coryllus coryllus
4302
BLOG

Pożeracze

coryllus coryllus Kultura Obserwuj notkę 32

 Kiedy siedziałem na tych całych targach książki miałem przed sobą telebim. Całe szczęście głos był wyłączony, choć samo oglądanie również narażało człowieka na poważny stres. Oto okazało się, że ludzie których znamy z gazet, ludzie z których szydzimy z powodu ich chronicznej głupoty, agresji i chamstwa, są po prostu omnibusami. Pokazywali tam, na przykład Tomasza Jastruna. Wyobraźcie sobie, że on nie jest felietonistą, dziennikarzem czy nawet pisarzem, on jest jeszcze do tego wszystkiego jeszcze trenerem. Tak właśnie, trenerem. Trener Jastrun na stadionie narodowym można by śmiało rzec, bo on tam się pojawił osobiście i ja miałem okazję go widzieć. Eichelberger, który jest od Jastruna znacznie przytomniejszy, nie przyszedł, była tylko jego książka. Prócz trenera Tomasza, na targach był jeszcze młody Stuhr. Przemknął on koło mojego stoiska ostatniego dnia, jak typowy stuhr właśnie, rozglądając się nerwowo na boki. Miał na sobie takie bardzo niebieskie dżinsy i marynarkę w identycznym kolorze. Stuhr prócz tego, że jest aktorem, konferansjerem, że robi dubbing, że śpiewa, jest jeszcze pisarzem. Tak właśnie, pisarzem. Pisarką jest również Monika Jaruzelska, która prowadziła wywiady z innymi pisarzami oraz Kamil Sipowicz, który w sobotę zabłąkał się na nasze stoisko, a mój kolega rozpoczął z nim dyskusję o Jezusie. Sipowicz w ogóle nie rozumiał co się do niego mówi i w kółko gadał o tym, że on jest pisarzem, że napisał książkę o grzybkach halucynogennych i trzeba ją koniecznie kupić, bo już starożytni Słowianie te grzybki jedli i mieli wizje. I to właśnie było i jest zdaniem Sipowicza szalenie uwodzicielskie, ale potem przyszedł ten pieprzony Kościół i nazwał grzybki diabłem i jest tak jak jest. On, znaczy Sipowicz, musi teraz się ukrywać ze swoją pasją do grzybów, dlatego właśnie zaprosili go na największe w kraju targi, żeby opowiedział jak to było naprawdę.

Niedaleko nas było stoisko jakichś ubogich satanistów ze Zgorzelca, którzy lansowali się na gołych babach, na jakichś niemieckich filozofach z początku XIX wieku, a w logo mieli taki cień szatana, z widłami w ręku, rogami na głowie i kutasem jak dyszel, no może jak pół dyszla.

Generalnie tematyka satanistyczno organistyczna dominowała na tej imprezie. Koło mnie, zaraz obok z lewej strony siedzieli sprzedawcy czytników, położyli oni na ladzie taki czytnik, w którym widać było tekst. Był to tekst reklamowy, mający zwrócić uwagę przechodniów na towar i stoisko. W tekście tym chodziło o to, że jakaś pani rozpina jakiemuś panu spodnie. Tak według menedżerów z tej firmy należy lansować czytniki Kindle.

Na jednym ze stoisk umieszczonych w tej części dla lepszych i bardziej z organizatorem zaprzyjaźnionych wydawnictw leżały stosy książek autorki, która nazywa się Elwira Watała i o ile dobrze pamiętam jest pracownicą Uniwersytetu Śląskiego. Tytuły tych książek są jeszcze bardziej uwodzicielskie niż grzybki Sipowicza, brzmią, na przykład tak: „ Wielcy Zboczeńcy”, „Kochankowie caryc rosyjskich” albo może carów? Nie pamiętam dokładnie. Była jeszcze książka Watały pod tytułem „Wielkie nimfomanki” i inne podobne produkcje. Wszystkie z cyckami na okładce, oczywiście nie w jakiejś wersji pop, o wulgarności nie było mowy, tam były same reprodukcje najlepszego malarstwa z dawnych czasów.

Naprzeciwko Watały reklamowano książkę Balcerowicza, który także okazał się być pisarzem. Co za niespodzianka proszę Państwa.

Ja tu nie chcę szydzić bynajmniej, chcę tylko zwrócić uwagę, że ten sposób lansowania miernot spowoduje, że terminy płatności w hurtowniach książek wynosić będą niedługo 700 dni, a wszyscy udawać będą, że jest okay.

Przedwczoraj przyszedł na nasze stoisko pewien młody człowiek, który powiedział, że jest mediaworkerem. Zapytałem go co to znaczy. Otóż okazuje się, że nie ma dziś już dziennikarzy, są tylko mediaworkerzy i publicyści, czyli „nasi”. Ja niby wiedziałem to już wcześniej, ale dopiero on podał mi pełną definicję tej nędzy. Otóż chodzi o to, by tacy jak on i jemu podobni absolwenci uniwersytetów stanowili glebę i nawóz dla takich jak Stuhr, Watała i Balcerowicz oraz Libera, którego książki sprzedawano za moimi plecami, na stoisku wydawnictwa „Więź”. Zwróciłem na to uwagę prezesowi sieci hurtowni „Azymut”, który także pojawił się na moim stoisku razem z panem z firmy „Demart”, winnej mi dużo pieniędzy za dystrybucję „Baśni”. Tak, tak, to jest ta sama firma, która wydaje książki Igora Janke, nie mylicie się. No i próbowałem im to wytłumaczyć, tę biedę i tę nieuczciwość wobec pokoleń, które wchodzą w życie. Oni jednak popatrzyli na mnie z tą samą przenikliwością jaką dostrzec możemy u ludzi zachęcających przechodniów na bazarze Różyckiego do gry w trzy karty, a potem jeden powiedział: bo panu się wydaje, że jest pan jedynym autorem, a to nie jest prawda. I poszli.

Chłopak, z którym rozmawialiśmy potem, studiował na KUL i nagle, kiedy już nam opowiedział o tym mediaworkerstwie, zapytał z nieukrywaną naiwnością, dlaczego uczelnia katolicka nie nawiązuje kontaktów z innymi katolickimi uczelniami, dlaczego nie ma wymiany studentów i jakichś spotkań.

I cóż ja mogłem mu rzec na tych strasznych targach? Nic nie odpowiedziałem, bo tam przecież leżała niedaleko ta cała Watała z Uniwersytetu Śląskiego, a problem ten nie dotyczy tylko uczelni katolickich. Prawda? Nie ma żadnych międzyuczelnianych więzi pomiędzy humanistami z Polski? Nie ma czy się mylę? Jak to wytłumaczyć? Bardzo prosto. Jeśli mamy organizację sieciową zajmującą się kształceniem młodzieży w duchu humanistycznym, to organizacja ta musi wykazywać się jakąś dynamiką, musi być wymiana, ruch i dyskusja. Jeśli tego nie ma, zachodzi podejrzenie, że charakter tej organizacji, opisywany tak jak do tego przywykliśmy, jest fikcyjny. Każda zaś z tych placówek jest oczywiście częścią jakiejś sieci, ale bynajmniej nie mającej w szyldzie humanizmu, ani nawet Polski. Innego wyjścia nie ma. Tak po prostu być musi. Niech więc nikt mi tu nie pieprzy jak nieszczęśliwy jest uniwersytet bo wszyscy go atakują, nie chcę słuchać o niskich zarobkach profesorów i doktorów. Sami jesteście sobie winni. I zostaniecie za to rozliczeni już niedługo, przez tych wszystkich mediaworkerów, którym zmarnowaliście 5 lat życia kłamiąc w żywe oczy.

Nie ma żadnego uniwersytetu, nie ma rynku książki i nie ma pisarzy. Są tylko pożeracze dusz i faceci od gry w trzy karty. Wszystko to było wyraźnie widać na targach książki. Bezczelność tych ludzi nie ma już żadnych granic, po prostu żadnych. Na następne targi wezmę ze sobą taką mahoniową, murzyńską pałę, którą kupił mi kolega w Londynie. Jak tylko pojawi się w okolicy Sipowicz, albo Balcerowicz, albo choćby tylko ta Watała, czy nawet ten cały prezes „Azymutu” i zaczną coś brzechać, od razu będą walił w łeb. I to będzie dobra, tania, uczciwa promocja, prawdziwego pisarza.

 

Ponieważ tak się złożyło, że w najbliższych tygodniach będę miał kilka wieczorów autorskich chciałem niniejszym podać ich plan, gdyby ktoś miał ochotę wziąć udział w takim spotkaniu. Plan ten nie będzie dokładny, bo sam jeszcze nie znam wszystkich szczegółów. Powiem więc to co wiem/

Spotkanie w Łodzi odbędzie się 23 maja, a nie 22 maja jak błędnie podałem rano, ulica Tuwima 28, niedaleko Biblioteki Wojskowej, która mieści się przy Tuwima 34

24 maja spotkanie w Hajnówce, w bibliotece miejskiej, prawdopodobnie o 18.00

27 maja spotkanie w Błoniu, o 18, w willi „Poniatówka”

9 czerwca, spotkanie w Warszawie w lokalu „Zachcianek” przy ulicy Miedzianej.

14 czerwca spotkanie w Kielcach, nie wiem niestety gdzie i o której godzinie

21 czerwca spotkanie w Zielonej Górze, także w nieznanym mi jeszcze miejscu

22 czerwca spotkanie we Wschowie, nie znam miejsca i godziny

Gdzieś pomiędzy 7 a 12 lipca będę miał prawdopodobnie spotkanie we Wrocławiu, a 12 lipca w Nysie. I to na razie tyle. Wszystkich zainteresowanych zapraszam także na stronę


 

www.coryllus.pl

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura