pieniądze na wydanie tej czy innej książki? Otóż ona sprzedaje pewien rodzaj złudzeń. Taki mianowicie, że ten kto weźmie pieniądze staje na lepszej pozycji dystrybucyjnej, bo mało tego, że książka się ukaże bez kłopotów, to jeszcze wszystkie księgarnie ją wezmą. Ta polityka uprawiana jest już długie lata i jej efektem jest całkowity upadek księgarstwa w Polsce. Ludziom się tego nie wytłumaczy, bo wydawcy uwikłani w dystrybucję propagandy, a tego w istocie dotyczy dotacja, nie powstrzymają swojej ręki, która wyciąga się po gotówkę, nie cofną jej i nie odwrócą się ze wstrętem. - Kiedy bowiem dają – to brać, jak nam to kiedyś zaśpiewał Zbigniew Hołdys.

Skala złudzeń dotyczących dystrybucji jest przeogromna. Oto Instytut Książki wysyła na targi w Londynie grupę wydawców i jedenastu aż autorów z Polski. Stoisko na tych targach będzie kosztowało 3 miliony złotych. Część wyłoży instytut, część wydawcy, a koordynatorem całej imprezy jest Mariusz Cieślik. To jest moim zdaniem horrendum tak wyraziste, że nie sposób go wyśmiać. Tutaj minę trzeba mieć ponurą. Polska zapłaci organizatorom, a tam organizatorom, Londynowi zapłaci, 3 miliony haraczu, za niemożliwość dystrybucji polskich książek w Wielkiej Brytanii. Chyba nikt tu nie wierzy, że jakikolwiek brytyjski czytelnik zainteresuje się książką Miłoszewskiego czy Dehnela? Żeby coś takiego nastąpiło, trzeba by tym czytelnikom dopłacić, dać im pieniądze do ręki. My zaś na razie płacimy za możliwość ustawienia swojego pawilonu na targach. Tam zaś będziemy sprzedawać pewien rodzaj złudzeń, które posłużą w praktyce tylko temu, by księgarnie w Polsce upadły jeszcze niżej, bo nikt nie będzie kupował zaproszonej do Londynu Tokarczukowej, Domosławskiego, czy wreszcie Dariusza Karłowicza, publicysty konserwatywnego, redaktora naczelnego Teologii Politycznej, bo i on tam jedzie. Dlaczego, choć wszystko jest jasne, my ten haracz jednak płacimy? O to należałoby spytać chyba tych wszystkich ludzi, którzy mają jakiś związek z blokadą rynkową książki Skórzyńskiego. Może najpierw jego brata Jana, który zrobił wywiad z Komorowskim i nazwał go „Zwykły polski los”. Co też jest w pewien sposób znamienne. Wszyscy ci ludzie bowiem aspirują do normalności i normalnością próbują nas kokietować, co w świetle faktów jakimi opleciona jest ich ziemska egzystencja wygląda nader komicznie. Jedno jest pewne, oni mają o dystrybucji wiedzę prawdziwą, dotykającą realiów krajowych, choć nie londyńskich. Zacznijmy więc od nich. Czy jakiś dziennikarz się odważy? Może Lisicki? A może jakiś inny, nieuwikłany?


Cóż my możemy przeciwstawić tym specjalistom od zwykłych, polskich losów, które za jasną cholerę nie mogą być dystrybuowane w żadnej księgarni, bo samo ich położenie w witrynie spowoduje upadek sklepu. My możemy jedynie przedstawiać niezwykłe, polskie losy i oto przed nami właśnie taki los. Od wczoraj sprzedajemy II tom wspomnień Hipolita Korwin Milewskiego, którego życie i przygody są tak odległe od życia i przygód Bronisława Komorowskiego, opisanych przez Skórzyńskiego, jak kresowy pałac od biura Urzędu Bezpieczeństwa w mieście Częstochowa. Zachęcam do lektury.


Teraz ogłoszenia

Nasze książki, prócz Tarabuka, księgarni Przy Agorze i sklepu FOTO MAG dostępne będą w księgarni przy ul. Wiejskiej 14 w Warszawie, a także w antykwariacie Tradovium w Krakowie przy ul. Nuszkiewicza 3 lok.3/III oraz w księgarni Odkrywcy w Łodzi przy ul. Narutowicza 46. Komiksy zaś są cały czas do kupienia w sklepie przy ul przy ul. Przybyszewskiego 71 , także w Krakowie. Zostawiam Wam także link do elektronicznego indeksu naszych publikacji, który stworzył dla nas Pan Marek Natusiewicz. Prace są już ukończone i w indeksie są wszystkie nazwiska z naszych publikacji. Oto link:

http://www.natusiewicz.pl/coryllus/

Wszystkim serdecznie dziękuję za wsparcie naszego projektu komiksowego, który mam nadzieję, zostanie wydany już jesienią tego roku. Będzie to wielki album poświęcony spaleniu Rzymu w roku 1527. Do tej pory udało się nam zebrać ponad połowę środków potrzebnych na produkcję. Dziękuję wszystkim jeszcze raz za poświęcenie i wsparcie naszej sprawy.

Mam nadzieję, że do marca uda nam się zebrać całość. Oto numer konta

41 1140 2004 0000 3202 7656 6218

i adres pay pala gabrielmaciejewski@wp.pl

Wszystkich tradycyjnie zapraszam na stronę www.coryllus.pl

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura