coryllus coryllus
1855
BLOG

O przypadkach i znakach

coryllus coryllus Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 10

 Ponieważ wczoraj mieliśmy bardzo dynamiczną dyskusję, która zapewne będzie się ciągnąć jeszcze dziś, napiszę coś spokojniejszego.

Oto dawno temu, za każdym razem kiedy przekraczaliśmy bramę cmentarza w Nałęczowie idąc najpierw na grób babci, a potem ich obojga, matka mówiła do mnie – patrz, a tu jest pomnik żony Baszanowskiego. I ja patrzyłem, a tam rzeczywiście był ten pomnik, z piękną rzeźbą wyobrażającą głowę młodej kobiety – Anity Baszanowskiej, która zginęła w wypadku samochodowym pod Kazimierzem Dolnym. Każdego roku, kiedy tylko byłem na tym cmentarzu, matka powtarzała te same słowa. Nie wiedziałem wtedy jak zginęła Anita Baszanowska, bo nie lubię dopytywać się o takie rzeczy, ale doskonale wiedziałem kim był jej mąż Waldemar Baszanowski. Był to ulubiony sportowiec mojego ojca. Byłem za mały, żeby oglądać jego wyczyny, bo kiedy ze zrozumieniem zacząłem wgapiać się w telewizor Waldemar Baszanowski już nie podnosił sztangi. Wszyscy, którzy pamiętają tamte czasy wiedzą kim był, dwukrotnym mistrzem olimpijskim w podnoszeniu ciężarów. Szczupły, niewysoki mężczyzna, ostrzyżony na jeża, podchodził do tego olbrzymiego żelastwa i wyrywał je w górę jednym szarpnięciem. Ludzie go uwielbiali. O tym, że to on był prowadził samochód tamtego feralnego dnia, kiedy zginęła jego żona Anita, dowiedziałem się niedawno. Nie zaglądałem też już od wielu lat na jej grób, bo cmentarz trochę się zmienił i chodzimy dziś wszyscy, całą czwórką do dziadków, inną drogą.

Nie myślałem też nigdy o tym, że Waldemar Baszanowski mógł mieć brata i że brat ten także próbował swoich sił w podnoszeniu ciężarów. Miał jednak poważną wadę wzroku i musiał zrezygnować z kariery sportowej. Został historykiem, pracował na uniwersytecie w Gdańsku. Baszanowscy bowiem pochodzili z Grudziądza i Gdańsk był najbliższym ośrodkiem akademickim. Jan Baszanowski zajmował się wielce nieatrakcyjną, jeśli patrzeć z punktu widzenia ludzi powierzchownych i ubogich duchem, dziedziną – historią gospodarki. Jego żona napisała mi, że miał dużą wyobraźnię, a pisząc swoją pierwszą książkę chciał dać w niej taki opis Rzeczpospolitej, który były choć trochę zgodny z prawdą. Analizował więc mnóstwo danych liczbowych, z których wyłaniał się obraz niezwykły, obraz przypominający południe Stanów Zjednoczonych w połowie XIX wieku, w czasie wielkich przepędów bydła na północ. Jan Baszanowski napisał bowiem książkę „Handel wołami w Polsce od XVI do XVIII w.” Jego odwadze i wyobraźni zawdzięczamy to niezwykłe, całkowicie zapomniane dzieło, które wraz z innymi książkami dotyczącymi kluczowych obszarów gospodarki powinno znaleźć się w kanonie lektur człowieka aspirującego do ilorazu. Wiemy dobrze, że się nie znajdzie, bo różni durnie zrobili tam miejsce dla pani Bondy. Książkę Jana Baszanowskiego, brata słynnego Waldemara, dostałem kiedyś w postaci kserówki. Leżała tu przy mnie długo, trochę zakurzona, a ja co jakiś czas podczytywałem fragmenty. Co jakiś czas też wysyłałem maila do jakiejś osoby noszącej nazwisko Baszanowski z pytaniem, czy nie jest czasem spadkobierczynią praw autorskich po Janie Baszanowskim. Nigdy mi nie odpowiedziano. Dopiero w zeszłym roku, puknąłem się w głowę i przypomniałem sobie, że przecież znam Sławomira Cenckiewicza, a kto jeśli nie on ma wiedzieć takie rzeczy? Uniwersytet gdański to jego teren i jego matecznik. I rzeczywiście, od razu dostałem telefon do Pani Anny Baszanowskiej, niezwykłej osoby, z którą porozumiałem się w przysłowiowe pięć minut. Natychmiast podjąłem stosowne decyzje dotyczące składu i okładki i książka byłaby już dawno z nami, gdyby nie obsuwa w drukarni. Podjąłem też inną ważną decyzję – przesunąłem druk wspomnień księdza Wacława Blizińskiego, dając pierwszeństwo wołom, albowiem stwierdziłem, że nie wolno lekceważyć znaków – patrz, mówiła mi matka, tam jest pomnik żony Baszanowskiego….

Gdzie jest pomnik samego Jana Baszanowskiego tego nie wiem, ale wiedzą to z całą pewnością mieszkańcy Gdańska. Autora książki „Handel wołami w Polsce” nie będzie niestety z nami, ani na premierze, ani w czasie promocji. Zmarł bowiem w czasie pisania swojej drugiej, monumentalnej pracy „Przemiany demograficzne w Gdańsku w latach 1601 – 1846”. Praca ta została wydana w równie małym nakładzie co woły, staraniem jego żony Anny. Jan Baszanowski kończył ją, będąc już w zaawansowanym stadium choroby. Zmarł mając 47 lat. To też jest znak, jak sądzę, który nam mówi, że są rzeczy ważne i mniej ważne. Tych ważnych pilnują nie tylko ludzie mający złe zamiary, ale także różne ciemne siły, których nie możemy rozpoznać. Gdyby Jan Baszanowski kontynuował swoje dzieło, być może mielibyśmy dziś piękną, obfitą bibliotekę jego książek dotyczących handlu Polski w epoce nowożytnej i nie musielibyśmy męczyć się z rozwiązywaniem różnych zagadek. Stało się inaczej. Nie możemy jednak pozwolić na to, by ważne książki, książki potrzebne, a celowo lekceważone, ze względu na niemożność zastosowania ich w bieżącej propagandzie politycznej, ginęły i szły w zapomnienie. Ja na pewno tego nie chcę i myślę, że nie chce tego nikt przytomny. Nie możemy bowiem, staraniem sił ciemności i różnej ziemskiej podłoty, zamieć się w stado wołów pędzone na rzeź do miasta Brzeg na Śląsku. Do tego zaś prowadzą nas lektury pobieżne, oszukańcze, słabe lub nasączone propagandą, lektury łatwe, omijające ważne i konieczne dla zrozumienia naszej historii problemy.

Pani Anna Baszanowska powiedziała, że włączy się aktywnie w promocję naszej nowej książki. Miała zdaje się na myśli gdańskie środowisko naukowe oraz tamtejsze media. Nie będzie to dla niej łatwe, jak się domyślacie, mam więc nadzieję, że wszyscy, którzy znają i lubią ten blog pomogą Pani Annie w tym ważnym dziele. I wspólnie ocalimy pamięć o Janie Baszanowskim, człowieku wielkiej pasji, który odszedł od nas zdecydowanie za wcześnie. Pozostawiając dwie ważne książki i wyznaczając kierunek dalszych poszukiwań.

Tak jak już pisałem książka ta otwiera całą serię publikacji, które będą się ukazywać pod wspólnym tytułem „Biblioteka historii gospodarczej Polski”. W kolejce czeka już siedem tytułów. Mam nadzieję, że będzie to sukces. Książki będą wyróżniać się specyficzną, bardzo atrakcyjną szatą graficzną, nakłady nie będą wielkie, ale nie będą też mikroskopijne. I będą miały jedną ważną zaletę – zawartych w nich treści nie da się przerobić na koszulki patriotyczne. A to oznacza, że nasi wrogowie i nasi fałszywi sojuszniczy ni cholery z nich nie zrozumieją. I to będzie sukces największy. To tyle na dziś.


A tutaj proszę – zajawka nowej edycji Bytomskich Targów Książki „Rozetta”.

https://www.youtube.com/watch?v=W-ijzjo1XjE

Przypominam także, że w sprzedaży mamy już II tom wspomnień Hipolita Korwin Milewskiego

Teraz ogłoszenia

Nasze książki, prócz Tarabuka, księgarni Przy Agorze i sklepu FOTO MAG dostępne będą w księgarni przy ul. Wiejskiej 14 w Warszawie, a także w antykwariacie Tradovium w Krakowie przy ul. Nuszkiewicza 3 lok.3/III oraz w księgarni Odkrywcy w Łodzi przy ul. Narutowicza 46. Komiksy zaś są cały czas do kupienia w sklepie przy ul przy ul. Przybyszewskiego 71 , także w Krakowie. Zostawiam Wam także link do elektronicznego indeksu naszych publikacji, który stworzył dla nas Pan Marek Natusiewicz. Prace są już ukończone i w indeksie są wszystkie nazwiska z naszych publikacji. Oto link:

http://www.natusiewicz.pl/coryllus/

Wszystkim serdecznie dziękuję za wsparcie naszego projektu komiksowego, który mam nadzieję, zostanie wydany już jesienią tego roku. Będzie to wielki album poświęcony spaleniu Rzymu w roku 1527. Do tej pory udało się nam zebrać ponad połowę środków potrzebnych na produkcję. Dziękuję wszystkim jeszcze raz za poświęcenie i wsparcie naszej sprawy.

Mam nadzieję, że do marca uda nam się zebrać całość. Oto numer konta

41 1140 2004 0000 3202 7656 6218

i adres pay pala gabrielmaciejewski@wp.pl


coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura