coryllus coryllus
3750
BLOG

Uciekajmy! Będą promować Polskę za granicą!

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 109

Formuła – promocja Polski za granicą, jest obok innej – panie, a jak trafić do młodzieży, moim ulubionym humbugiem. I oto uciecha jaką mam zawsze kiedy słyszę, że jeden z drugim będzie promował Polskę za granicą, została wczoraj podkręcona, bo okazało się, że mamy nowych macherów od promocji Polski. Są to panowie Świrski, Mistewicz i Korsuń. Tego ostatniego słabo kojarzę, a tych dwóch omawialiśmy tu już wielokrotnie, pozostaje nam więc dziś nie szydzić, ale zastanowić się nad tym czego oni nie rozumieją. Skąd ja wiem, że nie rozumieją? Bo gdyby serio traktowali tę całą promocję Polski, to byśmy nawet nie usłyszeli o tym, że ktoś ją koordynuje. Tu zaś mamy aż trzech kierowników, a każdy będzie odpowiadał za co innego. Potem zaś będzie się ich rozliczać z roboty zliczając ile razy zagraniczne gazety użyły słowa „Polska” na swoich łamach w poszczególnych kwartałach roku.

Napisałem wczoraj w komentarzu, że frankistowska Hiszpania promowana była, bezwiednie może i z niechęcią, ale była promowana przez osobnika nazwiskiem Salvador Dali. To on był latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, tym co poseł Wenderlich nazwał kiedyś, w czasie rozmowy telefonicznej z dziennikarzem Gabrielem Maciejewskim, „kwintesencją hiszpańskiego ducha”. Czy Świrski albo Mistewicz przypominają choć trochę Salvadora Dali? No nie, z całą pewnością nie. Być może przypomina go Korsuń i z tego właśnie wziął się pomysł, żeby ich w roli tych promotorów poobsadzać. No dobra, miałem nie szydzić....

Już kiedyś rozmawialiśmy tutaj o tym, co oni nazywają promocją, a co w ich rozumieniu i dostępnych im wymiarach jest zwyczajnym przewalaniem budżetów. Świrski będzie je przewalał z grymasem zwątpienia i cierpienia na ustach i świadomością, że przecież coś z tymi pieniędzmi trzeba zrobić, a on poza rozdawaniem ich kolegom nie bardzo wie co. I będzie w tym w pewien sposób szczery, a może nawet wzbudzi czyjeś współczucie. Moje w zasadzie już wzbudza. Mianowanie bowiem Macieja Świrskiego szefem promocji to zagranie podobne do – teoretycznego – mianowania Benedykta Korczyńskiego z powieści „Nad Niemnem” dowódcą floty Pacyfiku. Mistewicz zaś będzie robił to, co zwykle, czyli udawał znawcę zagadnień międzynarodowych przed milionami widzów i jeszcze się będzie chwalił swoimi dokonaniami. Korsunia nie widziałem chyba nigdy więc nie umiem zgadnąć do czego jest on zdolny.

Jak już kiedyś ustaliliśmy mistrzem promocji jest Wielka Brytania, tam bowiem efekt w zestawieniu z kosztami promocji robi wrażenie piorunujące. Ustaliliśmy także, że nie może być promocji w oderwaniu od realnej polityki. To znaczy może, ale kiedy przychodzi godzina próby kampanie promocyjne nie wytrzymują ostrzału czołgów. Dobrze jest więc, kiedy ten, tak zwany wizerunek kraju, jest choć trochę urealniony. W Polsce do tej pory promocja polegała na tym, że od czasu do czasu rząd zlecał nakręcenie jakiegoś krótkiego filmu ukazującego różne lokalne atrakcje, a potem ktoś tam dyskutował przez kilka tygodni na ten temat. I to wszystko. Ja się jednak obawiam, że tym razem czekają nas tak zwane działania z rozmachem. No, ale może nie, może się powstrzymają.

Wróćmy do Wielkiej Brytanii. Oni mają bezwzględną przewagę nad wszystkimi, bo to oni dyktują w jakich konkurencjach startują poszczególni zawodnicy. To znaczy na przykład, że Hiszpanie mogą mieć najlepszych piłkarzy, ale wszyscy wiedzą, że piłka została wymyślona na Wyspie. Jeśli idzie o muzykę młodzieżową, której słucha mój sześćdziesięcioletni kolega Toyah, to wszyscy mogą jedynie naśladować Brytyjczyków, tak jak w konkurencji „filmy fabularne” wszyscy z wyjątkiem Brytyjczyków usiłują naśladować Hollywood. I co teraz zrobią Świrski, Mistewicz i ten trzeci? Ustawią się w ogonku i będą aspirować i oczekiwać aż ktoś ich zauważy? No jasne, że tak, a niby co mają zrobić? Po wszystkim zaś powiedzą – no wiecie, wyszło jak wyszło, bo konkurencja była silna. No więc promocja prawdziwa polega po pierwsze na ustanawianiu własnych konkurencji, które na zawsze pozostaną nasze, nawet jeśli będziemy ponosić w nich klęski. Ktoś powie, że to łatwe, trzeba natychmiast zorganizować festiwal piosenki patriotycznej i zaprosić nań Karela Gotta. Reszta zrobi się sama. No właśnie, nie....trzeba się w ogóle trzymać z daleka od opcji takich jak festiwal i patriotyzm. Ja już widzę miny naszych niedzielnych patriotów, którzy to czytają...jak to trzymać się z daleka? Nie zakładać głupich, biało czerwonych czapek z dzwonkami? Nie machać flagami? Nie skandować podskakując na ulicy? Jak to? Dlaczego? No tak to. W tej promocji, moim zdaniem, należy przede wszystkim obniżać koszta. Festiwale to radziecki sposób na promocję, a Eurowizja dowodzi nam dziś, że także tęczowy. I nic więcej się z tego nie wyciśnie. Z filmami jest jeszcze gorzej, bo ta czyhająca na ogłoszenie preliminarzy budżetowych banda złodziei, która jest zawsze przy każdym filmie obecna, nie da się pokonać. Pozostaje sport, ale w sporcie jak wiadomo rządzą działacze, a tych trzeba by po prostu pacyfikować miotaczami ognia, żeby polski sport zaczął jako tako wyglądać. Żeby ująć rzecz jednym zdaniem, Polsce nie potrzebna jest promocja, tylko normalność, to znaczy motywujące ludzi okoliczności plus jasno określona misja. Pozwólcie ludziom działać, a będzie promocja Polski i zrobi się ona sama, bezkosztowo. Dziś jedynym człowiekiem serio promującym Polskę jest Lewandowski. To co będą czynić ci trzej, opisani wyżej, będzie zaś jak najdalsze od Lewandowskiego i jak najbliższe Michała Szpaka, który się właśnie wybiera na festiwal Eurowizji. Skąd ja to wiem? Bo promocja Polski w Polsce polega na zadowalaniu środowisk, którym się zdaje, że są tejże Polski kwintesencją. W obecnym momencie dziejowym mamy do czynienia z dwoma formacjami wyrastającymi z jednego pnia właściwie, roszczącymi sobie prawo do wyłączności na Polskę. Są to potomkowie czerwonych, którzy nazywają siebie potomkami liberalnej inteligencji i potomkowie socjalistów w wersji soft, którzy nazywają siebie patriotami i katolikami. O tym, by ktokolwiek poza nimi rzekł choć słowo na temat Polski w tak zwanej sferze publicznej, nie może być mowy. Nie może być też mowy o tym, by inne niż narzucone przez nich kwestie były dyskutowane. Tak więc i teraz owa promocja będzie wynikiem konsensusu pomiędzy tymi grupami. I ja Wam mówię, że to świetnie, bo czeka nas kupa śmiechu i niezłe jaja. Dlaczego ja tu tak silnie akcentuję tę „niemożność”? Otóż dlatego, że każda uczciwa dyskusja natychmiast te środowiska demaskuje i unieważnia. Dobrze to widać na przykładzie naszych trzech tenorów-promotorów. Polsce potrzeba trzech Lewadowskich i jednego Salvadora Dali, a nie trzech gości w garniakach z brzuchami wylewającymi się zza pasków spodni, którzy będą dzieli kasę i opowiadać jacy są fajni. Oni zaś, ci trzej, powołani zostali do tego właśnie, by pilnować żeby się tu żaden więcej Lewandowski czy nie daj Bóg jakiś Dali nie pojawili Oni zostali powołani do tego, by utrzymać w mocy obowiązujące narracje. Tylko o to chodzi w tej całej promocji i o nic więcej.

Teraz trochę o naszych sprawach, które mają o wiele mniejszy, ale wcale przez to nie mniej istotny wymiar. Oto miałem nie pojawić się na Warszawskich Targach Książki, które odbywać się będą w dniach 19-22 maja na Stadionie Narodowym. Pojawię się jednak. Dostałem od organizatorów bardzo korzystną propozycję. Tak więc w dniach 19-22 maja zapraszam na Stadion narodowy. Będzie mnóstwo niespodzianek, aż drżę cały na myśl o nich, bo z całą pewnością się ich nie spodziewacie. Toyah też będzie, przyjedzie w sobotę i w niedzielę.

 

Teraz ogłoszenie. To ważne ogłoszenie i chciałbym, żeby wszyscy je dobrze zrozumieli. Targi, które odbędą się w dniach 4-5 czerwca w Bytomiu nie są miejscem lansu dla polityków. Politycy mogą tam oczywiście wejść, ale muszą wcześniej kupić bilet, bo impreza jest biletowana. Powinni też zostawić w domu immunitet, bo to nie jest impreza dla nich, ale dla czytelników i wydawców. Jeśli jakiś polityk pojawi się tam i zacznie się popisywać wezwiemy do niego policję, a w skrajnych przypadkach karetkę z kaftanem bezpieczeńśtwa. I wszystko nagramy. Odmówiliśmy już kilku z nich i odmówimy wszystkim, którzy będą się domagać wpuszczenia na targi na jakichś specjalnych warunkach. Nie ma mowy! Jedynymi obecnymi tam politykami będą przedstawiciele władz miasta Bytomia, które jest współorganizatorem targów. To wszystko. Lepiej będzie jeżeli politycy zrozumieją tę deklarację właściwie i się do niej zastosują.


 

Zbliżają się targi książki w Bytomiu, zapisywać się już nie można, lista jest zamknięta. Mam jednak coś do zakomunikowania. Oto w trakcie targów publiczność będzie wybierać najbardziej popularnego autora. Będą kupony rabatowe i będzie można głosować na tego autora. Bardzo proszę o nie oddawanie głosów na mnie, albowiem włączyłem się w organizację tej imprezy i nieładnie byłby, żeby organizator startował w zawodach, które przygotowywał.

Nagrodą dla najpopularniejszego autora będzie emaliowana rozeta z brązu, z odpowiednią dedykacją. O wiele gustowniejsza niż ta cała Nike. Nie mówiąc już o złotej rybie z gipsu, co ją sobie „nasi” wręczają.


 

Ważna informacja! Tragi objęte są patronatem medialnym TVP Katowice, na imprezie akredytowane będą ekipy nagraniowe, którym akredytacje wystawił organizator. Nikt kto nie ma akredytacji nie będzie mógł nagrywać i robić wywiadów z gośćmi targów. Piszę to teraz, jasno i wyraźnie, żeby nie było potem niedomówień.


Ja zaś zapraszam na stronę www.coryllus.pl, do sklepu FOTO MAG, do księgarni Tarabuk i do księgarni Przy Agorze oraz do antykwariatu Gryf przy ul. Dąbrowskiego.


 

Na koniec jeszcze krótka pogadanka o targach książki w Bytomiu. Przepraszam wszystkich, za to machanie rękami, ale inaczej nie potrafię i do telewizji się jak widać nie nadaję.


 

http://rozetta.pl/slow-o-targach/


 

http://rozetta.pl/zaproszenie-na-targi/

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka