coryllus coryllus
1354
BLOG

O istotnych różnicach pomiędzy socjalistą a narodowcem

coryllus coryllus Patriotyzm Obserwuj temat Obserwuj notkę 4

 Mam nadzieję, że przyjedzie tu dziś Ojciec Wincenty bo mam dla niego niespodziankę, a nie dość, że niespodziankę, to jeszcze sprawę do załatwienia, ale tę przekazałem w liście. Zaczniemy od zagadki. Z jakiej publikacji, czyjego autorstwa, pochodzi niniejszy fragment:


Nie ma lepszego sposobu zrozumienia ducha elity polskiej końca XVIII wieku niż zapoznanie się z pismami Stanisława Staszica. Był on dzieckiem swojego czasu, wykształcił swój umysł, podobnie zresztą jak Hugo Kołłątaj i inni mu współcześni, na dziełach pisarzy zachodnich. Był uczniem Russa i racjonalistów. A jednak wskazania jakie dał w „Uwagach nad życiem Jana Zamoyskiego” i „Przestrogach dla Polski”, są oparte na mocnej podstawie realizmu politycznego i uznaniu przewag interesów zbiorowości nad interesami jednostki. Widać to już z pełnego tytułu Przestróg, bo są one jak powiada Staszic wyprowadzone z „teraźniejszych politycznych Europy związków i praw natury”. Prawa natury – to teoretyczne zasady, na których oparł się Staszic, „teraźniejsze polityczne Europy związki” (dziś powiedzielibyśmy – panujące w Europie stosunki) – to konieczności wynikająca z ustroju politycznego i układu społecznego w innych krajach zwłaszcza sąsiadujących z Polską. Istniał tam oświecony absolutyzm, jednostka była bezwzględnie poddana wymogom interesu państwowego. Czyż mogła się ostać Polska ze swym brakiem rządu, skarbu i wojska i z zupełną wolnością obywateli – szlachty? Nie – odpowiada Staszic na to pytanie, mimo że potrafił wymownie przedstawić jakie naród żyjący „wedle prawa natury” winien mieć urządzenia wewnętrzne i jaki winien być jego stosunek do innych narodów. Bo „jeżeli w innych narodach już naruszone prawa człowieka, jeżeli w krajach sąsiednich już wolność i własność zgwałcona, na ten czas Rzeczpospolita w stanowieniu praw politycznych i cywilnych musi koniecznie, stosując się do wzrostu zewnętrznego gwałtu, końcem obrony, także u siebie określić i uszczuplić obywatelską wolność i własność.


Nie będę ciągnął tego cytatu, choć mógłbym, bo dalej są jeszcze ciekawsze rzeczy i autor pisze, że Staszic to taki polski Machiavelli, a w dodatku odróżnia to co jest od tego co powinno być i skoro nie ma już, panie dziejaszku wyjścia, to trza kraść ile wlezie dla dobra państwa i te wolności przebrzydłe ograniczać. Inaczej zrobią to za nas obcy, a wiadomo, że w swoim więzieniu zawszeć to przyjemniej, bo i ze strażnikiem idzie pogadać i z zapuszkowanym po sąsiedzku przestępcą-właścicielem. Swojski złodziej-urzędnik także jakoś tak milszy sercu niż obcy. Nie ma więc co czekać, trza reformować to państwo, kłaść te podwaliny przyszłego ustroju, z którego wreszcie powolutku wyjdziemy na niwy prawdziwej wolności. Takiej wiecie, z ZUS-em, KRUS-em i abonamentem telewizyjnym.

No dobrze, czas zdradzić skąd pochodzi ten pean na cześć Staszica i kto jest jego autorem. Otóż jest to fragment grubej księgi, która nosi tytuł „Historia Ligii Narodowej. Okres od 1887 do 1907”, a jej autorem jest Stanisław Kozicki. Pan ten wydał także w swoim czasie biografię Garibaldiego, gdzie nazywa swojego bohatera szlachetną duszą, czy jakoś podobnie. W jego książce o Lidze narodowej są rzeczy znacznie straszniejsze niż ten Staszic, ale jego wziąłem ze względu na ojca Wincentego, którego myśli często obracają się wokół tej postaci.

Jak widzimy po tym krótkim fragmencie, zarówno Staszic, jak i jego apologeta niczego ale to niczego nie rozumieli z otaczającej ich rzeczywistości. Skoro w Prusach okradziono ludzi i Kościół, a wcześniej za Piotra, to samo uczyniono w Rosji z cerkwią, to nie ma się co ochrzaniać, u nas musi być tak samo, bo inaczej zginiemy. Szaleństwo to bierze się wprost z faktu, że zarówno Staszic jak i Kozicki bardzo serio traktują te rzekome prawa natury, a także stosunki w Europie. Oni są wręcz tym zafascynowani, są również zafascynowani postaciami, które doprowadziły do zbudowania oświeconego absolutyzmu, a na dokładkę uważają, że to jest konieczny etap – ten absolutyzm – w ewolucji – tak, tak, ewolucji – społeczeństw, które dążą do szczęścia obywateli i poddanych.

Dobrze wiemy, że wszystko to, cały ten zbiór myśli, to rojenia znajdujące się całkowicie poza praktyką polityczną. Ta zaś obraca się wokół kilku zmiennych, które łatwo rozpoznać, spozycjonować i zbudować wokół nich doktrynę państwa, wspartą na jakiejś filozofii, sprokurowanej na poczekaniu przez wynajętego gdzieś na prowincjonalnej akademii mędrca. Tak działały oświecone absolutyzmy, ale ani Staszic, ani Kozicki tego nie widzą. Oni wiedzą, że trzeba zacząć od jumy. Tylko dla kogo kraść? Tego niestety nam nie zdradzają. Domyślam się jednak, że dla narodu. A może lepiej powiedzieć - dla dobra narodu. Pozostaje więc tylko ustalić kto personalnie był w Polsce uważany za „dobro narodu” (nie mylić z „dobrem narodowym”). O tym za chwilę, najpierw przyjrzyjmy się tym zmiennym i całej tej mechanice politycznego sukcesu absolutyzmu. Najłatwiej to prześledzić na przykładzie Prus. Oto Fryderyk Wilhelm I, król kapral, który nie angażuje się przytomnie w żadną wojnę, ale za to szkoli armię. Jego syn, mówiący wyłącznie po francusku i cały czas dający wyraz swojej fascynacji francuskim oświeceniem, znajduje się, o czym mało kto pamięta, pod stałym politycznym wpływem Londynu. Raz o mało go ci Anglicy nie porwali, ale w porę się zorientowano, co się święci. Ojciec się tak wściekł, że o mało tego Frycka nie zabił. Papa gromadził armię i pieniądze, żył skromnie i nie miał długów, przez co jego syn dysponował narzędziem, którego w ówczesnej Europie nie miał nikt – niezadłużonym, uzbrojonym po zęby państwem. Państwo to zagarnęło Śląsk. Zasoby zgromadzone przez ojca się wyczerpały, ale to nic, zdobyto nowe bogate ziemie. I tu właśnie mamy tę pierwszą zmienną, są nią koszta reprezentacyjne. Prusy nie miały żadnych kosztów reprezentacyjnych przez cały czas panowania Fryderyka Wilhelma I, a co za tym idzie wzrastało zaufanie banków do tego kraju, szczególnie banków angielskich. Po zajęciu Śląska, banki te otworzyły nowemu królowi kredyt i zajął się on – na kredyt – modernizacją nowej, bogatej dzielnicy w oparciu o specjalistów zza granicy, głównie ze Szkocji i Anglii. Tradycję tę kontynuowali jego następcy na znacznie większym obszarze, zagrabionym Polsce. Zaufanie banków wobec Berlina było bowiem tak wielkie, że pozwalano temu Berlinowi na wszystko w zasadzie. Zaufanie banków – to kolejna zmienna, ważna dla oceny wypadków. Kolejną zaś niech będzie propaganda, czyli uzasadnienie tego co kłębi się pomiędzy krawędzią z napisem „koszta reprezentacyjne”, a tą drugą, gdzie widać litery układające się w wyrazy „zaufanie banków”. Propagandę Prus robiły uniwersytety i to była sprawa znacznie poważniejsza niż XVIII wieczni francuscy dziennikarze zwani nie wiedzieć czemu filozofami.

Pora zdradzić w czyim imieniu okradano w Prusach ludzi i w czyim imieniu ograniczano ich wolności? Wszyscy to wiedzą, w imieniu dynastii Hohenzollern, bandy satanistów, których tradycje sięgają głęboko w wiek XV. W czyim zaś imieniu chciał okradać Polaków Staszic? No w imieniu „dobra narodu”. Kim zaś byli ludzie reprezentujący to dobro? No tymi, którzy rozumieli właściwie „prawa natury” i „stosunki europejskie”. Czy to oznacza, że mogli być oni wprost przysłani tutaj przez różnych absolutystycznych jumaczy? Nie inaczej. Być może oni sami nie rozumieli swojej roli, ale uwiedzeni potęgą i wymownością jaką zobaczyli w państwach sąsiednich, chcieli to samo urządzić w Polsce. Ponieważ jednak nie było u nas ośrodka władzy, na miarę tego berlińskiego, nie mówiąc już o petersburskim, uznali, że to oni będą tą miarą, która posłuży jako główny moduł w czasie prac renowacyjnych w państwie. I z tego pułapu do dziś w Polsce nie zszedł nikt, ani żaden polityk, ani żaden myśliciel, ani żaden autor.

Fascynacja Staszicem wyrażona na kartach księgi Stanisława Kozickiego przekonuje nas, że politycy określający się mianem „narodowych” nie mieli zamiaru zmieniać tych koncepcji, a jedynie wzbogacić je o ten dziwny przymiotnik – narodowy. I tu tkwi pierwsza różnica pomiędzy nimi a socjalistami. Druga zaś jest taka, że wierzyli oni (strach pomyśleć, kto ich do tego przekonał), że naród – a co tam naród – mówmy jak jest – etnos, że ten etnos, poprzez swoją wewnętrzną moc i przyrodzone zalety, które będą w nim stopniowo wzmacniane przykładem jaki daje elita, zyska władzę. A nie dość, że władzę, to jeszcze ekonomiczną potęgę. O ile socjaliści wierzyli w organizację, kłamiąc w żywe oczy, że wierzą w masy, o tyle narodowcy wierzyli w elitę, która z narodu się wywodzi i narodowi będzie świecić. Myślę, że gdyby ktokolwiek w Prusach za panowania Fryderyka Wilhelma I wystąpił publicznie z takimi koncepcjami, zostałby rozstrzelany bez sądu. Dla dobra i ku chwale ojczyzny rzecz jasna. No, ale w Polsce podobne bajki cieszyły się wzięciem i cieszą się nim nadal. Musimy sobie powiedzieć jasno – żaden etnos, nigdy w całej historii świata, nie dzierżył żadnej władzy. Więcej, im gęściej procentowo ów etnos się gdzieś tam, między jakimiś rzekami czy górami kokosił, tym mniejsza była jego władza nad danym obszarem. Tę zaś wyznaczały zawsze dwie zmienne – stosunek kosztów reprezentacyjnych do zaufania banków obudowane propagandą, czyli doktryną, jak sobie tutaj lubimy pisać. Polacy i ludzie Polaków i ich kulturę naśladujący dzierżyli władzę jako elita i organizacja finansowa strzegąca handlu zbożem i wołami. Etnos, który mieszkał wokoło nie miał żadnego znaczenia, mógł jedynie aspirować. Koszta reprezentacyjne naszej organizacji były dość spore, ale ich funkcja była inna niż funkcja niskich kosztów reprezentacyjnych w Prusach XVIII wieku. Zaufanie banków do naszej organizacji było tak wielkie, że nikomu to nie przeszkadzało, a do tego jeszcze przyciągało do tej struktury rzesze obcych, którzy chcieli być tacy sami i mieć takie same widoki na przyszłość. Cała ta organizacja, pełna – jak zawsze i wszędzie, gdzie w grę wchodzą pieniądze – różnych sprzeczności, przeradzających się czasami w otwartą wrogość, cementowana była przez kastę kapłańską, która reprezentowała organizację globalną. Pracująca pełną parą, do początku XVI w. machina propagandowa wroga naszej organizacji, doprowadziła w końcu do tego, że ludzie tacy jak Staszic uwierzyli iż nie ma innego wyjścia, jak jej uwierzyć. Nie ma i trzeba w cholerę odebrać cystersom te huty i zarządzać nimi po swojemu. I wiecie co się stało? Po pięciu latach od wdrożenia w życie swoich koncepcji ułożonych wedle praw natury i znajomości współczesnych stosunków europejskich, pan Staszic osiągnął aż 80 procent tego, co bez znajomości tychże spraw osiągali cystersi w swoich do niedawna przedsiębiorstwach.

Co z politykami narodowymi zapytacie? No, o tym już było. Kiedy okazało się, że przestali być potrzebni, bo etnos jednak nie będzie sprawował władzy, baron Maurycy Rotszyld wyprosił ich za drzwi. No i zostali sami ze swoją doktryną, która ma dokładnie te same korzenie i tę samą strukturę co doktryna socjalistyczna. Tyle, że tamta ma jeszcze rewolwer i gotowa jest rabować z bronią w ręku, stąd banki mają do niej większe zaufanie. Co z kosztami reprezentacyjnymi? W imię uczciwości, szczęścia ludu i ogólnej poprawy wszystkiego, zostały one obniżone do niezbędnego minimum. Wszyscy mają te same krawaty i tużurki. Kupowane w tych samych składach z konfekcją, która została wyprodukowana w tych samych, zagarniętych właścicielom fabrykach, zarządzanych teraz przez oświeconych przedstawicieli „dobra narodu”.



W sklepie FOTO MAG zostały następujące numery Szkoły nawigatorów

SN 2 – 22

SN 3 – 29

SN 4 – 17

SN 5 – 39

SN 6 –  brak

SN 7 –   7

SN 8 – 17

SN 9 – 16

SN 10 – 13 

SN 11 – 18

SN 12 – 31

SN 13 – 35

SN S –   6

A tutaj proszę – zajawka nowej edycji Bytomskich Targów Książki „Rozetta”.

https://www.youtube.com/watch?v=W-ijzjo1XjE

Przypominam także, że w sprzedaży mamy już II tom wspomnień Hipolita Korwin Milewskiego

Teraz ogłoszenia

Nasze książki, prócz Tarabuka, księgarni Przy Agorze i sklepu FOTO MAG dostępne będą w księgarni przy ul. Wiejskiej 14 w Warszawie, a także w antykwariacie Tradovium w Krakowie przy ul. Nuszkiewicza 3 lok.3/III oraz w księgarni Odkrywcy w Łodzi przy ul. Narutowicza 46. Komiksy zaś są cały czas do kupienia w sklepie przy ul przy ul. Przybyszewskiego 71 , także w Krakowie. Zostawiam Wam także link do elektronicznego indeksu naszych publikacji, który stworzył dla nas Pan Marek Natusiewicz. Prace są już ukończone i w indeksie są wszystkie nazwiska z naszych publikacji. Oto link:

http://www.natusiewicz.pl/coryllus/

Wszystkim serdecznie dziękuję za wsparcie naszego projektu komiksowego, który mam nadzieję, zostanie wydany już jesienią tego roku. Będzie to wielki album poświęcony spaleniu Rzymu w roku 1527. Do tej pory udało się nam zebrać ponad połowę środków potrzebnych na produkcję. Dziękuję wszystkim jeszcze raz za poświęcenie i wsparcie naszej sprawy.

Mam nadzieję, że do marca uda nam się zebrać całość. Oto numer konta

41 1140 2004 0000 3202 7656 6218

i adres pay pala gabrielmaciejewski@wp.pl

 

Wszystkich tradycyjnie zapraszam na stronę www.coryllus.p

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo