coryllus coryllus
1169
BLOG

Burleska czy noc kupały?

coryllus coryllus Film Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

 Dawno temu puszczali w telewizji polskiej program zatytułowany „W starym kinie”. Prowadził go pan w okularach – Stanisław Janicki. Grasejował on w sposób niezwykle dystyngowany i ciekawie opowiadało filmach, do których prawa dawno wygasły, albo takich, co to je telewizja polska mogła kupić za psi grosz od Amerykanów. O tym, że pan trochę ściemnia, a momentami plecie bez sensu przekonałem się dużo później. Jako mały chłopiec oglądałem zarówno te jego pogadanki, jak i filmy, które prezentował. Pan Janicki żyje jeszcze i nawet udziela wywiadów. Od niego po raz pierwszy usłyszałem słowo burleska. Stanisław Janicki tłumaczył, że burleska jest wtedy kiedy Flip i Flap rzucają w siebie tortami i jajkami, a reszta facetów lata wokół stołu i wyrywa sobie coś z rąk, albo pierze się po gębach. To nie jest prawda, bo amerykańska burleska to coś zupełnie innego. Dziś wszyscy to już wiedzą, ale nie zaszkodzi przypomnieć. Centralną postacią burleski jest goła baba, na coś tam wystylizowana. Do gołej baby dodana jest piosenka, albo kilka piosenek i jakieś skecze. Program przeznaczony jest w zasadzie dla mężczyzn, ale dziewczyny też chodzą na burleskę, żeby pooglądać inne dziewczyny. Napisałem chodzą, bo burleska istnieje do dziś i jak ktoś ma ochotę, to nawet w Warszawie może sobie znaleźć odpowiedni lokal i tam zobaczyć jak to wygląda. I teraz uwaga – burleska to jest goła baba z ambicjami artystycznymi. Taki program trzeba przygotować, ktoś to musi zaaranżować, zgrać muzykę z choreografią i takie tam inne. Nie jest to zwykłe zdejmowanie majtek w knajpie pilnowanej przez grubego Rycha. Poznajemy to po tym, że wejściówka jest droższa. Ja, przyznam się otwarcie, na burlesce nigdy nie byłem. Ale znam takich co byli i mówią, że jest to do wytrzymania. No, a co do tego, że istnieją znawcy burleski, nawet w Polsce, nie muszę Was chyba przekonywać. Ma burleska jedną wielką przewagę nad innymi estradowymi występami i ta przewaga zjednuje temu rodzajowi sztuki wiele sympatii. Ja przynajmniej odnoszę się do burleski cieplej niż do innych występów, na przykład tych w teatrze Krystyny Jandy. Burleska nie bierze pieniędzy z budżetu. Ktoś powie – łatwo panu mówić – jak ktoś ma wielkie cycki i okrągły tyłek, to zawsze sobie poradzi...a co ma powiedzieć pani Krysia. Jest już w leciech i realizuje ambitny program, dla inteligencji. Cóż ja na to? Życzyłbym pani Krysi, żeby udało jej się utrzymać poziom tych warszawskich burlesek. Może nie musiałaby pisać tych upokarzających wniosków o dotacje.

Myśl o burlesce naszła mnie wczoraj kiedy czytałem komentarze pod tekstem. Oto Rozalia zaczęła dołączać linki do różnych dziwnych, dotowanych zapewne z budżetu imprez, które mają udawać pogańskie obrzędy. Jak wiecie mam dość wyrazisty pogląd jeśli idzie o te obrzędy, podobnie jak o wszelkie inne rekonstrukcje, epatujące „dawnością’ i „autentyzmem”. Z grubsza rzecz biorąc jestem zwolennikiem sztuki estradowej bardziej nowoczesnej, bo uważam ją za prawdziwszą. Zacznę może jednak od anegdoty. W dawnych czasach, kiedy nikomu się jeszcze nie śniło, że w Warszawie może być burleska, czołowym neopogańskim guru w kraju był pan grający Tomaszka w serialu Noce i dnie. Tomaszek był dzieckiem wyrodnym, pijakiem i durniem, którego nie można było spuścić z oka. Powykańczał wreszcie swoich rodziców i poszedł gdzieś w świat. Aktor, który go grał, zajmował się organizowaniem w szkołach i domach kultury przedstawień z cyklu „jak drzewiej bywało”. Pokazywał tak różne związane z kultem słońca obrzędy, co to je sam wcześniej wymyślił, angażował do tego innych aktorów i czasem pokazywał się w towarzystwie Lecha Emfazego Stefańskiego. No i dostawał pieniądze z budżetu. Tak się złożyło, że przy kolejnej zmianie władzy pieniądze te dzielić zaczął mój kolega przeżywający akurat, w związku ze swoimi licznymi grzechami, nawrócenie na wiarę katolicką. Był ten mój kolega wówczas mężczyzną w pełni sił, potężnym i wyrywnym tak w słowie jak i w czynie. Dlatego właśnie potrzebne mu było to nawrócenie. Urzędowanie zaczął od wystawienia na swoje biurko obrazka Matki Bożej z Częstochowy. Tak ten obrazek ustawił, żeby go wszyscy widzieli już ode drzwi. Rzecz jasna pokasował także wszystkie dotacje dla Tomaszków, Lechów Emfazych Stefańskich i innych oszustów, co lepiej wiedzieli jak drzewiej bywało. Pokasował i spokojnie czekał w swoim gabinecie na rozwój wypadków. I oto dnia pewnego drzwi otworzyły się z hukiem i stanęli w nich ubrani odświętnie i dobrze na rozmowę przygotowani Tomaszek ze Stefańskim. Już to chyba kiedyś opowiadałem, ale ta historia jest niezwykle budująca, więc nie zaszkodzi opowiedzieć ją jeszcze raz. Chcę być dobrze zrozumiany – ta wizyta nie miała nic wspólnego z burleską, za to wiele z wizytą diabła w starym, nieczynnym młynie.

- Miszczu, gdzie kasa – zagaił Stefański, a Tomaszek uśmiechnął się…

- W du...ie – mój kolega na to, albowiem nie nawrócił się wtedy jeszcze całkiem i niektóre złe nawyki dręczyły go chwilami mocno.

- My tu panie, my tu – zaczął Tomaszek – kulturę krzewimy…

- W du...ie – powtórzył mój kolega, albowiem nie chciało mu się gadać z Tomaszkiem, wszak to Lech Emfazy był głównym daniem tego dnia….

Ten tylko brew uniósł i wskazując palcem na stojący na biurku obrazek już coś bełkotać kącikiem ust zaczynał. Nie dokończył, albowiem kolega mój, od tej niezwykle lapidarnej wypowiedzi, którą zaczął rozmowę przeszedł od razu do czynów, a że był wtedy jeszcze zdrowy, Tomaszek zaś ze Stefańskim, żadnych ponad te obrzędy pogańskie wysiłków fizycznych nie preferowali, przeto od razu zyskał nad nimi przewagę, którą potem powiększył jeszcze wezwany z dołu strażnik. Ktoś powie – jak to – w urzędzie, na ludzi napadać, nieznajomych? Jakich tam nieznajomych. Tomaszka wszyscy znali z serialu, to po pierwsze, a z racji wykształcenia i intensywnego życia towarzyskiego na studiach i tuż po nich kolega mój doskonale wiedział kim jest i czym się zajmuje Lech Emfazy Stefański. Tak więc rozmowa odbyła się pomiędzy ludźmi dobrze sobie znanymi i nikt do nikogo pretensji nie miał, albowiem każdy dobrze rozpoznawał okoliczności.

I popatrzcie. Nie wiem czym zajmuje się dziś aktor grający Tomaszka, ale chyba powinniśmy za nim zatęsknić. Okazuje się bowiem, że pogańskie obrzędy, noce kupały i inne takie to jest w zasadzie standard jeśli idzie o aktywność kulturalną w niektórych rejonach. W dodatku ich organizatorzy domagają się pieniędzy, tak jakby nie rozumieli, że tego rodzaju event, aby zyskał na autentyczności i przyciągnął ludzi musi mieć własny, autonomiczny napęd. - Ktoś powie – e tam, bez promocji nikt nie przyjdzie. To nie jest prawda, bo sam pamiętam czasy kiedy prawdziwa noc kupały, z rzucaniem wianków na rzekę odbywała się w miejscowości Żyłka, powiat tomaszowski. Koledzy z internatu technikum leśnego tam jeździli, w nadziei na spotkanie jakichś pogańsko usposobionych dziewcząt, które te wianki puszczały na wodę. Ja się, przyznam od razu, nigdy nie odważyłem. Trochę żałuję, ale dawne to czasy, więc powoli mi przechodzi. Impreza na Żyłce nigdy i nigdzie nie była reklamowana, a jednak przyciągały tam tłumy ludzi. Nie wiem, może dziś to się zmieniło i organizatorzy nocy kupalnej na Żyłce biorą dotacje. Byłoby to wielce zasmucające i wstydliwe. Bo oto z imprezy autentycznej, może nie tak autentycznej jak burleska i organizowanej z mniejszym znacznie przejęciem, ale jednak, uczyniono by komercyjny szajs. Jak ktoś ma blisko do Tomaszowa Lubelskiego, może sprawdzić jak to tam teraz jest.

W przeciwieństwie do burleski, aranżowane współcześnie pogańskie obrzędy, mają dużo słabszą moc jeśli idzie o tak zwane wyczucie artystyczne. O żadnej ironii, żartach czy przymrużeniu oka nie może być nawet mowy. Normalnie jadą ze starym programem o żywiołach i ich twórczej mocy. Coś tam szepczą, w konwencji krainy grzybów, że niby satanizm albo leśne duszki czy rusałki i to wszystko. Do tego jeszcze skakanie przez ognisko w parach, taki wstęp do odbudowy mitu Los perfectos. Żeby sprawy nie nabrały całkiem złego obrotu dziewczyny występują w wiankach na głowie i szytych – ciekawe gdzie – jednakowych giezłeczkach. Butów niestety nie mają. Całość zalatuje prymitywną siermięgą, a my odruchowo rozglądamy się gdzie tu stoi ten pan, co zainkasował pieniążki na działalność kulturalną i czy ze wszystkich rozliczył się jak trzeba. Najważniejsze zaś to gdzie i u kogo te wszystkie giezłeczka pozamawiał. Bo kto wianki plótł, to już mniej istotne.

Ponieważ nic nie dzieje się bez przyczyny mam wrażenie, że oto przed nami punkt kulminacyjny tych wszystkich pogańskich przygotowań, a będzie nim film Agnieszki Holland pod tytułem „Pokot”. To jest film o dobrej czarownicy, co rozmawia ze zwierzętami. Istotą filmu zaś jest to, że ludzie są źli a zwierzęta są dobre. Dobre są także żywioły i gwiazdy, z których można czytać przyszłość. Nijak nie mogę się jednak zorientować, jak do tej swojej produkcji i jej misji pani Holland podpięła PiS, rząd dobrej zmiany i inne historie, w stronę których pluje jadem. Przecież Kaczyński nie poluje. On by nawet strzelby w rękach nie utrzymał. W przeciwieństwie do takiego Komorowskiego, którego pani Holland poparła w wyborach. W PiS poza ministrem Szyszko nikt chyba nie poluje, a w PO, nie mówiąc już o SLD myśliwych jest zatrzęsienie. I tu dochodzimy do tego samego problemu, z którym musieliśmy się zmierzyć wczoraj. Prawdziwe linie podziałów są ukryte. My ich nie widzimy, a przez to nie wyczuwamy niebezpieczeństwa. Nasi bracia Ukraińcy teoretycznie nie powinni popierać Sierakowskiego i jego środowiska, a jednak to czynią. Pani Holland nie powinna popierać Komorowskiego, a jednak to czyni. Wnoszę więc, że w tych pogańskich obrzędach nie chodzi o to wcale, by pląsać przy księżycu, ale by sprzedawać te koszule i inne gadżety. I tak doszliśmy do konkluzji, która niczym gwiazda świeciła nam od początku – jedynym uczciwym rodzajem sztuki estradowej jest burleska. Goła baba nie udaje w niej, że jest księżycową dziewicą i nie usiłuje z tego powodu naciągać na kasę instytucji państwowych i dobroczynnych.


A tutaj proszę – zajawka nowej edycji Bytomskich Targów Książki „Rozetta”.

https://www.youtube.com/watch?v=W-ijzjo1XjE

Przypominam także, że w sprzedaży mamy już II tom wspomnień Hipolita Korwin Milewskiego

Teraz ogłoszenia

Nasze książki, prócz Tarabuka, księgarni Przy Agorze i sklepu FOTO MAG dostępne będą w księgarni przy ul. Wiejskiej 14 w Warszawie, a także w antykwariacie Tradovium w Krakowie przy ul. Nuszkiewicza 3 lok.3/III oraz w księgarni Odkrywcy w Łodzi przy ul. Narutowicza 46. Komiksy zaś są cały czas do kupienia w sklepie przy ul przy ul. Przybyszewskiego 71 , także w Krakowie. Zostawiam Wam także link do elektronicznego indeksu naszych publikacji, który stworzył dla nas Pan Marek Natusiewicz. Prace są już ukończone i w indeksie są wszystkie nazwiska z naszych publikacji. Oto link:

http://www.natusiewicz.pl/coryllus/

Wszystkim serdecznie dziękuję za wsparcie naszego projektu komiksowego, który mam nadzieję, zostanie wydany już jesienią tego roku. Będzie to wielki album poświęcony spaleniu Rzymu w roku 1527. Do tej pory udało się nam zebrać ponad połowę środków potrzebnych na produkcję. Dziękuję wszystkim jeszcze raz za poświęcenie i wsparcie naszej sprawy.

Mam nadzieję, że do marca uda nam się zebrać całość. Oto numer konta

41 1140 2004 0000 3202 7656 6218

i adres pay pala gabrielmaciejewski@wp.pl

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura