coryllus coryllus
7352
BLOG

Co to są wartości artystyczne

coryllus coryllus Kultura Obserwuj notkę 29

 Pod moją wczorajszą krytyką dwóch geniuszy kina współczesnego rozgorzał spór o to kto i dlaczego jest wielkim artystą. Spór ten miał charakter bardzo dynamiczny i efektowny, wyzywaliśmy się wszyscy od różnych i było bardzo fajnie. Trzeba jednak przejść po tej rozrywce do rzeczy poważniejszych, czyli do wyjaśnienia tego na co powoływali się w przeważającej większości moi adwersarze czyli do wartości artystycznych. Kino Polańskiego i Allena jest wielkie ze względu na wartości artystyczne. Czy one są? Nikt tego nie wyjaśnił, za to zostałem, via te wartości nazwany antysemitą, folksdojczem i oszczercą. To taki wybieg erystyczny mający za cel zdobycie przewagi nad przeciwnikiem. Wyjaśniam niniejszym, że póki ja mam inicjatywę bardzo trudno jest zdobyć nade mną przewagę. Ci zaś, którzy powoływali się na wartości artystyczne nie potrafili powiedzieć o nich ani słowa. To znaczy potrafili, ale dawali tym samym dowód absolutnego niezrozumienia tego pojęcia i kryjących się za nim treści.


 

Wartości artystyczne według nich bowiem, to po prostu opinia wpływowych krytyków. Jeśli wpływowi krytycy uznają, że coś jest wartościowe to takie jest, choćby było zwykłym gównem. Tak działa sztuka nowoczesna, współczesne kino, rynek książki i kilka innych mechanizmów. Działanie to opiera się na zasadzie z samej istoty obcej naszej kulturze i cywilizacji. Nikt bowiem, w plemieniu białych, heteroseksualnych mężczyzn wyznania rzymskokatolickiego i pochodnych, nie opiera swoich ocen na opinii jakichś autorytetów, nawet bardzo wybitnych. Każdy czyni to na podstawie własnych doświadczeń, bo każdy z nas jest empirykiem, nawet jeśli błądzi. Racjonalizm to jest dobra rzecz kiedy ma się do czynienia z kredytami bankowymi i lokatami. To jest pole do działania dla takiego Urbasia na przykład, ale nie dla mnie i nie dla Her Mana. Prawdziwa wiedza bowiem i prawdziwa wielkość bierze się z praktyki, a nie z opinii i zasłyszanych sądów.


 

Czym więc są naprawdę wartości artystyczne? Wyobraźmy sobie człowieka, który rzeźbi w drewnie. Jak każdy prawdziwy artysta jest obsesjonatem i nie może myśleć o niczym innym tylko o swojej pracy. Drewna potrzebnego do rzeźbienia nie kupuje, bo to profanacja tych świętych czynności wykonywanych przezeń codziennie, on chodzi po nie do zagajnika rosnącego nieopodal jego domu i tam szuka odpowiednich sztuk. Zagajnik nie jest duży, rosną w nim różne gatunki drzew, które jak wiadomo różnią się właściwościami, twardością, odpornością na zginanie i rozciąganie, jedne są łupliwe, a inne nie. W obrębie tego samego gatunku niektóre drzewa chylą się ku słońcu bardziej, a inne mniej. Jedne mają pnie poskręcane, a inne proste jak strzała. Kąt skręcenia tych pni także jest zróżnicowany. Rzeźbiarz odwiedza swój zagajnik codziennie i codziennie od 40 lat patrzy jak drzewa rosną, jak pęcznieją pnie i grubieją włókna. Martwi się kiedy w jedynym czy drugim pniu pojawiają się infekcje grzybicze lub owadzie. Denerwuje go burza i wiatr, bo mogą połamać jego zagajnik. Irytuje go myśl o tym, że ludzie kupują drewno na pniu i przeznaczają je na opał. On zaś myśląc o drewnie, myśli jednocześnie o narzędziach ze swojego warsztatu, a patrząc na pnie, nie widzi surowca tylko anioły. Kiedy już, po latach prób, niepowodzeń i załamań, po nieudanych eksperymentach i wielkich sukcesach ma pełną wiedzę o tym swoim wycinku świata, który został mu przez Pana Boga dany, przychodzi śmierć. Zaraz zaś po niej jego następca, któremu zdaje się, że wystrugać anioła to, przepraszam za wyrażenie, pierdnąć w mąkę. I musi wszystkiego się uczyć od nowa. I teraz najważniejsze; to co jest pomiędzy rzeźbiarzem, a pniem oraz pomiędzy pniem a aniołem to są właśnie wartości artystyczne, na które powoływali się moi wczorajsi rozmówcy.


 

W filmie nie ma pni, są kadry, a w tekście są frazy. To są właściwe dla każdego z tych rodzajów twórczości moduły. Jeśli ktoś tego nie rozumie, to znaczy, że pobłądził i opowiada głupstwa. Jeśli ktoś kręci filmy i nie wie, że film to ciąg kadrów, z których każdy powinien być doskonały to znaczy, że się pomylił. Film to nie jest historia. Historia to jest tekst. Film to jest projekcja, a natura projekcji jest inna niż natura historii. Polański w tej nędznej opowieści pod tytułem „Chinatown” uparł się, by pokazać zwyrodniałego bydlaka, który nie dość, że interesuje się swoją córką, to jeszcze robi przekręty finansowe. W historii kultury europejskiej XX wieku postać taka ma głęboką historię. Zaczęło się od pokazywania złych panów domu, wykorzystujących służące, które zachodziły w ciążę, a potem truły się zapałkami i umierały, potem pokazywano zdegenerowanych synów bogatych rodzin, czyniących to samo z młodymi dziewczętami. Aż wreszcie, kiedy służące i dziewczęta zaczęły protestować przeciwko tej bzdurze, zabrano się za szacownych obywateli wmawiając im, że są pedofilami i złodziejami. Roman Polański, mając świadomość swoich skłonności, nakręcił film, w którym występuje stary dziad z twarzą buldoga, co zrobił dziecko własnej córce. Wpisał się tym samym na długą listę propagandystów przekonujących widza, że tylko ludzie bez możliwości finansowych, ludzie z marginesu, ludzie podejrzanych zawodów i konduit są coś warci. Nie on pierwszy i nie ostatni. O kadrach w tym filmie nie chce mi się nawet pisać.


 

Allen zaś czyni jeszcze gorsze rzeczy. Dla niego wartości artystyczne to psychologia kuchenna lub fragmenty tak zwanych „wybitnych dzieł literatury i kina”. To jest po prostu żenada, nędza wynikająca z ubogiego budżetu, wielkich ambicji i potężnego parcia na szkło. Te filmy są do niczego. Tworzywem reżysera jest kadr. Jeśli ktoś widział absolutnie wybitny i bezkonkurencyjny film pod tytułem „Żywot Mateusza”, w którym Pieczka gra nieszczęśliwego i wrażliwego chłopaka nie potrafiącego poradzić sobie z emocjami, ten zrozumie o czym mówię. Jest tam taka scena kiedy Pieczka przechodzi przez most, widać w kadrze tylko jego profil, w tle przejeżdżającą przez rzeczkę furmankę. Do tego muzyka. Jest to najlepszy kadr w całym światowym kinie. Ja przynajmniej nie znam lepszego.


 

O tym, by oceniać wartości artystyczne w takim czy innym dziele nie wystarczy więc powoływać się na jakieś rabiniczne mądrości krytyków. Trzeba pamiętać, że Adriej Rublow przez dwanaście lat mył pędzle w warsztacie swojego mistrza zanim pozwolono mu namalować cokolwiek. To jest źródło wartości artystycznych, a nie bełkot z gazet. A ponoć gdzieś pod Rabką mieszka gość, Kowalczyk się nazywa, albo podobnie, który wyciąga z rzeki pnie czarnego dębu i rzeźbi z nich anioły. Łączy to ciemne drewno z białym lipowym. Ponoć wygląda to bardzo dobrze. Ktoś coś o nim słyszał?


 

Na stronie www.coryllus.pl znajdziecie moje nowe książki, a w nich opowieści o polskich artystach, bardzo dobrych, ale całkiem zapomnianych. Właśnie przez to, że doskonale zdawali sobie sprawę z tego czym są artystyczne wartości, a czym opinie krytyków. Polecam.

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura